"Co jakiś czas pojawia się książka przypominająca nam o magicznych zaklęciach, które mogą rzucać na nas opowiedziane w niej historie - oszałamiać, bawić i uczyć. Oto Księga tysiąca i jednej nocy naszych czasów - napisana z rozmachem epopeja fantastyczna, która wciągnie Was od pierwszej strony..."
Prawdziwa uczta wyobraźni dla miłośników baśni. Magiczny klimat opowieści, którym przesiąkamy od razu.
Kilka opowieści. Różni narratorzy, bohaterowie tej książki.
Dziewczynka, która z powodu dziwnych i tajemniczych tatuaży wokół jej oczu mieszka sama w ogrodach sułtana. Młody książę jest jedyną osobą, która odważa się z nią porozmawiać. Opowiada mu ona historie, które są narysowane na jej skórze.
Książę Leander ucieka z zamku w poszukiwaniu przygód. Gdy jest już w drodze, zabija gęś, ponieważ jest bardzo głodny i zostaje zaczepiony przez czarownicę, która oskarża go o zamordowanie jej córki, która okazała się być ową gęsią. Próbując odkupić swą starszną zbrodnię, musi wysłuchiwać opowieści o życiu czarownicy, poszukiwaniu skóry bestii i odkrywa prawdę o historii swojej własnej rodziny.
W mroźnym mroźnym kraju, w wolnym czasie, Sigrid Netweaver opowiada dziewczynie o imieniu Snow, historię: kiedy była młoda, dołączyła do grupy mnichów wracających do świątyni...
Troszkę nietypowy sposób prowadzenia narracji nie wszystkim może przypaść do gustu.
Polecam.
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Preludium
Pewnego razu żyła sobie dziewczynka, której twarz przypominała księżycową poświatę srebrzącą cyprysy i pióra ptaków. Była dziwnym dzieckiem, tajemniczym. W zimowe noce siadywała samotnie w wielkim pałacowym ogrodzie, kładąc ręce na śniegu i patrząc, jak topi się pod wpływem jej ciepła. Nosiła koronę z liści czosnku i glicynii; piła ze srebrnych fontann wyłożonych lapis-lazuli; jadła zimne gruszki pod baldachimem sosen w deszczowe popołudnia.
Na powiekach i wokół oczu miała dziwne i cudowne znamię, barwy głębokiej czerni z odcieniem indygo, jak tusz nalany do porcelanowych filiżanek. Nadawało jej to tajemniczy wygląd milkliwej sowy, która siedzi w krokwiach z kości słoniowej, albo szopa pijącego z wartkiej rzeki. Gdy dorosła, nigdy nie musiała przyciemniać powiek proszkiem antymonowym.
Z powodu tego znaku wzbudzała lęk i od najwcześniejszych dni skazana była na samotne wędrówki po ogrodzie wokół pałacu o wielu wieżach. Rodzice patrzyli na nią z niepokojem i zgrozą, zastanawiając się, czy skaza ta źle świadczy o ich cnocie. Inni wielmoże głęboko wierzyli, że dziewczynka jest demonem, zesłanym w celu zniszczenia olśniewającego dworu. Dzieci, które często krążyły po ogrodzie niczym stado dzikich gęsi, trzymały się od niej z daleka, żeby nie rzuciła na nie klątwy swoimi strasznymi mocami. Sułtan nie mógł rozstrzygnąć – jeśli była demonem, czyż pozbywanie się jej jak skoszonej trawy nie obrazi jej piekielnych krewnych? W końcu wszyscy uznali, że najlepiej będzie, by pozostała cicha i daleka, wtedy nikt nie będzie musiał zastanawiać się nad tym dylematem.
I tak było przez wiele lat. Trzynaście letnich pór roku rozkwitło i zwiędło jak bujne pomarańczowe róże.
***
Pewnego dnia do dziewczynki podszedł, aczkolwiek niezbyt blisko, chłopiec płochliwy niczym jelonek, gotów pierzchnąć w cienie. Jego twarz przypominała zimowe słońce, był szczupły jak nadrzeczna trzcina. Stanął przed dziewczynką, która miała na sobie obszarpaną jedwabną sukienkę i wyświechtany płaszcz, niegdyś biały, i dotknął jej powiek słodko pachnącym palcem. Ona, ku swemu zaskoczeniu, zniosła to lekkie dotknięcie, była bowiem samotna i zawsze pełna smutku.
– Naprawdę jesteś duchem? Bardzo złym duchem? Dlaczego masz takie ciemne oczy jak jezioro przed świtem? – Śliczny chłopiec przekrzywił głowę niczym ibis pośrodku strumienia.
Dziewczynka nie odpowiedziała.
– Nie boję się ciebie! – Chłopiec stał dzielnie w miejscu, lecz głos mu się załamał. Wierzby kołysały się na zachodnim wietrze. Gdy dziewczynka przemówiła, jej głos przypominał cichy szmer cykad na zasnutych mgłą wzgórzach.
– Dlaczego?
– Jestem bardzo odważny. Pewnego dnia zostanę wielkim generałem i będę nosić szkarłatny płaszcz.
Dziewczynka omal się uśmiechnęła na te słowa.
– Czy przyszedłeś poskromić wielkiego demona-dziewczynę, który straszy w ogrodzie? – szepnęła.
– O nie, ja... – Chłopiec rozłożył ręce zakłopotany.
– Nikt nie wyrzekł do mnie tylu słów, odkąd ujrzałam zimowy śnieg przez ciepłe okno obwieszone futrami. – Dziewczynka patrzyła na niego nadzwyczaj spokojnie. Nagle maleńkie światełko rozbłysło w jej mrocznych oczach i podjęła decyzję. – Mam zatem powiedzieć ci prawdę? Zdradzić ci swój sekret? Tobie jednemu spośród wszystkich dzieci, które noszą pierścienie z rubinami i pachną oliwkowym mydłem? – Jej glos stał się tak cichy, że płynął niemal bez tchnienia.
– Zapytałem, prawda? Potrafię dochować sekretów. Moja siostra mówi, że jestem w tym bardzo dobry, jak Król Złodziei w bajce dla dzieci.
Zapadła długa chwila ciszy. Chmury przysłoniły słońce. Dziewczynka zaczęła mówić bardzo cicho, niemal jakby się bała słuchać własnego głosu.
– Pewnego wieczora, gdy byłam bardzo mała, do wielkiej srebrnej bramy podeszła stara kobieta i skręcając w rękach korzenie róż, powiedziała mi, co następuje: Nie urodziłam się z tym znakiem. Siódmego dnia siódmego miesiąca mojego życia, gdy moja matka spała w śnieżnobiałym łożu, duch stanął u mojej kołyski, dotknął mojej twarzy i zostawił na niej wiele opowieści i zaklęć, jak tatuaże żeglarzy. Wiersze i pieśni są tak liczne i ściśle napisane, że wyglądają jak nieprzerwana smuga gagatu na moich powiekach. Ale są tam słowa z rzeki i bagna, z jeziora i wiatru. Razem tworzą wielką magię, a gdy wszystkie opowieści zostaną odczytywane i wysłuchane od początku do śpiewanego końca, do ostatniej sylaby, duch wróci i mnie osądzi. Gdy stara kobieta roztopiła się w nocy o granatowym obliczu, codziennie skrywałam się w gąszczu jaśminu i oleandrów, próbując odczytać, ile mogłam, w wykutym z brązu zwierciadle albo w tafli stawów ogrodu. Ale to trudne, muszę czytać w lustrzanym odbiciu i tylko jednym okiem naraz. – Urwała, a jej ostatnie słowa brzmiały nie głośniej niż szmer pająka tkającego opalowe nici. – I nikt nie słuchał.
Chłopiec wytężył wzrok. Przyjrzał się z bliska i dostrzegł kręte linie w litej czerni jej powieki, sugestię alfabetów i liter, których nie potrafił sobie wyobrazić. Im pilniej patrzył, tym więcej kształtów jakby skakało ku niemu, zdawało się go czepiać, aż dostał zawrotu głowy.
Oblizał usta. Oboje teraz szeptali, jak konspiratorzy i złodzieje. Inne dzieci odeszły i stali samotnie pod warkoczami witek sękatej wierzby.
– Powiesz mi? Opowiedz mi jedną historię ze swoich powiek. Proszę. Tylko jedną. – Bał się, że dziewczynka ofuknie go i czmychnie jak pies, który często jest bity. Ale tylko patrzyła na niego tymi dziwnymi, ciemnymi oczyma.
– Jesteś dla mnie miły, gdy nikogo innego nie ma w pobliżu. A moje opowieści są wszystkim, co mogę ci dać w podzięce. Musimy jednak przejść z otwartego ogrodu do mojej kryjówki, bo nie chcę, żeby wiedział o tym ktoś inny. Z pewnością ty zostałbyś ukarany, mnie zabraliby lusterko i nóż, a jest to wszystko, co posiadam. Zamknęliby mnie pod kluczem, żeby demon nie spustoszył ich pięknego domu.
I tak odeszli chyłkiem od żółknącej wierzby, klucząc wśród niezliczonych rzędów róż. Przemknęli pod łukiem kwiatów kasztanowca i nagle zamknęła się wokół nich altanka białych płatków, których zapach muskał ich niczym dłonie. Czerwone gałęzie utkały coś w rodzaju niskiego daszka, a na miękkiej, zasłanej liśćmi ziemi było dość miejsca, żeby oboje mogli usiąść.
– Opowiem ci pierwszą historię, którą zdołałam odczytać, ze zmarszczki na lewej powiece.
Chłopiec siedział w bezruchu, wytężając słuch jak zając o jedwabistych uszach, przycupnięty głęboko w lesie.
– Kiedyś daleko stąd żył sobie niespokojny książę, któremu ani bogactwa ojca, ani piękno pałacowych kobiet, ani uciechy sali biesiadnej nie sprawiały radości. Zwał się Leander, po płowym lwie, który hasa po stepach niczym groźny wiatr. Pewnej nocy wyruszył z porośniętych winoroślą murów wielkiego zamku jak jastrząb na łowy, by znaleźć spokój i ukoić smutki gryzące go w piersi...
***
Ukrywająca się w ogrodzie samotna dziewczynka opowiada historie zaciekawionemu księciu: nadzwyczajne wyczyny i niesłychane losy splatają się na gobelinie tkanym jej słowami. Każda z opowieści wytatuowanych na jej powiekach stanowi element układanki, którą są dzieje samej narratorki.
Dziewczynka opowiada o wiedźmach zmieniających kształty i dzikich kobietach stepów, o królach czapli i księżniczkach bestiach, o wężowych bogach, psich mnichach i żyjących gwiazdach - każda historia jest dziwniejsza i bardziej fantastyczna niż poprzednia. Od humorzastej „syreny" do wrażliwej Bestii, nic nie jest takie, jakie się wydaje w tych bezustannie zmieniających się opowieściach - nawet, a zwłaszcza, ich narratorka. Ta cudowna liryczna powieść jest zachwycającym zbiorem niesłychanych mitów i mrocznych opowieści fantasy, które kształtują nasze sny. I właśnie wtedy, gdy myślisz, że dotarłeś do końca, uświadamiasz sobie, że przygoda dopiero się zaczęła...