Ciąg dalszy niepokojącej przygody...
Ciąg dalszy niepokojącego klimatu...
Połączenia Archiwum X, serialu Lost i przygody prosto z powieści "Ruiny" Scotta Smitha.
Kto nie czytał, zazdroszczę - niesamowita przygoda!!!
Portal do tajemniczej Strefy X. Kolejne zaginione ekspedycje. Tajemnica. Przygoda. Niebezpieczeństwo. Nieznane... Groza. Niedowierzanie. Zrozumienie.
Klimat 200%, aż czuć tropiki tej przerażającej wyspy X!
000
W snach Kontrolera jest wczesny ranek, niebo ma głęboki niebieski kolor, rozjaśniony tylko odrobiną światła. Kontroler stoi na klifie i wpatruje się w otchłań zatoki. Za każdym razem jest inaczej. Jego wzrok sięga wiele kilometrów w głąb wody. Widzi pływające tam oceaniczne olbrzymy przypominające łodzie podwodne, dzwoniaste storczyki albo szerokie kadłuby statków, milczące, w ciągłym ruchu. Ich rozmiary sprawiają wrażenie takiej mocy, że nawet stojąc wysoko w górze, czuje zamęt powodowany ich obecnością. Godzinami wpatruje się w te kształty, ruchy, słuchając szeptów, które docierają do niego pod postacią echa... a potem spada. Powoli, zbyt powoli, bezdźwięcznie spada ku ciemnej wodzie, nie powodując plusku, nie marszcząc powierzchni. I spada dalej.
Czasami trwa to dłużej niż sam sen, jakby się zagapił, a wtedy cicho powtarza swoje imię, dopóki nie wróci do niego prawdziwy świat.
001. SPADANIE
Pierwszy dzień. Początek jego ostatniej szansy.
– To te, które przeżyły?
Kontroler stał obok wicedyrektorki Southern Reach za naznaczonym smugami lustrem weneckim i wpatrywał się w trzy osoby siedzące w pokoju przesłuchań. Były to kobiety, które wróciły z dwunastej ekspedycji do Strefy X.
Wicedyrektorka, wysoka, chuda, czarnoskóra i po czterdziestce, nie odpowiedziała na jego pytanie, co wcale go nie zaskoczyło. Odkąd zjawił się rano, poświęciwszy poniedziałek na rozpakowanie się, nie zaszczyciła go ani jednym słowem ponad to, co absolutnie konieczne. Nie obdarzyła go nawet nadprogramowym spojrzeniem, nie licząc chwili, w której poprosił ją i resztę personelu, żeby zwracali się do niego per „Kontroler”, a nie „John” czy „Rodriguez”. Wtedy na niego spojrzała i wywołując powściągliwe uśmiechy na twarzach współpracowników, odparła:
– W takim razie mów mi Patience, nie Grace.
Zainteresowało go to odejście od prawdziwego imienia w stronę innego, które także coś znaczyło[1].
– Nie ma potrzeby – powiedział. – Mogę ci mówić po prostu Grace.
Był pewny, że jej dopiekł. Odpłaciła mu, nieustannie nazywając go „pełniącym obowiązki” dyrektora. Miała rację: między jej zarządzaniem a objęciem przez niego stanowiska ziała przepaść, dolina czasu i formularzy do wypełnienia, procedur do wykonania, poszukiwań i zatrudniania personelu. Na razie kwestia władzy pozostawała niejasna.
Kontroler wolał nie kojarzyć wicedyrektorki ani z cierpliwością, ani z gracją czy łaską. Wolał ją traktować jak abstrakcję, jeśli nie obstrukcję. Zmusiła go do obejrzenia starego filmu szkoleniowego poświęconego Strefie X, choć z pewnością wiedziała, że nagranie zawiera tylko podstawowe, nieaktualne informacje. Wyraźnie dała do zrozumienia, że ich stosunki będą oparte na wrogości. Przynajmniej z jej strony.
– Gdzie je znaleziono? – spytał ją teraz, mimo że tak naprawdę chciał spytać, dlaczego nie trzymają ich osobno.
Ponieważ brakuje tu dyscypliny, ponieważ twoją agencję od dawna zjadają szczury? Są w piwnicy i gryzą, co popadnie.
– Przeczytaj akta – powiedziała, wyraźnie dając do zrozumienia, że powinien już je znać.
Potem wyszła z pokoju.
Zostawiła Kontrolera sam na sam z teczkami na stole – i z trzema kobietami za szybą. Oczywiście przeczytał akta, lecz liczył na to, że uda mu się przeniknąć przez mury obronne wicedyrektorki, a może nawet poznać jej myśli. Zresztą przeczytał też część jej kartoteki, lecz wciąż nie mógł jej rozgryźć, mógł ją oceniać tylko po tym, jak na niego reagowała.
Chociaż minęły zaledwie cztery godziny jego pierwszego dnia pracy, Kontroler już czuł się skażony obskurnym, dziwnym budynkiem ze zniszczoną zieloną wykładziną i przestarzałymi opiniami innych poznanych członków personelu. Wszystko przenikała jakaś martwota, nawet naturalne światło, które niemrawo przeciskało się przez wysokie, prostokątne okna. Jak zwykle miał na sobie czarną marynarkę i wizytowe spodnie, białą koszulę z błękitnym krawatem i czarne, wypastowane rano buty. Zastanawiał się, po co zadał sobie tyle trudu. Nie lubił takich myśli – bo przecież schludność nic go nie kosztowała – tyle że trudno je było stłumić.
Kontroler długo obserwował trzy kobiety, choć ich wygląd niewiele mu mówił. Dostały identyczne uniformy, trochę przypominające wojskowe mundury, a trochę fartuchy woźnych. Ogolono im głowy, jakby dotknęła je jakaś plaga, na przykład wszawica, a nie coś bardziej tajemniczego. Ich twarze miały identyczny wyraz, choć równie dobrze można by powiedzieć, że w ogóle były pozbawione wyrazu. Lecąc samolotem, powtarzał sobie, że nie powinien używać ich imion i nazwisk. Na początku chciał na nie patrzeć wyłącznie przez pryzmat ich funkcji. Reszta przyjdzie później. Tylko że nigdy nie potrafił zachować dystansu. Lubił się zagłębiać, szukać poziomu, na którym szczegóły ukazują się wyraźnie, nie oślepiając jednak swoim światłem.
Geodetkę znaleziono w jej domu, siedziała na krześle na tarasie.
Antropolożka zapukała do drzwi gabinetu męża.
Biolożka była na zarośniętej działce kilka przecznic od domu, wpatrywała się w zniszczony mur z cegły.
Podobnie jak członkowie wcześniejszych ekspedycji żadna z kobiet nie pamiętała, jak przeszła przez niewidzialną granicę i wydostała się ze Strefy X. Żadna z nich nie wiedziała, jak ominęła blokady, płoty i inne przeszkody umieszczone wokół granicy przez wojsko. Żadna nie miała pojęcia, co się stało z czwartą członkinią ekspedycji – psycholożką, która tak naprawdę była także dyrektorką Southern Reach i lekceważąc głosy sprzeciwu, poprowadziła ekspedycję incognito.
W zasadzie w ogóle niewiele pamiętały.
Tamtego ranka, jedząc śniadanie w zakładowej stołówce, Kontroler spojrzał przez olbrzymie okno na dziedziniec z mnóstwem kamiennych stolików, a potem na ludzi przesuwających się powoli w kolejce – miał wrażenie, że jest ich zbyt mało jak na tak wielki budynek.
– Dlaczego nikt się nie cieszy z powrotu ekspedycji? – spytał Grace.
Zmierzyła go przeciągłym zbolałym spojrzeniem, jakby miała do czynienia z wyjątkowo tępym uczniem na zajęciach wyrównawczych.
– A jak myślisz, Kontroler, dlaczego? – Zdołała już nadać jego przezwisku sarkastyczne brzmienie, więc czuł się tak, jakby utopił jedną z wędek dziadka, skazując ją na utkwienie w szlamie na dnie jeziora. – Już raz przez to wszystko przechodziliśmy. Mimo dziewięciu miesięcy zadawania pytań nie zdołaliśmy się niczego dowiedzieć. A oni cały czas umierali. Jak byś się czuł?
Długie miesiące dezorientacji, a potem śmierć wskutek wyjątkowo złośliwej odmiany raka.
W odpowiedzi powoli pokiwał głową. Oczywiście miała rację. Jego ojciec umarł na raka. Kontroler nie wziął pod uwagę, jaki wpływ mogło to wywrzeć na personel. Dla niego to wciąż była abstrakcja, jedynie słowa w raporcie przeczytane podczas lotu.
Wykładzina w stołówce była ciemnozielona, opatrzona stylizowanym wzorem w jasnozielone strzałki prowadzące na dziedziniec.
– Dlaczego tu jest tak ciemno? – spytał. – Gdzie się podziewa całe światło?
Ale na razie Grace miała dość jego pytań.
Gdy jedna z trzech kobiet – biolożka – lekko podniosła głowę i spojrzała na szybę, jakby go widziała, Kontroler odwrócił wzrok, czując coś w rodzaju zawstydzenia. Interesowały go tylko jako elementy zagadki do rozwikłania i traktował je raczej bezosobowo, lecz być może one odbierały to inaczej, może czuły, że są obserwowane.
Nikt go nie uprzedził, że pierwszego dnia pracy będzie przesłuchiwał zdezorientowane kobiety, które wróciły ze Strefy X, ale przecież musiał się tego domyślać, gdy zaproponowano mu to stanowisko. Od znalezienia uczestniczek ekspedycji minęło prawie sześć tygodni, a przed przysłaniem ich do Southern Reach przez miesiąc poddawano je badaniom w placówce na północy. Dokładnie w tym samym czasie Kontrolera skierowano do Centrali na dwutygodniowe szkolenie obejmujące całe dni, które odeszły w niepamięć, gdyż nic się w ich czasie nie działo, jakby na tym polegał plan. Później wszystko przyspieszyło i odtąd Kontrolera nie opuszczało wrażenie pośpiechu.
Odkąd przyjechał, te i inne szczegóły budziły w nim coś w rodzaju daremnej irytacji. Głos, jego najważniejszy kontakt na najwyższym szczeblu, sugerował na początku szkolenia, że z uwagi na przeszłość Kontrolera to będzie łatwa misja.Southern Reach zmieniło się w zacofaną, zaściankową agencję strzegącą uśpionej tajemnicy, którą chyba już nikt się nie przejmował, gdyż teraz skupiano się na terroryzmie i zniszczeniu środowiska naturalnego. Głos, jak zwykle szorstko, opisał cel misji słowami: „aklimatyzacja, ocena, analiza, a następnie dogłębne poznanie”, co od jakiegoś czasu nie wchodziło w zakres obowiązków Kontrolera.
Kontroler zaczynał karierę, która – co tu kryć – miała potem lepsze i gorsze chwile, jako agent działający w terenie: zajmował się obserwowaniem komórek terrorystycznych w kraju. Później przeniesiono go do syntezy danych i analizy organizacji – rozpracował co najmniej dwadzieścia spraw, banalnie podobnych, i nie wolno mu było o nich rozmawiać. Sprawy niewidoczne dla opinii publicznej: tajna historia niczego. Coraz częściej zajmował się jednak bezpośrednim rozwiązywaniem trudnych zadań, przede wszystkim dlatego, że chyba lepiej wychodziło mu określanie konkretnych problemów innych ludzi niż radzenie sobie z własnymi, ogólniejszej natury. W wieku trzydziestu ośmiu lat słynął właśnie z tego – o ile w ogóle z czegokolwiek słynął. Nie musiał śledzić spraw od początku do końca, ale teraz właśnie na tym mu najbardziej zależało: na dogłębnym poznaniu. Tyle że nikt tak naprawdę nie lubi ludzi rozwiązujących problemy – „Hej, pokażę ci, co robisz źle” – zwłaszcza jeśli wszyscy uważają, że ten, kto je rozwiązuje, powinien najpierw uporać się z własnymi.
Początki zawsze wyglądały dobrze, ale z końcami bywało różnie.
Głos nie wspomniał, że Strefa X leży za granicą, która wciąż, po przeszło trzydziestu latach, stanowiła zagadkę. Kontroler odkrył to dopiero podczas przeglądania akt i oglądania niepotrzebnego filmu szkoleniowego.
Nie wiedział też, że wicedyrektorka znienawidzi go za zajęcie miejsca zaginionej dyrektorki. Choć tego powinien był się akurat domyślić. Strzępy informacji w kartotece Grace wskazywały na to, że jej rodzice należeli do niższych warstw klasy średniej, najpierw uczyła się w szkole publicznej, a potem musiała się starać bardziej niż inni, żeby zdobyć obecną pozycję. Natomiast Kontroler przynależał do pewnej tajemniczej dynastii, co oczywiście rodziło niechęć. Nie sposób jednak zaprzeczać faktom, nawet jeśli z bliska ta dynastia bardziej przypominała dziedziczoną franczyzę.
– Są gotowe. Chodźmy.
Znowu zjawiła się Grace, rozkazując mu od progu.
Wiedział, że istnieje wiele różnych sposobów, by złamać opór współpracownika albo jego wolę. I że prawdopodobnie będzie musiał wypróbować je wszystkie.
Sięgnął po dwie z trzech teczek leżących na stoliku i nie odrywając wzroku od biolożki, czując opór stawiany palcom, przedarł je na pół, po czym wyrzucił do kosza.
Za plecami usłyszał coś w rodzaju zduszonego okrzyku.
Dopiero teraz się odwrócił – i stanął oko w oko z całą niemą złością wicedyrektorki. W jej oczach zauważył jednak także ostrożność. Dobrze.
– Grace, dlaczego wciąż korzystacie z papierowych akt? – spytał, robiąc krok naprzód.
– Polecenie dyrektorki. Czemu je podarłeś?
Zignorował pytanie.
– Grace, dlaczego mówiąc o Strefie X, boicie się używać takich słów jak „obcy” czy „istoty pozaziemskie”?
Sam też wolał ich nie używać. Odkąd poznał prawdę, czasami czuł, jak w jego wnętrzu otwiera się wielka, pusta otchłań wypełniona jedynie jego własnym wołaniem i okrzykami niedowierzania. Ale nikomu o tym nie powiedział. Od kochanek, członków rodziny, a nawet od obcych ludzi słyszał, że jego twarz jest stworzona do gry w pokera. Miał jakieś sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu. Był opanowany. Zwarte, umięśnione ciało upodabniało go do sportowca. Mógł przebiec wiele kilometrów i w ogóle tego nie odczuwał. Szczycił się swoją zdrową dietą i tym, że dość często uprawia sport, choć lubił też whisky.
Grace pozostała nieugięta.
– Brakuje nam pewności. Nie wolno niczego przesądzać.
– Nawet po tylu latach? Chcę przesłuchać tylko jedną z nich.
– Co? – zdziwiła się.
Siła w dłoniach zmieniła się w siłę w rozmowie.
– Nie potrzebuję pozostałych akt, wystarczy mi rozmowa tylko z jedną z nich.
– Musisz przesłuchać wszystkie.
Jakby jeszcze nie rozumiała.
Odwrócił się i sięgnął po trzecią teczkę.
– Nie. Potrzebuję tylko biolożki.
– To błąd.
– Siedemset pięćdziesiąt trzy to nie błąd – powiedział. – Podobnie jak siedemset dwadzieścia dwa.
Zmrużyła oczy.
– Coś z tobą nie tak.
– Każ zostać biolożce – powiedział, ignorując ją, lecz naśladując jej ton. „Wiem o czymś, o czym ty nie wiesz”. – Pozostałe odeślij do kwater.
Grace wpatrywała się w niego, jakby był gryzoniem, i nie mogła się zdecydować, czy czuje obrzydzenie, czy litość. Po chwili jednak sztywno pokiwała głową i wyszła.
Odprężył się, wypuścił powietrze. Musiała wykonywać jego polecenia, lecz jeszcze przez kilka następnych tygodni, których potrzebował na pełne wdrożenie się, miała sprawować kontrolę nad podwładnymi i mogła go przetestować na tysiąc sposobów.
To alchemia czy prawdziwa magia? Czyżby się mylił? I czy to w ogóle miało znaczenie? Przecież nawet jeśli się mylił, wszystkie trzy kobiety były dokładnie takie same.
Owszem, to miało znaczenie.
To była jego ostatnia szansa.
Tak mu powiedziała matka, zanim tu przyjechał (...)
***
Strefa X nadal broni swoich tajemnic. Southern Reach, podupadająca rządowa agencja, do kolejnej próby zbadania terenu przydziela Kontrolera. Dla Johna Rodriqueza, śledczego po przejściach, to ostatnia zawodowa szansa. Poczynania nowego szefa nadzoruje tajemniczy Głos domagający się regularnych raportów. Okazuje się, że nie tylko w Strefie X działają siły zmieniające ludzki umysł. Czy mężczyzna będzie w stanie je ujarzmić?
Nie wierz zmysłom. Strefa X zmienia każdego.
„Ujarzmienie” to druga część bestsellerowej trylogii Jeffa VanderMeera. Literatura grozy i klasyczna fantastyka najwyższej próby. Już pierwszy tom – „Unicestwienie” – został doceniony przez fanów i zyskał entuzjastyczne recenzje krytyków na całym świecie.
EKRANIZACJA 2018
/KLIKNIJ ZDJĘCIE/
TRAILER