Nasza część nocy Mariana Enríquez
"Chciałbym wnętrzności twoje zacałować, zamieszkać w tobie wszystkimi zmysłami.
Jestem ropuchą czarną ze skrzydłami."
Rewelacyjny, powolny, introwertyczny horror, z politycznym tłem, na które ja osobiście niekoniecznie zwracałam uwagę; bardziej interesowała mnie historia rodzinna zięcia i wnuka potężnej rodziny właścicieli ziemskich, depozytariuszy tajemniczego świata, wiernego bóstwu- Ciemności.
Skrócik?
Ojciec Juan i syn przemierzają Argentynę drogą z Buenos Aires do wodospadu Iguazú, na północnej granicy z Brazylią. To są lata junty wojskowej, panuje kontrola uzbrojonych żołnierzy i panuje też napięcie. Syn nazywa się Gaspar, a ojciec stara się uchronić go przed mrocznym przeznaczeniem. Matka, Rosario, zginęła w podejrzanych okolicznościach, w wypadku pod kołami autobusu.
To takie proste?
Gdzie tu horror?
Ano jest!
Ponieważ to nie jest taki sobie zwykły ojciec, a tym bardziej, nie jest to taki sobie zwykły syn.
Ojciec jest medium. Jako jedyny ma zdolność przywoływania Ciemności, która dotarła z serca Afryki do Anglii, a stamtąd do Argentyny.
"Ja wierzę w Ciemność, ale wiara nie oznacza posłuszeństwa. Jak mam nie wierzyć, skoro dzieje się w moim ciele. Dzieje się mojemu ciału [...] Ciemność jest obłąkana, to bóg dziki, bóg szalony."
Należy, niestety nie z własnej woli, ale ze względu właśnie na ten przeklęty dar do Bractwa, Zakonu, Kultu Cienia, fanatyków, którzy nawiązują kontakt z Ciemnością w poszukiwaniu wiecznego życia, a robią to poprzez okrutne rytuały i śmiertelne ofiary, najlepiej z dzieci.
"Ciemność była głodna i nigdy nie odrzucała tego, co jej podsuwano. Ci, których złożono w ofierze Ciemności, zostali pożarci w mgnieniu oka."
Dla nich bardzo ważne jest posiadanie nośnika, przekaźnika i jest nim właśnie Juan.
"Ciemność pokazuje nam, jak zwyciężyć śmierć. Pokazuje, jak skontaktować się ze starymi bogami [...] Musisz przywoływać dla nas."
I Juan nie ma wyjścia.
"...spojrzał na swoje dłonie: już nie należały do niego. Już były czarne, jakby zanurzył je w błotnistym stawie. Całkiem czarne, aż po nadgarstki. Ich kształt też się zmieniał. Powoli i bezboleśnie rosły mu palce, z początku wyglądały, jakby zaatakował je nagle reumatyzm, i jednocześnie paznokcie robiły się długie i mocne, zakrzywione, złote sztylety. To był jego znak medium, fizyczna przemiana, która go wyróżniała i była jego klątwą. Bóg o złotych paznokciach."
Już samo to by wystarczyło, ale... niedaleko pada jabłko od jabłoni.
I na tym zakończę skrócik.
Znajdziemy w tej historii bóstwa, demony, potwory, rytuały i ich ofiary, liturgie seksualne, dramaty rodzinne, dzieci obciążone przerażającym dziedzctwem.
Nadprzyrodzony terror i horror. Transcendencja, teozofia i klimaty gotyckich powieści i sekt. Tajemnice przechowywane w starych londyńskich teczkach i archiwach. Okrucieństwo, sadyzm, egoizm, ale też miłość i oddanie.
Klimat jest powolny, sączy się jak smoła, ale jest mistrzowski, przesycony grozą, ale nie tak od razu, a co fajne: groza na początku jest tu traktowana jak coś zwykłego i naturalnego, co jest efektem wręcz odwrotnym do zamierzonego - nie zwracać na nią uwagi?
Jasne.
Świetne opisy, które przedstawione są w stonowany sposób i przez to jeszcze bardziej przerażające, przez tą właśnie beznamiętność. Niespieszne tempo akcji.
Tematyka troszkę kojarzyła mi się z przerewelacyjną dla mnie powieścią Dana Simmonsa Trupia otucha oraz przerewelacyjny Dom z liści Danielewskiego
I przepraszam, ale cała ta opowieść aż błaga o lepszą okładkę!!!
MOJA OCENA: 8/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***