"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Purezento Joanna Bator

Zdarzają się rzeczy, które nie czynią nas silniejszymi, nawet jeśli przeżyjemy. Chcemy wierzyć, że czas nas uleczy sam z siebie. Ale czas nie jest lekarstwem, jeżeli pozostajemy bierni. Wtedy po prostu upływa, obojętny.

Spokojna, stonowana opowieść. Nie moje klimaty, ponieważ za dużo w niej filozofii :) Ale klimat jest wyraźnie zaznaczony.

Do kontemplacji jak najbardziej polecam, choć wątek fabularny oczywiście jest i to dość ciekawy;)

MOJA OCENA: 6/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Tamtego lata, kiedy poznałam Panią Myōko, prowadziłam kurs języka polskiego dla średnio zaawansowanych. Szkoła była nowa i nazywała się Polish Babel. Zanim zaczęłam tam pracować, zwolniono mnie z Polish Is Easy. W podaniu o pracę, jakie rozesłałam do kilku szkół, w rubryce umiejętności zawodowe wpisałam znajomość polskiego i angielskiego. Oferowałam pełną dyspozycyjność, bo nic innego nie miałam do roboty. Ani nic innego do dodania. Nie czułam się ani kreatywna, ani gotowa do podjęcia nowych wyzwań. Nie widziałam w sobie także najmniejszej chęci, by stać się częścią młodego dynamicznego zespołu. Tylko z Polish Babel odpowiedziano na moje zgłoszenie. Pracodawczynią okazała się mała pulchna kobieta w kłujących szpilkach i obcisłej sukience.
– Polish Babel oferuje nie tylko dobre warunki pracy, ale także wspaniałe perspektywy rozwoju osobistego. Mam nadzieję, że to dla pani szczególnie interesujące? – Jej oczy były szare i głodne. Źrenice jak otwory gębowe.
Mogłam wspomnieć, że w ostatniej szkole szczególnie interesujące wydawało mi się to, iż każdy z uczniów przypominał jakieś zwierzę. Ja nie przypominałam niczego.
Z lustra wypływał rekin ludojad i jednym kłapnięciem pożerał moje oblicze. Może da się to określić jako krok w rozwoju osobistym. Przygody z żarłaczami zaczęły się, kiedy straciłam chłopaka.
Wchodziłam do sali i zamiast ludzi widziałam stado hybryd o człowieczych ciałach i zwierzęcych głowach. Uczyłam wtedy angielskiego w Polish Is Easy i miałam w grupie aż dwanaścioro rozwydrzonych nastolatków wysłanych przez rodziców na przymusowe dokształcanie przed maturą. Byli niespokojni i nadpobudliwi. Wstrząsały nimi jakieś wewnętrzne wybuchy. Rosłe dziewczyny przytłaczały delikatnych przygarbionych młodzieńców. Najbardziej przypominali mi hieny cętkowane, bardzo ciekawe drapieżne zwierzęta żyjące w grupach matriarchalnych.

Próbowałam zmienić swoje nastawienie w Polish Babel, ale w nowej pracy nadal widziałam w ludziach zwierzęta. Odmiana w mojej zaburzonej percepcji polegała na tym, że teraz stado było bardziej zróżnicowane. Miałam w grupie siedmiu dorosłych uczniów. Ahmed, Matthew, Jori, Marija, Vincent, Mark i Pani Myōko. Czyli szop pracz, kangur, gazela, świnka morska, żuraw koroniasty, guziec i lisica. Szop pracz zdążył powiedzieć tylko „Dzień dobry. Jestem Ahmed z Tunezji. Dziękuję bardzo”. I po pierwszej lekcji więcej się nie pojawił. W mojej pamięci obraz szopa pracza rozpłynął się jak smuga mgły.
Najdłużej trwały jego łapy o palcach długich i ruchliwych jak u mojej matki.
Prawdopodobnie znałam więcej gatunków zwierząt niż przeciętny mieszkaniec miasta. Od dzieciństwa lubiłam programy przyrodnicze. Fascynowały mnie zwłaszcza stworzenia małe i rzadkie, chociaż inne też przykuwały moją uwagę. Czułam się jednak niezręcznie, ucząc je polskiego dla średnio zaawansowanych (...)


***
Pierwsza japońska powieść Joanny Bator. Wielkie zaskoczenie w duchu zen!


Kiedy drzwi zamknęły się za jej chłopakiem, nie wiedziała, że widzi go po raz ostatni. Kiedy zaczęła uczyć polskiego Panią Myōko nie przypuszczała, że dzięki niej wyruszy w daleką podróż. Kiedy po raz pierwszy spotkała Mistrza Myō, nie sądziła, że jej życie na nowo nabierze sensu. Kiedy na jej drodze stanął mężczyzna ze znamieniem w kształcie oliwki na plecach, nie spodziewała się jak silna będzie miłość, która ich połączy. Podróżując wraz z główną bohaterką po Japonii, towarzysząc jej w sklejaniu rozbitych naczyń, czytelnik stopniowo wkracza w harmonijny świat zen, gdzie serce i umysł zapisuje się jednym znakiem kanji, a najpiękniejsze jest to, co niekompletne, przemijające i niedoskonałe. Metaforą ludzkiego losu jest tutaj kintsugi, pradawna sztuka naprawy ceramiki za pomocą złota.

Purezento (czyli „prezent”) to powieść tajemnicza i na wskroś japońska. Poruszająca historia utraty i miłosnej odnowy. Rozgrywająca się w Tokio i Kamakurze opowieść ma słodko-słony smak umami.





Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger