"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Dochodzenie. Na styku Karen Dionne

Bardzo dobry kryminał. Leniwy. Statyczny. Spokojny. Snujący się...

Ale też rasowy, głęboki i mega klimatyczny, szczególnie dla mnie, która uwielbiała serial The Killing:)
Okazuje się, że nie trzeba masy twistów i "suspensusów" /jak to mówi moja znajoma/, ażeby opowieść pochłonęła Czytelnika w 100%.

O niebo lepsza ta cześć, bo pisana przez tą autorkę, niż cała seria Dochodzenia, napisana przez Davida Hewsona.

Polecam także serial, ale w angielskiej wersji /oryginału nie oglądałam, więc się nie wypowiadam/ - wszystkie sezony są rewelacyjne!


Uwielbiam tą parę: Holder & Linden: jedna z najlepszych par serialowych ever!

MOJA OCENA: 8/10



PRZECZYTAJ FRAGMENT!

1_

Neil Campbell umiał oszacować ryzyko. Większość ludzi nie rozumiała statystyki tak dobrze jak on. Bo większość ludzi to głupki. Myślą, że im częściej coś robią albo im dłużej coś robią, tym większe mają szanse na osiągnięcie upragnionego efektu. Jeśli grasz na loterii wystarczająco często, to prędzej czy później musisz wygrać, prawda?
Nie do końca. W rzeczywistości za każdym razem, gdy Neil przygotowywał partię mety w swojej maleńkiej kuchni w Rainier Valley Trailer Park, prawdopodobieństwo, że cały bajzel wybuchnie mu w twarz, pozostawało takie samo. Nieważne, ile razy już to robił. Każda partia była równie niebezpieczna jak pierwsza. Nie wiedział, jakie dokładnie jest ryzyko, ale wiedział, że wysokie. Większe niż szanse na to, że dostanie się w sam środek strzelaniny z przejeżdżających samochodów, co i tak groziło mu bardziej niż człowiekowi, który nie mieszka na niszczejącym osiedlu przyczep w zapomnianej części Seattle. Większe niż na porażenie piorunem. Zdecydowanie większe niż szansa wygranej na loterii.
Neil rozumiał liczby. Kiedyś był programistą. I agentem ubezpieczeniowym. I kosztorysantem, spekulantem, graczem w pokera online, bukmacherem. Jego ostatnie wcielenie stanowił główny księgowy w firmie Jameson, Dunow i Pierce. Była to zdecydowanie zbyt szumna nazwa dla baraku bez okien wciśniętego między zakład fryzjerski, sklep z kanapkami i trzy opustoszałe lokale. Kiedy ława przysięgłych King County postawiła firmie pięć ciężkich zarzutów związanych z wyłudzaniem pieniędzy i zarzut fałszowania dokumentów, po sześciu miesiącach pojawił się tam czwarty szereg pustych witryn, a Neil podjął nową pracę. Szczęściarz. Zawsze spadał na cztery łapy. Wiedział, jak brać ludzi pod włos, jak znaleźć ich słaby punkt i go wykorzystać. Nie miał litości dla darmozjadów, a uzależnieni od metamfetaminy stanowili łatwy łup. Szkoda tylko, że sam musiał ryzykować, aby dostarczyć im towar.
Chemik wytwarzający metę mógł zyskać przewagę w tej ryzykownej grze: korzystać wyłącznie ze składników wysokiej jakości i pilnować, by przestrzeń robocza oraz wyposażenie były czyste jak łza. Ryzyka nie dało się jednak całkiem zlikwidować. Ważne było, by nie ulec zbytniej chciwości. To właśnie przez nią tępaki paprały robotę. Podwajały wielkość partii. Używały tanich komponentów. Za często kupowały sudafed w tym samym miejscu albo kupowały go jednocześnie z bateriami i paliwem turystycznym. Takie zakupy automatycznie zwiększały szansę, że wylądujesz po niewłaściwej stronie więziennych krat. A Neil przyrzekł sobie, że już nigdy tam nie trafi. Odwinął folię litową z czteropaku baterii Energizer i podarł ją na kawałki wielkości paznokcia, a potem wcisnął te kawałeczki w szyjkę dwulitrowej butelki po coli. Odwrócił głowę, by czuć jak najmniej woni zgniłych jaj uwalniającej się w chwili, gdy lit zareagował z amoniakiem, bo wiatrak nad kuchenką ledwie sobie z nią radził. Na koniec dolał do butelki paliwo Colemana i mocno ją zakręcił.
Na dworze odezwał się klakson. Raz, drugi, aż wreszcie brzmiał nieprzerwanie. Campbell czekał. Trąbienie nie milkło. Odstawił butelkę na stół, podszedł do okna, rozsunął minizasłonki i pomachał. Hugo odmachał mu i klakson zamilkł. Neil uśmiechnął się: „Grzeczny chłopiec, tak, tak właśnie miałeś zrobić, grzeczny synek”, a Hugo zaprezentował szeroki uśmiech aniołka: „Tatusiu! Tatusiu! Popatrz na mnie!”, i znowu całym ciężarem ciała oparł się o kierownicę.
Neil puścił zasłonki. Już niedługo Hugo wykombinuje, jak odblokować drzwi samochodu, i co wtedy? Nie mógł pracować w jego obecności. Wykluczone. Nie był jakąś naćpaną gnidą, która wciąga metę w obecności swojego dziecka. On ją wytwarzał, robił to dla kasy.
Hugo był jedyną istotą ludzką, która obchodziła Neila. Krwią z jego krwi, jego własnością. I nic mu nie groziło, dopóki siedział w samochodzie. Opieka społeczna nie podzieliłaby tej opinii i jeśli Hugo nie przestanie obwieszczać wszystkim w zasięgu pół kilometra, że tatuś zamknął go samego w samochodzie w zimny styczniowy dzień, prędzej czy później u drzwi pojawią się funkcjonariusze CPS, Służby Ochrony Praw Dziecka. Ale Neil nie był taki głupi, żeby narażać syna na niebezpieczeństwo. Umiał oszacować ryzyko.
Usiadł. Potrząsnął butelką, by przyspieszyć reakcję, po czym poluzował nakrętkę o ćwierć obrotu, by wypuścić gaz, nie wpuszczając do środka za dużej ilości tlenu.
Butelka zapłonęła.

2

Od wybuchu zagrzechotały okna i drzwi. W przyczepie po drugiej stronie ulicy Stephen Holder zerwał się z kanapy, chwycił kurtkę, zdjął łańcuch z drzwi i wypadł na zewnątrz.
Po kilku sekundach dołączył do niego Logic. Dramat na żywo zawsze przebije oglądanie telewizji.
– Elo, frajerzy. Co tak lecicie? Pali się gdzieś? – krzyknął Ridgeback, po czym złożył się wpół ze śmiechu, gdy ich dogonił i zobaczył płonącą przyczepę.
Logic – lat dwadzieścia z małym okładem, chudy, jak przystało na ćpuna, i giętki wobec małpio włochatych stu trzydziestu kilogramów Ridgebacka – prychnął.
W gęstniejącym mroku mieszkańcy Rainier Valley zebrani wzdłuż całej ulicy wpatrywali się w widowisko. Płomienie wypełzały z okien i drzwi. Nikt nie próbował ruszyć z pomocą. Każdy wiedział, że płonąca przyczepa mieszkalna to pułapka bez wyjścia, zwłaszcza rozpadająca się przyczepa, a rozpadająca się przyczepa z niekontrolowanym pożarem metamfetaminowym w kuchni była zdecydowanie najgorsza. Jeśli chemik, który tam mieszkał, znajdował się w środku, to już nie wyjdzie.
– E, weź zoba. – Ridgeback wbił palec w ramię Holdera i wskazał zniszczonego escorta zaparkowanego przed płonącą przyczepą. Holder zmrużył oczy. W samochodzie, na tle płomieni, dojrzał jakiś ruch. Mały chłopczyk wymachiwał pulchnymi ramionkami i płakał.
– Co robisz, idioto?! – zawołał Logic, gdy Holder ruszył pędem na drugą stronę ulicy, uchylając się przed skwierczącymi kawałkami przyczepy, które z furkotem spadały z nieba niczym fajerwerki i zaściełały podwórko. Powietrze cuchnęło amoniakiem i spalonym plastikiem. Holder naciągnął bluzę na usta i nos. Chwycił za klamkę od strony kierowcy i natychmiast cofnął rękę po zetknięciu z rozpalonym do czerwoności metalem. Naciągnął na dłoń rękaw kurtki i ponowił próbę.
Zablokowane.
Kolejny wybuch w przyczepie. Gorąco parzyło kark Holdera, skręcało jego włosy. Naciągnął kaptur na głowę i zastukał w szybę samochodu. Uśmiechnął się do małego wrzaskuna i gestami kazał mu otworzyć okno. Ale chłopiec nie otworzył. Nie mógł albo nie chciał.
Holder się rozejrzał. W rzędzie okrągłych kamieni plażowych okalających zaniedbany kwietnik znalazł bryłę wielkości pięści i rozbił szybę w tylnych drzwiach samochodu. Wgramolił się do środka, sięgnął między przednie fotele i chwycił pełną garścią kurtkę chłopca. Przeciągnął go na tył i wygramolił się na zewnątrz, zanim gorąco rozpaliło opary w baku i wszystko wybuchło.
Z oddali dobiegał dźwięk syren.
Holder wcisnął wyjca pod ramię i przebiegł przez ulicę.
Gdy dotarł do celu, Logic przybił mu piątkę i poklepał go po ramieniu.
– Ty kretynie... no patrzcie go... Jesteś bohaterem!
Ciętą ripostę Holdera zagłuszyło wycie syren; zza rogu wypadły wóz strażacki i karetka. Podjechały na odległość około trzydziestu metrów od płonącej przyczepy i stanęły.
– Co oni robią? – spytał Ridgeback, gdy przez następne kilka sekund nic się nie działo. – Dlaczego nie wysiadają?
– Boją się, że odlecą – wyjaśnił Holder.
Logic roześmiał się i przybił z nim żółwika.
Holder mógłby powiedzieć strażakom, że kontaktowy haj to najmniejszy problem. Że opary fosforowodoru z płonącej metamfetaminy mogą ich obezwładnić w kilka sekund. Nieodwracalnie uszkodzić im płuca. A kwas jodowodorowy, który powstaje w trakcie produkcji mety, może równie szybko rozpuścić im skórę. Metamfetaminowy pożar jest tak toksyczny, że nie można w żaden sposób pomóc chemikowi w przyczepie, dopóki nie przyjadą goście z Hazmat. Podstawy. Strażactwo dla początkujących. Takich rzeczy człowiek się uczy na pierwszym roku akademii.
Tymczasem zakołysał się na piętach i patrzył, jak płomienie liżą oblicówkę i roztapiają papę na skraju dachu. Typowy głupol, który kręci się po okolicy z kumplami. Stoi pośród puszek po piwie i zardzewiałych rowerów zaściełających trawnik przed zniszczoną przyczepą, tuląc w ramionach wyjącego chłopca – syna chemika, który właśnie wysadził się w powietrze.
Żaden superagent pod przykrywką.
– Chodźmy do środka – powiedział Ridgeback. – Zimno na dworze.
I ciemno. I pada. I dla Holdera może być niebezpiecznie. Kiedy nadciągną gliny, pewnie będą chcieli go zgarnąć i przesłuchać wraz z resztą ekipy. Może nawet chętniej jego niż innych. Holder nie tylko ubierał się stosownie do roli, cały wyglądał adekwatnie: dżinsy dzwony, za duża ocieplana bluza z kapturem, wąs i paseczek zarostu w stylu soul patch schodzący do bródki. Chude metr osiemdziesiąt pięć, chociaż jego waga wynikała z genów, a nie z uzależnienia od narkotyków. Papieros zatknięty za ucho. Niechlujne jasnobrązowe włosy, ciemne oczy playboya i leniwy sposób wymawiania samogłosek, który udoskonalił jako nastolatek, a dzięki któremu sprawiał wrażenie permanentnie nawalonego. Nikt by go nie wziął za pracownika Biura Szeryfa King County, choćby się odział w mundur galowy – a na pewno nie przyszłoby to na myśl funkcjonariuszom dwóch jednostek policji z Seattle, które właśnie nadjechały i stanęły przed przyczepą obok. Siedem lat w wydziale narkotykowym. Większość pod przykrywką. Robota na ulicy. Zakupy i aresztowania. Joaquin strzela do Rahima. Ple, ple, ple.
Ruchem głowy wskazał radiowozy i podał dzieciaka Ridgebackowi.
– Muszę iść.
Ridgeback wepchnął ręce do kieszeni.
– O nie, gówno. Ty go znalazłeś, ty go weź. Nie będę zasraną niańką na życzenie.
– Nie proszę, żebyś się nim zajął, kretynie. Daj go glinom. Sam zostaniesz bohaterem.
Ridgeback zastanowił się, wyprostował i wyciągnął ręce. Chłopiec mocniej zacisnął ramionka na szyi Holdera. Holder odkleił go od siebie i podał osiłkowi. Ruszył chodnikiem, ale potem zatrzymał się i obejrzał. Mały człowiek, który czeka na tatusia – tak to smutno wyglądało.
Przygarbił się, zwiesił głowę, ręce wepchnął głęboko do kieszeni kurtki – zaniedbany ćpun szukający prochów – gdy w końcu przybył oddział Hazmatu i zaczęła się poważna akcja. Holder patrzył kątem oka, jak wąż strażacki wreszcie tłumi ogień, a goście z karetki rozkładają nosze. Widział, jak umundurowani policjanci wysiadają ze swojego radiowozu i wloką się zniszczonym chodnikiem do przyczepy obok. Zauważył otwarte drzwi i czerwoną toyotę Tiffany na podjeździe.
Pierwszy z mundurowych stąpał ostrożnie po gnijących deskach ganku. W policyjnym stylu zastukał płaską dłonią w ścianę przyczepy, zapowiedział się i wszedł.
Kilka chwil później wyszedł. Pochylił głowę do radia na ramieniu.
– Mamy dziesięć osiemdziesiąt cztery.
– Chcecie karetkę? – odchrypiało radio.
– Nie.
Holder przyspieszył kroku. Minął róg ulicy i ruszył biegiem.
10-84. Wezwanie koronera. Zwłoki (...)


***
Thriller z czasów, zanim Linden i Holder zostali partnerami.


Na osiedlu przyczep mieszkalnych w Seattle dochodzi do wybuchu, prawdopodobnie przy wytwarzaniu metamfetaminy. Stephen Holder, tajniak z wydziału narkotykowego, ratuje życie kilkuletniemu synowi ofiary i znika, by uniknąć przypadkowej dekonspiracji. Policjanci zabezpieczający miejsce znajdują w sąsiedniej przyczepie ciało – z kulą w głowie. Na miejsce przyjeżdża detektyw Sarah Linden.

Tymczasem na terenie terminalu kontenerowego znalezione zostaje inne ciało, również z kulą w głowie. Szybko staje się jasne, że obie sprawy się łączą, co zmusza do współpracy prowadzących śledztwo – Linden oraz nieco już zmęczonego pracą w wydziale zabójstw Johna Goddarda. Oboje borykają się z problemami osobistymi, oboje potrafią oddać się pracy bez reszty. Zanim znajdą morderców, muszą odnaleźć sens w skomplikowanej sieci uzależnień, chciwości, zazdrości i zdrady. Muszą poznać odrażający świat narkomanów i ludzi zapomnianych przez Boga. Linden szuka głównej podejrzanej, Goddard zwraca się o pomoc do Stephena Holdera, tajnego agenta, który ten świat infiltruje i walczy, by go nie pochłonął.



EKRANIZACJA
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/


TRAILER


UWIELBIAM!


Forbrydelsen
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/


TRAILER





ZGARNIJ EBOOKA Z 





Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger