Wpadła w sam środek kręgu, którym otoczono obcych.
– Stać wszyscy! – krzyknęła najbardziej władczo, jak potrafiła. – Nikt tu nikogo nie zabije bez mojej zgody!
Wieśniacy zamruczeli i zaklęli, ale zatrzymali się w pół ruchu. Ciepłe smugi słońca wkradały się między chaty, niepewne, czy powinny rozproszyć szarość świtu.
Trzej uzbrojeni obcy przestępowali z nogi na nogę w napięciu, plecami przyparci do studni pośrodku wsi. Venda odruchowo poszukała wzroku najmłodszego i najrozsądniejszego z nich.
– Niech to wszystkie demony! – mruknęła wściekle pod nosem.
– Odstąp, opiekunko! – Stojan potrząsnął głową. – Załatwmy to raz a porządnie.
– Porządnie to ja ciebie zaraz załatwię, staruchu! – warknął agresywnie jeden z obcych. – Będziesz wył jak twoja stara, jak ją rżnąłem wczorajszej nocy.
Venda posłała mu mordercze spojrzenie. Matka Stojana nie żyła od bardzo dawna.
– Cicho, Vidkun! Słuchajcie, ludzie! Nie dajcie się ponieść, nie mamy pewności, że to któryś z nich.
Gdzieś z prawej dochodził lament żony zabitego mężczyzny, szarpiąc sercem i odsyłając zdrowy rozsądek do wielkich węży Welesa. Tłumek też to słyszał, ział nienawiścią i chęcią zemsty.
– A kto inny? – parsknął Tinne. – Tyle lat tu wilkołaka nie było! Ojciec jak żyje żadnego nie pamięta, a one się z brudu i słomy nie rodzą.
– To któryś z nich! – Oskarżycielsko wytknęła palcem żona Tinnego.
– Spokojnie! – wrzasnęła Venda, próbując ich wszystkich przekrzyczeć. – Nawet jeśli, nie wiecie, który! No bo chyba nie wszyscy trzej, co?
– Nieważne! Jako jednego ich na Cmentarz Wyklętych wyślemy – zapalił się znów Stojan. – Brat! Masz jakiś srebrny sztylet?
Wywołany brat Stojana, ogromnej postury kowal Zdamir, strzyknął śliną gdzieś pod buty Vendy i wbił w nią nieprzyjemny wzrok.
– Wpierw, bracie, trzeba by się zastanowić, na kim go użyć. Na obcych czy na wilkołaku?
Coś w jego spojrzeniu zmroziło dziewczynie krew w żyłach.
– Jakże to? – zdziwił się Stojan. – Co ty, bracie, nie wierzysz, że to oni? Z opiekunką się nagle zgadzasz?
Wielki chłop wzruszył ramionami z ociąganiem.
– Ano, wyryjcie jaką krechę na studni na pamiątkę albo co, bo chyba będzie i tak, że się z dziewczyną zgodzę.
Zdamir zrobił efektowną pauzę, nim w końcu mlasnął głośno i powiedział:
– Ogłupić się wszyscy daliście. – Powiódł wzrokiem po zebranym ludku. – Chyba nie zapomnieliście, że te ścierwa dopiero po roztopach się tu z pomocą wszystkich demonów przywlokły. A wilkołak…
Zawiesił głos i rzucił opiekunce krzywy uśmieszek, od którego znów przeszły ją ciarki. Już wiedziała, że z jego kolejnymi słowami spełnią się jej najgorsze przewidywania. Ktoś musiał się w końcu okazać mądrzejszy niż inni. Ktoś musiał poskładać pozornie błahe plotki w jedno. I tym kimś, jak na złość, musiał być kowal.
Zmarszczyła tylko delikatnie brwi i prawie zaklęła, kiedy ogłosił tryumfalnie:
– Wilkołak przecie krąży między nami od samych Szczodrych Godów! Prawda, opiekunko?
(...)