"I tak dzień za dniem Materia stopniowo powierzała umysł morzu. Aż przyszła taka chwila, kiedy była gotowa pożegnać się z nim na zawsze."
Bardzo dziwna narracja, chaotyczna, choć w sumie potrafiąca przekazać dramat, jaki rozgrywał się w tej rodzinie. Jednak ledwie przebrnęłam, mimo swoistego przyciągania. Styl bardziej poetycki.
Wymagająca lektura.
MOJA OCENA: 5/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Nieme zdjęcia
Żadne z nich już nie żyje.
Oto zdjęcie miasta, w którym mieszkali. New Waterford.
Jest jasna, księżycowa noc. Wyobraź sobie, że patrzysz w dół z kościelnej wieży, że dostrzegasz wyraźnie rozgraniczone strefy światła i cienia, dokładnie takie same jak na tym zdjęciu.
Górnicze miasteczko na urwistym klifie sterczącym nad wąskimi, kamienistymi plażami, gdzie srebrzyste morze faluje i faluje, nieustannie pieszcząc księżyc. Niewiele drzew, rzadka trawa.
Wąski skrawek ołowianego nieba, a na jego tle sylwetka żelaznej wieży z linami i wspornikami pochylającymi się do ziemi pod kątem czterdziestu pięciu stopni. To kopalnia. A to szyny kolejowe.
Są bardzo krótkie.
Biegną od podnóża olbrzymiej hałdy błyszczącego węgla, opadają coraz niżej i niżej, by wreszcie zniknąć w łukowatej gardzieli tunelu. A tam, za górniczymi szybami i za hałdami węgla, rząd za rzędem, za rzędem rząd, widać strome dachy domów zbudowanych przez towarzystwo węglowe. Pracownicze domy. Pracownicze miasto.
Teraz spójrz na ulicę, przy której mieszkali. Ulica Wodna.
Kamienista, pokryta sprasowanym pyłem droga prowadząca na skraj miasta, gdzie na pochyłym zboczu skarpy rozciąga się cmentarz z widokiem na ocean. Te ciche westchnienia to tylko morze.
A tak wyglądał wtedy ich dom. Drewniany szkielet, białe ściany, kryta weranda. Duży w porównaniu z górniczymi domami. W pokoju od frontu stoi pianino. Z tyłu jest kuchnia, w której umarła mama.
To zdjęcie zrobiono w dniu jej śmierci. Czyściła duchówkę i miała wylew. To znaczy, tak powiedział lekarz.
Twarzy oczywiście nie widać, ponieważ głowa tkwi w duchówce, widać za to, że
pończochy ma zrolowane do pracy i - czego czarno - białe zdjęcie dobrze nie oddaje - że jest ubrana w czarną sukienkę, ponieważ była wtedy w żałobie po Katarzynie i po Ambrożym. Na fotografii tego nie wypatrzysz, ale słabo mówiła po angielsku. To Mercedes ją znalazła. Z
głową w piecu, z nogami na podłodze, wyglądała jak czarownica z bajki o Jasiu i Małgosi.
Co chciała tego dnia ugotować? Kiedy umarła, zepsuły się wszystkie jaja w komórce - musiały się zepsuć, ponieważ na całej ulicy paskudnie cuchnęło siarką.
Tak więc na tym zdjęciu widzisz dom przy ulicy Wodnej sto dziewięćdziesiąt jeden w mieście New Waterford na wyspie Cape Breton, w najdalej na wschód wysuniętej prowincji Nowa Szkocja w Kanadzie. A na tym mamę w dniu jej śmierci dwudziestego trzeciego czerwca tysiąc dziewięćset dziewiętnastego roku.
To jest zdjęcie taty. Tu jeszcze żyje, po prostu śpi.
Widzisz ten fotel? To jego jasnozielona berżera. Tato ma warkoczyki. Nie jest to żaden etniczny zwyczaj. Takich zwyczajów przestrzegali tylko krewni ze strony mamy.
Warkoczyki zaplotła mu Lilia, kiedy spał.
Zdjęć Ambrożego nie ma, bo nie było czasu, żeby je zrobić. Na tej fotografii widać tylko jego kołyskę. Jest jeszcze ciepła.
Tamta Lilia przebywa w otchłani. Żyła jeden dzień, umarła, zanim zdążyliśmy ją ochrzcić, i powędrowała prosto do otchłani wraz z innymi nie ochrzczonymi dziećmi i dobrymi poganami. Oni nie cierpią, po prostu unoszą się tam nieważcy i niczego nieświadomi. Wiadomo, że od czasu do czasu w otchłani bywa Jezus, który wybiera jakiegoś szczególnie dobrego poganina, by unieść go ze sobą do nieba.
Możliwe, że i ją uniesie. W przeciwnym razie… Dlatego zdjęcie Tamtej Lilii jest czarno - białe.
Spokojnie. Ambrożego ochrzciliśmy.
A to jest zdjęcie Mercedes. Jej opalowy różaniec był wprost bezcenny. Różaniec z opali: niesamowite, co? Nigdy się z nim nie rozstawała,
przypinała go sobie do wewnętrznej strony stanika, nad sercem. Po trosze dla boskiej ochrony, po trosze dla wygody, żeby mieć pod ręką odpowiednie narzędzie, dzięki któremu mogła szybko odmówić dziesięć zdrowasiek, ilekroć nawiedzał ją duch, co zdarzało się nader często. Niemniej jednak zawsze twierdziła, że jeśli odczujesz potrzebę modlitwy, a nie masz przy sobie różańca, możesz do tego celu wykorzystywać inne, zupełnie dowolne przedmioty.
Na przykład kamyczki albo okruszki chleba. Franciszka spytała ją kiedyś, czy nadają się do tego niedopałki papierosów. Okazało się, że tak, jeśli tylko masz czyste serce.
A mysie kupki? A piegi na nosie? A kropki na zdjęciu Harry’ego Houdiniego w gazecie?
Dość, Franciszko. Tak czy inaczej, to jest Mercedes ze swoim opałowym różańcem.
Przytyka palec do ust. Mówi: „Ciiii…”
A to jest Franciszka. Nie, zaczekaj, jeszcze jej tu nie ma.
To nie zdjęcie, to film. Nakręcono go w nocy, za domem.
Płynie tam strumień, wąski, czarny i lśniący. Na drugim brzegu jest ogród. Słyszysz? To woda tak szemrze. Szepcze jak dziewczyna zdradzająca sekret przyjaciółce w języku bardzo podobnym do naszego. Cicha noc, spokojna i bezchmurna. Żeby było uczciwie, powiem ci tylko, że pewnego razu w tym strumieniu ukazał się sąsiadowi obraz rozczłonkowanych zwłok syna, a gdy wrócił do domu, powiedziano mu, że jego syn zginął w zawale w kopalni numer dwanaście.
Ale tego wieczoru powierzchnia strumienia jest taka, jaką stworzyła ją natura. Dziwne to, lecz zupełnie możliwe, że nagle pęka, że z wody wynurza się żywa, przemoczona i drżąca dziewczynka, która na nas patrzy. Na nas albo na kogoś stojącego tuż za nami. To Franciszka. Co tam robi w środku nocy? Co tak obejmuje swymi chudymi, patykowatymi ramionami? Co tuli do piersi? Czarne zawiniątko. Patrz.
Czyżby się przed chwilą poruszyło? Co ty wyprawiasz, Franciszko?
Ale nawet gdyby zechciała nam odpowiedzieć, nic byśmy nie usłyszeli, ponieważ film jest niemy.
Wszystkie zdjęcia Katarzyny zostały zniszczone.
Wszystkie oprócz jednego. A to schowano.
Katarzyna miała tak piękny głos, że Bóg zapragnął, by śpiewała dla Niego w anielskim
chórze. Dlatego ją zabrał (...)
***
Poruszająca kombinacja dramatu, melodramatu, tragedii, komedii, snów, marzeń, przeszłości i teraźniejszości
Gdy Materia ucieka z domu ze stroicielem fortepianów Jakubem Piperem, jej rodzice są nieprzejednani. Młodzi małżonkowie zostają wyklęci. Jakub nie daje jednak za wygraną i za wszelką cenę stara się zapewnić rodzinie godziwy byt. Największą miłością otacza najstarszą córkę Katarzynę, obdarzoną wyjątkową urodą i talentem wokalnym. Wyjazd dziewczyny do Nowego Jorku, gdzie będzie się uczyć śpiewu, spowoduje lawinę przerażających wydarzeń, które całkowicie odmienią oblicze rodziny…