Bardzo przyjemna i lekka lektura. Troszkę soft horrorku, dużo przygody i tajemnicy. Nic wielkiego, nic wyrafinowanego, ale cieszy;)
Jest to 3 tom przygód Jeremiego Logana, ale czytałam tylko ten tom i może w przyszłości sięgnę po następne:)
MOJA OCENA: 6/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Prolog
Doktor nalał sobie w dyżurce kawy ze służbowego dzbanka, sięgnął po stojący na ladzie pojemnik ze śmietanką w proszku, zawahał się i zamiast śmietanką doprawił kawę odtłuszczonym mlekiem z lodówki. Mieszając kawę plastikową szpatułką, podszedł po wyblakłym linoleum do skupiska identycznych foteli. Zza drzwi dochodziły charakterystyczne dla szpitala odgłosy: turkot inwalidzkich wózków i noszy na kółkach, popiskiwanie aparatury medycznej i skrzeczenie szpitalnego interkomu.
Na dwóch z tych wytartych foteli wyciągał swe patykowate kończyny trzecioroczny rezydent Deguello. Normalka, pomyślał doktor - rezydent zasypiający na zawołanie czy to na stojąco, czy na leżąco, czy w jeszcze jakiejś innej niewygodnej pozycji. Kiedy siadał w fotelu obok, rezydent przestał pochrapywać i uchylił powiekę.
- Siemanko, panie doktorze - wymamrotał. - Która godzina?
Doktor zerknął na ścienny zegar nad szafkami.
- Dwudziesta druga czterdzieści pięć.
- O żeż ty! - wyjęczał Deguello. - Znaczy tylko dziesięć minut kimki zaliczyłem.
- Nie kwękaj - mruknął doktor, upijając łyczek kawy. - Noc dzisiaj spokojna jak rzadko.
Deguello zamknął oko.
- Dwa zawały. Jeden rozbity czerep. Jedno cesarskie cięcie. Dwie ofiary strzelaniny, w tym jedna w stanie krytycznym. Poparzenie trzeciego stopnia. Rana kłuta z penetracją nerki. Jedno złamanie proste i jedno z przemieszczeniem. Staruszek odwalający kitę na noszach. Przedawkowania koki, alkoholu, amfy... - tu urwał. - I to wszystko przez ostatnie półtorej godziny.
Doktor upił łyk kawy.
- Wiem, co mówię, nockę mamy dziś spokojną. Patrz na życie od tej jaśniejszej strony. Niewiele brakowało, a mógłbyś teraz zbierać na tacę podczas sumy. - Myślę tak sobie i myślę - wymamrotał po chwili milczenia rezydent - i nijak pojąć nie mogę. Dlaczego pan to robi? Dlaczego co drugi piątek składa pan siebie w ofierze na ołtarzu urazówki. Ja, wiadomo, nie mam wyboru. Ale pan, taki wybitny anestezjolog?
Doktor dopił kawę i wrzucił pusty plastikowy kubek do kosza na śmieci.
- Trochę mniej dociekliwości wobec starszych i wybitniejszych, jeśli łaska. - Wstał z fotela. - No to pchamy dalej ten wózek.
Wyszedł z dyżurki i skręcił w kierunku stanowiska pielęgniarek na końcu korytarza. Względny spokój. I nagle coś ten spokój zburzyło. Na spotkanie wybiegła mu siostra oddziałowa.
- Wypadek samochodowy! - wołała już z daleka. - Jedna ofiara, zaraz tu będą! Zarezerwowałam już dwójkę.
Doktor skierował się natychmiast do wskazanego ambulatorium. W tym samym momencie rozsunęły się drzwi oddziału urazowego i zespół ratowników medycznych wtoczył nosze. Za nimi wbiegli dwaj policjanci. Po nerwowych ruchach tych ludzi, zaaferowanych minach, krwi na fartuchach i twarzach doktor zorientował się od razu, że to poważny przypadek.
- Kobieta, trzydzieści parę lat! - krzyknął jeden z ratowników. - Brak reakcji!
Doktor zamachał do nich, a do stojącego obok stażysty rzucił:
- Skocz po wózek chirurgiczny.
Stażysta kiwnął głową i oddalił się truchtem.
- I wezwij tutaj Deguella i Corbina! - zawołał za nim doktor.
Ratownicy wtaczali już nosze do ambulatorium numer dwa i ustawiali je przy stole.
- Głową do mnie - zakomenderowała pielęgniarka. - Uwaga na kołnierz usztywniający. Raz, dwa, iii trzy!
Pacjentka została przeniesiona na stół, odsunięto nosze. Doktorowi rzuciły się w oczy blada skóra, cynamonowe włosy, bluzka, wcześniej biała, teraz zakrwawiona. Rozpryski krwi na posadzce znaczyły trasę, którą wtaczano do ambulatorium nosze.
Coś go tknęło, poczuł jakiś nieokreślony niepokój.
- Staranował ją pijany kierowca - mruknął mu do ucha jeden z ratowników. - Mało nam po drodze nie zeszła.
Do ambulatorium wbiegli stażyści, za nimi Deguello.
- Znacie grupę krwi? - spytał doktor.
Ratownik kiwnął głową.
- Zero minus.
Zakotłowało się. Podłączano monitory, zawieszano butelki z kroplówkami, wtaczano wózki z aparaturą reanimacyjną.
- Dzwoń do banku krwi - rzucił doktor do stażysty. - Niech tu dają trzy jednostki... albo nie, cztery - skorygował, spoglądając na zakrwawione linoleum.
Do ambulatorium wbiegł Corbin.
Deguello podszedł do wezgłowia stołu i pochylił się nad nieprzytomną ofiarą.
- Wygląda mi na sinicę.
- Wytamponować - warknął doktor, wskazując na brzuch kobiety, obnażony już i cały we krwi. Zerwał szybko prowizoryczny opatrunek założony przez ratowników. Jego oczom ukazała się straszna, otwarta, obficie krwawiąca rana. Spojrzał znacząco na pielęgniarkę, pokazując palcem. Przyłożyła tampon. Kiedy go odjęła, obejrzał znowu ranę.
- Ciężki uraz jamy brzusznej - orzekł. - Możliwa odma opłucnowa. Nie obejdzie się bez nakłucia. - Obejrzał się na ratownika. - Jak, u licha, mogło do tego dojść? Samochód nie miał poduszki powietrznej?
- Ześliznęła się pod nią - wyjaśnił mężczyzna. - Deska rozdzielcza pękła na dwoje jak uchy patyk i pewnie kobieta o nią zahaczyła. Ranną musieli wycinać nożycami przez dach.
Kurczę, strasznie to wyglądało. Ten pijany sukinsyn praktycznie zmiażdżył swoim SUVem jej porsche.
Porsche. Znowu ten nieokreślony niepokój, tym razem silniejszy. Doktor wyprostował się, żeby spojrzeć na twarz kobiety, ale widok zasłaniał mu Deguello.
- Poważny uraz głowy - powiedział Deguello. - Trzeba będzie zrobić tomografię.
- Ciśnienie spada; teraz osiemdziesiąt na trzydzieści pięć! - zawołała pielęgniarka. - Puls siedemdziesiąt dziewięć.
- Kontynuować masaż serca! - zaordynował Deguello.
Wykrwawienie, silny wstrząs pourazowy: mieli najwyżej dwie minuty, żeby ją uratować. Weszła jeszcze jedna pielęgniarka i zaczęła zawieszać torebki z krwią na stojaku.
- To nie wystarczy - warknął doktor. - Ona za szybko się wykrwawia.
- Miligram epi - rzucił Corbin.
Pielęgniarka odwróciła się do wózka, chwyciła większą igłę i uniosła bezwładną rękę kobiety, żeby się w nią wkłuć. Kiedy to robiła, doktorowi rzuciła się w oczy dłoń - wąska i bardzo blada - a zaraz potem pierścionek na serdecznym palcu: platynowa obrączka ślubna z osadzonym w niej szafirem gwiaździstym w kolorze whiskey na czarnym tle. Bardzo droga, lankijska. Wiedział to, bo sam ją kupował.
- Zatrzymanie akcji serca! - krzyknęła pielęgniarka.
Doktor stał jak słup soli, sparaliżowany zgrozą i niedowierzaniem. Kiedy Deguello wyprostował się i odwrócił do jednego ze stażystów, zobaczył wreszcie twarz kobiety: włosy w nieładzie, pozlepiane, oczy szeroko otwarte, usta i nos przykryte maską respiratora.
- Jennifer - wychrypiał przez ściśniętą krtań.
- Zanikają funkcje życiowe! - krzyknęła pielęgniarka.
- Lido! - zawołał Corbin. - Lido! Cito!
I paraliż, jak ręką odjął, ustąpił.
- Defib! - wrzasnął doktor do pielęgniarki.
Podbiegła do stojącego w kącie wózka z defibrylatorem i przyciągnęła go do stołu.
- Ładowanie.
Podskoczył stażysta, wstrzyknął lidokainę, odstąpił. Doktor porwał drżącymi rękoma paletki. Nie może być. To jakiś senny koszmar. Obudzi się zaraz w dyżurce, w fotelu, obok pochrapującego z cicha Deguella.
- Naładowany! - zawołała pielęgniarka.
- Odsunąć się! - Doktor wychwycił we własnym głosie nutę desperacji. Kiedy wszyscy obecni cofnęli się na bezpieczną odległość, przyłożył paletki do obnażonej, zakrwawionej klatki piersiowej kobiety i włączył prąd. Ciało Jennifer wyprężyło się, wygięło w łuk i opadło z powrotem na stół.
- Brak tętna! - krzyknęła pielęgniarka obserwująca monitory.
- Przeładować! - rzucił.
Ponownie rozległo się basowe, natarczywe buczenie.
- Wstrząs hipowolemiczny - wymruczał Deguello. - Nie było szans.
Oni nie wiedzą, przemknęło przez myśl doktorowi. Niczego nie rozumieją. Poczuł, jak jedna z łez napływających mu do oczu zaczyna się toczyć po policzku.
- Przeładowany! - zameldowała pielęgniarka obsługująca defibrylator.
Przyłożył ponownie paletki. Ciało Jennifer znowu podskoczyło.
- Brak reakcji - zakomunikował beznamiętnie stojący obok stażysta.
- To już koniec - westchnął Corbin. - Odpuść sobie, Ethan.
Doktor nie posłuchał. Odrzucił paletki i przystąpił do ręcznego masażu serca. Czuł jej zimne ciało, które nie reagowało, przelewało się pod dłońmi jak zakalcowate ciasto.
- Źrenice nieruchome, rozszerzone - zameldowała pielęgniarka.
Ale doktor, jakby głuchy na te słowa, z jeszcze większym zaangażowaniem i desperacją kontynuował masaż.
W ambulatorium wrzącym dotąd aktywnością zaległa cisza.
- Zatrzymanie akcji serca - dorzuciła pielęgniarka.
- Daj spokój, Ethan - mruknął Corbin.
- Nie! - warknął doktor.
Rozpacz w jego głosie sprawiła, że wszyscy dziwnie nań spojrzeli.
- Co z tobą, Ethan? - spytał zaskoczony Corbin.
Doktor pokręcił tylko głową i się rozpłakał. Obecni w salce albo patrzyli ze zdumieniem, albo zakłopotani odwracali wzrok. Tylko jeden stażysta otworzył drzwi i wyszedł na korytarz. Płaczący wciąż doktor wiedział, z czym zaraz wróci. Z czystym prześcieradłem do zakrycia zwłok (...)
***
Na dnie mokradeł wokół Nilu zostaje zlokalizowany grobowiec legendarnego faraona – Narmera – założyciela pierwszej dynastii władców Egiptu. Na stacji archeologicznej zaczynają dziać się niepokojące rzeczy. Czy rzeczywiście grobowiec jest obłożony klątwą? A może tajemnicza trzecia komora kryje w sobie coś o wiele bardziej przerażającego, niż zapisano w starożytnych podaniach?
ZGARNIJ EBOOKA Z