"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Ciemna strona księżyca Grzegorz Gajek

"Jesteśmy jak cholerni turyści na polu minowym. Odkrywamy, przemy naprzód, podbijamy. Poznajemy, poznajemy, poznajemy i niczego nie wiemy. Odkryliśmy rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, więc udajemy, że ich nie ma. Podbiliśmy kosmos, żeby znaleźć... co? Znaleźliśmy duchy szczerzące się złośliwie. Tak, to by się spodobało tym starym teologom, nasz wszechświat jest pełen szatanów..."

POLECAM miłośnikom nieznanych przestrzeni, Ukrytych wymiarów, Hyperionów, Otchłani bez snów i innych Niezidentyfikowanych Zjawisk we Wszechświecie! 
Mega klimat, poczucie grozy - kolejny zaskórniaczek!
I świetny pomysł po skończeniu powieści, opowiadania, które łączą w całość całość ;)

Narracyjnie nawet nie wspominam, że bez zarzutu, bo to oczywista oczywistość jest w przypadku autora Gajka. 


"... albowiem jedynym pewnym dowodem na byt jest możliwość niebytu."

MOJA OCENA: 8/10

PRZECZYTAJ FRAGMENT!

Prolog

Nazywam się Iulius Decymber, jestem inkwizytorem. Od dwudziestu ośmiu lat wiernie służę Świętej Matce Kościołowi...”.
Gdzieś w oddali zagrzmiało. Iulius otworzył oczy. Pierwsze szare krople, forpoczty sunącej po oceanie burzy, zabębniły o przeszkloną kabinę jachtu-willi. Zagrzmiało ponownie i zerwał się wiatr. Najpierw zmarszczył stalowoszarą powierzchnię wody, po chwili wstrząsnął ruchomą rezydencją inkwizytora. Przyniósł ze sobą deszczowe strugi, które sieknęły wściekle o szyby. Momentalnie pociemniało. Burza już objęła statek ramionami.
„Nazywam się Iulius Decymber, jestem inkwizytorem. Od dwudziestu ośmiu lat wiernie służę Świętej Matce Kościołowi...” — powtórzył w myślach Iulius, jakby odmawiał litanię. — „Z łaski Jego Ekscelencji Wielkiego Patriarchy otrzymałem najwyższe święcenia inkwizytorskie. Moim zadaniem jest walka ze złem i z grzechem... Moim zadaniem jest wyjaśnianie tego, co niewyjaśnione...”.
Jacht zaczął się kołysać. Wokół niego wznosiły się coraz wyższe fale, woda rozbryzgiwała się cięta kadłubem. Ciężkie krople tłukły zawzięcie w transpastalowy dach, jakby chciały go rozbić i wedrzeć się do bezpiecznego wnętrza. Wiatr wzburzał dokoła bałwany, miotał niewielkim stateczkiem. Od czasu do czasu niebo rozcinała błyskawica.
„Moim zadaniem jest walka ze złem i z grzechem... w imię Boga i Świętej Matki Kościoła walczę ze złem...” — Lecz wtem do umysłu Inkwizytora wtargnęła nowa myśl: — „Zło i grzech, wielkie słowa… Wielkie słowa wielkich teologów, doktorów Kościoła, mędrców… Tak, znam zło... Zło i ja spotkaliśmy się nieraz, zdziwiliby się ci teologowie”.
„Jesteśmy jak cholerni turyści na polu minowym. Odkrywamy, przemy naprzód, podbijamy. Poznajemy, poznajemy, poznajemy i niczego nie wiemy. Odkryliśmy rzeczy, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć, więc udajemy, że ich nie ma. Podbiliśmy kosmos, żeby znaleźć... co? Znaleźliśmy duchy szczerzące się złośliwie. Tak, to by się spodobało tym starym teologom, nasz wszechświat jest pełen szatanów... Jest...”.
Nad wzburzonym oceanem przetoczył się jeszcze jeden grzmot, lecz wewnątrz pływającej rezydencji było spokojnie. Sztorm zdawał się stłamszony, gdzieś poza rzeczywistością. Jedynie cienie deszczowych strug płynęły po twarzy inkwizytora wpatrującego się w bezmiar wód, który zlał się z szarym niebem.
„Przykro mi, Boże miły, miejsca brak, zapraszamy w przyszłym roku. Oto ja, pierwszy niewierzący ksiądz. Choć nie… Nie, nie pierwszy. I może nie całkiem niewierzący”.
Nad jachtem zawisł cień. Po chwili potężna fala runęła na dach, próbując całym swym ogromem wtłoczyć pojazd pod wodę, silniki utrzymały go jednak na powierzchni. Kilka kolejnych bałwanów w bezradnej wściekłości przetoczyło się po wytrzymałym, durstalowym kadłubie – bezskutecznie.
„Nazywam się Iulius Decymber, jestem inkwizytorem...” — Iulius po raz kolejny podjął próbę skupienia myśli, one jednak rozbiegły się nieposłusznie. — „Czego dowiedziałem się przez te niemal trzy dekady służby? Chyba tylko tego, że kiedy za bardzo pragniesz, za bardzo próbujesz…”.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się piskliwy sygnał komputera. Iulius drgnął. Rozejrzał się. W kabinie panował półmrok.
— Komputer — rozkazał inkwizytor. — Zasłony. I światło.
Szyby iluminatorów pociemniały i stały się nieprzejrzyste. Wnętrze rozjaśniło się, a sztorm wydał odległy, praktycznie nierzeczywisty.
— O co chodzi? — zapytał Iulius.
— Jeden z satelitów melduje kontakt z boją komunikacyjną — odparł komputer. — Wiadomość z Ziemi.
— Ściągnij i odtwórz.
Światło nieco przygasło, a holoprojektor wygenerował postać starego mężczyzny w kapłańskich szatach.
— Arcybiskup Jozafat do swego brata Iuliusa — wyrecytował komputer, po czym odezwało się świetliste imago. — Musisz tu wrócić, Iulius, natychmiast. Potrzebuję cię. Wydarzyło się coś niepokojącego, bardzo niepokojącego...


Część I – Ziemia

I

W przestronnych korytarzach archikatedry Ziemi kroki Iuliusa pobrzmiewały echem. W smugach światła, rozrzedzających gdzieniegdzie półmrok, migała ciemna sylwetka. Inkwizytor szedł sprężystym krokiem, łopocząc połami habitu. Zatrzymał się dopiero przed komnatą arcybiskupa. Zanim wszedł, przyglądał się przez chwilę drzwiom wykonanym z nieprzejrzystego szkła.
Z czarnej tafli spoglądało na niego odbicie brzydkiej twarzy obarczonej szerokimi ustami, małymi oczyma i długim nosem. Iulius zapatrzył się w nie, jakby oglądał maskę.
Po chwili zamyślenia potrząsnął głową i wszedł do komnaty.
Jozafat był człowiekiem o raczej przeciętnej powierzchowności – niewysokim, nieco otyłym. Na jego szerokiej, płaskiej twarzy uwagę przyciągały jedynie dwa ruchliwe punkciki oczu. Miały w sobie jakiś błysk.
— Witaj! — odezwał się arcybiskup. — Dobrze, że jesteś. Siadaj.
Inkwizytor ucałował pokornie biskupi pierścień, po czym zasiadł na wskazanym miejscu.
— Wyruszyłem zaraz po otrzymaniu wiadomości Waszej Ekscelencji — powiedział.
Jozafat kiwnął głową. I milczał, czekając na objaw śladowego choćby zainteresowania nietypowym wezwaniem. Twarz Iuliusa pozostała jednak nieruchoma.
Arcybiskup odpędził irracjonalną chęć zagrania ze swym byłym podopiecznym w dziecinną grę typu „kto pierwszy pęknie”. Był zbyt poważnym człowiekiem na takie rzeczy. A jednak inkwizytor miał w sobie coś takiego, co sprawiało, że chciało mu się przyłożyć, żeby tylko wymóc na nim jakąś reakcję. Jego arogancka obojętność działała na nerwy.
— Wiesz już, o co chodzi... — odezwał się Jozafat, gdy milczenie przeciągało się zanadto.
— O planetę Empireum.
— Rozumiem, że słyszałeś o niej wcześniej.
— Wiem to i owo... To najdalej wysunięty punkt znanego wszechświata. Ma... hm... złą sławę.
„To i owo, dobre sobie”. Kolejna fala irytacji omal nie zmusiła arcybiskupa do tego, by wstać i zacząć się przechadzać po komnacie.
— Mój sekretarz przygotował mi nieco bardziej rozbudowany raport — rzekł zamiast tego, uruchamiając podręczny komputer. — Bardziej naukowy... Empireum jest ostatnią, piątą planetą układu o tej samej nazwie. To gazowy gigant, posiada bogate złoża gazów paliwowych. Jeszcze jakieś pięćdziesiąt lat temu żeglowny był szlak prowadzący w jego pobliże. Ale szlak ten nie był stabilny, dość często dochodziło na nim do wypadków. Po ostatnim został zamknięty. Zdecydowano się na otwarcie bardziej kosztownej trasy prowadzącej do centrum systemu. To wywołało prawdziwą burzę wśród astrografów i astronautów. Wiesz, jacy oni są. „Wszak to Limes, granica znanego wszechświata!”. Dla wielu zamknięcie starego szlaku było jak policzek, przyznanie się do porażki. „Nie powinniśmy cofać się przed grozą próżni!” - krzyczeli. Jednak UniClas nie mógł postąpić inaczej. Straty w ludziach i sprzęcie stały się na tyle znaczne, że nawet otwarcie nowej trasy, ze swej natury droższej, przez wzgląd na potrzebę zastosowania stacji przeładunkowych i holowników krótkiego zasięgu, okazało się bardziej opłacalne. Udało się wywalczyć jedynie to, że Limes stanął na czwartej planecie, a nie trzeciej, stosunkowo blisko granicy systemu. Zbudowano tam dużą stację przeładunkową, którą nazwano właśnie Limes.
Jozafat zamilkł, oczekując na jakieś pytania ze strony Iuliusa. Żadne jednak nie padły, więc, odrobinę zmieszany, podjął swój wywód:
— Zapewne chciałbyś się dowiedzieć nieco o samej stacji... Też... zresztą... opowiem ci o Strefie Ciszy. To ważne... wiąże się z samą stacją... — Odetchnął na moment, żeby zebrać myśli.
— A więc... — podjął po chwili. — System działa tak, że gazy wydobywane przez holowniki krótkiego zasięgu są przenoszone na stację. Tam odbierają je ciężkie frachtowce, które potem korytarzami nadprzestrzennymi transportują je w głąb cesarstwa. Jest to konieczne, ponieważ w otaczającym Empireum polu podzespoły statków, a właściwie jakakolwiek elektronika, nie funkcjonują poprawnie. To właśnie ta Strefa Ciszy, anomalia energetyczna i prawdziwe utrapienie astrofizyków. Podejrzewa się, że wytwarza ją sama planeta, ale dotąd nie wyjaśniono, dlaczego obszar zakłóceń zaczyna się dopiero w pewnej odległości od atmosfery. W każdym razie Strefa może być zabójcza dla statków poruszających się poza przestrzenią rzeczywistą, lecz do niedawno uważano, że można bezpiecznie korzystać z napędu konwencjonalnego. Niestety okazało się, że naukowcy się przeliczyli. Zaginęły dwa transportowce wysłane na Empireum. Obsługa stacji straciła z nimi kontakt, gdy weszły w Strefę Ciszy, co w sumie byłoby normalne, gdyby nie to, że... No, to się stało już jakieś trzy miesiące temu, a kontaktu nie odzyskano. Zrobiło się trochę paniki, ale potem technicy ze stacji wynaleźli jakąś usterkę, na którą mogli wszystko zrzucić. Przetrząsnęli wszystkie holowniki. UniClas wyłożył spore fundusze na przeglądy techniczne i remonty. Żegluga ruszyła dalej. Miesiąc temu jednak zaginęły kolejne dwa statki. Przed trzema tygodniami jeden wrócił...
Arcybiskup spojrzał na Iuliusa i w tym momencie zaciął się na chwilę. Jasne oczy inkwizytora wreszcie rozpaliły się uwagą. Wpatrywały się w przełożonego, nieruchome i nieprzyjemne.
Jozafat potrząsnął głową.
— Jego załoga była kompletna — rzekł w końcu jakby w odpowiedzi na niewypowiedzianą aluzję do znikających astronautów i statków-widmo. — Ale żaden z załogantów po powrocie nie był już sobą... U wszystkich stwierdzono patologiczne rozbicie osobowości. Cierpieli na zaburzenia mowy i zaburzenia motoryczne. Niektórzy zdawali się mieć napady schizofrenii, psychozy maniakalnej, zespołów lękowych... Zdaniem tych, którzy ich widzieli, wyglądało to zupełnie jakby... jakby...
Zawiesił dramatycznie głos, licząc po cichu na to, że inkwizytor dokończy za niego zdanie. Wolał, żeby to Iulius był tym, który przywoła temat diabłów, opętań i tym podobnych archaicznych niedomówień teologicznych. Arcybiskup uważał się bowiem za człowieka racjonalnego, któremu nie przystoi opowiadać o tego typu rzeczach.
Niestety Iulius jak zwykle sprawił mu zawód, więc Jozafat musiał w końcu wydusić:
— ...jakby ich szatan opętał.
Odpowiedź Iuliusa, jeśli można to tak nazwać, była cicha, ale wprawiła arcybiskupa w osłupienie. Inkwizytorem wstrząsnął szorstki, przypominający suchy grzechot, śmiech.
— Uważasz, że to zabawne? — syknął Jozafat.
— Trochę — odparł Iulius, lecz zaraz spoważniał. — Przepraszam Waszą Ekscelencję, ale wydało mi się to dziwne. UniClas zgodził się, żeby wysłać inkwizytora na poszukiwanie diabła gdzieś na krańcach wszechświata?
— Nie do końca... — Jozafat musiał przyznać, że trochę niedokładnie to przedstawił. — Sytuacja jest bardziej złożona… Widzisz, za miesiąc stacja znajdzie się po ciemnej stronie Inferiora, księżyca, wokół którego orbituje. Ten zaś – po ciemnej stronie planety. Jest to jedyna sytuacja, w jakiej stacja wchodzi w Strefę Ciszy. Zdarza się to rzadko i trwa zaledwie kilka godzin... Ale rozumiesz, że po tym ostatnim wypadku wybuchła panika. UniClas na razie nie chce ewakuować Limesu. Straty byłyby ogromne, a nie wiadomo, czy cokolwiek w ogóle się wydarzy. Postanowiono zatem wysłać kilkoro specjalistów. A jako że wielu spośród załogantów stacji to ludzie wierzący, ty również kwalifikujesz się do tej grupy.
— I UniClas na to poszedł?
— Pomogła jeszcze twoja przeszłość... Twoje przygotowanie astrofizyczne i astrogacyjne.
— Rozumiem. Kto jeszcze weźmie udział w misji?
— Trzy osoby. — Biskup zerknął do elektronicznego notatnika. — UniClas chciał wysłać własnego obserwatora, ale kilka firm z Federacji Astronautycznej, które mają w nim spore udziały, zbojkotowało ten pomysł. Wynajęto niezależnego obserwatora klasy pierwszej, panią Brenę Tiers. Pani Tiers jest wykwalifikowanym pilotem i naukowcem. Ponadto, jako jedna z niewielu obserwatorów, odbyła lot poza Limes. Niestety większość informacji na temat tamtej misji jest zastrzeżona.
— Kto jeszcze? — wtrącił się Iulius.

— Pułkownik Kris Kord z wywiadu floty. Było oczywiste, że wojsko będzie chciało mieć — Pułkownik Kris Kord z wywiadu floty. Było oczywiste, że wojsko będzie chciało mieć tam swojego człowieka. Cesarz musi trzymać rękę na pulsie.
— Co Wasza Ekscelencja może mi o nim powiedzieć?
— Niewiele. — Arcybiskup pokręcił głową. — To doświadczony żołnierz. Skończył szkołę oficerską w dość późnym wieku, ale za to z wyróżnieniem. Prawdopodobnie odbył już przynajmniej jeden lot do systemu Empireum. Nie wiem, kiedy i po co. Wszystko jest utajnione.
Iulius kiwnął głową.
— A trzecia osoba? — zapytał.
— Trzecia osoba jest dla mnie zagadką. Wiem o niej znacznie więcej niż o pozostałych. Ale to, co wiem, tylko czyni sprawę bardziej zagmatwaną. Nie pasuje mi zupełnie do tej misji. Nazywa się Ionas Atawafis. Słyszałeś o nim, to pewne.
— Tak. To poeta...
— Właśnie, poeta. Po co poeta na misji naukowej? Wiem, że był już poza Limesem, nawet dwa razy. Raz, gdy doszło do awarii stacji „Lucyfer”. Nie ewakuował się wówczas ze wszystkimi. Odleciał dopiero, kiedy stacja wydostała się poza Limes, ale nie miał dość zapasów, by dotrzeć do jakiejkolwiek placówki. Przeżył czystym przypadkiem, gdyż odnalazł go naukowy prom obserwacyjny. Jego statek dryfował bezwładnie, zaś on sam od kilku dni głodował, a gdy go odnaleźli, właśnie kończył mu się tlen. To po tym doświadczeniu napisał Księgi Lucyfera, które przyniosły mu taki rozgłos. Ale znam go też od strony prywatnej. Przez jakiś czas byłem jego spowiednikiem. Wiem, że kilkanaście lat temu jego dziewczyna zginęła w jednym z ostatnich wypadków, jakie miały miejsce na Empireum. On sam też tam był, jakiś czas później, jeszcze przed napisaniem Ksiąg Lucyfera. Mówił, że ta wyprawa dała mu wolę do tego, aby wylać z siebie w końcu wszystko to, co w nim siedziało od czasów jego... wypadku.
— Jak to się stało, że znalazł się w składzie wyprawy? — wtrącił Iulius.
— O ile wiem... — Jozafat się zawahał. — Z powodu osobistej interwencji cesarza.
Przywołanie postaci władcy zdawało się definitywnie zamykać temat i arcybiskup odetchnął. Właściwie powiedział już wszystko, co musiał. Czekał tylko na pytania.
Inkwizytor namyślał się chwilę, po czym mruknął:
— Trzy na cztery osoby z tej grupy na pewno przynajmniej raz w życiu były na Empireum.
— No… — Arcybiskup, któremu nie przyszło wcześniej do głowy, by zwrócić na to uwagę, zająknął się. — To chyba naturalne… Szukali kogoś, kto ma doświadczenie... — Zamilkł i się zastanowił. — Ale ja widzę tylko dwie osoby, które tam były... Atawafis i Kord.
— Ja też tam byłem — wyjaśnił Iulius.
— Byłeś? — Biskup aż się zatchnął ze zdziwienia. Czuł się jak idiota; przez dobre piętnaście minut gadał o czymś, co inkwizytor już zapewne dobrze wiedział. — Nigdy... nigdy o tym nie słyszałem — wysapał tylko.
— To było dawno, jeszcze przed otwarciem stacji Limes. Przed tymi ostatnimi wypadkami. Potem już się nie interesowałem tym systemem. Informacje Waszej Ekscelencji z pewnością okażą się bardzo przydatne w moim... śledztwie.
Jozafat był zły i zbity z tropu.
„Po prostu nienawidzę gadać z tym facetem” – pomyślał.
— Tak... — rzekł na głos, próbując nie pokazać po sobie zmieszania. — To oczywiste... prosty klucz... mówiłem, nic dziwnego. Chcą tylko takich, którzy już tam byli. Ta obserwatorka zapewne też odbyła jakiś lot na Empireum... To nie jest zresztą chyba w tej chwili takie ważne.
— Nie, nie jest — przyznał pokornie Iulius. — Ile mam czasu? Chciałbym przed wylotem jeszcze trochę poszperać.
— Za dwa dni odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie Świętego Oficjum, na którym poznasz wszystkie szczegóły swojej misji. Do tego czasu szperaj, ile zechcesz.
Iulius kiwnął głową. Wyglądał, jakby już chciał się oddalić, ale jeszcze się nad czymś zastanawiał.
Jozafat westchnął ciężko.
— O co chodzi? — zapytał.
— Na co właściwie liczy Oficjum? Warto było aż zwoływać nadzwyczajne posiedzenie? Czy rzeczywiście myślą, że znajdę tam diabła i przywiozę go im w złotej klatce? Co tak naprawdę mam tam badać?
— Wszystkiego dowiesz się na posiedzeniu. Empireum od zawsze było obiektem zainteresowania Kościoła.
— Byłem tam i nie widziałem niczego niepojętego. — Inkwizytor wzruszył ramionami. — Nie uważam, żeby to było warte zachodu.
— Wielu jest innego zdania — odparł chłodno arcybiskup. — A teraz, jeśli mi wybaczysz, mam sporo pracy.
— Oczywiście. — Iulius wstał i skłonił się.
— Z Bogiem — rzucił Jozafat (...)

***

„Ciemna strona księżyca” to powieść, w której odnajdziemy wiele różnych elementów gatunkowych wplecionych w konwencję horroru SF w najlepszym wydaniu. 

Światem, do którego udamy się w międzyplanetarną podróż, rządzi cesarz, mający na swoich usługach powołaną w odległej przyszłości inkwizycję. W obliczu niepokojącej sytuacji, związanej z oddziaływaniem jednej z planet gdzieś na krawędzi Wszechświata, zamyka on wszystkie zmierzające tam szlaki transportowe i wysyła tajną misję mającą zbadać przerażające zjawiska. W skład grupy wchodzą poeta, inkwizytor, żołnierz i naukowiec. Podczas podróży odnajdziemy w nich nie tylko symboliczne nazwy, ale również pełnokrwistych i psychologicznie umotywowanych bohaterów, mierzących się z klaustrofobiczną, mroczną atmosferą statku otoczonego przez niepojęte dla ludzkiego umysłu tajemnice kosmosu. Droga do Empireum może być zarówno drogą do oświecenia, jak i potępienia. 

Atutami książki Grzegorza Gajka są odniesienia do religii oraz mistycyzmu, jak również interesujące uniwersum, które pomimo kreacji świata dalekiej przyszłości, jest nam bardzo bliskie.

Książka nie tylko jest wznowieniem, ale dodatkowo została rozszerzona o kilka opowiadań odnoszących się do historii bohaterów opisanych w niej wydarzeń.

Spis treści:
- Ciemna strona księżyca
- Opowiadania:
-- Anioł w płomieniach
-- Jeden
-- Lucyfer
-- Król i głupiec
-- Serce słońca



KSIĄŻKĘ MOŻNA ZAKUPIĆ W MEGA ATRAKCYJNEJ CENIE, KLIKAJĄC ZDJĘCIE PONIŻEJ




Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger