Wiatr Jozef Karika
"Śmierć jest wszędzie. Mogą nią być światła samochodu znajdującego się na odległym wzgórzu. Przez chwilę widoczne, potem znikające w ciemności, jakby zostały zmiecione. Po chwili pojawiające się na innym wzgórzu i znów znikające. To są światła na głowie śmierci. Śmierć wkłada je jak kapelusz, po czym rusza galopem. To są światła galopującej śmierci, doganiającej nas, zbliżającej się coraz bardziej. Śmierć nigdy się nie zatrzymuje. Czasem tylko wyłącza światła."
Opowieść o szaleństwie.
Tak bym to nazwała jednym zdaniem.
A wiadomo, że między szaleństwem a zjawą jest cienka granica.
Więc może jest to opowieść o zjawie?
"Przecież była już we mnie, od dawna miałem ją w mózgu."
Wietrznicy?
"Staruszka, czy raczej jakaś zjawa krążąca w okolicy zalewu. Dziwactwo graniczące z pomieszaniem zmysłów [...] Według dziadków wyglądała jak staruszka w czarnej sukni [...] Pojawiała się, gdy wiał silny wiatr. [...]
Kiedy ujrzysz wietrznicę, mówili, za nic nie spoglądaj jej w twarz. Nigdy. Bo jeśli to zrobisz, to cię zabije."
Sami sobie ocenicie.
Historia z mega klimatem, studzonym nieco przez chwilami naprawdę dziecinne dialogi, ale może taki był zamiar autora, który chciał rozławdować atmosferę, gęstą i duszną?
Może.
Nie pobiła ona mojej czołówki, jaką jest Szczelina, ale i tak jest nieźle.
Końcówka do własnej filozoficzno-egzystencjalnej analizy.
"Zagadka, paradoks, rozgrzewka dla zwojów mózgowych."
Osobiście wolałabym bardziej przystępne zakończenie.
"Tak działa sfera psychiczna: wszystko ożywia, personifikuje, tworzy jedną metaforę za drugą. jak w dziecięcych snach, w których każdy przedmiot: wieszak, szafa czy krzesło, zmieniają się w żywą istotę."
Polecam.
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***