"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Antylopa szuka myśliwego Wojciech Albiński

Bardzo średni tomik opowiadań. Ekranizacja opowiadania lepsza, choć bardzo stonowana.

Film „Ptaki śpiewają w Kigali” powstał na podstawie opowiadania „Kto z państwa popełnił ludobójstwo?"

"Bohaterem historii i świadkiem tragicznych wydarzeń jest europejski ornitolog, który ratuje przed etniczną czystką dziewczynę z plemienia Tutsi. Wywozi ją do Grenoble (w filmie do Kanady) i pomaga jej wyjść z wojennej traumy. Gdy po kilku latach bohaterowie jadą ponownie do Rwandy, dziewczyna postanawia zostać w ojczyźnie, rzucając swoje dotychczasowe życie."

"Autor od kilkudziesięciu lat mieszka w Afryce, a jego twórczość podejmuje temat konfliktów, uprzedzeń rasowych i kulturowej tożsamości. Debiutował późno, w wieku 68 lat, książką „Kalahari”, będącą zbiorem opowiadań opisujących rzeczywistość Republiki Południowej Afryki po upadku apartheidu. W 2004 r. uhonorowano ją Nagrodą Literacką im. Józefa Mackiewicza oraz nominowano do Nagrody Literackiej NIKE. "

Druga książka, powiązana z ekranizacją /ale ja ją sobie odpuszczę/, to Jest życie po końcu świata, autorstwa Joanny Kos - Krauze i Aleksandry Pawlickiej.

"- Odejście Krzysztofa to dla mnie wielka strata, ale także ślad, który po sobie zostawił, który razem po sobie zostawiamy. To już się stało. Nawet gdybym nigdy nie zrobiła więcej żadnego filmu, pozostanie to, co zrobiliśmy razem.
- Możesz powiedzieć o swoim związku z Krzysztofem, że to była wielka miłość?
- Tak. Ze wszystkim potknięciami, ale tak. Każdemu życzę, żeby przeżył coś takiego.

"Dług", "Mój Nikifor", "Plac Zbawiciela", "Papusza" – wybitne filmy, o których słyszał prawie każdy. Za ich sukcesem, obok Krzysztofa Krauze, stoi jego partnerka w pracy i życiu – Joanna Kos-Krauze. Artystka, niezwykły człowiek, silna kobieta. Ostatni film, "Ptaki śpiewają w Kigali", ten chyba najtrudniejszy, w Afryce, zrobiła już sama. Ukończyła go po śmierci męża.
Ta książka to nie jest zwykły wywiad rzeka. Osobista rozmowa z Joanną Kos-Krauze przeplatana jest reportażami z Rwandy, kraju, którego mieszkańcy muszą nauczyć się żyć na nowo, a który stał się drugim domem Joanny. Temat tej książki również nie jest błahy. Jest to przepiękna, choć momentami dotkliwa opowieść o sile miłości, determinacji i przebaczenia. O sile kraju, który odbudowuje się po wojnie domowej, i sile kobiety, która przeżywa swój osobisty koniec świata i się po nim podnosi."

MOJA OCENA: 5/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Śmierć plantatora

Czterosobowy samolot osiadł na lotnisku w Dumo. Dwóch urzędników podbiegło i porwało moją walizkę. Pilot, uścisnąwszy mi dłoń, zawrócił maszynę i natychmiast odleciał z powrotem do stolicy. W Dumo jest wygodny hotel, a za kilka dni zabierze mnie stąd ciężarówka z kopalni.
Ahmed był właścicielem hotelu. Wskazał na deskę z numerami pokojów. Wisiał na niej tylko jeden klucz. Ahmed prowadził z gośćmi chytrą grę, utrzymując ich w przekonaniu, że przydziela im ostatnie pomieszczenie. W jego lewym uchu błyszczał diament.
- Zbieram środki na drugi do prawego ucha - zwierzył mi się poufnym szeptem. - Ale jest trudno, coraz trudniej... Na kopalnie nie można liczyć, inżynierowie nasze miasto omijają. Natomiast zatrzymują się u nas artyści z wytwórni filmów Luluwood! Pan Wilson oraz boska Bubu! Producenci i scenarzyści!
W pokoju wisiał zapach lawendy, natychmiast wyszedłem na werandę. Roztaczał się z niej widok na zakurzony trakt. Po drugiej stronie ulicy czerniały wnętrza sklepów, na drucianych wieszakach wisiały kolorowe koszule. Przed ustawionym ukosem budynkiem kina gromadzili się przechodnie i widzowie.
Z hotelowego lobby wyszedł mężczyzna średniego wzrostu. Miał na sobie biały pomięty garnitur z materiału, jakiego się nie prasuje. Rozwiane poły marynarki przydawały mu tuszy, a rogi kołnierzyka niebieskiej koszuli sterczały fantazyjnie w różne strony.
Zauważyłem, że na szyi nosi koloratkę, a w klapę wpiął krzyżyk. Instynktownie zwróciłem się w jego stronę, wskazując na stojący obok fotel. Misjonarze pracujący w oddalonych miejscach mogą mieć jakiś list do wysłania lub wiadomość do szybkiego przekazania. Bywa też, że chcą porozmawiać normalnie, a nie tak jak się mówi do owieczek.
- Ted Wilson - przedstawił się. Chętnie usiadł na wskazanym miejscu.
- Czego się ksiądz napije? - zapytałem.
- Whisky. Podwójną. Ksiądz? Wskazałem na krzyżyk w klapie.
- Ach, proszę mi wybaczyć... - Zdjął koloratkę i wepchnął ją do bocznej kieszeni. - Nakręcaliśmy dzisiaj film... Grałem w nim rolę złego księdza.
Już po chwili wdaliśmy się w rozmowę, dwaj wędrowcy, których los zetknął na pustyni. Okazało się, że spaliśmy na tych samych lotniskach, ocieraliśmy się o podobnych ludzi. Porty, bary, trudne przejścia graniczne wyłaniały się z pamięci i znikały. Wilson opowiedział mi o swojej karierze filmowej. Nie miał wykształcenia aktorskiego, ale oglądał nieme filmy. Potem ćwiczył przed lustrem dramatyczne sytuacje, przybierał wykwintne pozy. Po dniu pracy padał na łóżko zmęczony śmiesznością sytuacji, ale podobno jest to jedyna droga...
Opowiedział, że uprzednio pracował jako oficer na okręcie brytyjskim; pominął okoliczności, w jakich zszedł na ląd. Cały rok przewalał papiery w jakiejś agencji handlowej w brudnym afrykańskim porcie. Mieszkał przy ulicy tak hałaśliwej, że przychodził do pracy wycieńczony. Smarował pędzlem kwity i przylepiał je do paczek, na wszystkich wypisując: „oclone”. Kiedy zaproponowano mu rolę w filmie przygodowym, zgodził się bez wahania.
- Kilka mądrych osób wpadło na pomysł, aby stworzyć nowe zagłębie filmowe - mówił.
- Ameryka ma Hollywood, w Indiach Bolly-wood co dzień wypuszcza nowy film... Nasza wytwórnia nazywa się Luluwood, a to na cześć przyjaciółki właściciela. To wielka artystka...
- rozmarzył się. - Wdzięk, uduchowienie i taniec... Każdy temat, nawet nabożny, potrafi zamienić w softporno.
Wilson wyglądał na człowieka nieufnego, lecz do filmu pałał szczerym entuzjazmem. Ludzie tacy jak on, choćby mieli inne możliwości, z uporem wybierają niepewny los. Zawód aktora prawdopodobnie był jego ostatnią szansą. Wtajemniczał mnie w arkana filmowej produkcji.
- Po ukończeniu filmu oryginalne nagranie bierze mafia i powiela je w tysiącach egzemplarzy...
- Konieczna jest finansowa baza... - przyznałem. - Nie wystarczą sami artyści.
Wskazał na budynek naprzeciwko oblepiony afiszami. Nad wejściem zwisała girlanda żarówek.
- Tam grają nasze filmy... W każdym mieście jest kino, czasami pod dachem, częściej pod palmami. Nasze kasety leżą na straganach, sprzedaje się je jak pomarańcze.
Panował południowy upał, kto mógł, szukał cienia.
W pobliżu hotelu kręciły się barwnie ubrane dziewczęta. Zaczepiały Wilsona i wdawały się z nim w pogawędkę. Był dla nich wielkim aktorem, nie mniejszym niż amerykańskie gwiazdy. A on co chwilę przywoływał kelnerów i zamawiał chłodzące napoje.
- Patronuję tu trzem pokoleniom - wyjaśnił. - Matki przychodzą do mnie z córkami, córki z siostrami...
Wilson wrócił do swojej kariery artystycznej.
- Obejrzysz jutro studio... Jest to autentyczna wieś, zaludniona prawdziwymi mieszkańcami. I ja też mam tam swój dom, który jest częścią dekoracji. Weranda, wiklinowe fotele... Rozpieram się w tych fotelach, służbę traktuję z góry... I oczywiście nie rozstaję się z bronią.
Obok nas przechodziły modnie ubrane dziewczyny. Jedna z nich zawisła na szyi gwiazdora.
- To aktorki - wyjaśnił. - Ten kraj obfituje w talenty. Ta wyższa niestety nas opuszcza... Ściąga ją do Anglii jakiś pornograf. Mają tam kręcić pełnometrażowy film... Temat jest dosyć odkrywczy: „Co naprawdę działo się w raju?”.
- Jakie filmy kręcicie? O czym? Domyślam się, że nie tylko o przyrodzie?
- Nieszczęśliwa miłość jest naszym stałym tematem. On wyjeżdża na studia, ona ma w tym czasie troje dzieci. Kto winny? Dwie zwalczające się narzeczone, z których jedną znajdują w rzece z kamieniem u szyi. Mąż uwiedziony przez złą kobietę albo uczciwy urzędnik, którego niszczą plotki. Ostatnio filmy o okrutnych białych cieszą się coraz większym powodzeniem...
Powiedziałem mu, że na pierwszy rzut oka nie budzi we mnie lęku. Co innego, gdyby miał krzaczaste brwi i wystające zęby. Raczej wygląda na poczciwca. Bardzo go to uraziło.
- Oblekam na twarz maskę dobroduszności... A pod nią kryję chytrość i gwałt! Dzisiaj, na przykład, grałem rolę księdza. Siedziałem w konfesjonale. Mój pejcz leżał jak zwykle pod ręką. Po udzieleniu rozgrzeszenia zacząłem wymierzać karę i z rozpędu zakatowałem chłopaka... Człowiek może się zeźlić, jak widzi grzesznika. Jest chyba takie prawo?
Wilson śmiał się serdecznie, jego tłusty podbródek falował i podrygiwał. Te role dostarczały mu widocznie dużo złośliwej uciechy. Dumny był ze swej gry, jak uczeń z wyjątkowo udanej psoty.
- Artysta tak gra, jak mu reżyser każe - wyjaśni! panujące zasady. - A reżyser już wie, co ma kręcić. W Hollywood byłoby jeszcze gorzej - dodał po namyśle. - Ucieczki samochodem, jakieś motele po drodze...
Słabł popołudniowy upał, nadchodziła pora kolacji.
- Jednego tylko się boję... - zasmucił się aktor.
- Mogę się stać zbyt znany. Po seansie ludzie wyjdą z kina roztrzęsieni i wściekli, ogarnie ich żądza zemsty... Wedrą się do hotelu, wypiją kilka piw i wywalą drzwi do mojego pokoju.
Poranne słońce świeciło z ukosa. Kelnerzy ustawiali stoliki, ścierali z nich nocną rosę. Na drzewach ciążyły ku ziemi czerwone kwiaty, gubiąc płatki. Siedziałem nad talerzem chrupkich ziaren i polewałem je mlekiem (...)

***
Opowiadanie "Kto z państwa popełnił ludobójstwo?"nawiązuje do współczesnych krwawych walk plemiennych między ludami Tutsi i Hutu. Dwoje lekarzy - Francuz i jego żona, wykształcona w Belgii Afrykanka wracają do Afryki po tym, jak prześladowania teoretycznie minęły. Na miejscu okazuje się, że korzenie są silniejsze niż cokolwiek innego.




EKRANIZACJA
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/


TRAILER






Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger