"Pani psycholog w Londynie stwierdziła, że jestem w fazie wyparcia i nadal odczuwam szok. Powiedziała też, że któregoś dnia dotrze to do mnie, a wtedy będę płakał. Jak widać, jeszcze to nie nastąpiło od prawie pięciu lat, kiedy to dziewiątego września zginęła moja siostra. Rodzice posłali mnie w zeszłym roku do tej kobiety, bo nie mieściło im się w głowie, dlaczego nie płaczę po Rose. Chciałem ich zapytać, czy oni płaczą po kimś, kogo nie pamiętają, jednak ugryzłem się w język. Jakoś nikt nie potrafi tego zrozumieć. Nie pamiętam Rose. Naprawdę."
Świetna, ciepła, ale też pełna bólu opowieść o stracie, której tak naprawdę się nie odczuwa. O trudnej przyjaźni. O uprzedzeniach. O straconych szansach. O sile dziecięcej ufności i kierowaniu się czystym instynktem.
Narratorem jest 10-letni chłopiec, co jest mega atutem:)
Dziesięcioletni Jamie Mathews i jego rodzina - 15-letnia siostra Jas i ojciec alkoholik oraz kot Roger przeprowadzają się z Londynu po tym, jak ich siostra Rose ginie w zamachu bombowym 9 września, w londyńskim parku, a matka Jamiego pięć lat po tragedii ma romans i opuszcza dom na zawsze.
W swojej nowej, katolickiej szkole, Jamie zaprzyjaźnia się z Sunyą, muzułmanką. Jamie wie, że jego ojciec nie pochwalałby ich przyjaźni, ponieważ nienawidzi muzułmanów i obwinia całą muzułmańską populację za śmierć Rosy.
Czy rodząca się dopiero przyjaźń będzie silniejsza, niż wszelkie zakazy?
Polecam.
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
1
Moja siostra Rose mieszka na kominku.
A konkretnie, to jej fragmenty.
Trzy palce, prawy łokieć i rzepka zostały pochowane na cmentarzu w Londynie.
Mama i tata strasznie się pokłócili, kiedy policja znalazła dziesięć fragmentów ciała. Mama chciała grobu, który mogłaby odwiedzać, a tata życzył sobie kremacji i rozsypania prochów do morza.
Tak przynajmniej mówiła Jasmine, która pamięta więcej niż ja.
Gdy to się stało, byłem zaledwie pięcioletnim dzieckiem. Jasmine miała wtedy dziesięć lat i była bliźniaczką Rose. Nadal jest, jak twierdzą rodzice.
Po pogrzebie przez lata ubierali ją ciągle tak samo - sukienki w kwiatki, sweterki, płaskie buty ze sprzączkami, które Rose tak uwielbiała. To chyba dlatego siedemdziesiąt jeden dni temu mama uciekła z facetem z grupy wsparcia.
Kiedy na piętnaste urodziny Jas obcięła włosy, przefarbowała się na różowo i założyła sobie kolczyk w nosie, przestała przypominać Rose, i rodzice nie mogli sobie z tym poradzić.
Każdemu przypadło w udziale pięć fragmentów. Mama włożyła swoje do pięknej białej trumienki i umieściła pod białym nagrobkiem z napisem „Mój Aniołek". Tata dokonał kremacji obojczyka, dwóch żeber, kawałka czaszki i małego palca od nogi, a prochy zamknął w złotej urnie.
Tak więc każde z rodziców zrobiło po swojemu, ale - co za niespodzianka - żadnego z nich to nie uszczęśliwiło. Mama twierdzi, że cmentarz jest zbyt przygnębiający i wcale tam nie chodzi. Co roku, w rocznicę śmierci mojej siostry, tata próbuje rozsypać prochy i w ostatniej chwili zmienia zdanie. Zawsze coś się musi wydarzyć w momencie, gdy już prawie wysypuje Rose do morza.
Któregoś roku w Devon, podpłynęła ławica srebrnych ryb, które wyglądały tak, jakby już się nie mogły doczekać pożarcia mojej siostry. A innym razem, w Kornwalii, mewa narobiła na urnę, kiedy tata już prawie ją otwierał. Wybuchnąłem śmiechem, jednak Jas była taka smutna, że szybko przestałem chichotać.
Wyprowadziliśmy się z Londynu, żeby zostawić to wszystko za sobą.
Tata znał kogoś, kto z kolei znał osobę, która zadzwoniła do niego w sprawie pracy na budowie w Lake District. W Londynie nie pracował od lat. Mamy recesję, a to oznacza, że w kraju brakuje pieniędzy, więc prawie niczego się nie buduje. Tata dostał pracę w Ambleside, a wtedy sprzedaliśmy mieszkanie, wynajęliśmy domek i zostawiliśmy mamę w stolicy.
Założyłem się z Jas o całe pięć funtów, że mama przyjdzie pomachać nam na pożegnanie. Jasmine nie domagała się wcale pieniędzy, gdy przegrałem zakład. Po drodze, w samochodzie, zaproponowała, żebyśmy pobawili się w zgadywanie słów, ale nie była w stanie znaleźć niczego na literę R, chociaż Roger siedział mi na kolanach i mruczał głośno, jakby próbował jej podpowiedzieć.
Tutaj jest zupełnie inaczej. Mamy olbrzymie góry, tak wysokie, że chyba kłują Boga w tyłek, mnóstwo drzew i jest bardzo cicho. Nie ma tu ludzi, stwierdziłem, kiedy znaleźliśmy już nasz domek przy krętej uliczce i wyjrzałem przez okno auta, szukając kogoś, z kim mógłbym się pobawić. Nie ma tu muzułmanów poprawił mnie tata i uśmiechnął się po raz pierwszy tego dnia.
Wysiedliśmy z Jas z ponurymi minami.
Nasz domek jest zupełnym przeciwieństwem mieszkania w Finsbury Park. Jest biały, a nie brązowy, duży, a nie mały, stary, a nie nowy. Moim ulubionym przedmiotem w szkole jest plastyka i gdybym miał malować domy w ludzkiej postaci, to nasz byłby zwariowaną staruszką o bezzębnym uśmiechu. Nasze dawne mieszkanie namalowałbym jako poważnego żołnierza, schludnego, wciśniętego w szereg identycznych facetów.
Mamie by się to spodobało.
Uczy w szkole plastycznej i jestem pewien, że pokazałaby wszystkim swoim uczniom moje rysunki, jeślibym jej wysłał. Chociaż mama została w Londynie, cieszyłem się, że opuszczamy nasze mieszkanie. Miałem malutki pokoik, lecz rodzice nie pozwoli mi się przeprowadzić do pokoju Rose, bo ona nie żyje i jej rzeczy są święte. Pokój Rose to święte miejsce, James. Nie wchodź tam, James.
Nie rozumiem, co może być świętego w kupie starych lalek, śmierdzącej różowej kołdrze i łysym pluszowym misiu. Nie czułem żadnej świętości, kiedy któregoś dnia po powrocie ze szkoły zacząłem skakać po łóżku Rose. Jas kazała mi przestać, ale obiecała, że nie powie rodzicom.
Wysiedliśmy z samochodu, stanęliśmy na drodze i popatrzyliśmy na nasz nowy dom. Słońce zachodziło, góry połyskiwały na pomarańczowo, a w jednym z okien widać było nasze odbicie - tata, Jas i ja z Rogerem na ręku. Przez ułamek sekundy czułem w sobie nadzieję, zupełnie jakby od tej pory wszystko miało wyglądać normalnie. Tata wziął walizkę, wyjął z kieszeni klucz i ruszył ścieżką przez ogród. Jas uśmiechnęła się do mnie, pogłaskała Rogera i poszła za nim. Postawiłem kota na ziemię. Od razu wpełzł pod krzak i tylko ogon mu wystawał, gdy przedzierał się pomiędzy liśćmi.
No chodź, zawołała moja siostra, odwracając się na ganku. Wyciągnęła do mnie rękę i weszliśmy do środka razem (...)
***
Od tamtego wydarzenia dziesięcioletni Jamie nie płakał ani razu.
Chłopiec wie, że powinien – przecież Jasmine płakała, i mama, a tacie zdarza się to do dziś. Roger wprawdzie nie uronił ani jednej łzy, ale to w końcu kot, poza tym nie znał Rose aż tak dobrze.
Wszyscy dookoła zapewniali, że czas leczy rany, tylko że to jedno z tych kłamstw powtarzanych przez dorosłych, gdy nie wiedzą, co powiedzieć. Minęło już pięć lat, a jest jeszcze gorzej: tata wciąż pije, mama zniknęła, a Jamie został z pytaniami, na które sam musi sobie odpowiedzieć.
Ta historia to właśnie jego opowieść. To niewyobrażalnie prawdziwa i wzruszająca relacja z wysiłków małego chłopca, próbującego zrozumieć tragedię, która rozbiła jego rodzinę.