Misterium Dean Koontz
"Miłość jest czymś najlepszym.gdy ją masz, i najstraszniejszym, gdy ją tracisz."
Nie lubię takich opowieści.
Nie lubię, kiedy występują w nich zwierzęta, bo z reguły wiem, że będzie działa im się krzywda.
Nie lubię, kiedy występują w nich rasowi psychole, bo wiem, że będą chcieli wyrządzić taką krzywdę i od razu chciałabym, żeby ktoś ich zap%$@..bił w pierwszym rozdziale.
Ale.
Powieści Koontza to lektura obowiązkowa moja była od zawsze, zaraz po Kingu. Więc oczywiście że musiałam przez to przebrnąć.
I przebrnęłam, choć ciężko było bez mapy, GPS-u i porządku.
Jak dla mnie zupełny chaos. Od pewnego momentu, czyli gdzieś od połowy zaczyna się dziać bardzo dużo (co nie jest złe) i bardzo szybko (co już jest męczące) i pojawia się mnóstwo nowych postaci (co jest mylące, a co za tym idzie - męczące). Skończyło się na poplątaniu z pomieszaniem - dla mnie.
Co zapamiętam na bank z tej historii?
Ciągłe napięcie związane z postacią Lee Shacketa, rasowego psychopaty, podrasowanego tajemniczym wirusem - niektóre sytuacje i jego przemyślenia naprawdę były chore i powodowały u mnie mega niesmaczny stres, kolejny minus choć niby na plus tej powieści.
Generalnie po tej lekturze czuję się zmęcznona.
MOJA OCENA: 5/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***