Ostatnia batalia C.J. Tudor
"Ciemność oznacza, że nie można zobaczyć zbliżających się drapieżników."
Całość kojarzyła mi się ze Sklepikiem z marzeniami, chociaż kompletnie nie wiem dlaczego. Może ta atmosfera małego miasteczka, swoją drogą zgrabnie utkana? Pani detektyw kojarzyła mi się z Holly Stephena Kinga - w sumie chyba najfajniejsza postać.
Czy całość była tak fajna jednak, jak się sama zapowiadała?
Nie marudząc - prawie.
Efekty wow sztucznie wywoływane - ja zdecydowanie bardziej wolę, kiedy groza rodzi się sama i nie jest zapowiadana efektem końca rozdziału z zawieszonym głosem/zdaniem. Dużo gadaniny i szybka akcja w tego rodzaju powieściach też nie służy... wampirom, to nie James Bond.
Ale to moje odczucia.
Pomimo tego całość jest dość zgrabna, klimacik gdzieś tam sobie hula, rozmyty niepotrzebnie wątkami przestępczymi. Coś tam sobie iskrzy, coś tam robi brrr i hrrr i wrr, ale nie lubię takich zabiegów, kiedy powieść o potworach jest ubarwiana innymi kategoriami... Sprawia to, że groza nie jest grozą, a horror - szumnie zapowiadany - horrorem się nie okazuje.
To czym się okazuje?
Nie wiem.
Ale czytało się przyjemnie.
MOJA OCENA: 6/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***
Kiedy zima wkracza do Deadhart, budzą się stare koszmary…
W małym miasteczku na Alasce znaleziono ciało chłopca pozbawione krwi.
Śnieg pada coraz gęściej, noce stają się dłuższe, a kolejne dziecko znika bez śladu.