"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Historia nowego nazwiska Elena Ferrante

W niczym nie ustępuje części pierwszej i znowu zakończenie przyprawia o wytrzeszcz oczu - biada temu, kto nie ma kolejnego tomu pod ręką!!!!!!
Rewelacyjna pisarka!


MOJA OCENA: 10/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


1.

Wiosną 1966 Lila w stanie wielkiego wzburzenia powierzyła mi metalowe pudełko, które zawierało osiem zeszytów. Powiedziała, że nie może trzymać ich w domu, boi się, że mąż je przeczyta. Zabrałam pudełko bez słowa komentarza, może z wyjątkiem kilku ironicznych przytyków na temat przesadnej długości sznurka, którym je związała. W tamtym czasie nasze stosunki były bardzo chłodne, ale chyba tylko ja je za takie uważałam. Podczas naszych sporadycznych spotkań Lila nie pokazywała po sobie żadnego skrępowania, była serdeczna, nigdy nie wymknęło jej się ani jedno wrogie słowo.
Kiedy poprosiła, abym przyrzekła, że pod żadnym pozorem nie otworzę pudełka, przyrzekłam. Ale już w pociągu rozwiązałam sznurek, wyciągnęłam zeszyty i zaczęłam czytać. Nie były to dzienniki, chociaż zawierały szczegółowe relacje z wydarzeń, począwszy od końca szkoły podstawowej. Wyglądały raczej na efekt samodyscypliny i upartego pisarstwa. Pełno było opisów: konaru na drzewie, stawów, kamienia, liścia z białymi żyłkami, garnków w domu, poszczególnych części maszynki do robienia kawy, piecyka, węgla i koksu, szczegółowego układu podwórka, drogi, zardzewiałego żelastwa za stawami, parku i kościoła, roślin za torami, nowych bloków, domu rodziców, narzędzi, którymi posługiwali się brat i ojciec przy naprawie butów, ich gestów podczas pracy i przede wszystkim barw, barw wszystkiego o różnych porach dnia. Ale było też coś poza opisami. Pojawiały się pojedyncze słowa w dialekcie i w języku włoskim, czasami zakreślone kółkiem, bez wyjaśnienia. I wprawki z tłumaczenia na grekę i łacinę. I całe fragmenty po angielsku o sklepach w dzielnicy, o towarach, o wozie uginającym się pod ciężarem owoców i warzyw, który Enzo Scanno co dzień przestawiał z ulicy na ulicę, trzymając osła za uzdę. I liczne uwagi o książkach, które czytała, o filmach, które obejrzała w sali parafialnej. I opinie, jakich broniła w dyskusjach z Pasqualem, podczas naszych wspólnych pogaduszek. Oczywiście brakowało temu ciągłości, ale wszystko, co Lila uwięziła w słowach, nabierało znaczenia, tak że nawet w tekstach napisanych w wieku jedenastu czy dwunastu lat nie odnalazłam ani jednej linijki brzmiącej infantylnie.
Zazwyczaj zdania były skrajnie precyzyjne, interpunkcja prawidłowa, pismo eleganckie, tak jak nauczyła nas pani Oliviero. Ale czasami Lila nie wytrzymywała rygoru, który sama sobie narzuciła, jak gdyby jakiś narkotyk zalewał jej żyły. Wówczas wszystko stawało się niespokojne, zdania nabierały chaotycznego tempa, interpunkcja znikała. Zazwyczaj nie trzeba było długo czekać, aby powróciła do płynnego i jasnego rytmu. Mogło się jednak zdarzyć, że nagle przerywała i zaczynała pokrywać tekst rysunkami przedstawiającymi powykrzywiane drzewa, garbate i dymiące góry, złowrogie twarze. Byłam oczarowana zarówno porządkiem, jak i chaosem, a im dłużej czytałam, tym bardziej czułam się oszukana. Jak wiele ćwiczeń wymagało napisanie listu, który lata temu wysłała mi na Ischię? To dlatego był tak dobrze napisany. Włożyłam zeszyty na powrót do pudełka i obiecałam sobie, że już więcej nie będę do nich zaglądać.
Szybko jednak uległam pokusie, bo emanowały tą urzekającą aurą, którą Lila od maleńkości roztaczała wokół siebie. Z bezlitosną dokładnością opisała dzielnicę, krewnych, rodzinę Solara, Stefana, wszystko i wszystkich. Nie mówiąc już o tym, jak potraktowała mnie, to, co jej mówiłam, co myślałam, osoby, które kochałam, nawet mój wygląd. Utrwaliła decydujące dla niej chwile, nie troszcząc się o nic i o nikogo. Jasno odmalowała przyjemność, jakiej doświadczyła, gdy w wieku dziesięciu lat napisała opowiadanie Błękitna wróżka. I równie jasno to, jak bardzo ją zabolało, że nasza nauczycielka, pani Oliviero, nie raczyła powiedzieć o nim ani słowa, co więcej, całkiem je zignorowała. I cierpienie oraz gniew, dlatego że ja poszłam do gimnazjum, nie martwiąc się o nią, i porzuciłam ją. I entuzjazm, z jakim nauczyła się szewskiego fachu, i chęć rewanżu, która zmotywowała ją do zaprojektowania nowych butów, i przyjemność wykonania pierwszej pary wraz z bratem Rinem. I ból, kiedy ojciec Fernando powiedział, że buty nie zostały dobrze wykonane. Na tych stronach było wszystko, zwłaszcza nienawiść do braci Solara, okrutna determinacja, z jaką odrzuciła miłość najstarszego z nich, Marcella, a także chwila, gdy postanowiła zaręczyć się z łagodnym Stefanem Carraccim, sprzedawcą wędlin, który z miłości zdecydował się kupić wykonaną przez nią pierwszą parę butów i zaklinał się, że zachowa je na zawsze. O, i piękna chwila, kiedy w wieku piętnastu lat poczuła się jak bogata elegancka dama u boku narzeczonego, który z miłości do niej zainwestował dużą sumę w zakład „Cerullo” – prowadzoną przez jej ojca i brata fabryczkę obuwia. I jak wielka była jej satysfakcja: buty wykonywane wedle jej pomysłu, dom na nowym osiedlu, ślub w wieku szesnastu lat. A jakie wspaniałe było wesele, i jak bardzo czuła się szczęśliwa. Potem, w samym środku zabawy, pojawił się Marcello Solara ze swoim bratem Michelem, a na nogach miał te buty, które były tak drogie jej mężowi, jak sam się zaklinał. Jej mężowi. Kogo ona poślubiła? Czy teraz, już po fakcie, zedrze maskę i pokaże jej swoją przerażająco prawdziwą twarz? Pytania i realia naszej biedy. Poświęciłam tym kartkom całe dnie, tygodnie. Przeanalizowałam je, nauczyłam się na pamięć fragmentów, które mi się spodobały, które mnie fascynowały, hipnotyzowały, upokarzały. Za ich pozorną naturalnością z pewnością kryła się sztuczność, nie potrafiłam jednak odgadnąć jej natury.
Aż wreszcie pewnego wrześniowego wieczoru nie wytrzymałam i wyszłam, zabrawszy ze sobą pudełko. Miałam dość obecności Lili przy mnie i we mnie, nawet teraz, kiedy zdobyłam uznanie, kiedy moje życie toczyło się już poza Neapolem. Zatrzymałam się na ponte Solferino, by przyjrzeć się przefiltrowanej przez mroźną mgłę poświacie. Pudełko położyłam na murku, przesuwałam je powoli, stopniowo, aż zanurzyło się w rzece, jakby to sama Lila wpadała ze swoimi myślami, słowami, złośliwością, którą odpłacała za cios, ze swoim posiadaniem nade mną władzy, jak nad wszystkim, co tylko się do niej zbliżyło, nad człowiekiem, rzeczą, wydarzeniem, wiedzą: z książkami i butami, łagodnością i brutalnością, małżeństwem i pierwszą nocą poślubną, powrotem do dzielnicy w nowej roli – pani Raffaelli Carracci (...)


***
Lila i Elena mają po szesnaście lat i obie czują, że znalazły się w ślepym zaułku. Lila dopiero wyszła za mąż, ale przyjęcie nazwiska męża wiąże się dla niej z utratą własnej tożsamości. Elena to wzorowa uczennica, ale właśnie podczas ślubu przyjaciółki odkrywa, że nie czuje się dobrze ani w dzielnicy, ani poza nią.

Podczas burzliwej młodości dziewczęta czasami gubią się i ponownie odnajdują. A wszystko w scenerii Neapolu, Włoch, które powoli nabierają alarmujących i dobrze znanych cech.


Cykl: Genialna przyjaciółka (tom 2)











ZGARNIJ EBOOKA Z 




Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger