"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Strach przed nocą - Justin Evans

Rewelacyjna książka, jak pająk chodzący po plecach, ciągły niepokój, co jest fikcją, a co prawdą, czy to główny bohater ma urojenia, czy mówi prawdę...? Czytałam ją pierwszy raz dawno temu, ale głęboko zapadła mi w pamięć. Autor podczas pisania tej powieści wgłębiał się zarówno w różne przypadki opętania, jak też przypadki psychiatryczne i to mu wyszło!:-) Szkoda, że tak mało w naszym kraju jest publikowanych jego powieści, w sumie to chyba ta jest jedyna...

MOJA OCENA: 10/10

"To był porządny, zadbany dom z czerwonej cegły przy Dziewiątej Ulicy, położony niedaleko miejsca, gdzie mieszkam. Przechodziłem obok niego wiele razy, zupełne go nie zauważając. Kamienne schodki i przyjazne, ciepłe światło w oknie. Jakaś paniusia szła chodnikiem na spacer z psem, czarnym terierem bostońskim o wyłupiastych oczach. Uśmiechnęła się do mnie. Zastanawiałem się, czy intuicja jej podpowiada, że jestem w potrzebie.

Mój niedawny problem przywiódł mi na myśl pewnego wykładowcę, Izraelczyka, który zawsze kpił z amerykańskiej naiwności i często powtarzał: "Jeżeli chodzi o Freuda, wszyscy jesteśmy poetami własnych snów". Dla niego interpretacja i analiza marzeń sennych były sposobem przekształcenia naszych małych osobistych nieszczęść w wielkie, mięsiste mity. Byłem od tego jak najdalszy, kiedy pojawiłem się w twoim gabinecie. Mój problem - chociaż może niecodzienny - wydawał mi się bardziej zmartwieniem, niż kryzysem, nie miałem ochoty przedstawić się w nadmiernie dramatycznym świetle, stawać się bohaterem, który zadaje tylko właściwe pytania, rozwiązuje zagadki i zabija smoka jak w epickiej opowieści, której tłem tym razem byłyby ulice Manhattanu. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie mam żadnych wspomnień dotyczących zdarzeń opisywanych na tych stronach - to znaczy żadnych świadomych wspomnień, żadnych wspomnień obecnych. Są to doświadczenia z dzieciństwa, które później zostały złożone w jakieś teczce i odłożone ad acta w mojej głowie razem z meczami piłki nożnej, prezentami świątecznymi i niedozwolonymi kanapkami z masłem orzechowym, zjadanymi  ukradkiem w środku nocy. Moi rodzice już nie żyją, nie mam rodzeństwa, zerwałem wiele starych kontaktów, a jedyna droga do przeszłości prowadzi przez mój własny umysł. Dziwne zatem - i chwała ci - że ujawniłeś to już pierwszego dnia, kiedy się spotkaliśmy.

W przedpokoju pachniało wilgotnym dywanem, żarówka była przepalona. "Niezbyt chwalebny początek" - pomyślałem. Dom z czerwonej cegły wyraźnie stanowił czyjąś prywatną własność. W holu nie było skrzynki na listy, a pod schodami stał rower górski. Dotarłem do mieszkania, na którego drzwiach widniała plakietka z napisem "Doktor H. Surman". Zapukałem i zjawiłeś się, uścisnąłeś mi dłoń, uśmiechając się, wprowadziłeś mnie do swojego gabinetu i posadziłeś w wiklinowym fotelu, w przyjemnie urządzonym pokoju, w którym było dużo dziennego światła (ale dyskretne okiennice zakrywały dolne połowy okien). W doniczkach wisiały rośliny, tu i ówdzie leżały rozrzucone poduszki, a w powietrzu unosił się cynamonowy zapach, który mógł być elementem aromaterapii ("Dlaczego nie? Należy mi się, bo słono płace za tę wizytę", pomyślałem). Założyłeś ręce, a twój uśmiech powitalny zmienił się w miły uśmiech zawodowca. Przesunąłem dłońmi po oparciach fotela i zauważyłem uszczerbki w wiklinie.

- Ciekawe, ilu ludzi oskubywało ten fotel, cierpiąc duchowe katusze - powiedziałem z wymuszonym śmiechem.

Uśmiechnąłeś się jak sfinks. Teraz rzeczywiście znaleźliśmy się na terytorium psychiatrii - ja podzieliłem się uwagą, która coś ci ujawniła, ty uchyliłeś się przed kulą, odmawiając informacji na temat innych pacjentów, nie przyłączyłeś się do mnie i nie naśmiewałeś razem ze mną z ich cierpienia. Punkt dla ciebie.

- Co zatem - powiedziałeś - pana tu sprowadza?

To śmieszne, jak trywialni my, pacjenci, musimy ci się wydawać. Podobnie jak setki przede mną wszedłem do twojego gabinetu przekonany, że kilka chwil irytacji i smutku to "moje poważne problemy". Podobnie jak setki innych miałem się też przekonać, jak fakty wyłożone kawa na ławę zaczynają się układać w zrozumiałe wzory. Wyczuwałem ukrytą za moim poczuciem nieszczęścia jakąś logikę, nawet w tej pierwszej godzinie, choć nie całkiem wyraźnie. To było tylko na wpół zrozumiałe przeczucie, które później miało się wzmocnić i pogłębić, niekiedy wręcz grozić, że mnie pochłonie. Tamtego dnia byłem jednak żółtodziobem - chłopaczkiem z miasta, który próbuje się przygotować na przepłynięcie kajakiem Amazonki, chwyta w nozdrza zatęchłe od wilgoci powietrze, czuje pod kołami jeepa pierwsze dziury i wyboje i myśli: "No, nie jest tak źle", chociaż nawet jeszcze nie zdjął łodzi z dachu samochodu.

Opowiedziałem ci o moim synu.

- Nie potrafię wziąć go na ręce - wyznałem.

(...) I tak to się zaczyna...

Za bramą świadomości rozciąga się ocean lęku George Davies ma trzydzieści lat. Jego spokojne życie powoli staje się piekłem. Narodziny upragnionego dziecka okazują się początkiem dramatu. Przerażony własną niemocą ojciec nie potrafi dotknąć syna ani wziąć go na ręce.










Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger