Wham! George i ja Andrew Ridgeley
"Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi i dwiema stronami medalu. Georgios Panayiotou, pilny i nieśmiały szesnastolatek ze sterczącą kędzierzawą czupryną, miał oponkę w pasie i szafę pełną dyskusyjnych strojów. Ja dla odmiany byłem osobą towarzyską i pewną siebie, żywym srebrem, choć niezbyt inteligentnym, mądralą i gagatkiem wystrojonym w moherowy garnitur z lumpeksu i parkę, i migającym się od śmiertelnie nudnych przygotowań do matury. Mimo to byliśmy jak bracia syjamscy, bo połączyły nas: miłość do muzyki i skeczów Monty Pythona oraz sztubackie poczucie humoru."
Dużo wspomnień ze szkoły, z początków znajomości - tak, tu się można pośmiać:
"Gdy pewnego ranka (George) wszedł do szkoły w nowiutkim płaszczu, nabrałem przekonania, że jest daltonistą.
- Bardzo lubię zieleń - oznajmił, choć nikt wokół nie miał wątpliwości, że to brąz."
Wspomnienia przesiąknięte klimatem tamtych cudownych lat, pełnych muzyki, będą prawdziwą gratką dla psychofanów zespołu Wham! (dla mnie!) i cofną każdego czytaelnika w czasie. Pokażą mozolne, ale entuzjastyczne pięcie się w górę po szczeblach muzycznej drabinki sławy i chwały.
Poznamy tu historię powstania zespołu oraz historię jego końca, a także solową karierę Georga. Potem wszystko się urywa i kończy się śmiercią wokalisty, co mi troszkę przeszkadzało, ale w końcu to miała być opowieść o przyjaźni dwóch chłopaków, których drogi szybko się rozeszły, prawda?
"Łączyła nas niezłomna przyjaźń, byłem przekonany, że miejsce na liście przebojów już na nas czeka. Nie miałem pojęcia, co oznaczałby taki sukces, ale czułem go pod skórą. Wiedziałem, że go osiągniemy."
Polecam
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***