Melmoth Sarah Perry
"...jest samotna, samotnością wieczną, której kres nastąpidopiero wraz z końcem świata, gdy otrzyma wybaczenie. Pokazuje się więc tym, którzy przechodzą najgorsze chwile w życiu, a ludzie przez nią wybrani czują na sobie jej spojrzenie."
Niesamowitość.
Moje ulubione słowo, zaraz obok nieoczywistości i niepokoju.
Narracja surowa, taka troszkę suchawa, co tylko podkreśla ten dziwny klimat.
Początek tej historii wciąga już od pierwszych słów, ponieważ zaczyna się listem - uwielbiam ten zabieg i zawsze się daję na to złapać jak złota rybka na haczyk.
Koncepcja nieco przypominała mi świetną powieść Wiatr Kariki, ale tylko, jeśli chodzi o tajemniczą postać z legendy.
Tutaj mamy do czynienia z Melmoth.
"Pojawia się wszędzie tam, gdzie jest najbardziej ciemno, ponuro i wieje śmiercią."
Główną bohaterką jest Helen Franklin, Angielka żyjąca w Pradze, samotnie i ascetycznie. Zarabia na życie tłumacząc instrukcje obsługi elektronarzędzi z niemieckiego na angielski.
Jej życie jednak ulega zmianie - Helen ktoś obserwuje: postać ubrana na czarno i ukrywająca się w cieniu. W trakcie powieści Helen staje się coraz bardziej przekonana, że obserwująca ją postać to legendarna Melmoth.
Czy istnienie Melmoth to tylko wytwór wybujałych wyobraźni? Obsesja czy prawda?
Świetny klimat jest tej powieści, taki przykurzony i pokryty pajęczyną, nie tylko tajemnicy... Słowa okryte czarnym jedwabiem, jak suknia Melmoth.
Jest też oczywiście drugie dno tej opowieści...
POLECAM!
MOJA OCENA: 8/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***