Klimatyczny i dobrze napisany zbiór opowiadań fantasy i nie tylko. Czytałam z przyjemnością:) Dla miłośników tematyki i antologii - prawdziwa gratka;)
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Moje miasto
Uciekam.
Znowu.
Biegnę, ratując swe życie.
Uciekam przed koszmarami mojego dzieciństwa, horrorami z moich snów, przed tym co rodzi się we mnie, a czego nie rozumiem i czego tak bardzo się obawiam. Przed tym kim jestem i kim się nieubłaganie staję.
Uciekam również przed tym mężczyzną w ciemnym samochodzie, którego uważne spojrzenie dotknęło mnie, gdy szedłem sobie spokojnie Świętym Marcinem. Stał on tuż przy zamku, lecz gdy tylko mnie ujrzał, zapalił silnik i ruszył z miejsca. Nauczony doświadczeniem, nie czekałem ani chwili dłużej i natychmiast rzuciłem się do ucieczki.
Zimny grudniowy wiatr owiewa mą spoconą twarz, podczas gdy ja wciąż biegnę i nie ustaję. Zamek już dawno pozostawiłem za sobą. Próbuję zmylić mojego prześladowcę. Skręcam w kolejną uliczkę. Kątem oka dostrzegam jej nazwę: Gajowa. Czyli ogrodzenie z mojej lewej strony to stare zoo. Jestem już zmęczony, ale nie przerywam biegu, usiłując dotrzeć do miejsca, gdzie, jak sądzę, będę już bezpieczny. A przynajmniej bardziej pewien siebie. Choć chyba źle to ująłem. Przecież będę musiał zmierzyć się tam z moim własnym ja, a to nigdy nie jest ani bezpieczne, ani pewne…
Mijam kolejne skrzyżowania – z Wawrzyniaka, z Polną i kątem oka dostrzegam to samo, ciemne auto poruszające się równoległą drogą do tej, którą biegnę. Najwyraźniej nie mogę go zgubić. W jakiś sposób jest on teraz ze mną związany. Ta dziwaczna więź musiała pewnie powstać wtedy, gdy dojrzał mnie przed zamkiem, gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Gdziekolwiek teraz skręcam, jakikolwiek znany mi skrót wybieram, on jest ciągle tuż za mną. Kręcę się wkoło, usiłując go zgubić. Nie tracę jednak nadziei. To nie jest przecież pierwszy raz, gdy muszę uciekać. Ciężko oddycham. Słyszę bicie mojego serca. Zmęczenie dopędza mnie. Wiem jednak, że się nie poddam. Będę biec dopóty, dopóki nie dotrę do mojej kryjówki, do tego bezpiecznego miejsca, gdzie będę mógł się skutecznie bronić. W przerwie, pomiędzy dwoma budynkami, uderza nagle we mnie silny powiew wiatru, niosący ze sobą ciężki, zbity śnieg. Wytrąca to mnie na moment z równowagi. Prawie upadam. „Taka śnieżyca w Poznaniu?” – myślę sobie, utrzymując równowagę. – „To takie nienaturalne”. Biegnąc dalej, nerwowo wycieram dłonią twarz. Mokry śnieg miesza się z potem spływającym mi z czoła. Nie czuję jednak zupełnie jego chłodu.
W tej chwili muszę się jednak nagle zatrzymać. Ciemne auto z piskiem opon wjeżdża na ulicę, którą biegnę. Jest tuż przede mną. W oknie samochodu widzę twarz bez wyrazu, należącą do mężczyzny w czarnym garniturze, którego dostrzegłem wcześniej, czekającego na mnie przed zamkiem. A może to on mnie wtedy pierwszy dostrzegł? Wszystko jedno. Skręcam i wpadam do bramy czteropiętrowego, starego budynku. Samochód za mną zatrzymuje się. Dochodzi mnie dźwięk zatrzaskiwanych energicznie drzwi.
Po chwili słyszę też jakby uderzenie, a następnie wołanie:
– Zatrzymaj się. Musimy porozmawiać!
Nie słucham.
Nie wierzę mu.
Nauczyłem się nie ufać nikomu i pewnie dlatego wciąż jeszcze żyję. Na dowód moich obaw, tuż za mną rozlegają się wystrzały z broni palnej. Pistolet wypala raz, dwa, trzy razy i przestaje. Dźwięk jest ogłuszający w zamkniętym pomieszczeniu korytarza. Zdążyłem znowu skręcić i wbiec na schody. Nie jestem ranny. Próbuję uspokoić galopujące z emocji i wysiłku serce, jednak nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek. Buty mężczyzny zaczęły uderzać o schody. Jest on tuż za mną. Nie mam wyjścia. Nie cierpię tego, ale muszę teraz to zrobić. Odwracam się i wyciągam przed siebie obie dłonie. Rozlega się szczególny dźwięk, po którym nastaje cisza. W mych uszach wciąż brzmi delikatny gwizd, jakby w pobliżu wybuchł ogłuszający granat. Odwracam się i znowu biegnę. Nadal nic nie słyszę. Nie wiem czy to dlatego, że nikt już mnie nie goni, czy też dlatego, że wciąż jeszcze jestem ogłuszony.
Gdy dobiegam na najwyższe piętro, widzę drabinę prowadzącą na dach. Nie zastanawiam się ani chwili. Ze szczytu budynku rozpościera się widok na miasto. Widzę ogród botaniczny, jakiś cmentarz. Ten obiekt po prawej to chyba szpital. Rozpoznaję miejsce, w którym się znajduję. Dobrze. Oznacza to, że jestem już blisko. Blisko mego schronienia. Czuję, jak powracają mi siły. Rozglądam się dookoła. Tak, w oddali dostrzegam mój dom. Nie dalej niż dwa, trzy kilometry stąd. Zimny wiatr wieje silnie, jakby próbując zepchnąć mnie ze szczytu tego bloku. Schylam się i przykładam dłonie do pokrywy technicznego wejścia. Rozchodzi się zapach stopionego metalu, plastiku. Deski wybuchają ogniem. Gaszę je szybko. Przecież chcę tylko zamknąć to przejście, a nie je zniszczyć. Wstaję. Kolejny podmuch wiatru rzuca na mnie ciężką warstwę śniegu. Nie wiem, czy to czyni mój prześladowca, czy też po prostu zaczęła się zwyczajna śnieżna zamieć.
Kucam, aby nie zwiało mnie na dół. Łzy pojawiają się w mych oczach. Pewnie to z powodu wichru. Przecież wieje tak mocno.
„Dlaczego znowu muszę przez to przechodzić?” – myślę z wyrzutem. – „Dlaczego w ogóle przeżyłem za pierwszym razem? Dlaczego musiałem potem obudzić to, co próbowałem w sobie tak mocno ukryć?” I doskonale znam odpowiedź na to pytanie. To wszystko stało się ze względu na moją matkę, która wiele lat temu uratowała moje życie, przenosząc nas tutaj i przebywając ze mną w tym bezpiecznym miejscu, w tym mieście, o którym już myślę jak o swoim, aż do czasu, kiedy mogłem ją wreszcie odesłać do jej ojczyzny. W zasadzie nie mogłem, a musiałem. Mam przed oczami jej wyniszczone ciało, głębokie rany jakie przyjęła, broniąc mego życia. Aby przeżyć, musiała wrócić do siebie i to wrócić w określonym czasie. Łzy płyną mi po policzkach na to wspomnienie.
Z zamyślenia wyrywa mnie głośny hałas. Ktoś próbował wysadzić w powietrze klapę prowadzącą na dach. Wytrzymała. Wiem, że nie na długo. Wygląda na to, że nieznany mężczyzna cały czas mnie goni. Wstaję, rozkładam ręce i rzucam się ze szczytu budynku. Śnieg pieści mą twarz, gdy spadam poprzez zamieć na brukowaną ulicę w dole. Tuż przed zetknięciem się z jej powierzchnią zmieniam postawę i ląduję miękko na ugiętych nogach. Obok mnie stoi puste w tej chwili ciemne auto z pracującym nadal silnikiem. Kopię w nie i samochód zamienia się w kupę złomu na sąsiedniej ścianie.
Pojawia się płomień.
Nie czekam.
Biegnę dalej (...)
***
W labiryncie magii i strachu na pewno nie czeka na Ciebie nuda. Stopniowo, z każdą stroną zbioru opowiadań ,,Granica” powoli wsiąkniesz w świat autentycznych postaci, wyznaczonego losu i ludzi szarpanych równie ludzkimi emocjami. Jak w dobrej potrawie każdy może znaleźć tu coś dla siebie, poczynając od Akademii Magii, przez wehikuły czasu, a kończąc na smokach wiernym ludziom pomimo swej odmienności. Najlepszą cechą tego zbioru jest zdecydowanie lekkość z jaką autor porusza trudne tematy. Umiejętnie owija je bowiem w baśniowy i z lekka oderwany od naszej rzeczywistości styl. Takie podejście do ludzkich, codziennych dramatów czyni bohaterów poszczególnych opowiadań jeszcze bardziej autentycznymi i odrębnymi jednostkami, choć nie pozbawionymi wad, ale i zalet.
Autor nie ogranicza się bowiem jedynie do delikatnych baśni, lecz serwuje nam również literaturę pełną napięcia i grozy, w której główny bohater stara się uciec przed wyznaczonym mu z góry przeznaczeniem. Motyw ustalonego z góry losu przewija się przez kilka opowiadań ,,Granicy’’. Relacje między bohaterami poszczególnych opowiadań są autentyczne. Zawiązują się także w naturalny sposób, a każda z postaci stworzona w zbiorze opowiadań ,,Granica’’ ma swój charakter, przeszłość i motyw działania.
Ten zbiór opowiadań jest jednak bardziej złożony. Są w nim dość lekkie opowiadania jak „Smok”, przyjazne dla młodszych fanów gatunku, jak i dużo bardziej zawiłe, jak „Moje miasto”, w którym główny bohater mierzy się tak ze swoją przeszłością, jak i z zaakceptowaniem swej odmienności.
"Granica" jest mikropowieścią o poszukiwaniu prawdy i zderzeniu z małością tych, którzy wydają się wielcy w naszych oczach. Autor nie ogranicza się jedynie do delikatnych baśni, lecz także serwuje nam
literaturę pełną napięcia i grozy, w której główny bohater stara się uciec przed wyznaczonym mu z góry przeznaczeniem. Motyw ustalonego z góry losu przewija się przez kilka opowiadań opowieści „Granicy”. Człowiek uwięziony między własną osobowością i pragnieniami, a przeznaczeniem, które wyznaczy jego przyszłe ścieżki staje się postacią tragiczną w opowiadaniach zbioru „Granica”.
Opowiadania często przypominają baśnie, w których zawarte są stare i proste prawdy o życiu i świecie.