"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Przemytnik słów Natalio Grueso

"Nikt nie wie ‌o samotności tyle co ‌ja. Nikt. Ani ‌ten, ‌kto nigdy nie poczuł, ‌czym są ‌zimne stopy obok w łóżku ‌w długie zimowe ‌noce, ‌ani ten, ‌kto nigdy ‌nie poznał czułości ‌palców mydlących ‌włosy, ‌ani gruby dzieciak, ‌z którym ‌nikt nie chce ‌się bawić na przerwie, ‌ani pryszczata dziewczyna ‌w okularach, która przeczytała ‌wszystkie ‌książki z biblioteki ‌na ‌wsi, gdzie ‌spędza wakacje, bo ‌nie ma żadnych ‌koleżanek. Nikt."

Tak, ma sporo magii w sobie ta książka - troszkę klimatów Zafona, troszkę klimatów poetyckich, ale... to z pewnością nie moja bajka.


Sądzę, że miłośnicy tego rodzaju specyficznej sennej narracji i tego rodzaju opowieści będą zachwyceni. Jak dla mnie za dużo takiego chyba odrealnienia i pozorów, że nic się ze sobą nie łączy, kiedy tak naprawdę wspólna nić się snuje. Alegoryczności tam też sporo da się wyczuć, choć chyba namacalnie jej tam nie ma...

Czuje się klimat, ale do zachwytów mi daleko. 

Podobała mi się historia prawie creepy stalkera i Spełniacza marzeń oraz sam pomysł zawodu Księgoterapeuty - chciałabym, żeby taki zawód istniał i był opłacalny XD

Polecam, choć nie każdemu. Miłośnikom książek może:)

MOJA OCENA: 6/10



PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Dla ‌Judit

Nikt nie wie ‌o samotności tyle co ‌ja. Nikt. Ani ‌ten, ‌kto nigdy nie poczuł, ‌czym są ‌zimne stopy obok w łóżku ‌w długie zimowe ‌noce, ‌ani ten, ‌kto nigdy ‌nie poznał czułości ‌palców mydlących ‌włosy, ‌ani gruby dzieciak, ‌z którym ‌nikt nie chce ‌się bawić na przerwie, ‌ani pryszczata dziewczyna ‌w okularach, która przeczytała ‌wszystkie ‌książki z biblioteki ‌na ‌wsi, gdzie ‌spędza wakacje, bo ‌nie ma żadnych ‌koleżanek. Nikt.
Ani staruszek, ‌któremu pielęgniarka ‌w domu opieki ‌ociera ‌ślinę, czekający, że ‌na Boże Narodzenie ‌przyjdzie do niego ‌któreś z trojga jego dzieci. ‌Nikt.
Ani pozbawiony wszelkich ‌nadziei ‌rozbitek na desce pośród ‌nieznanego ‌oceanu, ‌ani skazaniec w celi śmierci ‌czekający na ostateczne porażenie ‌prądem. ‌Nikt.
Nadchodzi moment, w którym ‌samotność staje się tak głęboka, że przenika do kości, niczym wilgoć w zaułkach Wenecji w chłodzie styczniowych poranków, potworne zimno, zżerające człowiekowi wnętrzności, paraliżujące mowę i porażające palce. Zimno przeraźliwe, które nie pozwala oddychać, które zmienia człowiekowi twarz w maskę żałosnego klauna, płaczącego łzami zamarzającymi po chwili na oszronionych rzęsach. A dusza skrzypi, niczym wręgi statku tonącego pośród burzy. I trwoga zapiera dech.
Potem, po wyczerpaniu nadchodzi sen. Ale jest zbyt późno, już nie można spać.
Przyjechałem do Wenecji, bo jest najbardziej melancholijnym i samotnym miastem na świecie. Zajmuję małe mieszkanie w dzielnicy Dorsoduro. I w tym mieszkaniu każdej nocy staje się sprawiedliwość, dzieją się rzeczy, które rzucają wyzwanie rzeczywistości i przeznaczeniu, łagodzą okrutny wyrok skazujący mnie na tę przeklętą samotność.

BURDEL NA DORSODURO


Każdego wieczoru, kiedy słońce chowało się na zachodzie, młoda Japonka o nieśmiałym uśmiechu i oczach koloru miodu siadała przy biurku i otwierała listy, które wrzucono jej do skrzynki. I co wieczór znajdowała tam, w kopertach wypełnionych historiami i wierszami, jakiś skarb, precyzyjne słowo, nieskrępowany liryzm, czystą namiętność.
„Gdybym nie wierzył w ponowne spotkanie, śmierć nadeszłaby zaraz po naszym rozstaniu”.
Jakiż piękny wers napisał, pomyślała. Sądzę, że dziś zostanie moim wybrankiem.
I tak co wieczór, kiedy słońce zachodziło za horyzont, młoda Japonka o nieśmiałym spojrzeniu i oczach koloru miodu wprowadzała odrobinę sprawiedliwości do świata owładniętego chaosem, kroplę buntu przeciw twardym regułom życia, zgodnie z którymi niemal nigdy nie wygrywa ten, kto na to zasługuje.
Nieważne, czy byłeś piękny, czy brzydki, bogaty czy biedny, mężczyzna czy kobieta, roześmiany czy zmartwiony, elegancki czy obdarty, silny czy słaby. Nieważne, czy w nieubłaganej loterii zalet natura była dla ciebie hojna, obdarowała cię wdziękiem i urodą, czy też skazała cię na straszliwy wyrok przeciętności. Tutaj liczyły się tylko słowa, napisany wiersz, uczucie przelane na papier. Takie panowały zasady w świecie młodej Japonki, autor opowieści, któremu udało się ją wzruszyć, był tym wybranym. I tak każdej nocy. Tak po prostu. I Keiko, bo tak miała na imię Japonka, szła do łóżka z wybrankiem.
Każdego wieczoru, kiedy słońce kryło się na zachodzie, pokój, w którym mieszkała Keiko, stawał się burdelem, burdelem na Dorsoduro.
Jest w Wenecji miejsce o nazwie piazzetta del Principe della Follia. Na tym placyku jest kawiarnia, której nielicznymi bywalcami są ludzie ciągle niechcący opuścić tego pięknego, zrujnowanego statku, tonącego centymetr po centymetrze. Niełatwo jest znaleźć to miejsce. Zależnie od tego, skąd idziemy, trzeba minąć kilka mostów albo sotoportego, obejść kanał i wrócić niemal do punktu wyjścia, potem przejść przez podwórze.
Przy trzech małych stolikach i na półtuzinie krzesełek klienci mogą usiąść na świeżym powietrzu w dni, kiedy pozwala na to pogoda. Zazwyczaj docieram tam tuż przed południem, z gazetą pod pachą, w długiej pelerynie, kiedy jest zimno, w białej panamie w upalne dni.
Kelner już nie pyta, co zamawiam. Buon giorno, signore i tak dalej. Zajęło mi to ponad rok, rok psiej wierności, dzień w dzień o tej samej porze, przy tym samym stoliku, ten sam napój. Ale w końcu udało mi się, po kilku minutach stary krzykacz, który szefuje w kawiarni od czasów, kiedy w mieście rządził jeszcze jakiś dawny Dux, pojawia się z doskonale przygotowanym aperitifem, świetnym spritzerem, sami wiecie, trochę aperolu, białe wino, trochę wody sodowej i wermut.
Czas płynie tam powoli, leniwie. Z dala od tabunów turystów pożerających miasto życie na placyku toczy się niczym spokojna rzeka, codzienny nurt leniwie przelewający się korytem nigdy nie ustaje (...)


***

Keiko to urokliwa Japonka, która spędza każdą noc z innym mężczyzną. Wystarczy, że zdoła on poruszyć ją za sprawą własnego wiersza bądź opowieści. Słowa zapalają w niej ogień namiętności i pasji. I tak każdego wieczora Keiko tworzy swój prywatny teatr poezji i rozkoszy. Bruno Labastide to podstarzały i samotny Francuz , który żył z oszukiwania kobiet. Po latach luksusu, hedonizmu i naciągania osiada w Wenecji i tam, w mieście melancholii i dekadencji spotyka fascynującą Japonkę. Bruno, niezwykły bajarz i oszust o urzekającym, rozbrajającym kobiety uśmiechu, nie jest w stanie uzyskać wstępu do jej raju, ponieważ, ku własnemu zaskoczeniu, gdy zbliża się do japońskiej piękności, kończą mu się pomysły na przejmujące opowieści. Mężczyzna spędza całe dnie na poszukiwaniu doskonałej historii.

W książce Natalio Grueso prócz Kaiko i Bruna występują bohaterowie, którzy na długo zawładną myślami czytelników. Jest tam m. in. komentator sportowy Ricardo Kublait, który relacjonuje mecze zgodnie ze swoimi marzeniami a nie rzeczywistością i niszczy karierę, Horacio Ricotta, który przepisuje książki na receptę, podobnie jak lekarz lekarstwa, ale utrzymuje się z pracy konsjerża w biurowcu.

„Przemytnik słów” to subtelna podróż, pełna wzruszeń, marzeń i głębokich uczuć, prowadząca przez Paryż, Wenecję, Buenos Aires, Szanghaj, Gwatemalę, ukazując to, co pozostało z życia barwnych bohaterów – samotność i porażkę. Historie zawarte w tej książce to mieszanka bólu przeplatającego się z miłością. Ta wyjątkowa lektura niesie ze sobą wiele pozornie różnych opowieści, które uzupełniają się niczym elementy skrupulatnie opracowanej układanki, tworząc zadziwiający pejzaż życia. Nastrojowe historie dotykają do żywego i są niczym wędrówka po magicznej krainie uczuć z poruszającym zakończeniem.










Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger