"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą las. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą las. Pokaż wszystkie posty
Obserwatorzy A.M. Shine

Obserwatorzy A.M. Shine

"Te sworzenia są nikczemne. Bawią się ludźmi. I wygląda na to, że sprawia im to frajdę."

Szczerze?

Beznadziejny początek. B E Z N A D Z I E J N Y. 

A szkoda, bo dobry początek to zazwyczaj sukces całej powieści. 

Zazwyczaj.

Całe szczęście tu tak nie było. Po mega nijakim wstępie, kompletnie niekompatybilnym z moją percepcją (gdzie ze strony na stronę obiecywałam sobie to przekartkować...), nagle okazało się, że zaczyna tak naprawdę coś się dziać- i to nie tylko w akcji.

A jak się zaczęło-gdzieś tak mniej więcej od prawie połowy, tak już potem było całkiem nieźle, na tyle, że na bank pomysł tej powieści zostanie mi w głowie.

Warto więc zacisnąć zęby na początku.

Lubię takie twisty. Bardzo nawet, a były tam takie dwa bardzo smaczne i bardzo creepy,  które wywołują od razu ciareczki, a nawet lekki szoczek. Atmosfera odrealnienia, która okazuje sę nieprzekraczalna. Zaufanie, które okazuje się oszustwem. Rzeczywistość, która zostaje naruszona. 

Czad.

Bardzo mało jest powieści w takich klimatach, dlatego warto docenić każdą. I w stosunku do tych,które czytałam do tej pory (Odmieniec, Skradzione dziecko), Obserwatorzy klasują się dość wysoko.

Gdyby jeśli narracja była bardziej przystępna, byłoby naprawdę super! 

Rewelacyjna postać Madeline!

Pomysł 10/10. Przekaz duuużo niżej.

Ekranizacji nie oglądałam, bo na Maxie obraz jest tak ciemny, że nie widziałam, na co patrzę... Nadrobię.

Edit. Nadrobiłam i stwierdzam, że film można oglądać tylko po przeczytaniu książki, wtedy ma mega swój urok i zarąbiasty soundtrack.


MOJA OCENA: 7/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

TU

***

Powieść została zekranizowana z Dakotą Fanning w roli głównej i m. Night Shyamalanem jako producentem.


Koszmar dopiero się zaczyna...

Ten las nie widnieje na żadnej mapie, a każdy samochód psuje się na linii drzew. Również w przypadku Miny.


Kobieta pozostawiona sama sobie, zostaje zmuszona do wejścia w ciemny las, tylko po to, aby natrafić na krzyczącą do niej kobietę. Muszą uciekać i ukryć się w betonowym bunkrze.


Gdy tylko drzwi zostają zamknięte, coś atakuje budynek. Krzyki z lasu brzmią nieludzko...


Mina odkrywa, że jedna ze ścian została zastąpiona szybą, która nocą zamienia się w weneckie lustro. Ona nie może zobaczyć obserwatorów, ale oni widzą ją.


Zasady przetrwania są proste, a jedną z nich jest to, że kiedy po zmroku zapala się automatyczne światło, wszyscy muszą pozostać w jego kręgu. To, co wyłania się z lasu, lubi obserwować uwięzionych ludzi, a straszne rzeczy dzieją się każdemu, kto nie dotrze do bunkra na czas.


Przerażona i uwięziona wśród obcych Mina desperacko poszukuje odpowiedzi. Kto lub co znajduje się po drugiej stronie szyby i dlaczego przetrzymuje ludzi, obserwując każdy ich ruch?


Droga Kości Christopher Golden

Droga Kości Christopher Golden

"A co właściwie stało się w Akucku?

Porzucone domy. Pootwierane drzwi. Ślady stóp na śniegu. Wymarłe miasteczko, nie licząc tej jednej dziewczynki."

Ta opowieść została napisana, a ja ją przeczytałam. 

I nie mam do tego większych emocji, czego żałuję.

Kolejna "zachciewajka", która zaszkodziła sobie tym, że w założeniu miała być niezła i straszna. Może i tak byłoby, gdyby miała duszę - nie każdy umie ją umieścić w słowach. Tak bardzo ktoś chce, żeby było strasznawo, a jakoś nie zawsze wychodzi, choć niby wszystko z pozoru gra.

Pomysł był super, sceneria super, jednak odbiór nie poruszył aż tak bardzo mojej wyobraźni.

Sądzę, że można byłoby zrobić z tego świetną ekranizację, o której mówiłoby się, że jest lepsza, niż powieść.

Jednkaże.

Czytało się ze względnym zainteresowaniem - jak dla mnie najbardziej autentyczna i sympatyczna była postać Prentissa.

Nie zniechęcam, można przeczytać, naprawdę sprawnie to szło, ale wyobraźnia czekała do ostatniej kartki na prawdziwe emocje, nie tylko obrazy i treści.

Takie moje wrażenie.

Troszkę miałam skojarzenie ze świetną (i lepszą) powieścią Las Sharon Gosling.

"Czy to wilki kryją się w cieniu, czy cienie w wilkach?"


MOJA OCENA: 6/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

TU

***

"Droga Kości” to oszałamiający paranormalny thriller, którego akcja rozgrywa się w jednym z najmroźniejszych i najbardziej tajemniczych zakątków Syberii.


Felix Teigland, nazywany Teig, jest producentem filmów dokumentalnych. Wciąż czeka na przełomowy program, którego nagranie zapewni mu prawdziwy sukces i stabilną pozycję w branży. Kiedy słyszy o Drodze Kości, dostrzega w niej potencjał na zwrot w swojej karierze.


Droga Kości to potoczna nazwa Traktu Kołymskiego w północnej Syberii, gdzie zimą temperatury spadają nawet do sześćdziesięciu stopni poniżej zera. Został on wybudowany rękami więźniów sowieckich łagrów. Setki tysięcy skazańców zmarło, a ich ciała pogrzebano pod wieczną zmarzliną. Według legend tereny te są nawiedzane przez duchy zmarłych.


Ekipa filmowa serialu „Życie i śmierć na Drodze Kości” wyrusza w podróż, by nakręcić dokument o autostradzie. W towarzystwie operatora kamery Teig wynajmuje lokalnego przewodnika Kaskila, który zabiera ich do najzimniejszej osady na Ziemi. Kiedy docierają na miejsce, okazuje się, że wioska została opuszczona przez mieszkańców. Pozostała jedynie mała zszokowana dziewczynka, siostrzenica Kaskila.


Wyprawa bohaterów „Drogi Kości” zamienia się w koszmar. Cokolwiek zmusiło do ucieczki mieszkańców osady, teraz rozpoczyna pościg za nimi.


AUTOR




Milczenie lasu Kimi Cunningham Grant

Milczenie lasu Kimi Cunningham Grant

"A z łaską tak bywa, że nie można na nią zapracować. Nie można na nią zarobić. Można ją tylko przyjąć. Lub nie."

Ta powieść to ostoja spokoju i oczekiwania na coś, co ma się wydarzać, a kiedy nareszcie się wydarza, robi to prawie niezauważalnie.

Nie ma tu zawrotnej akcji - jest spokój i cisza, jaka panuje także w otoczeniu, w jakim przyszło żyć głównym bohaterom, co jest palsterkiem miodu na pędzące życie w realu.

Mnie zatrzymała na moment i choć w założeniu miał to być chyba thriller, to dość nietypowy.

Jeśli ktoś pragnie spokojnej lektury, kojącej nerwy, polecam. Nic tam nie trzyma w napięciu, chyba że oczekiwanie na to napięcie właśnie - ale to dla mnie jest na plus.


MOJA OCENA: 6/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

TU

***

Możesz zapaść się pod ziemię, ale i tak nie uciekniesz przed prawdą.

Bez dostępu do cywilizacji, kontaktu z rodziną i światem zewnętrznym. Od ośmiu lat Cooper i jego córeczka, Finch, żyją samotnie w opuszczonym domku pośrodku niczego, w jednym z Appalaskich lasów. Wszystko ułożyło się dokładnie tak, jak Cooper to zaplanował. I pozwoliło mu zakopać pod ziemią wszystkie tajemnice, które nie mogą wyjść na jaw. O istnieniu ich schronienia wiedzą tylko tajemniczy sąsiad, Szkot, i przyjaciel Coopera, Jake, który co roku przywozi im zapasy na zimę. Tym razem jednak wsparcie nie nadchodzi. Na domiar złego, dorastająca Finch ma już dosyć życia, jakie wybrał dla niej ojciec. Nie rozumie jeszcze, że granice bezpiecznej przestrzeni nieuchronnie się zacierają, a prawda, która nadal ich ściga, może na zawsze zniszczyć świat, jaki zbudowali.

Już niedługo oboje staną przed najtrudniejszym wyborem – czy będą nadal się ukrywać, czy zdecydują się stawić czoła demonom przeszłości?

„Milczenie lasu” to trzymająca w napięciu i przejmująca historia o woli przetrwania, poświęceniu oraz o tym, jak daleko gotowy jest się posunąć ojciec, gdy wie, że może stracić wszystko.


AUTOR


Kuklany las Anna Musiałowicz

Kuklany las Anna Musiałowicz

"Świat za drzewami to tylko złudzenie, teatrzyk marionetek, kierowanych złozonymi uczuciami, które dają jedynie niepewność. 

Tu natomiast tkwiło czyste szczęście."


Mega ciarkowe to było, świetne! Przerażające, takim podskórnym strachem i wizjami, których się wszyscy najbardziej boimy, jestem przekonana, że większość z nas.

"Co by się stało, gdybym prawdziwy ja, twój syn, został tam w lesie, a zamiast mnie w tym aucie siedziałaby kukła?"

Kukiełki.

Kukiełki i las pełen mocy. 

Kukiełki, które zastępują nas i naszych bliskich.

"...powtórne narodziny, gdy świadomość poprzedniego istnienia zanika, a człowiek staje się na nowo."

Kukiełki, które mają władzę.

Władzę nad życiem i śmiercią.

"Tu las da ci nowe imię. Tylko zostaw tamto życie. Kuklany da ci nowe."


Nie napiszę nic więcej, bo to chyba wystarczy?

Realizm magiczny, w przystępnej formie, oniryzm, baśniowa groza na krawędzi. 

Już wiem, że autorka na stale zagości na mojej wirtualnej półce!

Troszkę kojarzyło mi się klimatem z przerewelacyjną powieścią Dobro umiera w ciszy, a każdy kto zna tę powieść chyba nie potrzebuje lepszej rekomendacji!

Poza tym poprzednia powieść autorki, Diabeł zza okna, już była świetna, ale ta jest rewelacyjna!

Przecudna creeeepy okładka skrywa jeszcze lepsze treści, o ile to w ogóle możliwe!

POLECAM!


MOJA OCENA: 9/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

TU

***

Gdy pięcioletni Maciek wraca z wycieczki do lasu, wydaje się matce nieswój. Czy coś się mu przydarzyło? Coś, o czym chłopiec nie chce rozmawiać?

Paweł idzie nocą przez las. Zna go jak własną kieszeń, lecz tym razem gubi drogę. Czy na zawsze?

W chatce pod lasem mieszka stara kobieta. Z jej ust wylatują muchy…

Anna Musiałowicz stworzyła baśniową opowieść, oplątującą czytelnika grozą. Na polskiej scenie literackiej pojawia się bardzo obiecujący głos! I nawołuje do kuklanego lasu! Kroczcie za nim!


Rekomendacje:

Kuklany las to gęsta od znaczeń, pięknie napisana i przede wszystkim bardzo niepokojąca powieść, która zostaje z czytelnikiem na długo po zakończeniu lektury. Polecam.
Anna Kańtoch

Niesamowita powieść, a w zasadzie oniryczna baśń. Nie mogłam się od niej oderwać do ostatniej strony. Długo jej nie zapomnę i na pewno jeszcze do niej wrócę.
Katarzyna Berenika Miszczuk

Po lekturze przeszedł mnie dreszcz. Co, gdyby śmierć przyszła ze strony najukochańszej osoby? Co, gdybym ja sama zagubiła się na tyle, by stać się dla ukochanej osoby śmiercią?
Marta Krajewska

Kuklany las to groza z rodzaju tej szczerej, baśniowej, odwołująca się, tak w treści jak i często w formie, do ludyczności i obrazków rodem z nieocenzurowanych Grimmów. Korzystając z nich, Musiałowicz jednak nie tyle po prostu straszy czy poucza, co subtelnie i konsekwentnie wzbudza uczucie surrealistycznego niepokoju. Od czytelnika zależy natomiast, co z nim w swojej głowie zrobi.
Jakub Ćwiek


AUTOR


Dopóki śpiewa słowik Antonia Michaelis

Dopóki śpiewa słowik Antonia Michaelis

"Kiedy jesteś sam, na dworze wyje wiatr, skarżąc się i płacząc w konarach. Zimno staje się nie do zniesienia zimne, a ciemność nie do zniesienia ciemna. I w kątach czai się strach. Kiedy jesteś całkiem sam w lesie, wariujesz. I wtedy jesteś stracony. Zostawiony na pastwę losu. Bezbronny. Wtedy pożera cię noc."

Realizm magiczny. Kusząca, choć dość wymagająca kategoria literatury.
W tym przypadku było bardzo dobrze i bardzo kusząco, choć ciężko było wbić się w narrację, bo klimat od początku był świetny.
Dobrze, że autorka zaczęła praktycznie od razu z grubej rury, jeśli chodzi o akcję, która zwyciężyła z nie do końca łatwym sposobem jej przekazania:)

Powieść ta znajduje się w kategorii "powieść młodzieżowa", ale nie sądzę, żeby to był trafny wybór. Nie ma tam nic młodzieżowego, oprócz tego, że główne postacie mają po osiemnaście lat.

Jest ciemno, mgliście, mrocznie. 
Rządzi tu nieoczywistość, złudzenie, mara, halucynacje i ponura magia, która jest wynikiem tragedii. 

Skrócik zrozumiały?


Osiemnastoletni chłopak postanawia zrobić sobie wakacje/przerwę przed dorosłym życiem - ma zostać stolarzem w rodzinnej firmie. Wyrusza do małej miejscowości i postanawia zdobyć szlak, górski szlak. Szlak, znajdujący się w lesie. 


W lesie, z którego nikt nie wraca.

Niespodziewanie dołącza do niego creepy dziewczyna, garbuska, kaleka, którą spotkał w małej lokalnej zagraconej galerii, do której wszedł, zauroczony pewnym nietypowym, dziwnym obrazem.
Postanawia pomóc dziewczynie, która dźwiga na plecach ciężkie nosidło - przecież i tak idą w jednym kierunku. 

Do lasu.

Po przekroczeniu leśnej granicy chłopak jest świadkiem czegoś niezwykłego.

Przemiany.
Cudu.
Zauroczenia.
Miłości.

Która doprowadza go na skraj szaleństwa.
Czy uda mu się zachować zdrowe zmysły?

Kim jest tajemnicza dziewczyna?
Po co szła do lasu?

Kto mieszka w lesie?
Czy uda się z niego wydostać?

Jaka jest granica między tym, co rzeczywiste, a tym, co urojone?
Co się stanie, kiedy słowik przestanie śpiewać...?

Polecam bardzo!

MOJA OCENA: 8/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Zieloność zmierzchu
Coś się wydarzyło. Las był zbyt spokojny. Liście wysokich buków zdawały się drżeć, jakby tkwienie w bezruchu wymagało od nich wielkiego wysiłku, jakby swój delikatny szmer chciały dźwignąć w jeden wielki krzyk.
Coś się wydarzyło.
Nie wiedział, co. Był jedynie obserwatorem.
Stał w bezruchu, ledwie oddychając, błądził wzrokiem po zielonym listowiu… A potem zobaczył zwierzęta. One również były zbyt spokojne, zastygły w pół kroku, w uniesieniu głowy, w nasłuchującym postawieniu uszu. Znajdował się wśród nich jeleń, częściowo ukryty w cieniu pozbawionego korzeni drzewa. Był też mały, szary ptak, wysoko wśród gałęzi dębu. I lis, zwinny czerwony zarys, zastygły w leśnym poszyciu: zamarły, jakby usłyszał coś, czego słyszeć nie powinien.
Coś się wydarzyło.
Gdzieś głęboko na dnie swojej nieprzenikalności las skrywał tajemnicę, gdzieś tam istniało coś strasznego, może pozostałość czegoś. Gdzieś tam w ziemię wsiąkła krew, prawie wyczuł
jej zapach. Nigdy przedtem nie doświadczył niczego podobnego, nigdy wcześniej cisza nie wywołała w nim takiego dreszczu przerażenia. Tam w cieniu czaiło się coś, co było mu obce, ciemne, na co w świecie, z którego pochodził, nie było miejsca. Przez chwilę wierzył, że zobaczył jakiś ruch, jakby ktoś przeniknął, trzy białe cienie. Ale mylił się. Las pozostawał
nieruchomy.
I był piękny. Był doskonały. Każdy liść, każda wdzięcznie pochylona gałąź, każdy pęd był
doskonałością samą w sobie, zielonozłotą, lśniącą wewnętrznym blaskiem, niepojętą.
Odszedł krok do tyłu i potrząsnął gniewnie głową. Wokół lasu wyrosła czworokątna drewniana rama, a od doskonałości drzew oddzielała obserwatora szyba. To był tylko obraz, nic innego jak obraz w oknie wystawowym małej galerii. Nie spodziewał się, że znajdzie w tym miejscu galerię sztuki. Prawdopodobnie zachodzili tutaj turyści, piechurzy zmierzający wąską krętą uliczką w stronę lasu, mijający po drodze niskie, opierające się o siebie domy.
Wędrowcy posiadający pieniądze, którzy w drodze powrotnej nabywali jeden z obrazów. On był turystą. Jednak bez pieniędzy.
Wzruszył ramionami, próbując śmiać się z samego siebie. Co go opętało? Dlaczego tutaj stał i wpatrywał się w ten obraz? Nie był nawet interesujący. Landschaft, który można zastąpić zdjęciem, malunek, nie pokazujący nic więcej, ponad to, co już istniało.
Nie.
Właśnie o to chodziło.
Ten obraz nie pokazywał niczego. On coś skrywał.
Krew wsiąkła w ziemię, rozległ się jakiś odgłos, las zamarł…
Ale czy to wszystko nie było jedynie tworem jego wyobraźni?
Wszedł po trzech stromych schodkach do galerii, nie wiedząc, dlaczego.
Przyjechał pociągiem, ostatnią przesiadkę miał w Żytawie. Dwa dni temu zdał egzamin czeladniczy na stolarza i postanowił udać się na kilkutygodniową wędrówkę w tych górskich lasach: tylko on, góry, i niebo.
Miał na imię Jari.
Kilka tygodni temu świętował osiemnaste urodziny.
W jego kieszeni tkwił nóź, portmonetka z pięćdziesięcioma trzema euro i dwudziestoma centami oraz komórka. Miał nadzieję, że tu, na górze, nie będzie zasięgu. Do starego wojskowego plecaka przymocował namiot. Na chwilę tylko zajrzy do galerii, sam nie wiedząc, po co, a potem opuści wieś i zapomni o obrazie (...)

***
Jari ma osiemnaście lat i w porównaniu z najlepszym przyjacielem, Mattim, jest nieporadny w kontaktach z dziewczętami. Nic dziwnego. Żył dotąd w uporządkowanym świecie stałych norm i krochmalonych koszul – brakuje mu doświadczenia. To wszystko zmienia się, gdy spotyka Jaschę. Ta wywierająca niezwykłe wrażenie dziewczyna prowadzi go ze sobą do domu w samym środku leśnej pustelni. Tam Jari odkrywa świat piękna, finezyjnych ornamentów i zmysłowego upojenia. Ale wkrótce okazuje się, że Jascha skrywa pewną tajemnicę. I że za pięknymi złudzeniami kryje się porażająca prawda. Dom na odludziu. Błądzący wędrownik. Las, skrywający zbyt wiele grobów I niebezpieczeństwo, które wychodzi poza granice wyobrażeń.




AUTOR




Morderca jest wśród nas Lucy Foley

Morderca jest wśród nas Lucy Foley

"Niektórzy ludzie, jeśli znajdą się pod odpowiednim ciśnieniem, wyciągnięci ze swojego zwyczajowego, wygodnego otoczenia, nie potrzebują zbyt wiele, by zamienić się w potwory."

Podchodziłam, jak do jeża, bo ostatnio same porażki, jeśli chodzi o tą kategorię.
A tu zaskoczenie.
Bardzo dobra powieść. Może nie rasowy thriller, bardziej obyczajówka, z dużą dawką psychologii i obserwacji.
Opowieść o pseudo przyjaźni. O pseudo miłości. O pseudo szczęściu.
A to wszystko w zimowej głuszy, odosobnieniu, z grasującym seryjnym mordercą - Rozpruwaczem z Highlandów. W tle.

Polecam, przeczytana z buta, co świadczy o dobrej narracji.

Świetny klimat.

MOJA OCENA: 7/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


***

Grupa przyjaciół spędza przerwę świąteczną w luksusowej chacie myśliwskiej na odludziu. Największe od dziesięcioleci opady śniegu sprawiają, że zostają odcięci od świata.

Zabawa trwa w najlepsze. Do momentu, gdy jedno z nich zostaje znalezione martwe.

Dziewięcioro przyjaciół, jeden morderca.

To miała być tylko zabawa. Teraz jedno z nich nie żyje, a zbrodnię mógł popełnić ktoś z ich grona.
Albo ktoś, kto ich obserwuje…
Komu można ufać, a kto jest mordercą?

Mówi się, że przyjaciół należy trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Ale czy na pewno?





AUTOR



Bestia Peternelle van Arsdale

Bestia Peternelle van Arsdale

"Noce sprzyjały im. Strach rośnie nocą. A że siostry żywiły się strachem, nigdy nie były głodne."

Mroczna, ale bardziej baśniowo.
Straszna, ale bardziej przypowieściowo.
Całość czyta się tak, jakby babcia opowiadała nam do snu bajkę: Dawno, dawno temu...
I styl i narracja utrzymana jest właśnie w takiej tonacji. Historia bardziej smutna, niż przerażająca, choć ekranizacja byłaby mocną grozą:)


Historia o siostrach. O klątwie i wiążącej się z nią tragedii. O przeistaczaniu się z człowieka w potwora. 

"Wtedy też zaszła w nich jakaś zmiana. Coś zamknęło się, a coś innego otworzyło."

O pożeraczkach dusz. 

"Na imię miały Angelica i Benedicta. I były pożeraczkami dusz."

I historia o Alys - zwykłej dziewczynce z wioski, która miała dopiero spotkać się ze swoim przeznaczeniem. I poznać Bestię. 

"Nosiła w sobie ciemność. Nie mogła przed nią uciec, bo nie mogła uciec przed sobą."

Krótka, połknięta na raz, przenosząca w inny świat opowieść rodem z ponurego wieczoru, kiedy na dworze deszcz, wiatr i ciemność... 


Podczas lektury nachodziła mnie często refleksja o ciemnocie dawnych czasów i uldze, że żyję teraz, kiedy żyję :)


"Na matkę patrzyli wieśniacy wręcz z politowaniem. Lepiej było nie mieć dzieci wcale, aniżeli wydać na świat dwie dziewczynki. Mówiono nawet, że zrobiła to złośliwie. Do czegoś takiego mogła się posunąć tylko kobieta harda."

Boszszsz...:/

POLECAM - magia i mrok, legenda i przypowieść, miłość i przeznaczenie, klątwa i nadzieja.

Okładka niedobra, nie oddaje klimatu zupełnie.


MOJA OCENA: 7/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!






***


Mroczna, oniryczna baśń. Książka zmrozi krew w żyłach nawet czytelników o mocnych nerwach.

Pewnego razu, w pewnej wiosce na świat przychodzą bliźniaczki. W tym samym roku rozpoczyna się okres głodowej suszy. Mieszkańcy obwiniają za klęskę nieurodzaju nowo narodzone dzieci i wypędzają je wraz z matką do lasu. Lata później odczłowieczone bliźniaczki – pożeraczki dusz – powracają. Dręczone głodem uśmiercają niemal całe Gwenith, oszczędzając jedynie Alys i pozostałe dzieci. Pięćdziesięcioro ocalałych biorą pod swoją opiekę mieszkańcy sąsiedniej osady. Alys – dziewczyna o tajemniczym darze, którego nie może ujawnić, bo zostałaby nazwana czarownicą, jako jedyna nie obawia się pożeraczek dusz. Ciemny las ją wzywa. Tymczasem Starsi nakazują budowę drewnianego ogrodzenia, które ma ochronić Defaid przed potworami Bestii… Kiedy uderza katastrofa, Alys wyrusza w mroczną podróż, w której musi uratować swój świat. Podroż w najciemniejsze zakamarki lasu – i własnej duszy.

Prawa do ekranizacji książki zakupiła wytwórnia filmowa Amazon Studios, a produkcją ma się zająć Ridley Scott.









Naturalista Andrew Mayne

Naturalista Andrew Mayne

"Człowiek przestaje być ofiarą, kiedy zaczyna myśleć jak zabójca."

To będzie kolejny mój ulubiony bohater, co się mi widzi - Theo Cray. 

"Nie jestem socjopatą ani bezduszną istotą. Po prostu nie wyrażam swoich uczuć ani nawet nie postrzegam ich w tych samych kategoriach i ramach czasowych co inni ludzie."

Odizolowany od społeczeństwa naukowiec, którego ścieżki dedukcji są bardzo niejasne dla wszystkich, oprócz samego zainteresowanego:)

Co w tej opowieści jest najlepsze?

Klimat. Aż kipi - jest świetnie.
Główny bohater - posiada w sobie mniej emocji, które kipią, ale jest niepowtarzalnym typem osobowości, które ubóstwiam.

Cała reszta też daje radę, sama historia może ciutkę bajkowa, jeśli chodzi o metody dedukcji, ale to w całości ma swój wyjątkowy urok.


Skrócik.

Kiedy jedna z byłych studentek Theo, Juniper Parsons, zostaje znaleziona martwa, brutalnie okaleczona, wręcz rozerwana na strzępy, głęboko w lesie, profesor staje się głównym podejrzanym.
Na krótko.
Kiedy jednak śledztwo wykazuje, że dziewczyna padła ofiarą niedźwiedzia, Cray mimowolnie zostaje głównym prowadzącym /nie do końca legalnie/ tą zamkniętą, zdawałoby się sprawę. Coś nie daje mu spokoju...
Theo, który ma błyskotliwy i analityczny umysł, a jego wykształcenie pozwala mu zobaczyć to, czego inni nie zobaczą nigdy, nie kupuje tego, co próbuje sprzedać policja. Jest przekonany, że Parsons została zabita przez innego okrutnego drapieżcę - mordercę. Człowieka. Na tyle sprytnego, żeby upozorować atak niedźwiedzia. I na dokładkę wydaje się, że nie jest to jego pierwsze zabójstwo...
Gdy kontynuuje budowanie swojej teorii i znajduje kolejne ciała, nie jest świadomy tego, że jego teoria staje na tyle przekonująca, iż on sam ponownie zostaje pod bardzo uważną obserwacją policji jako główny podejrzany.
Inteligentna. Zabawna. Introwertyczna. Błyskotliwa. Pouczająca. Taka jest tak historia.
W końcu coś innego, dzięki czemu z przyjemnością wyrwałam się z marazmu czytelniczego.

POLECAM


MOJA OCENA: 8/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!






***


Jeśli po "Blair Witch Project" podejrzliwie zerkaliście na lasy, po "Naturaliście" więcej do żadnego nie wejdziecie.

Profesor biologii obliczeniowej Theo Cray widzi prawidłowości tam, gdzie inni widzą chaos. Pewnego dnia w lasach Montany zostają znalezione zmasakrowane zwłoki byłej studentki profesora. Wkrótce okazuje się, że ofiar jest więcej, a jedynym podejrzanym policji jest... niedźwiedź grizzly. Względnie sam profesor Cray. Mężczyzna postanawia więc wykorzystać całą swoją wiedzę i zawodową skrupulatność, żeby znaleźć zabójcę. Czerpie z biologii, antropologii, botaniki, statystyki i algorytmów komputerowych, aby zlokalizować kolejne ciała. Czy wykaże się większym sprytem niż jego przeciwnik, zanim sam stanie się ofiarą?



Cykl: Naturalista (tom 1)






Najciemniejsza część lasu Ramsey Campbell

Najciemniejsza część lasu Ramsey Campbell

Bardzo dobry klimat, osiągnięty nawet pomimo kanciastej i nie utrzymującej zbytnio uwagi czytelnika narracji.
Jest tajemnica. Jest las. Jest... COŚ.

Jest amerykański profesor, Lennox, specjalista do spraw halucynacji, który zaciekawiony plotkami, dotyczącymi miejscowości Brichester, położonej na skraju prastarych lasów Goodmanswood, udaje się tam, w niedługim czasie popada w szaleństwo i zostaje pacjentem tamtejszego szpitala psychiatrycznego.

Jest jego żona, Margo,  artystka - malarka/rzeźbiarka. 
Są ich córki: Sylvia, ciężarna weganka, która pisze książki o dziwnych rzeczach, o których pisał jej ojciec i starsza córka, pragmatyczna Heather, która pracuje w księgarni i jest rozwiedzioną matką Sama, wnuka Lennoxa, który ma nadzieję, że kiedyś zostanie pisarzem. 

Jest też las, pradawny, niezbadany, niebezpieczny, pełen nagromadzonej w nim żywej ciemności. W lesie tym są szczątki tajemniczego kopca...

Jest też legenda o Kleistym...

Polecam.

MOJA OCENA: 7/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

1
Kopiec w mroku
Gdy Randall odebrał telefon, Heather skanowała właśnie do komputera księgę roztaczającą wokół siebie zapach wszystkich przeżytych wieków. Uniosła głowę i zobaczyła, że przyłożył palce do ust, uśmiechając się nieznacznie, jakby chciał powiedzieć, że zaczeka, aż będzie gotowa. Wysoko uniósł krzaczaste brwi, a gdy ich spojrzenia się skrzyżowały, mrugnął jasnoniebieskimi oczyma.
- Jakaś Amerykanka do ciebie.
Podniosła z pogrążonego w swojskim nieładzie biurka Randalla płaską, niemal nic nieważącą słuchawkę.
- Heather Price.
- Heather...
W głosie matki brzmiała zarówno determinacja, jak i wyczerpanie.
- Co jest? - spytała Heather.
- Ojciec zniknął. Zabrał pięć osób i poszli do lasu. - Telefon, najwyraźniej komórkowy, buchnął nagle wściekłym szumem, ucinając początek następnego zdania: - ...śnie tam jadę.
- Chcesz, żebym też przyjechała?
- Jeśli możesz. Im więcej nas będzie... - Reszta znów utonęła w szumie, po którym przerywany głos rzekł: - Znajdziemy się.
- Muszę wcześniej wyjść - poinformowała Heather Randalla, który trzymał się za
opuszczoną brodę, pocierając ją kciukiem i przyglądając się połyskującej jarzeniówce, nadającej krokwiom sufitu nieco nowocześniejszy wygląd. Gdy uniósł głowę, opuszczając jednocześnie wzrok, jakby nie wiedział, ile troski należy okazać, dodała: - A konkretnie teraz. Zostało tylko parę kartek, zeskanujesz je za mnie?
- Z największą przyjemnością.
Ku jego zdumieniu pospiesznie ścisnęła go obiema dłońmi za ramię, po czym rzuciła się w stronę wieszaka przy swoim biurku, by zabrać torebkę i płaszcz. Wyszła przez drzwiczki w kontuarze z twardego dębowego drewna i szybkim krokiem lawirowała między masywnymi stołami, przy których nad książkami i przy terminalach komputerowych ślęczeli studenci. W sklepionym, rozbrzmiewającym echem holu z piaskowca minęła trójkę wykładowców rozmawiających o krykiecie, po czym przez ogromne, zwieńczone łukiem grubości dwóch stóp podwoje uniwersytetu wybiegła na parking.
W powietrzu unosił się późnopaździernikowy chłód. Gdy biegła w stronę samochodu, mijając młode drzewka udekorowane skropionymi deszczem pajęczynami, miała wrażenie, że do jej policzków i czoła przylgnęła cieniutka warstewka lodu. Strzelista gotycka fasada ze swymi wysokimi, ostro zakończonymi oknami połyskiwała, jakby pokrywał ją szron. Heather uruchomiła swoją hondę civic, wzniecając chmurę spalin, która mogłaby współzawodniczyć z
każdym z planowanych na przyszły tydzień ognisk.
Główne ulice Brichester już były zakorkowane. Nim dotarła do stóp Mercy Hill, żałowała, że nie pojechała autostradą. Pnąc się w górę po żebrach tarasowo ułożonych ulic i mijając wybudowany naprzeciw cmentarza szpital, przypomniała sobie, jak ojciec zawoził ją i Sylwię na szczyt wzgórza, gdy były małe, i zachęcał, by starały się dostrzec jak najodleglejsze widoki. Westchnęła ciężko, powoli, aż przednia szyba zaparowała - chyba że to jej oczy zaszły mgłą. Światła Brichester otulała jasna mgiełka, a na zachodzie, za rzeką Severn poczerwieniałą od wielkiego, nisko zawieszonego słońca, niczym rozsypana garstka rozgrzanego do białości popiołu połyskiwała Walia. Na wschodzie bielą i czerwienią lśniła autostrada, a jeszcze dalej, na horyzoncie, widniały wzgórza Cotswold - zbiorowisko garbów w rozmaitych odcieniach szarości. Przed sobą, na północy, Heather widziała brązowawą masę, która zdawała się tak mała, że można by ją zmieścić w jednej garści. Przyspieszyła, zmierzając w tamtym kierunku, ku nowej obwodnicy.
Usłyszała ciężarówki, zanim jeszcze niestrzyżone żywopłoty przy starej drodze na Goodmanswood przepuściły ich obraz. Kiedy tylko wjechała na obwodnicę, widok zasłoniły jej pojazdy tak wielkie, że mogłyby w nich mieszkać całe rodziny. Przynajmniej nie używały już Goodmanswood jako łącznika między autostradą a Sharpness on the Severn, ale z kolei przysłaniały jej las niemal do momentu, gdy znalazła się w jego bezpośrednim sąsiedztwie.
Ciężarówka przed nią zjechała bez ostrzeżenia na prawy pas, zmuszając innego olbrzyma do hamowania pośród jęku i pisku, i wtedy Heather ujrzała przed sobą rozciągający się po lewej stronie las o liściach we wszystkich odcieniach starego papieru, lśniących wśród gęstniejącej szarości niczym łuski. Ciężarówki pędziły z rykiem dalej, mijając nowy, zielonkawy w tym świetle znak drogowy, ale ona zjechała w zatoczkę, wyjęła zza siedzenia latarkę i wyskoczyła z samochodu.
Hałas autostrady zagłuszał wszystkie odgłosy lasu. Panował tam ruch, lecz brakowało życia; ilekroć jakiś wóz wyskakiwał zza zakrętu za zatoczką, reflektory omiatały kolejne rzędy drzew, rysując kratownice mroku pochłaniającego szarość. Raczej nie mogła się zgubić na przestrzeni niecałej mili kwadratowej, biorąc pod uwagę zgiełk obwodnicy, zarazem jednak miała nadzieję, że nie zagłuszy on odgłosów obecności jej rodziny. Zeszła z betonu na
miękką, śliską, usianą liśćmi ziemię. Postępowała w ślad za kolejnymi snopami zawisającego we mgle światła. Jej cień co rusz wyskakiwał spomiędzy drzew, a nieoczekiwanie chłodne cienie prześlizgiwały się po plecach. Reflektory wkrótce pozostały z tylu, ale latarka nie była jeszcze potrzebna; wystarczyło kierować się ku zachodzącemu słońcu, barwiącemu liście wierzchołków na karmazynowo, jakby ziemia przelewała w niebo swą krew. Może jednak niedobitki świateł z
obwodnicy wciąż błąkały się pośród lasu; może to one były odpowiedzialne za wrażenie, że coś porusza się zwinnie między drzewami. Ryk samochodów był tu przytłumiony, ale obróciwszy się, Heather dostrzegła poruszające się w tę i we w tę światełka.
- Mamo? - zawołała niepewnie, po czym podniosła głos.
- Mamo?
Wydało jej się, że z oddali, od strony przygasającego światła, słyszy dwie sylaby.
Ruszyła przez drzewny labirynt najprostszą możliwie trasą, omijając kępy łuskowatej ziemi.
- Odpowiedz, jeśli słyszysz! - zawołała, zapalając latarkę. Wilgotne powietrze
smakowało mgłą i zgnilizną.
Miała nadzieję, że dzięki światłu zorientuje się, gdzie jest. Na razie latarka owszem, oświetlała jej drogę, ale zarazem uparcie wyciągała zza drzew wąskie cienie, które wyskakiwały jej przed nosem. Jako dziecko pewnie widywała takie w koszmarach.
Zatrzymała się i usiłowała usłyszeć coś oprócz skraplającej się wokół mgły. Odgłosy obwodnicy całkiem już odpłynęły.
- Gdzie jesteście? - zawołała, bo czuła, że ktoś ją obserwuje.
- Heather!
A więc to była Margo, gdziekolwiek się znajdowała. Heather na wszelki wypadek wyłączyła latarkę, a wtedy niebo uderzyło w nią podbrzuszem, opuszczając się na niezliczonych odnóżach - w każdym razie tak pewnie by to postrzegała, kiedy była dziewczynką. Zmrużyła oczy, żeby lepiej widzieć. Dostatecznie blisko, by nie wziąć ich za fatamorganę, w gęstej mgle jarzyły się światła.
- To wy? - zawołała.
- Tutaj!
No i rzeczywiście, poszukiwania zostały zwieńczone sukcesem, a światła pochodziły z innych latarek. Gdy szła ku nim, niezliczone wąskie snopy wyłaniały się zza swych towarzyszy, a cienie krzyżowały się na tle chaotycznie rozrzuconych liści. Heather zdążyła przejść kilkaset jardów, nim zyskała pewność, że wszystkie te światła zbiegają się u celu jej wyprawy. Teraz wystarczyło kilka kroków, by rozpoznać pielęgniarza z Arbour w stroju służbowym. Dotarli do polany pośrodku lasu w tym samym momencie.
Miała jakieś sto jardów szerokości. Ojciec Heather i pięć innych osób tkwili bez ruchu na ceglanym kręgu, zdecydowanie zbyt niskim, aby można go nazwać murem. Po dłuższej chwili Heather rozpoznała to miejsce: pamiętała je z dzieciństwa. Wszyscy sześcioro byli rozstawieni w identycznych na oko odstępach i wpatrzeni w płytki kopiec wewnątrz. Wszyscy zdawali się zahipnotyzowani zbiegającymi się światłami, które sprawiały, że ich cienie łączyły się na kopcu niczym ogromny sześcionogi owad.
Matka stała zaraz obok kręgu, dokładnie przed ojcem, z rękoma skrzyżowanymi na fartuchu, który nosiła w pracowni. Jej mała twarz była bardziej pomarszczona niż kiedykolwiek, wargi zbielały od zaciskania, a zielonkawe oczy sprawiały wrażenie zdeterminowanych, by nie mrugnąć, póki ojciec jej nie rozpozna.
- Przed chwilą dotarłam - powiedziała do Heather, jakby chciała się wytłumaczyć z braku skuteczności, i jeszcze bardziej zmarszczyła twarz, wpatrując się w ojca. Złaź stamtąd, Lennox. Nasza cierpliwość się kończy.
Gdy to nie odniosło skutku, nie ruszając głowy, obróciła się w stronę córki całym
ciałem.
- Zobacz, kto tu jest. Przyjechała, żeby cię stąd zabrać. No zobacz.
- Właśnie, tato. Chodź z nami. Chyba nie chcesz tu sterczeć do nocy?
Nie odrywał wzroku od kopca. Prawą ręką trzymał się za lewy nadgarstek za plecami, jakby chciał sobie przypomnieć, jak to jest być profesorem. Kiedy pochylił się o cal bliżej w kierunku światła latarki, bruzdy biegnące w poprzek szerokiego czoła i w dół pociągłej, obwisłej twarzy jakby się pogłębiły, a brwi i szopa włosów sprawiały wrażenie jeszcze bielszych. Albo nie chciało mu się czesać, albo las go potargał. Duże niebieskie oczy błyszczały, lecz trudno było dociec, ile z tego blasku jest wynikiem świadomego pragnienia, by nie wyglądać na oszołomionego. Próbowała sobie poradzić z nagłym uczuciem żalu, gdy ojciec się odezwał.
- A gdzie ta druga?
- Jaka druga, Lennox?
- Ta, co tu była ostatnio. Siostra Gałązka.
- Chodzi ci o Sylwię? Jest gdzieś w Ameryce. To Heather została, a ty nawet na nią nie spojrzysz.
- Wszystko w porządku, mamo. Rozumiem, dlaczego tata pyta o Sylwię - rzekła szybko Heather. - Tylko co ty tu robisz, tato? Przecież nie musisz już tu przychodzić.
Jego spojrzenie powędrowało ku niej i niespodziewanie pojawił się w nim  smutek.
Nie była pewna, czy to odpowiedź na jej słowa, póki się nie odezwał.
- Co tu robi którekolwiek z nas, Heather?
- Nie wiem - przyznała, żywiąc wielką nadzieję, że ojciec powrócił do swego dawnego ja. - A ty?
- Nie słyszałaś?
Ktoś musiał poruszyć latarką, bo drzewa za jego plecami nagle jakby pochyliły się do przodu, nasłuchując.
- Czego niby nie słyszała? - spytała niecierpliwie Margo.
- Ty tu jesteś wykładowcą.
Klasnął w dłonie. Dźwięk poniósł się echem przez las.
- One w ogóle nie słyszały! - rzucił z zachwytem lub niedowierzaniem.
Heather spróbowała się rozluźnić, nim jej wnętrzności ścisną się zbyt mocno.
Tymczasem wszyscy pozostali chorzy wybuchnęli śmiechem: kobieta o palcach złączonych jak do modlitwy tak mocno, że aż zbielały; mężczyzna, którego głowa wciąż niby mimowolnie kołysała się z boku na bok; kobieta wpijająca palce w policzki, jakby chciała podtrzymać wybałuszone oczy; mężczyzna, którego pięści w ślimaczym tempie otwierały się w stronę kopca; i jeszcze jeden, przykucnięty, jakby za chwilę miał paść na kolana. Czterej pielęgniarze z Arbour, którzy usiłowali nakłonić całą szóstkę do zejścia, umilkli, patrząc, jak głowy pozostałej piątki obracają się ku Lennoksowi. Spojrzał na każdego po kolei z drżącym uśmiechem na szerokich grubych wargach.
- Może nie jest głodny - rzekł w końcu.
Nie wszyscy jego towarzysze przywitali to radosnym śmiechem, lecz kobieta ze złożonymi dłońmi i przykucnięty mężczyzna zrekompensowali milczenie pozostałych.
- Cóż, w takim razie - kontynuował Lennox, gdy i tamci ulegli - w zasadzie możemy sobie iść.
Gestem pokazał, że jego zaproszenie dotyczy także Heather, Margo i pielęgniarzy, po czym zszedł z ceglanego kręgu. Ledwie ruszył, reszta pacjentów poszła w jego ślady.
- Dobrze, niech idą - usłyszała Heather szept jednego z pielęgniarzy. - Tylko trzymajmy się blisko.
Snopy światła z latarek podskakiwały pośród drzew, rzucając na Lennoksa i jego świtę siatkę cieni.
- Dzięki, Heather - powiedziała Margo i objęła ją drżącymi ramionami. - Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła.
- Świetnie byś sobie poradziła - zapewniła ją Heather - i dobrze o tym wiesz.
Margo wciąż ją trzymała.
- Mój wóz został w Arbour. Mam cię odwieźć do twojego?
- Nie powinnam chodzić sama po lesie w nocy - odrzekła Heather, pojmując, co matka ma na myśli. Po dotarciu na skraj polany ujęła Margo pod ramię i obejrzała się do tyłu.
Gdyby była sama, może poświeciłaby latarką w tamtym kierunku, ale teraz zaświeciła przed siebie, oświetlając drogę. Widziała też światła latarek pielęgniarzy, prawdopodobnie prowadzących swoje stadko pomiędzy łuskowatymi kolumnami. Pomyślała, że i tak za jej plecami nie ma nic, czego nie widziałaby wcześniej. Po trzech dekadach pewnie więcej cegieł wyłoniło się spod ziemi i tyle. Kiedy ona i Sylwia były małe, nazywały to miejsce „drogą do siebie”.

*** 

Lennox Price, autorytet w dziedzinie zbiorowych omamów, utrzymuje, że rosnący w starym lesie Goodmanswood mech ma właściwości halucynogenne. Próbując rozwiązać zagadkę, rujnuje sobie karierę naukową i kondycję psychiczną, w końcu traci życie. Jego żonie wydaje się, że widzi go i słyszy w tajemniczych ruchach drzew i cieni. Niepokojąca głębia lasu przyzywa rodzinę Price’ów. Wnuk Lennoxa odpowiada na zew i udaje się w leśne ostępy, by lec w ramionach ukochanej, nie mając pojęcia, jaki owoc może wydać ta miłość… Znakomita powieść grozy, grająca atmosferą niedopowiedzenia i tajemnicy, w której autor wykorzystuje motyw nawiedzonego, niesamowitego miejsca.

















Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger