Świetny początek rewelacyjnej serii grozy, niekoniecznie dla dzieci - bardziej dla starszej młodzieży, a już z pewnością dla dojrzałej publiczności:)
Perfekcyjnie dopracowana historia, pobudzająca wyobraźnie, narracyjnie ambitna - jest klimat, jest zagadka i jest mrok, a na pewno nie ma softu - jest prawdziwe niebezpieczeństwo i śmierć...
To nie jest bajka...
POLECAM CAŁĄ SERIĘ!
MOJA OCENA: 8/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Nina miała osiem lat, gdy z nieba spadły anioły.
Lepiła z bratem na podwórku bałwana, ona toczyła śnieżną kulę, a Szymek w czerwonym szaliczku i czapce nasuniętej niemal na oczy biegał w kółko i bardziej przeszkadzał, niż pomagał – ale w końcu czego można się spodziewać po trzylatku? Nadciągał wczesny zimowy zmierzch, było mroźnie i jakoś tak dziwnie cicho, jakby nie znajdowali się w środku miasta, tylko gdzieś na odludziu. Zupełnie jakby się miało stać coś ważnego, opowiadała potem koleżankom Nina, choć nie była pewna, czy tej dziwnej ciszy sama sobie przypadkiem nie wymyśliła. Ale faktem jest, że na podwórku nikogo innego nie było, wszystkie pozostałe dzieci odstraszyło zimno. Siedziały pewnie pochowane w swoich mieszkaniach, w kamienicach, które tłoczyły się wokół podwórza, tworząc coś w rodzaju głębokiej, choć obszernej studni. Na murach wciąż widać było ślady po pociskach z czasów niedawnej wojny, przez co budynki wydawały się jeszcze bardziej ponure, lecz Nina i Szymek nie zwracali na to uwagi – mieszkali tu od dawna, Szymek właściwie od urodzenia, i zdążyli się przyzwyczaić.
Zmęczona dziewczynka przystanęła na chwilę, przetarła spocone czoło pod gryzącą wełnianą czapką i spojrzała w górę, żeby się przekonać, czy śnieg przypadkiem nie będzie dziś wieczorem padał. Jednak niebo było czyste, bez najmniejszej nawet chmurki. Zaczynało już ciemnieć przed nocą i miało teraz odcień niebieskiego, który Ninie kojarzył się z kolorem wody w głębokim, bardzo zimnym jeziorze.
Dziewczynka zamrugała, na niebie pojawił się jasny punkt.
– Patrz, pierwsza gwiazda – powiedziała do Szymka. A potem: – O rany, ona chyba leci w naszą stronę.
Punkt rósł w oczach i zbliżał się do ziemi, ciągnąc za sobą świetlistą smugę. Nina była mała podczas wojny, niewiele starsza niż Szymek obecnie, ale pamiętała dni, kiedy na miasta spadały niemieckie bomby – i teraz cały strach wrócił. Wiedziała, że powinna uciekać, złapać brata za rękę i pociągnąć go do domu, ale nie potrafiła się ruszyć.
Punkt nie był już punktem, tylko obłym, wąskim kształtem, który mknął w stronę podwórka jak ognisty pocisk. W ślad za nim niebo przecinał szlak powoli rozwiewającego się dymu. Nina odruchowo zatkała uszy, słysząc wizg rozdzieranego powietrza, od jaskrawości płomieni bolały ją oczy. Nad miastem pojawiły się także inne, ognisto-dymne smugi, ale dziewczynka nie zwracała na nie uwagi. Najważniejsza była ta, która za chwilę spadnie na jej dom i zamieni go w gruzy, jak wtedy, jak w czasie wojny.
A ona wciąż nie mogła ruszyć się z miejsca. Wystraszony Szymek przywarł do jej boku i patrzył w niebo z otwartą buzią. Nina czuła już falę gorąca, którą pchał przed sobą płonący pocisk.
Wtedy obły kształt wyhamował i zawisł na chwilę w powietrzu, rozkładając oślepiająco jasne, jak utkane z ognia skrzydła.
Szymek krzyknął z zachwytu.
Gdy anioł miękko wylądował na podwórku, śnieg wokół jego bosych stóp stopił się z sykiem (...)
***
PRL, lata 50., na Ziemię zstępują anioły. Jednak nie każdy zostaje wybrany przez anioły i zaproszony przez nie na tajemnicze wakacje w klasztorze znajdującym się w niewielkiej miejscowości Markoty. Tak się składa, że przydarzyło się to trzynastoletniej Ninie. Nie bardzo wie jednak, dlaczego – jest przecież bardzo zwyczajną dziewczyną. Czy aby na pewno?