"Jeśli istnieje jakaś ciemna potęga, usiłująca zdradziecko oplątać nasze istnienie, aby pociągnąć je na niebezpieczną drogę, której byśmy nie wybrali bez jej wpływu, jeśli istnieje taka potęga, to kształtuje się ona w nas, jak my sami, stapia się z naszą osobowością; tylko wówczas bowiem dopuszczamy do jej zakorzenienia się w nas i prowadzenia jej tajemnego dzieła."
Ta antologia jest naprawdę mega klimatyczna i na poziomie.
Niektóre opowiadania są jak mini powieści.
Są lepsze, są gorsze, ale całość rewelacyjna - podróż w czasie.
Spis treści:
- Johann Wolfgang Goethe: Historia neapolitańskiej śpiewaczki
- Ludwig Tieck: Jasnowłosy Ekbert
- Heinrich von Kleist: Żebraczka z Locarno
- Friedrich de la Motte Fouqué: Mandragora
- Ernst Theodor Amadeus Hoffmann: Piaskun
- Joseph von Eichendorff: Posąg z marmuru
- Wilhelm Hauff: Opowieść o statku upiorów
- Jeremias Gotthelf: Czarny pająk
- Ludwig Bechstein: Chłopiec na widłach
- Friedrich Gerstäcker: Germelshausen
- Theodor Storm: Dom Bulemanna
- Paul Heyse: Piękna Abigail
- Heinrich Mann: Pies
- Thomas Mann: Szafa
- Oskar A.H. Schmitz: Kochanka szatana
- Georg von Schlieben: Szambelan
- Paul Ernst: Majak
- Gustav Meyrink: Preparat
- Hanns Heinz Ewers: Pająk
- Karl Hans Strobl: Rozpustna mniszka
- Max Dauthendey: Mroki Himalajów
- Paul Rohrer: Świerk don Lorenza
POLECAM.
MOJA OCENA: 9/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Śpiewaczka imieniem Antonelli była za moich czasów ulubienicą neapolitańskiej publiczności. W kwiecie wieku, a także w rozkwicie kształtów i talentów nie brakowało jej niczego, czym kobieta podnieca i wabi tłumy, a zachwyca i uszczęśliwia małe grono przyjaciół. Pochwały i miłość nie były jej obojętne: jednak z natury powściągliwa i rozsądna, umiała korzystać z przyjemności, jakie płynęły z tych źródeł, nie tracąc jednak przy tym umiaru, niezbędnego w jej sytuacji. Wszyscy wytworni i zamożni młodzieńcy zabiegali o jej względy, lecz tylko nielicznym je okazywała; i jeśli przy wyborze swych kochanków kierowała się najczęściej oczyma i sercem, to jednak we wszystkich małych przygodach zdradzała silny i zdecydowany charakter, który zjednywał jej każdego wnikliwego obserwatora. Miałem sposobność widywać ją przez pewien czas, gdyż utrzymywałem zażyłe stosunki z jednym z jej faworytów.
Mijały lata, poznała wielu mężczyzn, a wśród ruch sporo nicponiów, ludzi słabych i nieodpowiedzialnych. Doszła w końcu do przekonania, że kochanek, który w pewnym sensie jest dla kobiety wszystkim, właśnie wtedy, kiedy najbardziej potrzebowałaby jego pomocy, w chwilach niepowodzeń życiowych, kłopotów domowych i gdy zachodzi konieczność podejmowania szybkich decyzji — najczęściej okazuje się zerem, a nawet, myśląc wyłącznie o sobie, wręcz szkodzi ukochanej, gdyż powodując się egoizmem, doradza jej to, co najgorsze, i nakłania do podejmowania kroków najbardziej niebezpiecznych.
W dotychczasowych związkach jej dusza pozostawała najczęściej bierna, ale i ona domagała się pożywki; śpiewaczka chciała mieć wreszcie przyjaciela i gdy tylko zrodziła się w niej ta potrzeba, znalazł się pośród wielbicieli usiłujących zbliżyć się do niej młody człowiek, którego zaczęła darzyć zaufaniem i który — jak się zdawało — zasługiwał na nie pod każdym względem.
Był to genueńczyk, przebywający chwilowo w Neapolu, gdzie zatrzymał się dla ważnych interesów swego przedsiębiorstwa. Młody człowiek odznaczał się nie tylko korzystną aparycją, lecz także nadzwyczaj starannym wychowaniem. Wiadomości miał wszechstronne, umysł i ciało w pełni rozwinięte, a sposób bycia mógł każdemu służyć za wzór; nigdy się nie zapominał, a w stosunkach z innymi zdawał się nie pamiętać o sobie. Kupiecka atmosfera rodzinnego miasta wycisnęła na nim swe piętno; orientował się doskonale, jak należy postępować. Jednakże sytuacja młodego człowieka nie była najlepsza, jego przedsiębiorstwo wdało się w bardzo niekorzystną spekulację i było wplątane w niebezpieczne sprawy sądowe. Z czasem interesy pogmatwały się jeszcze bardziej, tak że od gnębiącej go troski posmutniał, z czym było mu bardzo do twarzy, a co młodej kobiecie dodawało odwagi do zabiegania o jego przyjaźń; zdawało się bowiem, że i on potrzebuje przyjaznej duszy.
Dotychczas widywał śpiewaczkę tylko w miejscach publicznych i przy sposobności; teraz jednak, gdy tylko zwrócił się do niej o pozwolenie na bywanie w jej domu, artystka nie tylko wyraziła zgodę, ale nawet usilnie nalegała, by ją odwiedził, czego nie omieszkał uczynić.
Nie tracąc czasu, wyznała mu swe zaufanie i zdradziła życzenie. Był zdumiony i zarazem ucieszony propozycją. Nalegała, by został jej przyjacielem, nie dopominając się o prawa kochanka. Zwierzyła mu się z kłopotów, w których się właśnie znajdowała i co do których młody człowiek, dysponujący rozległymi stosunkami, mógł udzielić jej dobrej rady i wdrożyć postępowanie mające na względzie jej korzyść. Z kolei on zwierzył się jej ze swego położenia, a ponieważ umiała go rozweselić i pocieszyć — bowiem w jej obecności niejedno się wyjaśniało, na co on sam nie wpadłby tak prędko — zdawało się więc, że i ona staje się jego doradczynią; toteż wkrótce utrwaliła się między nimi wzajemna, oparta na najszlachetniejszym szacunku, na najpiękniejszej potrzebie przyjaźń.
Niestety jednak, godząc się na pewne warunki, nie zawsze zastanawiamy się nad tym, czy dotrzymanie ich będzie możliwe. Obiecał być tylko przyjacielem i nie rościć sobie praw do pozycji kochanka, a przecież nie mógł zaprzeczyć, że faworyzowani przez nią kochankowie, na których się wszędzie natykał, byli mu w najwyższym stopniu niemili, ba, nawet wręcz nie do zniesienia. Odczuwał szczególny ból, gdy przyjaciółka opowiadała z humorem o zaletach i wadach tego czy innego zalotnika, widać dokładnie obeznana z wszystkimi mankamentami faworyta, co jej wcale nie przeszkadzało, być może jeszcze tego samego wieczoru — jakby na urągowisko wielce szacownego przyjaciela — spoczywać w ramionach jednego z tych nicponi.
Na szczęście albo na nieszczęście przyjaciela serce ślicznotki stało się pewnego dnia wolne. Młodzieniec spostrzegł to z radością i starał się przekonać ją, że opróżnione miejsce należy się przede wszystkim jemu. Opornie i niechętnie wysłuchała jego próśb.
„Obawiam się”, powiedziała, „że z powodu ustępstw stracę to, co mam najcenniejszego na świecie — przyjaciela”.
Prawdziwie sobie to wywróżyła; niewiele bowiem minęło czasu od chwili, kiedy pozostawał przy niej w podwójnej roli, a już kaprysy jego stawały się coraz bardziej uciążliwe; jako przyjaciel domagał się wyłącznego szacunku, jako kochanek wyłącznej miłości, a jako inteligentny i pełen uroku mężczyzna ciągłych rozrywek. Nie odpowiadało to jednak pełnej temperamentu dziewczynie; nie mogła zmusić się do żadnej ofiary i nie miała ochoty komukolwiek przyznawać wyłącznych praw. Starała się więc w delikatny sposób ograniczać jego odwiedziny, rzadziej go widywać i dać mu do zrozumienia, że swej wolności nie odda nikomu, i to za żadne skarby świata.
Skoro tylko to zauważył, poczuł się jakby dotknięty wielkim nieszczęściem; niestety nie był to jedyny kłopot: sprawy jego przedsiębiorstwa zaczęły przybierać jak najgorszy obrót. Musiał sobie przy tym wyrzucać, że od wczesnej młodości uważał swój majątek za niewyczerpany, że zaniedbywał interesy handlowe, by na wojażach i w wielkim świecie odgrywać rolę znaczniejszą i wytworniejszą, niż pozwalały mu na to urodzenie i dochody. Procesy sądowe, na które liczył, posuwały się naprzód powoli i były kosztowne. Z tego powodu musiał parokrotnie wyjeżdżać do Palermo, a podczas ostatniej jego podróży mądra dziewczyna poczyniła szereg zmian, by domowemu trybowi życia nadać inny charakter, a kochanka powoli oddalić od siebie. Kiedy wrócił, znalazł ją w innym, znacznie oddalonym od jego, mieszkanku i zauważył, że markiz S., wówczas bardzo wpływowy, gdy chodziło o publiczne zabawy i widowiska, jest u niej zadomowionym gościem. To go zdruzgotało; popadł w ciężką chorobę. Na wieść o tym przyjaciółka pospieszyła do niego, zatroszczyła się o chorego, wystarała się o posługę, a kiedy przekonała się, że jego kasa świeci pustkami, zostawiła pokaźną sumę, która na jakiś czas powinna była wystarczyć na zaspokajanie jego potrzeb.
Wskutek prób ograniczenia jej wolności przyjaciel wiele już stracił w jej oczach; uczucie dla niego malało, natomiast wzmagała się troskliwość względem chorego; wreszcie odkrycie, że w swoich własnych interesach postępował niemądrze, nie dawało jej najlepszego wyobrażenia o jego rozumie i charakterze. On jednak nie zauważył wielkiej zmiany, jaka się w niej dokonała; troska o jego wyzdrowienie, wierność, z jaką połowę dnia spędzała u jego łoża, wydawała mu się raczej przejawem miłości i przyjaźni niż współczucia; miał więc nadzieję, że po powrocie do zdrowia odzyska znowu wszystkie swoje dawne prawa.
Jakże bardzo się mylił! W miarę powrotu do zdrowia i sił słabła jej skłonność ku niemu i życzliwość, ba, wydawał się jej tak przykry, jak niegdyś był jej miły. Również i jego usposobienie — choć tego nie dostrzegał — stało się w tym czasie przykre i zgorzkniałe; całą winę za los, jaki mu przypadł w udziale, zrzucał na innych i umiał się ze wszystkiego całkowicie rozgrzeszać. Widział w sobie jedynie człowieka niewinnego i prześladowanego, obrażanego i gnębionego i spodziewał się znaleźć pełne zadośćuczynienie za wszelkie zło i wszystkie cierpienia w całkowitej uległości swej kochanki.
Z takim życzeniem wystąpił od razu w pierwszych dniach, gdy znowu mógł wychodzić i odwiedzać ją. Domagał się ni mniej, ni więcej, tylko żeby mu się całkowicie podporządkowała, by odprawiła pozostałych przyjaciół i znajomych, rzuciła teatr i żyła w całkowitym odosobnieniu wyłącznie z nim i dla niego. Przekonywała go, że zaspokojenie jego żądań jest niemożliwe; czyniła to najpierw w sposób żartobliwy, potem poważny, ale w końcu była zmuszona wyznać mu smutną prawdę, że między nimi wszystko się skończyło.
Opuścił ją i już nigdy jej nie odwiedził (...)
***
Gerard Koziełek przedstawił czytelnikom doskonały wybór opowiadań fantastyki i grozy niemieckojęzycznych twórców od czasów oświecenia, po modernizm. Znalazły się w nim zarówno teksty mistrzów gatunku, jak E. T. A. Hoffmann, czy G. Meyrink; mniej znane opowiadania klasyków literatury (Szafa Thomasa Manna czy Historia neapolitańskiej śpiewaczki J. W. Goethe’go), wreszcie utwory pisarzy nieznanych w Polsce, choć wciąż popularnych w ojczyźnie, jak H. H. Ewers, jak też niemal zupełnie zapomnianych (Paul Rohrer). Warstwa fabularna po dziś dzień zaciekawia różnorodnością treści i bogactwem wyobraźni. Znajdziemy całą galerię duchów i upiorów – pokutujących, powracających zza grobu, doprowadzających do szaleństwa i śmierci bohaterów. Uliczkami miast nocą przechadzają się wampiry, odludna wioska okazuje się zaklętym miejscem, które raz na sto lat wynurza się z niebytu wraz z widmowymi mieszkańcami, świat widzenia, snu i choroby psychicznej przenika się bezustannie na poziomie literackiej fikcji z rzeczywistością. To apoteoza wizji niczym nie poskromionej. Antologia ta jest przebogatym światem, w który wchodzi się zostawiając za sobą czytelnicze przyzwyczajenia naszych czasów. I raczej trudno będzie czegokolwiek się wystraszyć. Ale za to nad wszystkim unosi się aura niepokoju, płynąca ze spuszczonego z łańcucha marzenia, które stało się koszmarem.