"Z nieustalonych dotąd przyczyn pewna część dusz uwolniła się z magazynu i powróciła do ciał zmarłych."
Dobre to było. Zaskakująco dobre, a to fajnie.
Początek jak z Bezsenności Kinga, potem troszkę Mgły Kinga, a potem... poszło wszystko swoim torem.
Lekka i zabawna narracja, super klimacik, gdzie humor bardzo w moich gustach nie rozmywa grozy, małomiasteczkowa atmofera stworzona w doskonały sposób, zajeżdżało lekko zombiastym Twin Peaksem👀😄!
Potem troszkę wszystko się lekko rozmywa, skupiając się na rzeczach mało istotnych (za dużo wątków romansu w romansie, z czego robi się chwilami dramatyczny Hallmark - szkoda.), ale w generalnym rozrachunku jest to bardzo dobra rozrywka. Ogólny zarys, pomysł i wykonanie - świetna sprawa 👌
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
TU
***
Emerytowany księgowy Walter Ross, mieszkający w malowniczym miasteczku w stanie Vermont, przechodzi na emeryturę. Owdowiały, nieco zgorzkniały, prowadzi życie żółwia z Galapagos, czując z każdym dniem bardziej, że jego żywot od teraz będzie do bólu nudny i przewidywalny.
Jednak wizyta pewnej tajemniczej atrakcyjnej kobiety diametralnie zmieni życie Waltera. Zostaje mu złożona niecodzienna propozycja. Po długich rozterkach i wahaniach Walter ulega i w końcu decyduje się ją przyjąć. Na szczęście okazuje się, że w tajemniczej misji będzie wspierała go pociągająca, dużo młodsza od niego kobieta, która otrzymała podobne zlecenie, wsparte przekonującą motywacją.
Odtąd ich życie przypominać będzie to, co dotąd oglądali wyłącznie w filmach grozy…
Wartka akcja, lekka fantastyka doprawiona horrorem oraz szczyptą humoru – ta mieszanka z pewnością nie znudzi. Taka właśnie jest „Zgnilizna"...