Mroczny thriller sci-fi, zupełnie nieoczywisty, napisany z klasą i mega wciągający!!!
Bohaterem jest Isserley, pozaziemska istota, wysłana na Ziemię przez bogatą pozaziemską korporację, aby wyłapywać nieostrożnych autostopowiczów. Narkotyzuje ich i dostarcza swoim pobratymcom, którzy okaleczają i preparują swoje ofiary tak, aby mogły zostać zamienione w mięso, ponieważ ludzkie mięso (zwane "voddissin") jest bardzo drogim przysmakiem w tym obcym, jałowym, innym świecie.
Przybiera ona postać bardzo atrakcyjnej młodej kobiety i rozpoczynają się łowy...
MOJA OCENA: 9/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
1
Isserley zawsze za pierwszym razem mijała autostopowicza, by zyskać na czasie i dobrze mu się przyjrzeć. Szukała potężnych muskułów: pociągającej góry mięsa na dwóch nogach. Nie interesowały jej osobniki wątłe i kościste.
Wbrew pozorom na pierwszy rzut oka było jednak trudno odróżnić mięśniaka od chuchra. Wydawałoby się, że samotnego autostopowicza na odludnej szosie nie można nie zauważyć, niby majaczącego w oddali pomnika albo silosa zbożowego, i że nadjeżdżając z daleka, da się go spokojnie oszacować, rozebrać w myślach i otaksować z dużym wyprzedzeniem. Ale Isserley już dawno przekonała się, że to nieprawda.
Sama jazda po drogach Gór Kaledońskich była zadaniem wymagającym od niej koncentracji – bowiem zawsze działo się tu więcej niż na pocztówkach z tych stron. Nawet w opalizującej ciszy zimowego świtu, choć nad polami po obu stronach szosy wisiały jeszcze mgły, nie można było się łudzić, że trasa A9 pozostanie pusta przez dłuższy czas. Tu i ówdzie asfalt zalegały futrzaste trupki niezidentyfikowanych leśnych stworzeń. Każdego ranka pojawiały się nowe, a wszystkie upamiętniały te zamrożone w czasie chwile, kiedy jakiejś żywej istocie szosa pomyliła się z jej naturalnym środowiskiem.
Również Isserley często wypuszczała się w trasę w tej porze przedhistorycznej ciszy i spokoju, gdy jej samochód można było wziąć za pierwszy automobil na ziemi. Miała wtedy wrażenie, że wylądowała w świecie, który został stworzony tak niedawno, że góry wciąż jeszcze będą się tu wypiętrzały, a lesiste doliny zaleje, być może, ocean.
Mimo to, zwykle już po zaledwie kilku minutach, kiedy wyjeżdżała swoim autkiem na opustoszałą, lekko parującą drogę, pojawiał się za nią sznur zdążających na południe pojazdów. W dodatku samochody te nie pozwalały, by dyktowała im tempo niby owca-przewodniczka, prowadząca stado wąską ścieżką; jeśli więc nie przyspieszyłaby w takiej sytuacji, musiałaby zjechać na pobocze i dać się wyprzedzić trąbiącym na nią przeraźliwie kierowcom.
Na dobitkę trasa A9 była główną arterią, więc trzeba było uważać na wszystkie łączące się z nią żyłki drugorzędnych dróg. Tylko kilka skrzyżowań miało dobre oznakowanie, jakby za sprawą doboru naturalnego – pozostałe kryły się za drzewami. Nie należało lekceważyć tych skrzyżowań, chociaż na wszystkich miała pierwszeństwo przejazdu – bo na każdym z nich mogła kryć się mechaniczna pułapka w postaci niecierpliwie terkoczącego ciągnika, który – gdyby nagle zajechał jej drogę – sam nie ucierpiałby zbytnio wskutek nieuwagi, ona natomiast skończyłaby gdzieś w rowie.
Najbardziej rozpraszały ją jednak powaby okolicy. Lśniąca deszczówka na poboczu, stadko mew latających za siewnikiem po gliniastym polu, błysk deszczu za dwoma albo trzema wzgórzami, a nawet samotny ostrygojad na niebie mógł sprawić, że zapominała niemal, po co wyjeżdża w trasę. Miała tak jechać, oglądając wschód słońca i odległe farmy, których zabudowania zaczynały się właśnie złocić, aż do czasu, gdy gdzieś, znacznie bliżej, jakiś cienisty kształt zmieniał się nagle z gałęzi albo kupy śmieci w mięsistego dwunoga z wyciągniętą ręką.
I wtedy wracała jej pamięć, choć czasem dopiero wtedy, kiedy go mijała, ocierając się niemal o palce autostopowicza, które mogłaby zmiażdżyć, gdyby były choć o kilka centymetrów dłuższe.
Gwałtowne hamowanie nie wchodziło w rachubę. Nie, Isserley spokojnie trzymała stopę na pedale gazu i nie wyłamywała się z kolumny samochodów. Usiłowała tylko zarejestrować w pamięci wizerunek autostopowicza jak fotografię, kiedy śmigała obok pośród innych aut.
Czasami, gdy jadąc dalej, analizowała w myślach zapamiętany obraz, rozpoznawała w rzekomym autostopowiczu osobnika płci żeńskiej. Ale nie interesowała się samicami, a w każdym razie nie w ten sposób. Niech je podwożą inni kierowcy.
Jeżeli autostopowicz był płci męskiej, zazwyczaj starała się przyjrzeć mu ponownie, chyba że już na pierwszy rzut oka okazywał się cherlakiem. Uznawszy jednak, że zrobił na niej odpowiednie wrażenie, zawracała, gdy tylko mogła bezpiecznie wykonać ów manewr – oczywiście poza zasięgiem jego wzroku, nie chciała bowiem, aby domyślił się, że jest nim zainteresowana. Potem, jadąc przeciwnym pasem drogi na tyle wolno, na ile pozwalał jej ruch na szosie, taksowała samca wzrokiem po raz wtóry.
Bardzo rzadko, ale jednak zdarzało się, że nie mogła potem odnaleźć „swojego” autostopowicza, co oznaczało, że jakiś mniej ostrożny albo mniej wybredny kierowca zatrzymał się i zabrał go, kiedy zawracała. Mrużyła wtedy oczy, wpatrując się w punkt, gdzie, jak się jej wydawało, stał przedtem samiec, widziała jednak tylko pusty skraj wysypanego żwirem pobocza. Jej wzrok przesuwał się następnie z szosy na pola albo w zarośla, sądziła bowiem, że mógł się w nich ukryć, aby oddać mocz. (Autostopowicze często tak robili). Wydawało się jej niepojęte, jak mógł zniknąć tak szybko. Miał dobre – a nawet doskonałe, wręcz idealne ciało – dlaczego zatem zmarnowała okazję? Dlaczego nie zabrała go od razu?
Czasami było jej trudno pogodzić się z porażką i wtedy po prostu jechała dalej całymi milami w nadziei, że ten, kto zabrał jej autostopowicza, wysadzi go gdzieś po drodze. Krowy popatrywały na nią głupkowato, kiedy pędziła szosą w mgiełce spalin zmarnowanej benzyny.
Zazwyczaj jednak autostopowicz stał dokładnie tam, gdzie minęła go za pierwszym razem, czasem tylko nie trzymał już ręki tak wysoko jak wcześniej, a jego ubranie (szczególnie jeśli zaczynał padać deszcz) było bardziej łaciate. Nadjeżdżając z przeciwnej strony, mogła przez moment przyjrzeć się jego pośladkom albo udom, lub też zobaczyć, czy ma dobrze umięśnione ramiona. Umiała ponadto dostrzec w jego postawie coś, co zdradzało pyszałkowatą pewność siebie dorodnego samca.
Przejeżdżając obok, patrzyła wprost na niego, aby zweryfikować swoje pierwsze wrażenie i upewnić się ostatecznie, że nie wyolbrzymia jego sylwetki siłą wyobraźni.
Jeśli faktycznie wydawał się odpowiedni, zatrzymywała samochód i zapraszała autostopowicza do środka.
Robiła to od lat. Niemal codziennie wyjeżdżała swoją sfatygowaną czerwoną toyotą corollą na trasę A9 i krążyła po szosie. Nawet kiedy miała za sobą serię udanych zbliżeń i jej samoocena była chwilowo wysoka, martwiła się, że autostopowicz, którego właśnie zabrała, może okazać się z perspektywy czasu ostatnim naprawdę dorodnym samcem: że może w przyszłości żaden mu nie dorówna.
Prawdę mówiąc, wyzwanie, które podejmowała, dostarczało jej dreszczyku uzależniającej jak narkotyk emocji. Bywało, że tuż obok niej siedziało w samochodzie wspaniałe zwierzę, głęboko przekonane, że jadą do niej do domu, ona zaś potrafiła w takich sytuacjach myśleć już o następnym trofeum. Nawet kiedy podziwiała autostopowicza, przyglądając się elipsom jego muskularnych ramion albo rozpychającej jego koszulkę klatce piersiowej, i rozkoszowała się myślą, jak wspaniale będzie się prezentował nago, kątem oka śledziła skraj szosy na wypadek, gdyby usiłował zatrzymać ją samiec rokujący jeszcze większe nadzieje.
Dzisiejszy dzień nie zaczął się pomyślnie.
Początek klasycznego dreszczowca - atrakcyjna Isserley przemierza szkockie szosy w poszukiwaniu mężczyzn-autostopowiczów, których usypia i wywozi na odludną farmę. Z pewnością porywaczka, seryjna morderczyni, może sadystka? Faber sprytnie dozuje napięcie, stopniowo odsłaniając tożsamości Isserley. Zaczynamy się orientować, że nie jest ona ze Szkocji ani nawet z Europy, a w ręku mamy książkę zupełnie innego gatunku! Pod skórą to przewrotny portret dziwacznej, egzotycznej i pięknej planety Ziemia. Niepowtarzalna okazja spojrzenia na świat naiwnymi, zdziwionymi oczami - okazuje się, że wtedy widać więcej i ostrzej.
EKRANIZACJA
/KLIKNIJ ZDJĘCIA/
TRAILER