Farma Joanne Ramos
Kontrowersyjny temat, przedstawiony z różnych punktów widzenia.
Każdy czytelnik będzie mógł wyrobić sobie własne zdanie na ten temat.
Dziecko jako towar.
A właściwie ciąża jako towar.
Matka jako towar.
A właściwie macica jako towar.
"Niektórzy Klienci są gotowi zapłacić ogromne pieniądze za macice po studiach na uniwersytecie Princeton, Stanford czy Wirginii, tak jakby ich płody mogły przyswoić, poza glukozą, białkami, tlenem i witaminami, również zdobytą wiedzę i fantastyczne wyniki egzaminów ich kosztownie wyedukowanej Żywicielki."
Klienci i Żywicielki.
"Złociste Dęby zatrudniały surogatki. Kobiety wybrane do roli Żywicielek mieszkały w luksusowym ośrodku na wsi, gdzie musiały tylko odpoczywać i dbać o to, żeby dziecko w ich łonie było zdrowe."
A nad wszystkim czuwa Farma.
I Mae.
Czyta się bardzo dobrze, pomimo dłużyzn chwilowych.
Chwilami szokująca, chwilami absurdalna, ale nie wiem, czy tak do końca: może niedługo wszędzie tak będzie...?
"A potem zapytał ją, czy tym razem urodzi sama. Mae była najpierw zszokowana, a później wściekła. Co też on sugerował na temat ich pierwszej ciąży? I jakim musiał być egoistą, proponują żonie "prawdziwą" ciążę, skoro ani trochę nie wpłynęłaby ona na jego życie!"
Polecam.
Totalnie beznadziejna okładka.
MOJA OCENA: 7/10