Dom Maynarda Herman Raucher
"Stare domy mają historie."
Od razu zaznaczę, że premiera tej powieści jest dopiero 26 maja, ja czytałam oryginał i twierdzę, że warto czekać.
Świetny klimat, początkowo przypominający mi postać Juda Crandall'a z Smętarza dla zwierzaków.
Zresztą, kto nie kocha Maine?
A-yuh!
Weteran wojenny Austin, dostaje testament spisany na kartce papieru, w którym jego towarzysz broni w Wietnamie, Maynard, przepisuje mu całe swoje domostwo, znajdujące się w odległych odmętach Maine.
Odizolowaną posiadłość. A w pakiecie: Drzewo Wiedźmy. Diabelski Kamień. Rytuały. Wierzenia. Swoistego rodzaju kronikę mieszkańców domostwa, wyrytą na kawałku drewna.
A także dziwne stworzenia. Niebezpieczne niedźwiedzie. Dziwne jelenie. Ciekawskie wiewiórki.
Naturę, która naturalna nie jest.
Mroźna, zimna hermetyczna atmosfera, kojarząca mi się z powieścią Pavera Przepaść, jest początkowo pełna kojącego realizmu, który pomału i niepostrzeżenie zamienia się w złowrogą halucynogenną krainę snów, pełną niedopowiedzeń, niepokoju, niesamowitości, zjawisk nie z tego świata i dwuznaczności. Oraz podskórnego lęku, poczucia osaczenia, izolacji, ułudy.
I nieoczywistego zakończenia.
Warto czekać.
MOJA OCENA: 8/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***