"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Strych Tesli Neal Shusterman, Eric Elfman

Prostota języka i przekazu tej opowieści obniża nieco ocenę, którą podwyższa z kolei pomysł.
Magiczna historia o tajemniczym wiktoriańskim domu, strychu, tajemniczych przedmiotach, zwykłej/niezwykłej garażowej wyprzedaży i tajemniczych mrocznych przygodach grupy dzieciaków, wplątanych w tą całą aferę:)


Lekka i przyjemna, zapełni wyobraźnię nie tylko młodych czytelników;)


MOJA OCENA: 7/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Rozdział 1

COŚ JAK DZIURA W GŁOWIE

Nicka uderzył latający toster. A raczej, ściślej mówiąc, spadający toster. Staroświecki, chromowany i tak masywny, że zarysował parkiet - ale najpierw zdążył rozciąć mu czoło.
- Au! - jęknął Nick.
Wypowiedział jeszcze kilka bardziej dosadnych słów, spadając z rozchwierutanej sprężynowej drabinki wiodącej na strych, która podjechała z powrotem pod sufit niczym zejściówka lądującego statku kosmicznego.
Jego młodszy brat Danny pognał korytarzem, wrzeszcząc: - Tato! Nicka zabił strych!
Rzeczywiście, krwi było mnóstwo, jak na miejscu zbrodni. Jej widok zaniepokoił
Nicka, jednak bardziej martwiła go reakcja ojca, jakiej się po nim spodziewał, po tym wszystkim, przez co niedawno przeszli.
Ich tata przybiegł i szybko ocenił sytuację.
- Już dobrze, już dobrze - powiedział, jak mówił zawsze, kiedy sprawy zdecydowanie nie szły dobrze.
Zdjął podkoszulek i przycisnął do rany. Był spocony od wnoszenia pudeł do domu i Nick przypuszczał, że to niezbyt higieniczne, ale kiedy z głowy tryska ci krew, lepiej się nie spierać.
- Danny, wsiadaj do samochodu - rzucił ojciec.
Wziął Nicka na ręce - niegdyś grał w baseball i wciąż był silny - i zniósł po schodach.
- Tato, mogę zejść sam. Dostałem w głowę, nie w nogi - zaprotestował Nick, który niedawno skończył czternaście lat i już od niepamiętnych czasów ojciec go nie nosił.
Gdy znaleźli się za wypaczonymi, łuszczącymi się z farby frontowymi drzwiami ich nowego domu, Nick wyobraził sobie, że wszystkie dzieciaki z sąsiedztwa przyglądają się z rozbawieniem tej dramatycznej rodzinnej scence.
„No, super! - pomyślał zgryźliwie. - Wymarzone wejście smoka”.
Samochód nadal był załadowany większością tego, co zostało z ich dobytku.
Wszystkie rzeczy wciąż lekko zalatywały spalenizną - nieustanne przypomnienie powodu, dla którego przemierzyli cały kraj, by tu zamieszkać. Po drodze do Colorado Springs wóz dwa razy się psuł i Nick zastanawiał się, czy teraz też się nie rozkraczy, zanim dotrą na pogotowie.
- Po prostu cały czas przyciskaj ranę - polecił tata.
Uruchomił silnik i tyłem wyjechał z podjazdu, miażdżąc kołami parę kartonowych pudeł. Koszulka była teraz przesiąknięta nie tylko potem, ale też krwią. Pomknęli przez nieznaną im okolicę na poszukiwanie szpitala, nie mając zielonego pojęcia, jak go znaleźć.
*

Gdyby dwa miesiące temu wróżka przepowiedziała Nickowi, że opuści Tampę na Florydzie i przeprowadzi się do Colorado Springs, zażądałby zwrotu pieniędzy. To po prostu nie mieściło się w głowie. Jego mama była cenioną dentystką, a tata… no cóż, zazwyczaj miał
pracę, wszyscy go znali i lubili. Według Nicka ich życie opierało się na całkiem solidnych fundamentach.
Jednakże pożar potrafi zniszczyć gmach życia nawet najbardziej harmonijnej rodziny.
*
Znalezienie szpitala w pierwszym dniu pobytu w nowym miejscu nastręcza licznych trudności. Zwłaszcza gdy GPS w komórce nie działa, ponieważ twój ojciec zapomniał
zapłacić rachunek. Nick przypuszczał, że zanim tam dotrą, rana zdąży się zagoić albo on wykrwawi się na śmierć, gdyż tata nie był człowiekiem, który nawet w takich nadzwyczajnych okolicznościach zapytałby kogokolwiek o drogę.
Kiedy w końcu znaleźli szpital miejski w Colorado Springs, okazał się taki sam jak wszystkie inne. Izbę przyjęć wypełniał tłum osób kaszlących, ze złamaniami albo z zakrwawionymi prowizorycznymi opatrunkami i panowała tam atmosfera zniecierpliwienia i irytacji.
Krwawienie Nicka niemal ustało, ale nadal przyciskał podkoszulek do rany. Obok niego Danny grał w kieszonkową grę komputerową, a ojciec wypełniał formularze, a potem usiłował przekonać Cesarzową Izby Przyjęć, że ich ubezpieczenie jest ważne także w Kolorado. Nickowi przypominało to negocjacje z terrorystami.
Tuż przedtem, zanim Nicka zabrano na założenie szwów, Danny zapytał go, nie podnosząc głowy znad gry:
- Czy ty też umrzesz?
Nick już miał rzucić jakąś złośliwą uwagę o zadawaniu głupich pytań, lecz nieoczekiwanie zalała go fala zrozumienia. Albo może był to skutek wstrząśnienia mózgu.
- Nic mi się nie stanie - odrzekł. - Nikomu z nas nic się nie stanie.
Danny w końcu podniósł wzrok na starszego brata.
- Udowodnij to.
Nick nie odpowiedział. W teorii przenieśli się tutaj, aby rozpocząć nowe wspaniałe życie. Jednak w rzeczywistości nawet najwspanialsze teorie bywają niemożliwe do udowodnienia.
*
Kiedy widzisz szalejący, nieposkromiony ogień, trudno ci uwierzyć, że to tylko prosta reakcja chemiczna: uwolnienie potencjalnej energii w postaci światła i ciepła. Ogień wydaje się żywą istotą, obdarzoną duszą równie ciemną i mroczną, jak jasne są jego płomienie. Jeśli przyjrzysz mu się wystarczająco długo, możesz naprawdę nabrać przeświadczenia, że jego niszczycielska siła bierze się z wściekłej furii i okrutnego pragnienia sprawiania bólu.
Pożar, który pochłonął rodzinny dom Nicka Slate’a i całkowicie odmienił jego życie, był takim właśnie ogniem, płonącym tak straszliwie i żarłocznie, że w ciągu kilku minut obrócił budynek w popioły.
Wszyscy czworo obudzili się wtedy chyba jednocześnie. Ojciec popędził do pokoju Danny’ego, a matka - do pokoju Nicka. Potem zbiegli po schodach; dym był już tak gęsty, że nic nie widzieli.
Nick wstrzymał oddech i pochylił się nisko. Znał swój dom na tyle dobrze, by wiedzieć, co ma zrobić: u stóp schodów skręci w prawo, przejdzie pięć metrów i wybiegnie frontowymi drzwiami.
Ale czas i przestrzeń wyglądają zupełnie inaczej, kiedy ogarnia cię panika.
Nick wpadł na ścianę, stracił orientację i gwałtownie wciągnął w płuca czarny dym.
Natychmiast się rozkaszlał i zakręciło mu się w głowie.
- Biegnij, Nick! - usłyszał głos mamy. - Nie zatrzymuj się!
Potem w kuchni coś eksplodowało. Fala uderzeniowa przetoczyła się przez hol i wyrwała z zawiasów frontowe drzwi. Poprzez dym i płomienie Nick dostrzegł tlącą się futrynę, a za nią nocne niebo, i rzucił się ku niej. Uciekł na trawnik przed domem, dołączając do ojca i brata.
Był pewien, że matkę ma tuż za sobą.
Ale kiedy się odwrócił, nie zobaczył jej, tylko płonący dom.
- Mamo! - zawołał.
Ojciec odsunął go na bok i pobiegł z powrotem do drzwi.
W głębi duszy Nick wierzył, że tata nadal jest tym bohaterem, jakim był niegdyś.
Wierzył, że wbiegnie w płomienie i wyniesie żonę w ramionach, jak na tym starym zdjęciu, gdy przenosił ją, świeżo poślubioną, przez próg.
Jednak zanim ojciec zdążył dotrzeć do domu, drugi wybuch odrzucił go do tyłu.
Jednocześnie zawalił się ganek, co zablokowało wejście do budynku. Wszyscy trzej stali tak osłupiali, że nie mogli nawet krzyczeć z rozpaczy, i przyglądali się bezradnie, jak ich życie wali się w gruzy, grzebiąc matkę Nicka.
*
Nickowi szybko i sprawnie założono teraz cztery szwy. Lekarz dyżurny przez cały czas trwania zabiegu opisywał wyjątkowo paskudne rany, jakie zdarzało mu się zszywać, jakby uważał niewielkie rozcięcie na czole od uderzenia tostera za coś wręcz niestosownego.
Zdawało się, że wrażenie wywarłoby na nim dopiero to, gdyby klatkę piersiową chłopca rozerwał wyłaniający się z niej ósmy pasażer Nostromo; taka rana z pewnością wymagałaby poważnego zszycia.
- Blizna to niekoniecznie coś złego - powiedział ojciec w drodze powrotnej do rudery, którą odziedziczyli. - Dowodzi, że coś w życiu przeszedłeś. Harry Potter ma szramę na czole, a popatrz, ile osiągnął.
- Tato, Harry Potter to postać fikcyjna - przypomniał Nick.
- Nie rozumiesz, o co mi chodzi - rzekł ojciec i przez resztę jazdy z takim zapałem wychwalał blizny, że Danny postanowił też się jednej dorobić.
Kiedy zbliżali się do zarośniętego chwastami podjazdu i wznoszącego się za nim zniszczonego wiktoriańskiego domu, Nick popatrzył na okna na piętrze, przypominające pełne bezbrzeżnego smutku oczy. Poczuł przypływ mdłości, które nie miały nic wspólnego z odniesioną raną.
- Hej - powiedział tata. - Już tak wiele przeszliśmy. - Grubymi palcami delikatnie musnął opatrunek na czole syna. - Może wybierz sobie pokój.
*
Dom, do którego się wprowadzili, przez lata stał pusty, lecz meble nadal zachowały zapach stryjecznej babki Grety. Wprawdzie Nick nigdy nie poznał babki Grety, ale był
pewien, że właśnie tak pachniała.
To ojciec zdecydował o przeprowadzce. Nick mógłby wszcząć awanturę i nalegać, aby zostali w Tampie. Wiedział, że tata, załamany po niedawnej tragedii, by ustąpił. Lecz zamiast tego powiedział: „Dobrze, pojedźmy tam - przejmując rolę osoby przytakującej ojcu, którą wcześniej odgrywała mama. - To będzie fajna przygoda”.
Tak więc zabrali ocalałą resztkę swoich rzeczy z pokoju hotelowego, w którym koczowali przez ostatnie dwa miesiące, i wyruszyli do Colorado Springs.
*
Ojciec powrócił do wyładowywania pudeł z samochodu, a Danny usadowił się przed telewizorem i zmieniał kanały z jednej wersji śnieżenia na następną, nie potrafiąc uwierzyć, że w tym domu nie ma zainstalowanej telewizji kablowej.
Na piętrze Nick odnalazł groźny toster i podniósł go z podłogi.
Było to stare urządzenie z chromowanej stali, o opływowych kształtach, którego powierzchnię zaczęła już nadżerać rdza. Podstawę wykonano z jakiegoś czarnego tworzywa -
nie całkiem gumy i nie całkiem plastiku - a dwie szczeliny na grzanki wypełniały spiralne zwoje drutu niknące w ciemnym wnętrzu. Jak na tak niewielki przedmiot, toster był
absurdalnie ciężki.
Nicka niepokoiło w nim coś jeszcze, ale nie potrafił określić, co takiego. Jedno było pewne: to zabytek, idealnie pasujący do miejsca, z którego pochodził.
Nick zatem ponownie sięgnął w górę i pociągnął klapę wejścia na strych. Drewniana drabinka rozłożyła się gładko i chłopiec cofnął się na wypadek, gdyby coś jeszcze postanowiło spaść. Kiedy nic takiego się nie stało, wspiął się na strych z tosterem w ręce.
Znalazł się w pomieszczeniu o wiele większym, niż się spodziewał. Nagie drewniane belki nośne pokryte pajęczynami zbiegały się wysoko nad jego głową niczym krawędzie ostrosłupa.
Zastanawiał się, gdzie odłożyć toster, ale zorientował się, że nie ma tu ani odrobiny miejsca. Właśnie dlatego toster spadł. Strych był zagracony starymi rzeczami, dla których określenie „rupiecie” byłoby komplementem.
Kanapy i fotele tak zjedzone przez mole, że pozostało z nich niewiele więcej oprócz sprężyn. Zardzewiały rower nienadający się do naprawy. Masywny magnetofon szpulowy.
Zabytkowy skrzynkowy aparat fotograficzny. Jakiś staroświecki odkurzacz na pompkę.
Elektryczny mikser z dziwnymi płaskimi ostrzami. A także wiele innych przedmiotów wątpliwej technologii, których przeznaczenia Nick nawet nie próbował odgadnąć.
Wyobraził sobie strych bez tych gratów i pomyślał, że mogłoby to być całkiem znośne miejsce do zamieszkania.
Danny wytknął głowę przez otwór klapy.
- Założę się, że jest tu mnóstwo pająków.
- Tylko te pożerające ludzi - odparował Nick.
- Ha, ha - powiedział Danny, lecz na wszelki wypadek się wycofał.
Rozejrzawszy się po tym cmentarzysku rupieci, Nick wpadł na prosty pomysł - który, jak się niebawem okazało, odmienił nie tylko bieg jego życia, ale także losy ludzkości.
Postanowił urządzić garażową wyprzedaż rzeczy używanych (...)


***
Czternastoletni Nick wraz z ojcem i bratem przeprowadza się do starego, wiktoriańskiego domu. Po niefortunnym wypadku z tosterem cała trójka postanawia pozbyć się zalegających na strychu gratów. Na wyprzedaż przybywają niespodziewane tłumy sąsiadów. Tego samego dnia Nicka odwiedzają podejrzani mężczyźni w garniturach. To daje początek serii dziwnych wydarzeń. Chłopiec odkrywa, że urządzenia, które sprzedał, działają zupełnie inaczej, niż powinny – aparat uwiecznia sceny z przyszłości, ogniwo ożywia umarłych, magnetofon zaś nagrywa… myśli. Czy Nick i jego nowi przyjaciele rozwikłają zagadkę strychu, zanim będzie za późno? I czy dowiedzą się, do kogo należą inicjały „NT”, widniejące na każdym z przedmiotów? Pierwszy tom nieprawdopodobnej serii. Wciągająca fabuła, wielka dawka nietuzinkowego poczucia humoru, a do tego wszystkiego tajemnicze wynalazki i pytanie – czy to jeszcze nauka, czy już magia?



Cykl The Accelerati Trilogy (tom 1 - i jedyny jak na razie u nas...)











ZGARNIJ EBOOKA Z 



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger