Dobry horror o wampirach, nie takich w stylu Zmierzchu;)
Klimat utrzymany, narracja rewelacyjna - bardziej klasyka niż straszydło. Czyta się z prawdziwą przyjemnością - górna półka.
Abner Marsh wysoko wykwalifikowany kapitan parowca Mississippi, zmaga się z kryzysem finansowym, kiedy kontaktuje się z nim Joshua York, bogaty dżentelmen. Obiecuje on kapitanowi sfinansowanie i wybudowanie wspaniałej nowej łodzi rzecznej, która będzie większa, szybsza i bardzo nowoczesna.
Kiedy wreszcie budowa został ukończona, Abner jest zachwycony. Duży biały, niebieski i srebrny parowiec nazwany zostaje Fevre Dream.
Joshua i Abner zostają kapitanami nowego statku i dzielą się obowiązkami.
Wkrótce jednak na tą idealną wydawałoby się współpracę pada cień...
Zarówno załoga, jak i pasażerowie statku zaczynają podejrzliwie patrzeć na Joshuę i znajomych z jego kręgu - niezwykłych ludzi, którzy bardzo rzadko wychodzą z kabin w ciągu dnia.
Podejrzenia Abnera dotyczące tajemniczego partnera zaczynają rosnąć, gdy odnajduje albumy w kabinie Joshui, zawierające wycinki z gazet dotyczące tajemniczych, niewyjaśnionych zgonów...
Konfrontacja z Joshuą ujawnia, że on i jego przyjaciele są łowcami wampirów, wykorzystujących Fevre Dream jako bazę swoich działań do badania śladów tajemniczych śmierci i zniknięć...
Wszystko staje się jasne...
Czyżby?
POLECAM
MOJA OCENA: 9/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
St. Louis
kwiecień 1857
Abner Marsh energicznie zastukał gałką hikorowej laski w kontuar, aby zwrócić na siebie uwagę hotelowego recepcjonisty.
- Mam się tu spotkać z niejakim Yorkiem - oznajmił. - O ile mnie pamięć nie myli, z Joshuą Yorkiem. Czy jest tu ktoś taki?
Recepcjonista był mężczyzną w podeszłym wieku i w okularach. Usłyszawszy stukanie, poderwał się, odwrócił i na widok Marsha uśmiechnął się szeroko.
- Proszę, proszę, kapitan Marsh we własnej osobie - rzekł jowialnym tonem. - Nie pojawiał się pan już chyba z pół roku. Słyszałem, że los nie był dla pana łaskawy. To straszne, po prostu straszne. Jestem tu od trzydziestego szóstego i jeszcze nigdy nie widziałem takiego zatoru lodowego.
- To bez znaczenia - mruknął Abner Marsh z rozdrażnieniem.
Spodziewał się takich komentarzy. Posesja Plantatora była popularnym hotelem, zwykle zatrzymywali się w nim członkowie załóg parowców. Marsh również bywał w nim częstym gościem aż do owej siarczystej zimy. Odkąd rzekę pokrył gruby zator lodowy, trzymał się z dala od Posesji i bynajmniej powodem tego nie były wygórowane ceny. Choć przepadał za podawanym tam jadłem, nie miał ochoty na spotykanie hotelowych gości, pracowników żeglugi rzecznej, pilotów, kapitanów i marynarzy, starych przyjaciół i starych rywali, którzy doskonale wiedzieli o jego ostatnich niepowodzeniach. Abner Marsh nie potrzebował niczyjego współczucia.
- Powiedz pan tylko, w którym pokoju znajdę tego Yorka - burknął, zwracając się do recepcjonisty. Mężczyzna nerwowo pokiwał głową.
- Pana Yorka nie ma teraz w pokoju, kapitanie. Znajdzie go pan w jadalni, gdyż właśnie spożywa posiłek.
- Teraz? O tej porze? - Marsh zerknął na ozdobny hotelowy zegar, po czym rozpiął mosiężne guziki surduta i wyjął swój złoty zegarek kieszonkowy. - Dziesięć minut po północy - stwierdził z niedowierzaniem. - Powiada pan, że się teraz posila?- Właśnie. Pan York to ekscentryk, ma dość osobliwy plan dnia. To człowiek nie znoszący sprzeciwu, kapitanie.
Abner Marsh parsknął drwiąco, schował czasomierz do kieszonki i odwrócił się bez słowa, przechodząc przez hol długim, ciężkim krokiem. Był potężnym, niecierpliwym mężczyzną, nie nawykłym do spotkań w interesach o północy.
Chwacko wywijał laseczką, jakby życie wcale mu ostatnio nie dopiekło i wszystko było w jak najlepszym porządku.
Jadalnia była niemal równie wytworna i pełna przepychu jak ta na parowcu, z kandelabrami z rżniętego szkła, mosiężnymi ozdobami i stołami nakrytymi nieskazitelnie białymi obrusami, na których stała porcelanowa zastawa i kryształowe naczynia. O zwykłej porze przy stołach siedziałyby grupki podróżnych i marynarzy z parostatków, lecz teraz w pomieszczeniu było pusto; prawie wszystkie lampy zostały wygaszone. Może jednak nocne spotkania miały swoje dobre strony, skonstatował Marsh, przynajmniej nikt nie będzie mu współczuł. Przy drzwiach do kuchni dwóch czarnych kelnerów rozmawiało o czymś półgłosem. Marsh zignorował ich i przeszedł na drugi koniec sali, gdzie samotnie posilał się dobrze ubrany nieznajomy.
Mężczyzna musiał usłyszeć nadchodzącego przybysza, ale nie uniósł wzroku. Był zajęty wyjadaniem z porcelanowej miseczki rzekomej zupy żółwiowej. Po kroju długiego, czarnego płaszcza widać było, że nie należał do pracowników żeglugi rzecznej. Musiał pochodzić ze wschodu, a może nawet ze Starego Kraju. Był wysoki, potężnie zbudowany, choć nie tak postawny jak Marsh, nawet na siedząco imponował posturą, lecz daleko mu było do niedźwiedziowatej sylwetki Abnera. Z początku Marsh sądził, że tamten jest stary, miał bowiem siwe włosy. Gdy jednak podszedł bliżej, okazało się, że włosy wcale nie były białe, lecz blond, o bardzo jasnym odcieniu, który nadawał jego obliczu chłopięcy wyraz. York był gładko ogolony, jego pociągłej, przystojnej twarzy nie zdobiły wąsy ani baczki, a skóra była równie jasna jak włosy. Stając przy stole, Marsh stwierdził, że nieznajomy ma delikatne, niemal kobiece dłonie.
Postukał laską w blat. Obrus stłumił dźwięk, nieco łagodząc wymowę całego gestu.
- Pan Joshua York? - zapytał Marsh.
York uniósł wzrok, ich spojrzenia spotkały się.
Abner Marsh zapamiętał tę chwilę do końca swego życia, ten krótki moment, gdy spojrzał w oczy Joshuy Yorka. W ich otchłani znikły wszystkie nurtujące go myśli i finezyjne plany. Chłopiec, starzec, dandys i cudzoziemiec, wszyscy oni przepadli w okamgnieniu i odtąd był tylko York, mężczyzna, którego miał przed sobą, człowiek pełen mocy, marzeń i intensywności.
Oczy Yorka były szare i zdumiewająco ciemne jak na tak blade oblicze. Źrenice, niewielkie jak łebki od szpilek, płonęły żywą czernią, sięgając w głąb Marsha i przytłaczając jego duszę nowym, niewyobrażalnym brzemieniem. Szarość wokół nich zdawała się żyć i poruszać niczym mgła na rzece w ciemną noc, kiedy brzeg znika, znikają światła, a cały świat dokoła przestaje nagle istnieć. Pośród tych oparów Abner Marsh dostrzegł różne rzeczy, jakieś istoty, obrazy widoczne tylko przez ułamek chwili i rozpływające się w dali. Zdawało mu się, że z owych oparów przygląda mu się coś obdarzonego chłodną, wyrachowaną inteligencją. Jednakże była tam także bestia, mroczna i przerażająca, spętana łańcuchami i gniewna, wściekle atakująca i usiłująca rozerwać woal mgieł. Śmiech, samotność i okrutna pasja - to wszystko malowało się w oczach Yorka (...)
***
Stary i zgorzkniały właściciel parowca "Fevre Dream", kapitan Abner Marsh, zabiera w rejs po Missisipi nader dziwnego pasażera. Enigmatyczny bogacz, Joshua York, swym wyglądem i zachowaniem wzbudza niewytłumaczalny niepokój. Posiłki spożywa tylko nocą, wyłącznie w towarzystwie przyjaciół, którzy nigdy nie pojawiają się na pokładzie za dnia. W czasie postojów wychodzą na jaw dziwne zbrodnie, a trop wiedzie do Joshuy Yorka. Abner powoli domyśla się, kim lub czym mogą być jego pasażerowie...