"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Nie wszystko zostało zapomniane - Wendy Walker

Jeszcze NIGDY nie spotkałam się z tak beznadziejnym sposobem narracji, ZUPEŁNIE i TOTALNIE nie przebijającym się ani do mojej głowy, ani do mojej świadomości, ani do mojej przyjemności. Przestałam w tym przypadku umieć czytać ze zrozumieniem... Jak dla mnie własnie za to 1/10.

MOJA OCENA: 1/10


Poszedł za nią przez las za domem. Ziemię pokrywały szczątki po zimie, martwe liście i gałązki, które opadły w ciągu ostatnich sześciu miesięcy i zgniły pod pokrywą śniegu. Może słyszała, jak się zbliżał? Może odwróciła się i dostrzegła, że nosił czarną, wełnianą kominiarkę, której włókna znaleziono pod jej paznokciami? Kiedy upadła na kolana, to, co pozostało z kruchych gałązek, pękło z trzaskiem niczym stare kości i podrapało jej nagą skórę. Jej twarz i klatka piersiowa zostały wciśnięte w ziemię, prawdopodobnie zewnętrzną stroną jego przedramienia. Pewnie poczuła wtedy mgiełkę wody, która tryskała ze zraszaczy na trawniku, nie dalej niż sześć metrów od miejsca, gdzie to się wydarzyło. Miała wilgotne włosy, gdy ją znaleziono. Kiedy była małą dziewczynką, goniła przy domu za strumieniami wody ze zraszaczy i próbowała schwytać je w gorące letnie popołudnie albo robić przed nimi uniki w rześki wiosenny wieczór. Wtedy biegał za nią jej mały braciszek z gołym tyłkiem, wystającym brzuszkiem i fruwającymi rączkami, które nie do końca potrafiły skoordynować się z jego małymi nóżkami. Czasem dołączał do nich pies, szczekając tak zajadle, że zagłuszał ich śmiech. Prawie pół hektara zielonej trawy, śliskiej i wilgotnej. Rozległe, otwarte niebo z puszystymi, białymi chmurami. Matka obserwująca ich przez okno i ojciec w drodze do domu z miejsc, których zapachy utrzymywały się na jego garniturze – stęchłej kawy z biura salonu wystawowego, nowej skóry, gumy opon. Teraz te wspomnienia były bolesne, chociaż przywołała je natychmiast, kiedy zapytano ją o te zraszacze – czy były włączone, kiedy biegła przez trawnik w stronę lasu. Gwałt trwał blisko godzinę. Wydaje się niewiarygodne, że o tym wiedzieli. Informacja ta była związana z procesem krzepnięcia krwi w miejscach penetracji i zróżnicowanym stopniem natężenia siniaków na jej plecach, rękach i szyi, czyli w miejscach, gdzie zmieniał metodę krępowania. W ciągu tej godziny przyjęcie nadal trwało tak, jak je zostawiła. Widziała to z miejsca, w którym leżała – światła z okien świecące oślepiającym blaskiem migotały, kiedy sylwetki ludzi przesuwały się wzdłuż pokojów. To było duże przyjęcie, na które przyszła prawie cała dziesiąta klasa, a także garstka młodzieży z dziewiątej i jedenastej. Fairview High School było stosunkowo małym liceum, nawet jak na tereny podmiejskie w Connecticut, a podziały klas, które funkcjonowały gdzie indziej, tutaj traktowano dużo swobodniej. Drużyny sportowe były mieszane, przedstawienia, koncerty i tym podobne też. W niektórych klasach nie obowiązywały nawet granice wiekowe i najzdolniejsze dzieci z matematyki i języków obcych przenosiły się do klasy wyżej. Jenny Kramer nigdy nie udało się przeskoczyć do wyższej klasy. Wierzyła jednak, że jest bystra i obdarzona ciętym poczuciem humoru. Była również dobrą sportsmenką – pływała, grała w hokej na trawie, tańczyła. Pomimo tego miała poczucie, że to wszystko nie miało znaczenia, dopóki nie stała się kobietą. Nigdy wcześniej nie czuła się lepiej niż tego wieczoru, kiedy odbyło się przyjęcie. Myślę, że być może nawet powiedziała: „To będzie najlepszy wieczór w moim życiu”. Po latach tego, co zacząłem postrzegać jako młodzieńcze życie pod kloszem, poczuła, że się usamodzielniła. Okrucieństwo aparatu ortodontycznego i uporczywy dziecięcy tłuszczyk, piersi zbyt małe na stanik, ale jednak sterczące spod jej T-shirtów, trądzik i niesforne włosy w końcu zniknęły. Wcześniej była chłopczycą, kumpelką, powierniczką chłopaków, którzy zawsze interesowali się innymi dziewczynami. Nigdy nią. To jej słowa, nie moje, chociaż mam wrażenie, że opisała ich całkiem nieźle jak na piętnastolatkę. Była niezwykle świadoma samej siebie. Pomimo tego, co rodzice i nauczyciele jej wpajali, zresztą im wszystkim, wierzyła – i wśród swoich rówieśników nie należała pod tym względem do wyjątków – że uroda była nadal najcenniejszym atutem dziewczyny z Fairview. W końcu uroda dawała poczucie wygranej na loterii. Potem pojawił się ten chłopak. Doug Hastings. Zaprosił ją na to przyjęcie w poniedziałek, na korytarzu, w przerwie między chemią a historią Europy. Opowiadała o tym bardzo precyzyjnie – jak był ubrany, jaki miał wyraz twarzy i jak wydawał się nieco zdenerwowany pomimo swojego nonszalanckiego zachowania. Przez cały tydzień nie myślała o niczym innym, poza tym w co się ubrać, jak się uczesać i jakim kolorem lakieru pomalować paznokcie u manikiurzystki, do której w sobotę rano poszła z matką. Byłem nieco zaskoczony. Nie bardzo lubię Douga Hastingsa, biorąc pod uwagę to, co o nim wiem. Jako rodzic czuję się upoważniony do wyrażania takich opinii. Nie jestem nieczuły na jego sytuację – ofiara tyranii ojca, matka podejmująca wobec niego dość nieudolne wysiłki wychowawcze. Poczułem się jednak w jakiś sposób rozczarowany tym, że Jenny nie przejrzała go na wylot. To przyjęcie było wszystkim, o czym marzyła. Rodzice poza miastem, dzieciaki udające dorosłych, mieszanie koktajli w kieliszkach do martini, picie piwa z kryształowych szklaneczek. Doug spotkał się tam z nią, ale nie był sam. Muzyka grała na cały regulator i pewnie słyszała ją z miejsca napaści. Playlista była pełna megahitów muzyki pop, takich, o których mawiała, że dobrze je zna, takich, których teksty piosenek zapadają człowiekowi w pamięć. Poza dźwiękami muzyki i stłumionego śmiechu, dobiegającymi z otwartych okien, słyszała inne dźwięki, które były bliżej – dewiacyjne jęki swojego prześladowcy i swoje własne gardłowe krzyki. Kiedy skończył i niepostrzeżenie zniknął w ciemnościach, podparła się na przedramieniu i podniosła twarz ze ściółki. Mogła wtedy poczuć powiew powietrza, który uderzył w świeżo obnażoną skórę jej policzka, a kiedy tak się stało, być może poczuła, że jej skóra była wilgotna. Część ściółki, na której się opierała, przywarła, jakby jej twarz była pokryta pomału wysychającym klejem. Wsparta na przedramieniu, musiała słyszeć ten dźwięk. W pewnej chwili usiadła wyprostowana. Próbowała posprzątać to pobojowisko wokół siebie. Wierzchem dłoni wytarła policzek. Resztki suchych liści opadły na ziemię. Wtedy dostrzegła swoją spódnicę, pogniecioną i zadartą do góry w talii, obnażającą jej nagie narządy płciowe. Zapewne podpierając się obiema dłońmi, podniosła się i na czworakach powlekła kawałek dalej, być może po to, aby odzyskać swoją bieliznę. Trzymała ją w dłoni, kiedy ją znaleziono. Ten dźwięk musiał przybierać na sile, ponieważ w końcu usłyszeli go inna dziewczyna i jej chłopak, którzy szukali intymności w ogrodzie, niedaleko od miejsca napaści. Ziemia z trzaskiem uginała się pod ciężarem jej dłoni i kolan, kiedy znowu wlokła się w stronę obrzeży trawnika. Wyobrażam sobie, jak się czołgała, ten stan upojenia, który utrudniał jej koordynację ciała, i ten szok, który zatrzymał czas. Wyobrażam sobie, jak oceniała obrażenia, kiedy w końcu przestała się czołgać i usiadła, dostrzegając podartą bieliznę, czując ziemię pod skórą swoich pośladków. Bieliznę, która była zbyt potargana, żeby ją włożyć, cała oblepiona krwią i ziemią. Ten dźwięk przybierał na sile. Zastanawiała się, od jak dawna była w lesie. Podniosła się znowu na dłonie i kolana i zaczęła pełznąć. Ale bez względu na to, jak daleko się przesuwała, ten dźwięk wciąż przybierał na sile. Do jakiego stopnia musiała być zdeterminowana, żeby uciec, dotrzeć do miękkiej trawy zroszonej czystą wodą, do miejsca, z którego wcześniej wyruszyła do lasu. Przesunęła się o jakieś kolejne pół metra, zanim znowu zrobiła przerwę. Może właśnie wtedy uświadomiła sobie, co to był za dźwięk, ten zatrważający jęk w głowie, a potem w ustach. Ogarnęło ją zmęczenie, które zmusiło jej kolana, a potem ręce do tego, żeby się pod nią ugięły. Powiedziała, że zawsze uważała się za silną dziewczynę, sportsmenkę z niezłomną siłą woli. Silną ciałem i umysłem. Ojciec powtarzał jej to od najmłodszych lat: „Bądź silna ciałem i umysłem, a będziesz miała dobre życie”. Może zmusiła się do tego, żeby wstać? Może kazała swoim nogom, a potem rękom, się poruszyć, ale jej wola była bezsilna. Zamiast zaprowadzić ją tam, skąd przyszła, kończyny owinęły się wokół jej zmaltretowanego ciała, które leżało na tej obrzydliwej ziemi. Łzy płynęły, głos odbijał się od nich tym potwornym dźwiękiem, w końcu została usłyszana, a potem ją uratowano. Od tamtego wieczoru ciągle zadawała sobie pytanie, dlaczego nic, co miała w sobie, jej mięśnie, jej inteligencja, jej wola, nie było w stanie powstrzymać tego, co się stało. Nie pamiętała, czy próbowała z nim walczyć, czy krzyczała o pomoc, czy po prostu dała za wygraną i poddała się temu, co się działo. Nikt jej nie usłyszał, dopóki nie było po wszystkim. Powiedziała, że teraz rozumie, że po każdej bitwie zostaje zdobywca i pokonany, zwycięzca i ofiara, i że w końcu spojrzała w oczy tej prawdzie – że została całkowicie, nieodwołalnie pokonana. Nie potrafiłem powiedzieć, ile w tym było prawdy, kiedy usłyszałem tę historię gwałtu na Jenny Kramer. Była to historia, której rekonstrukcji dokonano na podstawie dowodów sądowych, zeznań świadków, profilów opracowanych przez psychologów kryminalnych i bezładnych, fragmentarycznych strzępów pamięci, z którymi pozostawiono Jenny po leczeniu. Mówią, że to leczenie zakrawa na cud… Wymazuje z pamięci najbardziej makabryczną traumę. Oczywiście ani nie ma w tym żadnej magii, ani ta wiedza nie jest szczególnie przekonująca, ale to wszystko wyjaśnię później. Teraz, na początku tej historii, chciałbym powiedzieć o tym, że dla tej pięknej, młodej dziewczyny to nie był żaden cud. Wszystko, co zostało wymazane z jej umysłu, nadal żyło w jej ciele i duszy i poczułem się w obowiązku, żeby zwrócić tej dziewczynie to, co jej odebrano. Możecie uznać to za kuriozalne. Tak bardzo sprzeczne z intuicją. Tak bardzo niepokojące. Fairview, jak już wspomniałem, jest małym miasteczkiem. W ciągu wielu lat widywałem zdjęcia Jenny Kramer w lokalnej gazecie i w szkolnych ulotkach, zapraszających na przedstawienie albo na turniej tenisowy, wywieszonych w delikatesach u Giny, przy East Main. Rozpoznawałem ją, kiedy spacerowała po miasteczku, wychodziła z przyjaciółmi z kina, na koncercie w szkole, na którym były moje dzieci. Miała w sobie niewinność, która zaprzeczała tak bardzo upragnionej przez nią dorosłości. Nawet w krótkich spódniczkach i krótkich bluzeczkach, które najwyraźniej były wtedy modne, nadal pozostawała dziewczyną, a nie kobietą. Kiedy ją widziałem, czułem się podniesiony na duchu w kwestii kondycji świata. Zabrzmiałoby to nieszczerze, gdybym powiedział, że mam podobne odczucia w stosunku do nich wszystkich, do tego tłumu nastolatków, którzy czasem wydają się burzyć ład w naszym życiu niczym rój szarańczy. Przyklejeni do swoich telefonów komórkowych jak bezrozumne trutnie, obojętni na wszelkie sprawy poza plotkami o celebrytach i rzeczami, które dawały im natychmiastowe zadowolenie – filmami wideo, muzyką, autoreklamiarskimi wpisami na Twitterze, Instagramie i Snapchacie. Nastolatkowie są z natury egoistyczni, mają niedojrzałe mózgi, ale przez te wszystkie lata część z nich najwyraźniej pozostaje wierna swojej niewinności i wyróżnia się z tłumu. To ci, którzy patrzą w oczy, kiedy się z nimi witasz, uśmiechają się grzecznie, puszczają cię przodem tylko dlatego, że jesteś starszy, i rozumieją znaczenie szacunku w zdyscyplinowanym społeczeństwie. Jenny była jedną z nich. Patrzenie na nią po tym wszystkim, patrzenie na brak tej radości, która kiedyś ją przepełniała… Wywołało to we mnie wściekłość na całą ludzkość. Świadomość tego, co wydarzyło się w tym lesie, sprawiała, że trudno mi było powstrzymać myśli, które ciągle tam wracały. Wszystkich nas przyciągają lubieżne wydarzenia, przemoc i makabra. Udajemy, że tacy nie jesteśmy, ale to nasza natura. Wystarczy karetka na poboczu drogi, by każdy samochód zwalniał do ślimaczego tempa, żeby człowiek mógł zerknąć na pokiereszowane ciało. Nie czyni nas to jednak złymi. Nieskazitelne dziecko, jej ciało zhańbione, zbezczeszczone. Cnota skradziona. Dusza złamana. Uderzam w melodramatyczny ton. Taki truizm. Ale ten mężczyzna wdarł się do jej ciała z taką siłą, że wymagało interwencji chirurgicznej. Zastanówcie się nad tym. Zastanówcie się nad tym, że wybrał dziecko, być może mając nadzieję na dziewicę, żeby móc pogwałcić jej niewinność w równym stopniu, co ciało. Pomyślcie o tym fizycznym bólu, który musiała znieść, kiedy jej najbardziej intymne tkanki zostały rozerwane i rozdarte na strzępy. A teraz pomyślcie, co jeszcze zostało rozerwane i rozdarte w ciągu tej godziny, którą spędził na torturowaniu jej ciała, wdzierając się w nią raz za razem, być może widząc jej twarz. Jak wiele emocji malujących się na jej twarzy podarowała mu, żeby mógł czerpać z nich przyjemność? Zaskoczenie, strach, przerażenie, mękę, pogodzenie się i w końcu obojętność, kiedy zamknęła się w sobie. Każda najmniejsza cząstka jej samej, zabrana i spustoszona przez tego potwora. A potem, nawet po zastosowaniu leczenia – ponieważ nadal miała świadomość tego, co się stało – każda najbardziej niewinna fantazja o pierwszym razie z kochankiem, każda historia miłosna, która zaprzątała jej głowę i sprawiała, że uśmiechała się do własnych myśli o byciu podziwianą przez jedną osobę jak nikt inny na świecie – wszystkie te marzenia przepadły na zawsze. Wobec tego, cóż pozostało tej dziewczynie, która stawała się kobietą? Właśnie to, co zaprząta nam serce przez większą część życia, mogło być dla niej już niedostępne. Pamiętała silny zapach, chociaż nie potrafiła go umiejscowić. Pamiętała jakąś piosenkę, ale możliwe, że puszczano ją więcej niż raz podczas tego wieczoru. Pamiętała te okoliczności, które sprawiły, że wybiegła z domu przez tylne drzwi, by potem pognać w poprzek trawnika i wpaść do lasu. Nie przypominała sobie jednak zraszaczy, które stały się częścią rekonstrukcji zdarzeń w tej historii. Zraszacze zostały włączone o dwudziestej pierwszej i wyłączone o dwudziestej drugiej, i ustawiono im czasomierz. Dwoje kochanków, którzy ją znaleźli, wyszło na tyły domu na trawę, która była wilgotna, i na powietrze, które było suche. Gwałtu dokonano w międzyczasie.

(...)

W miasteczku Fairview w stanie Connecticut wszystko wydaje się na pozór idealne. Pewnej nocy nastoletnia Jenny Kramer zostaje brutalnie zgwałcona i pobita na lokalnej imprezie. Kilka godzin później dostaje lek, który ma wymazać z pamięci wspomnienie tej koszmarnej nocy. Jednak w ciągu kolejnych miesięcy, w miarę jak goją się jej rany, pozbawiona pamięci o faktach dotyczących napaści Jenny, nie daje sobie rady z nagromadzeniem negatywnych emocji. Jej ojciec obsesyjnie chce znaleźć prześladowcę i pragnie sprawiedliwości. Natomiast matka udaje, że ten przerażający incydent nie naruszył jej misternie zbudowanego świata. Podczas gdy rodzice szukają pomocy dla córki, wychodzą na jaw ich skrywane od lat tajemnice.









Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger