Euforia Lily King
Tematyka kusząca, ale życie wśród plemion jest tylko tłem do filozoficzno-egzystencjalnych rozterek, dramatów i trudnych wyborów 2 głównych bohaterów.
Trzeci jest mało skomplikowany i takowych nie posiada.
Bardziej głębsza opowieść o życiu, niż o jungle;)
Trójkącik, ale czy pikantny? Raczej tragiczny...
W 1933 roku trzech młodych, utalentowanych antropologów zostaje zrzuconych razem w wir dżungli Nowej Gwinei. Są to Nell Stone, fascynująca, magnetyczna i znana ze swojej kontrowersyjnej pracy opisującej życie seksualne dzieci plemiona Południowego Pacyfiku, jej inteligentny i agresywny mąż Fen i Andrew Bankson, który wpada w życie tej dziwnej pary i jest całkowicie nią zafascynowany. Zarówno kobietą, jak i mężczyzną.
W ciągu kilku miesięcy trio dokonuje nie lada odkryć, ale wkrótce burza emocji, miłości i zazdrości zaczyna wyrywać się spod kontroli, zagrażając ich przyjaźni, karierze, a ostatecznie życiu...
MOJA OCENA: 6/10
Podziękowania
Choć powieść, którą trzymasz, Czytelniku, jest fikcją, zainspirował ją opis pewnej chwili zawarty w wydanej w 1984 roku biografii Margaret Mead: A Life, pióra Jane Howard, oraz moje późniejsze lektury wszystkiego, co zdołałam znaleźć na temat antropologów Margaret Mead, Reo Fortune’a oraz Gregory’ego Batesona i ich kilku miesięcy wspólnie spędzonych w 1933 roku nad rzeką Sepik, na ziemiach ówczesnego Terytorium Nowej Gwinei. Zaczerpnęłam wiele z życia i doświadczeń owej trójki ludzi, ale opowiedziałam historię inną.
Większość występujących w książce plemion i wiosek należy do fikcji. Czytelnik nie znajdzie Tamów ani Kionów na mapie, choć wykorzystałam prawdziwe szczegóły charakteryzujące istniejące plemiona, które Mead, Fortune i Bateson badali w tamtym czasie: są to, według angielskiego nazewnictwa, plemię Tchambuli (dzisiaj zwane Chambri), plemię Iatmul, Mundugumor oraz Arapesh. Książka, której w tekście dałam tytuł Arc of Culture, jest wzorowana na pracy Ruth Benedict Wzory kultury.
Wielką pomocą służyły mi w pracy następujące książki: Naven Gregory’ego Batesona; With a Daughter’s Eye: A Memoir of Margaret Mead and Gregory Bateson Mary Catherine Bateson; Wzory kultury Ruth Benedict; Ostatni ludożercy Jensa Bjerre’a; Return to Laughter Elenore Smith Bowen; One Hundred Years of Anthropology pod redakcją J.O. Brew; Droga człowiecza Samuela Butlera; To Cherish the World: Selected Letters of Margaret Mead pod redakcją Margaret M. Caffrey oraz Patricii A. Francis; Sepik River Societies: A Historical Ethnography of the Chambri and Their Neighbors Deborah Gewertz; Women in the Field: Anthropological Experiences pod redakcją Peggy Golde; Margaret Mead: A Life Jane Howard; Papua New Guinea Phrasebook Johna Huntera; Kiki: Ten Thousand Years in a Lifetime; An Autobiography from New Guinea Alberta Maori Kiki; Margaret Mead and Ruth Benedict: The Kinship of Women Hilary Lapsley; Gregory Bateson: The Legacy of a Scientist Davida Lipseta; Argonauci Zachodniego Pacyfiku Bronisława Malinowskiego; Deszcz oraz Other South Sea Stories Somerseta Maughama; The Mundugumor Nancy McDowell; Blackberry Winter: My Early Years Margaret Mead; Dojrzewanie na Samoa Margaret Mead; Cooperation and Competition Among Primitive Peoples pod redakcją Margaret Mead; Dorastanie na Nowej Gwinei Margaret Mead; Letters from the Field, 1925–1975 Margaret Mead; Płeć i charakter w trzech społecznościach pierwotnych Margaret Mead; Four Corners: A Journey into the Heart of Papua New Guinea Kiry Salak; Malinowski, Rivers, Benedict, and Others: Essays on Culture and Personality pod redakcją George’a W. Stockinga Jr.; Observers Observed: Essays on Ethnographic Fieldwork pod redakcją George’a W. Stockinga Jr.; Village Medical Manual: A Layman’s Guide to Health Care in Developing Countries – Volume II: Diagnosis and Treatment Mary Vanderkooi MD.
Jestem wdzięczna następującym osobom za ich skrupulatną i wnikliwą lekturę wcześniejszych wersji książki: Tylerowi Clementsowi, Susan Conley, Sarze Corbett, Caitlin Gutheil, Anji Hanson, Debrze Spark, mojej siostrze Lisie, mojej nadzwyczajnej agentce Julie Barer, Williamowi Boggessowi, Gemmie Purdy oraz ukochanej, znakomitej i mądrej redaktorce Elisabeth Schmitz. Wdzięczna jestem także Morgan Entrekin, Deb Seager, Charlesowi Woodsowi, Katie Raissian, Amy Hundley, Judy Hottensen oraz wszystkim w Grove Atlantic. Nieoceniony okazał się życzliwy rzut antropologicznego oka Lizy Bakewell na ostateczną wersję tekstu. Wielkie podziękowania dla luksusowego hotelu Inn by the Sea nieopodal Portland, w którym sczytywałam ostateczną redakcję otoczona istną błogością w promocyjnej cenie. Kolejne dla Cornelii Walworth, która pewnego dnia zawiozła mnie do księgarni.
Specjalne, niemające końca podziękowania dla mojego męża Tylera oraz dla naszych córek Calli i Eloise. Moje serce należy do was.
1
Gdy odjeżdżali, jeden z Mumbanyów czymś za nimi rzucił. To coś wpadło do wody kilka jardów od rufy i było jasnobrązowe.
– Kolejne martwe niemowlę – skwitował Fen.
Zdążył stłuc jej okulary, nie widziała więc, czy żartuje.
Kanoe zmierzało ku zakolu ciemnozielonego lądu otwierającego się na jasny przesmyk. Skupiła się na tym. Więcej nie spojrzy w ich stronę. Na plaży paru Mumbanyów biło w gong śmierci i śpiewało za nimi, ale ona już się nie odwróciła. Co jakiś czas, gdy ich czterech stojących wioślarzy – pokrzykujących do swoich na brzegu lub tych na wodzie, w innym kanoe – równocześnie odpychało łódź, lekki podmuch wiatru muskał jej wilgotną skórę. Rany piekły i się obkurczały, jakby dotyk suchego powietrza przyspieszał gojenie. Wiatr ustawał i się wzmagał, ustawał i się wzmagał. Rejestrowała odstęp pomiędzy odczuwaniem a świadomością; najwidoczniej wracała jej gorączka. Mężczyźni przestali wiosłować. Ogłuszyli wężoszyjego żółwia i wciąż rzucającego się wciągnęli na łódź. Z tyłu Fen zaintonował dla niego pieśń żałobną głosem tak niskim, że nikt prócz niej nie mógł go usłyszeć.
Motorówka czekała na nich w miejscu, gdzie schodzą się rzeki Yuat i Sepik. Na pokładzie oprócz sternika, mężczyzny o imieniu Minton, którego Fen znał z Cairns, były jeszcze dwie pary białych. Kobiety ubrane w suknie z szeleszczących tkanin i jedwabne pończochy, ich towarzysze w smokingach. Nie narzekali na upał, co znaczyło, że są stąd; mężczyźni doglądają pewnie plantacji lub kopalni albo egzekwują wymyślone dla ich ochrony prawa. Przynajmniej nie są misjonarzami. Dzisiaj by ich nie zniosła. Jedna z kobiet miała jasnozłote włosy, druga rzęsy niczym czarne paprocie. Obie trzymały wysadzane kamieniami wizytowe torebki. Jedwabista biel ich ramion wyglądała jak sztuczna. Miała ochotę dotknąć tej, która była bliżej, podciągnąć jej rękaw i sprawdzić, jak wysoko sięga ta biel – tak jak tubylcy musieli jej samej dotykać, gdziekolwiek się pojawiała po raz pierwszy. Dostrzegła współczucie w oczach kobiet, gdy w zgrzebnych brudnych ubraniach weszli z Fenem na pokład i potoczyli malarycznym wzrokiem.
Motorówka ruszyła z głośnym i przerażającym hukiem, musiała jak dziecko unieść dłonie i zakryć uszy. Zauważyła, że Fen drgnął w takim samym geście, i uśmiechnęła się odruchowo, ale jemu się nie spodobało, że to spostrzegła, i odszedł do Mintona. Zajęła miejsce obok kobiet na ławce przy rufie.
– Z jakiej to okazji? – zapytała Tillie, tę złotowłosą.
Gdyby ona miała takie włosy, tubylcy nigdy nie przestaliby ich dotykać. Nie dałoby się pracować w terenie z włosami jak te.
Mimo huku silnika Fen także dosłyszał odpowiedź i obydwoje parsknęli śmiechem.
– Głuptasie, przecież jest Wigilia.
Pozostali najwyraźniej już coś pili, chociaż południe nie mogło minąć dawno temu; byłoby jej łatwiej znieść miano głuptasa, gdyby nie miała na sobie niemożliwie brudnej bawełnianej koszulki naciągniętej na piżamę Fena. Do tego licznych obrażeń, świeżej rany na ręce od kolca sagowca, zwichniętej kostki u prawej nogi, zadawnionego zapalenia nerwu w jednym i drugim ramieniu oraz swędzącego pieczenia między palcami u stóp – mogła tylko mieć nadzieję, że nie jest to nowy rzut grzybicy. Dobrze znosiła takie niewygody podczas pracy, ale tutaj bardziej jej doskwierały, przy tych kobietach w perłach i jedwabiach.
– Jak sądzisz, będzie tam porucznik Boswell? – zwróciła się Tillie do czarnorzęsej.
– Ona uważa, że jest boski. – Eva była wyższa, postawna i bez rękawiczek.
– Wcale nie. Zresztą ty też tak uważasz – odpaliła Tillie.
– Ale ty jesteś mężatką, moja droga.
– Nie sądzisz chyba, że ludzie przestają zauważać innych od chwili, gdy wsadzą palec w obrączkę.
– Nie sądzę. Ale twój mąż owszem.
Nell notowała w głowie:
– ozdoby na szyi, nadgarstkach, palcach
– farba wyłącznie na twarzy
– podkreślenie warg (ciemnoczerwony) oraz oczu (czarny)
– podkreślone biodra poprzez zaciśnięcie popręgu na talii
– dialog rywalizujący
– wartość: mężczyzna; niekoniecznie posiadanie, ale zdolność przyciągania jego uwagi
Nie potrafiła przestać.
– Czy zajmujesz się badaniem tubylców? – zapytała ją Tillie.
– Ha ha, nie widzisz? Ona wraca z Balu do rana, prosto z Pałacu na Wodzie...! – Eva wypowiadała słowa z mocnym australijskim akcentem, prawie jak Fen.
– Tak, zajmuję się – odparła – od lipca. To znaczy od poprzedniego lipca.
– Półtora roku tkwiłaś gdzieś na brzegu tej rzeczki?! – dopytywała się Tillie.
– Dobry Boże – zawtórowała Eva.
– Najpierw rok w górach na północ stąd, z ludem Anapa – odrzekła Nell – a potem kolejne pięć i pół miesiąca z Mumbanyami, w górnym biegu Yuatu. Wyjechaliśmy przed czasem. Nie polubiłam ich.
– Nie polubiłaś? – powtórzyła Eva. – Myślę, że w tym wypadku ważniejsza byłaby troska o zachowanie głowy na szyi.
– Czy to kanibale?
Nierozważnie byłoby odpowiedzieć uczciwie. Nie wiedziała, kim są ich mężczyźni.
– Nie. Dobrze rozumieją, że trzeba podporządkować się nowemu prawu.
– Prawo nie jest nowe – zauważyła Eva. – Ogłoszono je cztery lata temu.
– Przypuszczam, że dla pierwotnego plemienia wydaje się nowe. Ale przestrzegają go – odparła.
I niemożności zabijania przypisują swój zły los...