W chacie wikliniarzy przyszła na świat dziewczynka (...)Tymczasem z ciemności za płotem obserwowały ich czarne, puste jak dwie studnie oczy. Potworzyca wiedziała, co oznacza ognisko na progu chaty. Pragnęła ślicznego, różowego ludzkiego dziecka dla siebie i czuła, że tu je znajdzie. Ogień przerażał i bronił wstępu, ale wiedziała, że nie będzie płonął zawsze. Postanowiła poczekać.
Cudowna baśniowa i na wskroś polska magiczna opowieść o braterskiej miłości, pokonującej wszelkie zło, potwory i niebezpieczeństwa.
Ukoronowaniem klimatu są piękne kolorowe i czarno - białe ilustracje.
Jedyna wada - za krótka!
POLECAM!
MOJA OCENA: 9/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Trudno się nie uśmiechać, kiedy rozpiera cię dziecięca radość, ale wszyscy oczekują, że zachowasz się dorośle i z godnością.
Rodzice zaprosili na ucztę całą wioskę, żeby świętować postrzyżyny syna, czyli jego wejście w dorosłość. Chłopak stał pośród kręgu rodziny i sąsiadów, ubrany w bielutką koszulę i spodnie, uszyte przez matkę specjalnie na ten dzień. Wiedział, że zebrani patrzą tylko na niego i że w jego życiu dokonuje się właśnie coś ważnego, jednak z trudem powstrzymywał radość, która usilnie próbowała wyrwać się z jego serca na zewnątrz. Im bardziej się starał, tym gorzej mu szło.
Darzbor, ojciec chłopca, chwycił w jedną dłoń kosmyk jasnych włosów syna, drugą uniósł nożyce.
– O, wielkie rodzanice! – rozpoczął modlitwę do boginek przeznaczenia. – Dziękujemy wam za los, jaki wyznaczyłyście temu chłopcu, oraz za opiekę, jaką go do tej pory otaczałyście. Dziś to dziecko staje się mężczyzną. A że miły jest całej naszej gromadzie, tedy imię jego będzie brzmieć Bratmił. Oby jego życie było długie i szczęśliwe!
To mówiąc, ściął włosy syna i wrzucił je w rozpalony na podwórzu święty ogień. Ludzie krzyknęli radośnie:
– Niech nam żyje Bratmił!
Wtedy już chłopiec nie mógł się nie uśmiechnąć. Rozpierające go duma i szczęście wydostały się na świat szczerym, krótkim śmiechem.
Opanował się zaraz, ale nie potrafił zachować kamiennej twarzy. Wiódł wzrokiem po zebranych, a ojciec wciąż obcinał mu włosy, rzucając w ognisko. Między jednym a drugim cięciem Bratmił zadarł lekko głowę, zerkając w górę, na twarz rodzica i zobaczył, że on też uśmiecha się pod wąsem.
Naprzeciwko stały kobiety, a tuż przy drzwiach drewnianej chaty – matka, ocierając łzy wzruszenia rąbkiem zapaski. Jej brzuch był duży i okrągły, bo już niedługo na świat miał przyjść pierwszy brat lub siostra Bratmiła. W większości rodzin dzieci rodziły się dość szybko po sobie, tymczasem Darzbor i Rena, nie wiedzieć czemu, długo czekali na drugiego potomka.
Chaberka, opiekunka doliny, stała z tajemniczym wyrazem twarzy, opierając się o ścianę chaty.
To był najpiękniejszy dzień w życiu Bratmiła. Wreszcie stał się mężczyzną (...)
***
Oto wzruszająca historia siedmioletniego Bratmiła. Pewnej letniej nocy samotnie wyrusza na poszukiwanie swojej siostrzyczki, małej Paprotki. W lesie spotka istoty ze słowiańskich baśni i legend, które pomogą mu odnaleźć nie tylko ją, ale przede wszystkim siebie.
Marta Krajewska z wdziękiem porusza trudny temat rywalizacji między rodzeństwem. Zaprasza dzieci i ich rodziców na wyprawę do spowitego słowiańską magią świata. Z wyprawy wasze pociechy wrócą odmienione i bardziej kochające.