Czarownice nie płoną Jenny Blackhurst
Przyciągająca uwagę powieść, jak wszystkie zresztą o creepy bachorkach. Kto ich (nie) kocha? Poza tym małe, duszne, obskurnie urocze miasteczko...
Imogen Reid wraca do rodzinnego miasta, którego nienawidzi, ze względu na wspomnienia z dzieciństwa, związane głównie z matką. Jej mąż natomiast pała energią i entuzjazmem - z uśmiechem wkracza do nowego (starego) domu, mając nadzieję na nowy start i... dziecko.
Imogen dostaje pracę psychologa w lokalnej szkole i od razu natyka się na historię Ellie Atkinson (którą spotkała nieco wcześniej, w dniu przeprowadzki w niezbyt sprzyjających okolicznościach...), dziewczynki, której cała rodzina zginęła w pożarze.
Ellie obecnie przebywa w rodzinie zastępczej. I krąży wokół niej legenda.
A raczej klątwa.
Czy są to wymysły i zbiorowa histeria małomiasteczkowej społeczności, czy coś naprawdę jest nie w porządku z tą jedenastoletnią dziewczynką...?
Dobra historia. Niejednoznaczna. Z dreszczykiem i klimatem. Stylizowana na Carrie Kinga, ale - wiadomo: król może być tylko jeden. Poza tym, jest to mylny trop, gdyż opowieść okazuje się thrillerem, nie horrorem. Ale thrillerem z pazurkiem.
Trochę drażniąca główna (dorosła) bohaterka.
Czytało się dobrze, z zaciekawieniem i ekranizacją przed oczyma;)
Bardzo mocen 6, albo słabsze 7. Okładka świetna:)
MOJA OCENA: 6/10