"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Próba sił Cathy Cash Spellman

"Charakter to jest to, kim się jest w ciemnościach."

Świetna ekranizacja. 

Czy powieść jest równie dobra?

Jest lepsza. 

Pomijając beznadziejny wręcz początek, suche i sztuczne dialogi, powieść zawiera MNÓSTWO treści, których nie pokazał film. 
Właściwie film przedstawia 1/13 całości - jest wyciśnięty jak cytryna i skondensowany do maximum. A i tak świetny.

W powieści znalazłam bardzo dużo informacji, kompletnie pominiętych w ekranizacji /sekty Maa Kheru, nawiedzenia, opętania, kult, bóstwa, magia, amulety/, wielu bohaterów, kompletnie pominiętych w ekranizacji /chociażby księdza Petera - rewelacyjna postać i creepy postać afrykańskiej niani, a nie tej zasuszonej wiedźmy z filmu, która odegrała jedną z głównych ról w tej historii/ i wiele wątków, których zabrakło w filmie, choćby wątku głównego: znaczenia Amuletu Izydy i jego przeciwieństwa - Kamienia Sechmet.

'Na świecie istnieje o wiele więcej sił, niż zdaje sobie z tego sprawę współczesna nauka".


Są opętania, rytuały, strach, groza, krew.
Ale jest tez miłość, oddanie, świętość i siła. Siła kobiety.

'To kobiety są silne. Przekonał się o tym na początku kapłaństwa. Kobiety trwają, cierpią, opiekują się, znoszą niesprawiedliwość. A jednak w jakiś sposób są mocniejsze. Dziwił się, że mężczyźni podtrzymują kłamstwo, że to oni są silniejszą płcią. To kobiety od narodzin do śmierci walczą z brudami świata, usiłując, stawić im czoła w nierównej grze. Pchają świat pod górę, wydobywając go z bagna. Uporczywie starają się poprawić sytuację i zaprzeczają opinii mówiącej, że są na drugim miejscu. Wystarczyłoby zapytać jakiegokolwiek duchownego, jaki panowałby na świecie system wartości, gdyby był zależny od mężczyzn, żeby usłyszeć, kto jest kucharzem, a kto kartoflem, jakby to ujęła jego pochodząca z Irlandii matka.".

Klimat, wraz z czytaniem, pogłębia się i wciąga. Powieść, na tle filmu, wydaje się kompletna i maksymalnie wyczerpująca temat. Jest bardziej brutalna i krwawa. Soczysta. 

'Człowiek jest liną rozpiętą pomiędzy zwierzęciem i nadczłowiekiem - liną nad otchłanią."

Jestem zaskoczona. Bardzo pozytywnie.

Polecam.


MOJA OCENA: 7/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Z łomocącym sercem Maggie 0’Connor trzęsącymi się rękami nastawiła alarm przeciwwłamaniowy i obróciła klucz w drzwiach małego sklepu z antykami na rogu Sześćdziesiątej Ósmej Ulicy i Madison Avenue, który był jej jedynym źródłem utrzymania. Usiłowała odzyskać panowanie nad sobą, jednak wspomnienie usłyszanego przez telefon głosu całkowicie ją rozstroiło.
Zadzwoniła do niej Jenna, jej córka. Buntownicza, krnąbrna i wrogo nastawiona Jenna, która od prawie dwóch lat nie dawała znaku życia.
Gorączkowy ton jej głosu, nie wydawał się Maggie znajomy, ale jego niemal dziecięce brzmienie wyzwoliło bolesne wspomnienia… brutalne znaki zapytania na temat tego, gdzie była… niepokojącą tajemnicę. Na dźwięk jej głosu wyobraźnię Maggie zalał przerażający kalejdoskop obrazów: Jenna, to dziecko, które kochała nad życie; Jenna, krnąbrna i pamiętliwa, przenosząca się z jednej bezskutecznej kuracji odwykowej do drugiej; Jenna, heroinistka, gotowa wyrwać człowiekowi serce, żeby zdobyć pieniądze na kolejną działkę. Maggie potrząsnęła głową, opędzając się od niepożądanych obrazów i wyszła na deszcz, żeby zatrzymać taksówkę.
- Muszę zobaczyć się z tobą dzisiaj wieczorem, mamo - oznajmiła Jenna.
Jej odseparowany od ciała głos docierał gdzieś z daleka. Czy było w nim słychać wściekłość, czy skrajne podniecenie? A może rozpacz?
- W domu. O wpół do siódmej. Bądź w domu, na miłość boską!
Potem już tylko przerywany sygnał, świadczący o tym, że jakaś rozmowa rzeczywiście się odbyła.
Kiedy zaczęło się psuć między nimi? Po raz milionowy Maggie zaczęła drążyć w swej duszy w poszukiwaniu odpowiedzi. Gdzie zniknęła cała miłość? Nie było wątpliwości, że mała dziewczynka, którą pamiętała tak wyraźnie, kochała ją dawno temu. To dziecko o połyskliwej szopie srebrnoblond włosów i oczach zielonych jak Morze Irlandzkie, kiedyś trzymało ją za rękę i sepleniąc, opowiadało różne historie - kiedyś ją kochało.
Jenna miała czternaście lat, gdy przyszedł ten niepojęty czas, kiedy zniknęło urocze dziecko, a na jego miejscu pojawił się ponury i krnąbrny nastoletni odmieniec. Czternaście lat: wiek, w którym jej ukochana córka przepoczwarzyła się w niesympatyczną, zimną istotę.
Ile razy Maggie wyciągała do niej rękę, po to tylko, by usłyszeć wrogie słowa i raniące wyrzuty?
- Jej uszy nie są nastrojone na twoją częstotliwość, kochanie -mówił
przy takich okazjach jej mąż, Jack, kręcąc z konsternacją głową. - To bardzo przykre, Maggie, ale wygląda na to, że ona nie rozumie nic z tego, co mówisz. Pewnie to jakiś głupi freudowski problem z matką.
Wyrośnie z tego, zobaczysz. Będziemy się wszyscy z tego śmiali, kiedy będziemy siwi i starzy.
Ból wywołany wspomnieniem tych słów niemal pozbawił ją tchu.
Głos Jacka nadal brzmiał w jej uszach. Jego twarz nadal tkwiła nienaruszona w jej pamięci. Czyż czas nie powinien leczyć ran? Czy z upływem czasu uczucie samotności nie powinno stawać się mniej intensywne?
Łzy zaczęły wzbierać jej w oczach, ale powstrzymała je. Cóż, nigdy już nie będą się wspólnie śmiać, nie zestarzeją się razem, nie zrozumieją, dlaczego życie potoczyło się w tak niepojętym kierunku: Jack nie żył. Mimo że nadal wyciągała do niego rękę na poduszce podczas długich, ciemnych godzin przed świtem… Mimo że rozmawiała z nim w myślach, kiedy potrzebowała pomocy. Mimo że czasami wyobrażała sobie, że on jej udziela. Jack odszedł.
Przynajmniej nie widział, jak jego mała dziewczynka, ze śladami po igle na rękach, sprzedaje swoje ciało na Ósmej Ulicy, żeby zdobyć pieniądze na heroinę. Maggie cierpiała w samotności.
Usiłując zmusić serce, by biło jakimś znośnym rytmem, zapłaciła kierowcy i postawiła kołnierz, by ochronić się przed jednostajną szarą ulewą. Potrzebny był jej spokój domowego zacisza.
Jenna stała oparta przed wejściem, trzymając w ramionach tobołek ubrań.
Tak się przynajmniej zdawało Maggie, dopóki zawiniątko nie zapłakało.
- Zimno tu na dworze! - rzuciła oskarżycielskim tonem Jenna, jakby to Maggie była odpowiedzialna za pogodę.
Żadnego przywitania. Żadnego: „Tęskniłam do ciebie, mamo. Jak ci się wiodło?”
- Przyjechałam tar szybko, jak tylko się dało, kochanie. Nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę ty dzwonisz. Tak okropnie do ciebie tęskniłam!
Otoczyła ramionami przemoczoną postać, aby za chwilę ukryć ból, kiedy Jenna wyślizgnęła się z jej objęć.
Otworzyła niepewnymi rękami drzwi i wsunęła dłoń do środka, by odszukać włącznik światła. Łzy zdusiły wszelkie słowa, które, jak sądziła, powinna wypowiadać”. Zamiast tego zapatrzyła się na maleńką istotkę w ramionach Jenny. Ona jest taka malutka, ale jak wiele ma w sobie z przeszłości i z przyszłości - pomyślała poruszona.
- Nie powiesz nic więcej, mamo? Myślałam, że się ucieszysz naszym widokiem.
Jenna, bladziutka jak opłatek, stała w przemoczonym ubraniu, z którego skapywała woda. Nadal pełna gniewu i urazy.
- Ucieszyłabym się, gdybym cię zobaczyła dwa lata temu - wybuchła Maggie, ściągając ociekający wodą płaszcz, ale od razu po żałowała swej porywczości.
Ona jest w domu - upomniała się w duchu - tylko to się liczy. Żyje.
Wszystko inne da się załatwić.
- Oczywiście, cieszę się, że cię widzę, kochanie. Jestem po pro stu oszołomiona tym, że naprawdę tu jesteś. Tak długo marzyłam o tej chwili! Och, Jenna, nie wiedziałam, czy żyjesz, czy nie… Tak bardzo się starałam ciebie odnaleźć - prywatny detektyw, policja.
Ale powiedzieli, że nie ma śladu…
Jej słowa były wyrazem zaledwie maleńkiej części bólu i cierpienia, które na zawsze zapadły w jej sercu.
Jenna już nie słuchała. Ogarniała pośpiesznie wzrokiem pokój, oceniając sytuację.
- Jestem głodna - oznajmiła, kładąc dziecko na krześle takim ruchem, jakby to było paczka z zakupami.
Maggie wzdrygnęła się, by odpędzić wrażenie nierealności, poczucie nieuzasadnionego strachu.
- A to dziecko, Jenna? To twoje?
Co za głupie pytanie! Jakby się spodziewała, że córka powie: „Nie, mamo. Znalazłam je w metrze”.
Podniosła zawiniątko ostrożnie, jakby było zrobione z nadzwyczaj kruchego materiału. Potem odsunęła mokry koc osłaniający maleńką istotkę i, oszołomiona, zapatrzyła się na jej zapierającą dech w piersiach doskonałość.
- Boże, Jenna… Ono jest takie malutkie!
- Ma dziesięć dni. Jej świadectwo urodzenia jest przypięte do kocyka.
Pomyślałam, że może ci się do czegoś przydać.
Maggie podniosła głowę i wpiła się wzrokiem w twarz córki.
- Może mi się przydać? Do czego, do diabła, miałoby mi się przydać?
Jenna odwróciła wzrok, nie zainteresowana pytaniem.
- Dostanę coś do jedzenia? Nie jadłam od jakiegoś czasu. Mała też jest głodna.
Nie dopuszczający sprzeciwu sposób mówienia jest typowy dla narkomanów, przypomniała sobie Maggie i na samą myśl o tym poczuła ściskanie w żołądku. Zachowują się tak, jakby ich mózg nastawiał się tylko na wybrane fragmenty, jak odtwarzacz płyt kompaktowych.
Usiłując stłumić niepokój, rozwinęła przemoknięty koc, ostrożnie wydobyła z niego maleństwo i przycisnęła je do piersi.
- To dziwne, ale człowiek nigdy nie zapomina, jak się trzyma niemowlę, żeby nie wiem ile czasu upłynęło - wyszeptała poruszona ciepłem maleńkiego ciała.
Jenna patrzyła na matkę, nic nie rozumiejąc i mrugając oczami, jak siedząca na skale jaszczurka.
Niepewna, co robić dalej i niebezpiecznie bliska łez, Maggie ruszyła do kuchni.
- Problemy najlepiej rozwiązywać z pełnym żołądkiem - po wiedziała cicho.
Wszystko było lepsze, niż stanie w miejscu pod spojrzeniem gniewnych, niewidzących oczu.
- Jak się nazywa twoja córka, kochanie? - zawołała przez ramię, usiłując nadać swojemu głosowi wesołe brzmienie.
- Cody. Nazwałam ją Cody.
Maggie uśmiechnęła się dopasowując imię do dziecka.
- To piękne imię… uważam, że pasuje do niej. To imię z rodziny jej ojca?
- Słuchaj - wyrzuciła z siebie dziewczyna. - Jestem tutaj tylko dlatego, że nie mam dokąd pójść.
Jej głos był napięty do jakiejś niebezpiecznej granicy. Maggie wzięła głęboki oddech i spróbowała jeszcze raz.
- Nie chciałam cię urazić, Jenna… chodzi tylko o to, że…
w ogóle nie wiem, o co chodzi. Wiem tylko tyle, że cię kocham i niezależnie od tego, w jakich jesteś kłopotach, możemy je rozwiązać…
Jenna uciszyła ją zniecierpliwionym gestem.
- Posłuchaj, mamo. Mam dziecko, ale nie mogę się nim zająć.
Muszę ją gdzieś zostawić. Na rany boskie, ona jest twoją wnuczką.
Wstrząśnięta Maggie odwróciła się ku córce, czując, jak wbrew jej woli wylewa się z niej potok słów.
- Nie mówisz tego poważnie, Jenna! Przychodzisz sobie po dwóch latach, w ciągu których nie odezwałaś się ani słowem, i próbujesz mi powiedzieć, że jesteś tu tylko dlatego, że chcesz zostawić mi swoje dziecko? To absolutnie oburzające! Gdzie byłaś do tej pory? Dlaczego nie dałaś znać, czy wszystko jest w porządku? Skąd się wzięło to dziecko? Jeśli potrzebujesz pomocy, to wiesz, że możesz na mnie liczyć…
- Potrzebuję jakiegoś miejsca, żeby zostawić dziecko - powtórzyła Jenna lodowatym tonem.
To wszystko się dzieje naprawdę - pomyślała Maggie. Krew pulsowała jej w żyłach tak mocno, że aż poczuła zawroty głowy. Instynktownie przycisnęła mocniej do siebie niemowlę, które zaczęło cichutko kwilić. Och, Jack, gdzie jesteś, kiedy cię potrzebuję?
Ona jest cała mokra, Jenna - powiedziała spokojnie.
Nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby dodać, żeby poprawić sytuację.
- Masz dla niej jakieś pieluchy? Nie chciałam na ciebie krzyczeć. Zachowajmy spokój i spróbujmy rozwiązać ten problem. OK?
Jenna spojrzała uważnie na twarz matki. Podziałała na nią zmiana tonu.
- Na szafce w holu jest torba z pieluchami - odparła pospiesz nie. - Przyniosę je.
Myśląc o innych, lepszych czasach, Maggie usłyszała piszczące na parkiecie holu mokre pantofle, a potem trzaśniecie frontowych drzwi.
Wiedziała, że Jenna odeszła [...]

***

Trzymająca w napięciu historia, która może konkurować z najlepszymi dziełami Stephena Kinga.


Co byś zrobiła, gdyby twoja córka narkomanka zostawiła ci na progu nowo narodzone dziecko i znikła? Co byś zrobiła, gdyby wróciła trzy lata później i zabrała je do satanistycznej sekty? Czy byłabyś gotowa położyć na szali swą duszę, by je uratować? Maggie O'Connor musi stawić czoło tym wyzwaniom.
Będzie walczyć - nie tylko o opiekę nad malutką Cody, ale wręcz o życie dziecka.
Prawo nie stoi za nią. Ale kapłan-egzorcysta i rabin znający kabałę, wierzą jej. A w przerażających snach Maggie pojawiają się cienie strasznej staroegipskiej przepowiedni. Czas jednak ucieka. Każdy pragnie mieć to dziecko. Nawet szatan...






EKRANIZACJA


TRAILER


AUTOR



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger