"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Celwony Klólik Lissa Evans

"Dzień ten nadszedł, choć powoli,
wkrótce ktoś nas z pęt wyzwoli!
Nieznani goście z dalekich krajów
przepowiednię naszą zaraz poznają.

Gdy naszą krainę srogi gniew spęta,
gdy odbiorą nam słodycze, a nawet święta,
gdy znikną radość, zabawa i żarty,
a kolor z każdego zostanie starty,
czworo dzielnych nieznajomych
przed nieszczęściem nas uchroni.

Podejdźcie, nieznajomi, pieczęć złamcie.
I tajemnice pradawne poznajcie.
Słuchajcie uważnie wierszyka prostego,
by wiedzieć, jak klątwę zdjąć z kraju naszego.

Szukajcie zaginionego przedmiotu,
a gdy mieć go będziecie,
dzwońcie do słuchacza,
który wie wszystko na świecie.
Potem odrzućcie słowa i wiersze,
które Blopki pisały jako pierwsze.
Spójrzcie na ich kolory raz jeszcze
i inne słowa do opisu weźcie.
A wespół nowe wady, zalety i wnioski
odpowiedzią będą na wszystkie troski.

Na koniec jedno z was ma sprawiedliwie
dokonać najtrudniejszej rzeczy możliwie,
a kiedy to zrobi – nie wcześniej, jak wiecie –

drogę do domu wnet odnajdziecie."

Świetny pomysł, prawie jak z Alicji w Krainie Czarów:) Rewelacyjne dialogi prowadzone wierszem - świetna lektura z morałem dla młodszych czytelników, obdarzonych wyobraźnią:)))
Żeby za moich czasów były takie opowieści...
POLECAM!

MOJA OCENA: 8/10



PRZECZYTAJ FRAGMENT!



ROZDZIAŁ 1

To było najzwyklejsze w świecie popołudnie, ale – jak się później okazało – każdy jego szczegół miał znaczenie. Każdy stał się ważny.
– Blopki! – Od strony sypialni, którą zajmowała Misia, dochodziły głośne jęki. – Pocytaj mi o Blopkach!
– Za chwilkę – odparła Funia. – Miałaś wypić mleko.
– Ale jest ciepłe i ma kozuch, i jest całe obzydliwe.
– No dobrze, potem ci poczytam.
Funia (lat dziesięć i pół) się pakowała. Za niecałe trzydzieści sześć godzin razem z mamą i Misią, jej młodszą siostrą (lat cztery), miały wyjechać na wakacje. Zapowiadało się bajecznie. Takich wspaniałych wakacji Funia nie miała od dawna, więc chciała się porządnie przygotować. Przy okazji zamierzała wypróbować zaawansowaną technikę oszczędnego pakowania, którą widziała w programie telewizyjnym o alpinistach. Trzeba było zwinąć każde ubranie tak, by przypominało małą parówkę, później zabezpieczyć je gumką, a na koniec wszystkie parówki upychało się ciasno w torbie, jedną obok drugiej, jak patyczki. Funia chciała zmieścić całą garderobę na wyjazd w małym plecaczku, w którym zwykle nosiła do szkoły drugie śniadanie. Zdecydowała się na taki eksperyment, bo po pierwsze, to było wyzwanie, a po drugie, wiedziała, że bagaż mamy będzie się składać (jak zwykle) z mnóstwa przypadkowych toreb, bo przecież Misia nigdzie się nie rusza bez tony zabawek. Bawi się nimi najwyżej przez pięć sekund, by później, rzecz jasna, stracić całkowicie zainteresowanie.
– Pocytaj mi o Blopkach. Plooooosę.
– Znowu Blopki? Nie ma mowy. Poproś mamę.
– Przykro mi, Funiu, ale nic z tego. Nie mogę! – zawołała mama z dużego pokoju. – Muszę do jutra skończyć kapelusz dla klientki. To matka panny młodej, bardzo wymagająca osoba.
Funia jęknęła, lecz w końcu wstała.
W części pokoju, którą zajmowała jej siostra, panował potworny bałagan. Kiedy Funia przedzierała się przez zagraconą podłogę w stronę łóżka, nagle usłyszała głośny pisk.
– Ej! Wlazłaś na Sonię! – wrzasnęła Misia.
– Bo ją zostawiłaś na podłodze – odparła zirytowana Funia. Schyliła się, żeby podnieść Sonię, fioletowego słonika w różowej spódniczce, z długimi różowymi rzęsami i różową czupryną.
– Ona spała – wyjaśniła Misia. – Celwony Klólik kazał wsystkim zabawkom wceśnie iść spać, bo były niegzecne.
– Aha – odparła Funia.
Kiedy spojrzała na podłogę, okazało się, że faktycznie wszystkie misie i lalki leżały poukładane w rządki jak w sypialni z magazynu o wnętrzach. Nawet wózek dla lalek stał z boku przykryty kocykiem. Obok Funia zauważyła nawet srebrny autobus z różowymi kołami, który pod zderzakiem miał małą poduszeczkę. W łóżku Misi, jak zwykle, leżał tylko Celwony Klólik.
– No dobrze – westchnęła Funia. Rzuciła na łóżko fioletowego słonia, a sama usiadła obok. – Czy to koniecznie musi być ta książka? Czytałyśmy ją już z osiem milionów razy.
– Musi.
– W takim razie może wystarczy, jak przeczytam ci tylko dwie strony?
– Nie.
– Pięć stron?
– Maaaamoooo! Funia jest niedobla!
– Proszę cię, kochanie, przeczytaj jej całą bajkę. Nie jest taka długa! – zawołała mama. W jej głosie słychać było zmęczenie.
Funia się skrzywiła, lecz otworzyła Krainę Blopków i zaczęła czytać znajome wersy nie wiadomo już który raz.

Blopki mieszkają daleko za morzem,A każdy z Blopków w innym jest kolorze.Żółte, Zielone, Niebieskie, Różowe,Szare, Fioletowe i Pomarańczowe.

Na pierwszym obrazku można było zobaczyć grupkę zadowolonych Blopków. Każdy był w innym kolorze, jak głosił wierszyk, ale wszystkie przypominały kształtem małe kosze na śmieci z okrągłymi oczami i krótkimi łapkami. Stworzonka promieniowały idiotyczną wręcz radością. Funia przewróciła kartkę i czytała dalej, monotonnym, znudzonym i urywanym głosem:

Żółte są nieśmiałe, a Niebieskie silne,Szare zaś rozsądne są i nieomylne.Zielone odważne, Różowe kochane,A Pomarańczowe? Te są roztrzepane!Za to na historii krainy BlopkowejZnają się najlepiej tylko Fioletowe.

– Ale cytaj ładnie, z ucuciem – domagała się Misia, która, gdyby tylko chciała, z pewnością potrafiłaby poprawnie wymówić głoski „cz” i „r”. W ogóle się jednak nie starała, ponieważ lubiła, kiedy ludzie się nad nią rozczulali i powtarzali: „Ojejku, jaka słodka!”. Funia czytała dalej, wkładając w to odrobinę więcej serca:

Wiele ma talentów Blopkowa drużyna,Dzięki nim marzenia swe spełniać zaczyna.Wspólnym wysiłkiem wszystkich rąk,Póki nie wymknie im się bąk.

– Wcale nie było żadnego bąka! – krzyknęła rozzłoszczona Misia. – Tam jest napisane: „Póki nie wymknie im się błąd”.
– Skoro znasz to na pamięć, nie muszę już chyba czytać?
– Ale Celwony Klólik też chce posłuchać.
– Czyżby? – Funia spojrzała na Celwonego Klólika, który przycupnął obok Misi. Był wielki i zrobiony z czerwonego aksamitu. Miał duże sztywne uszy, długie wiotkie łapy i malutkie czarne ślepka. Był ulubioną zabawką Misi. Dwa i pół roku temu dziewczynki znalazły go na wystawie w sklepie z używaną odzieżą. To było tydzień po śmierci ich taty. Kiedy Misia zauważyła królika, popędziła do sklepu, chwyciła go w ramiona i za nic nie chciała wypuścić. Stał się jej ukochaną przytulanką. Funia – być może przez okropne wspomnienia z tamtego tygodnia – nigdy nie polubiła tej zabawki. Większość pluszaków (tak przynajmniej podpowiadało Funi doświadczenie) albo się uśmiechała, albo była smutna, ale Celwony Klólik miał wymalowany na pyszczku koszmarny próżny grymas, jak przemądrzały dzieciak, który wie, że jest pupilkiem nauczycielki i nigdy, przenigdy nie zostanie ukarany. Dziewczynka odwróciła głowę, by nie patrzeć na zabawkę, po czym przewróciła stronę książki i zobaczyła ilustrację, na której gromadka Blopków stała i drapała się po głowach.
– O, a tutaj jest o tym, jak próbują wymyślić, co kupić na urodziny Królowi Blopków – oznajmiła z udawanym zainteresowaniem. – Ciekawe, co wymyślą. Kolację dla dwojga w eleganckiej restauracji? Spersonalizowaną tablicę rejestracyjną?
– Cytaj.
– Może weekend w spa?
– Plooosę – powiedziała Misia, kładąc siostrze rączkę na ramieniu. – Plosę, cytaj.
A jako że Misia była naprawdę uroczym dzieckiem (kiedy się nie popisywała, nie jęczała, nie marudziła ani nie upierała), Funia przestała się wygłupiać i doczytała książeczkę do samego końca.
Po raz nie wiadomo już który.
Na dwudziestu denerwujących stronach opisano historyjkę o tym, jak Blopki zorganizowały zabawę w chowanego – to miał być prezent-niespodzianka dla Króla. Później wyprawiono przyjęcie – wielki piknik, a kiedy słońce chowało się za drzewami w kształcie lizaków, Blopki odśpiewały na zakończenie swą ckliwą pioseneczkę:

To my, Blopki, Blopki kolorowe!Niebieskie, Zielone, Różowe i Szare,Żółte, Fioletowe i Pomarańczowe,Zawsze współpracować gotowe!

Funia zerknęła na ostatni obrazek w książeczce. Przedstawiał nieduży tłumek Blopków, które stały na szczycie pagórka i wpatrywały się w księżyc. Jakiś czas temu jej siostrzyczka dorysowała wąsy wszystkim fioletowym stworkom.
Misia już zasypiała. Funia przykryła siostrę kołdrą, odłożyła książkę na szafkę nocną, na której leżało już mnóstwo szpargałów. W jednej chwili szybkim ruchem chwyciła jednak Krainę Blopków z powrotem – wśród najróżniejszych śmieci leżał przewrócony kartonik z sokiem, a sok pomarańczowy wylewał się właśnie na stolik. Funia momentalnie podniosła kartonik i zaczęła się rozglądać za czymś, czym mogłaby wytrzeć sok. Jej wzrok padł na Celwonego Klólika. Jego uśmieszek nigdy jeszcze nie był tak irytujący. Zanim Funia zdążyła się opamiętać, chwyciła zabawkę za uszy i przyłożyła do pomarańczowej kałuży.
Rezultat był zaskakujący: Celwony Klólik zadziałał jak gigantyczna gąbka. Kałuża kurczyła się, aż wreszcie zniknęła bez śladu. Na czerwonym futerku nie było widać nawet plamy po soku. Funia poczuła ulgę połączoną z wyrzutami sumienia. Upewniła się, że Misia głęboko śpi, po czym posadziła Celwonego Klólika na kaloryferze i wróciła do pakowania.
Wybierały się na wakacje pełne przygód. Mama i Misia miały zamiar odpoczywać i pluskać się w małym baseniku, Funia zaś planowała nauczyć się pływać kajakiem, nurkować, wspinać się, używając liny lub nawet bez niej, orientować się w terenie, chodzić po jaskiniach i jeździć gokartem. Dziewczynka wyjęła teraz z szuflady stary podkoszulek i zaczęła go ciasno zwijać. Musiała wygospodarować tyle miejsca, żeby w plecaku zmieściły się jeszcze płetwy, które obiecała jej kupić mama.
Nazajutrz po południu miało się jednak wydarzyć coś okropnego (...)



***

Boisz się, że nie znajdziesz drogi do domu? Uwierz, że wszystko zawsze dobrze się kończy, a z pomocą przyjaciół można pokonać największy strach.

Funia ma dziesięć lat i właśnie spakowała plecak na najwspanialsze wakacje, jakie tylko można sobie wymarzyć.

Nic z tego. Pechowym splotem okoliczności trafiła do bardzo dziwnego świata. Zamiast mamy i siostry, z którymi miała spędzić lato, ma trzech mało fajnych towarzyszy. Dwaj są naprawdę szczególni, a trzeci… Cóż, trzeci to koszmarny kuzynek Graham.

Niedobrze. Bo Funia ma do spełnienia pewną misję. Musi stawić czoło okrutnemu dyktatorowi oraz trzem tysiącom Blopków.

Najgorsze, że to wszystko jej wina!

Ale nie bójcie się za bardzo! Sytuacja, co prawda, wygląda na poważną, ale na szczęście ta historia jest też bardzo zabawna, ciepła i wzruszająca. Najlepiej czytać ją razem z mamą, tatą i rodzeństwem (także tym, które jeszcze nieco sepleni). Wtedy frajda jest największa. Naplawdę! (dopowiada Misia, czteroletnia siostra Funi, właścicielka pluszowego Celwonego Klólika. Mozecie jej wiezyć)







Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger