Nie chodzi o to, żeby przeczekać burzę, tylko o to, żeby nauczyć się tańczyć w deszczu.
Nie mam pojęcia, dlaczego taka niska ocena ogólna... świetna narracja, forma, która bardzo przypadła mi do gustu, książka taka "prawdziwa" - czyta się jednym tchem, bardzo, bardzo szybko, bo jest bardzo bardzo ciekawie napisana!
W śnieżny lutowy poranek ciało dwudziestotrzyletniej dziennikarki Alice Salmon zostaje znalezione nad brzegiem rzeki na południu od Londynu. Nagła, szokująca śmierć tej ukochanej i uwielbianej przez wszystkich dziewczyny staje się sensacją medialną, a ci, którzy ją znali, starają się zrozumieć, co stało się z tą inteligentną i bystrą Alice.
Czy to było samobójstwo?
Tragiczny wypadek?
Lub ... morderstwo?
W tej błyskotliwej powieści o miłości, obsesji i zemście profesor Jeremy Coke, antropolog, przed emeryturą, stara się rozwikłać tajemnicę śmierci Alice, swojej byłej studentce i odkrywa szokującą prawdę na temat jej ostatnich dni...
Po jej śmierci rozpoczyna ostateczny projekt - pisze książkę, dokumentującą życie Alice: zbiera w niej skrawki pamiętników Alice, listów, postów na Facebooku, tweetów i wiadomości tekstowych. Zbiera artykuły o niej i na jej temat; on odsłuchuje stare wiadomości głosowe; przeprowadza wywiady z przyjaciółmi, rodziną i chłopakami.
Krok po kroku z jego książki wyłania się prawdziwa Alicja - skomplikowana i wrażliwa młoda kobieta, wraz z labiryntem kłamstw i tajemnic, które rzucają podejrzenia na wszystkich w jej kręgu - w tym samego Jeremy'ego.
Kolejna pozycja, obok której nie należy przechodzić obojętnie, jeśli jest się spragnionym dobrej literatury!
Polecam!
MOJA OCENA: 9/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
PROLOG
Artykuł w magazynie Rady Sztuki „Słowo Znaczące”
2001 rok
Czymże jest imię? Takie pytanie zadaliśmy nastolatkom w tegorocznym Konkursie Młodych Talentów na tekst liczący dziewięćset słów. Oto zwycięska praca autorstwa piętnastoletniej Alice Salmon.
Na imię mi Alice.
Tu mogłabym skończyć pisać. Wiem, co chciałam przez to powiedzieć. Jestem sobą: Alice Salmon[1]. Wysoka, wygląd przeciętny, duże stopy i długie włosy, które zaczynają się puszyć już na samą wzmiankę o wodzie, często się martwi. Wielka fanka muzyki, prawdziwy mól książkowy, uwielbia przebywać na łonie natury, choć paraliżuje ją widok najmniejszego nawet pająka.
Zazwyczaj ludzie mówią do mnie Alice, choć czasem jestem też Al, Aly, Lissa (tak dla jasności: nie znoszę tego ostatniego zdrobnienia). Kiedy byłam dzieckiem, miałam miliardy przezwisk, takich jak Ali Baba i Ala-lala, oraz moje ulubione − zwłaszcza kiedy używał go ojciec − As.
Wujek mówi do mnie Celia, co jest anagramem imienia Alice, choć słowo „anagram” myli mi się z „anachronizmem”. „Tym właśnie jestem” – mówi tata, jeśli ktokolwiek napomknie o anachronizmie, choć słowu „tata” bliżej do palindromu. Dowiedziałam się tego wczoraj.
Lubię wiedzieć takie rzeczy, chociaż moja najlepsza przyjaciółka Megan dogryza mi, mówiąc, że połknęłam słownik. Nie żebym lubiła się popisywać swoim słownictwem, ale gdy chce się studiować filologię, to po prostu trzeba. Jeśli będę miała odpowiednie oceny, chciałabym wyjechać do Exeter albo Liverpoolu, wszystko jedno gdzie, byle dalej od Corby. Podejrzewam jednak, że wszędzie są ludzie, którzy chcą się wyrwać ze swoich miast. Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać, kiedy się wyprowadzę, moja mama bez przerwy wtyka nos w nie swoje sprawy. Twierdzi, że to z troski, ale to nie w porządku, że muszę cierpieć z powodu jej paranoi. Oczywiście dopisałam to ostatnie zdanie, jak już przeczytała mój tekst. Nigdy się o nim nie dowie, bo przecież i tak nie wygram.
Czymże jest moje imię? Może muzyką, którą lubię (już jakieś czterysta razy odtworzyłam dziś Dancing in the Moonlight), albo programami w telewizji, które często oglądam (macie do czynienia z największą fanką Jeziora marzeń na świecie), moimi przyjaciółmi albo moim dziennikiem? Może to te wszystkie drobiazgi, które mam w pamięci, czyli właściwie niewiele, bo moja pamięć jest naprawdę kiepska.
Może to moja rodzina? Mama, tata i brat, który kiedyś nazywał mnie Małpencją, Myszą czy Malicją, jakby to było bardzo zabawne. A może będą to moje dzieci... Nie żebym chciała je mieć − nie, dziękuję bardzo za wszystkie te obrzydlistwa, rzygi i kupy. Nie mam nawet chłopaka, choć jeśli czyta to pan DiCaprio, to piątkowy wieczór mam wolny…
Mama twierdzi, że jeszcze zmienię zdanie w kwestii dzieci, ale to samo mówiła o szparagach, a jakoś się do nich nie przekonałam.
Może to rzeczy, które planuję zrobić w przyszłości? Na przykład podróżowanie po świecie. Albo najlepszy z moich dotychczasowych uczynków, czyli jednodniowy wolontariat w ośrodku dla głuchych (widzicie aureolę nad moją głową?). A może to, co dotąd zrobiłam najgorszego (nigdy, przenigdy nikomu się do tego nie przyznam!)?
Mogłabym wam opowiedzieć o najwspanialszym dniu w moim życiu. Trudny wybór. Może był to dzień, w którym poszłyśmy z Meg na koncert Enriquego Iglesiasa albo kiedy spotkałam J.K. Rowling, albo kiedy dziadkowie zorganizowali piknik niespodziankę z okazji moich urodzin. Problem w tym, że jeszcze nie skończyłam żyć i jutro może przydarzyć się coś wspanialszego, więc chyba lepiej mówić o najwspanialszym dniu „do tej pory”, prawda?
Czasem można wytłumaczyć, czym coś jest, udając, że się o tym wcale nie mówi (właśnie sprawdziłam w Google – to paralipsa), więc może definiują mnie rzeczy, które mogłabym robić zamiast pisania tekstu na konkurs, na przykład praca domowa z matematyki albo spacer z moim psem, Panem Hau.
Kiedyś żałowałam, że więcej znanych osób nie ma na imię Alice. Nie takich megaznanych, tylko umiarkowanie popularnych, bo w przeciwnym razie, gdyby ktoś wymówił moje imię, wszyscy myśleliby właśnie o nich – jak przy Britney albo Cherie. Jest Alice Cooper, ale to mężczyzna i w dodatku wcale się tak nie nazywa. Jest też Alicja w Krainie Czarów, którą często przy mnie cytowano − na przykład, że jestem ciekawiejsza, coraz ciekawiejsza. Moim ulubionym fragmentem – nawet jeśli nigdy do końca go nie rozumiałam – jest jednak ten, w którym Alicja nie może się wytłumaczyć, bo nie jest sobą.
Podejrzewam, że jestem też tym, co tu wypisuję, choć to pewnie same bzdury. Poprosiłam mamę, żeby to przeczytała – i sprawdziła, czy nie zrobiłam jakichś byków – i powiedziała, że świetnie się spisałam, nawet jeśli w pierwszych i ostatnich zdaniach brzmię trochę jak alkoholiczka (ale to tylko jej interpretacja).
Mama stwierdziła, że jest kilka fragmentów, nad którymi powinnam się jeszcze trochę zastanowić, ale nie ma sensu oddawać tekstu, w którym są kłamstwa, choć zgodziłam się wyrzucić skróty z SMS-ów i przekleństwa, a było ich sporo w pierwszej wersji (ta jest siódma!). Stosuję też zbyt wiele nawiasów i wykrzykników, ale one zostają, inaczej (powtarzam) to nie byłabym ja.
„Czasem przeraża mnie, jakie jesteśmy do siebie podobne” – oznajmiła mama, gdy skończyła czytać. Cóż, nie ona jedna tak myśli. Są takie dni – choć mama stara się to ukryć – kiedy snuje się z kąta w kąt, jakby świat miał się niedługo skończyć. (Tak, to zdanie też dopisałam później – to dopiero autocenzura!)
Tata uważa, że kiedy byłam dzieckiem, ktoś musiał upuścić mnie na głowę, bo ja i on nie mamy właściwie nic wspólnego, choć oboje uwielbiamy salmon en croûte i inne dania z łososia, co właściwie czyni z nas kanibali.
Nazywam się Alice Salmon. Cztery krótkie słowa z moich dziewięciuset. Jestem kimś więcej – ponad dwieście razy więcej – niż te cztery słowa. Nawet jeśli nie teraz, to na pewno kiedyś będę.
Kończę pisać, wstaję i zadaję sobie pytanie, kim jestem. Często to robię. Patrzę w lustro. Uspokajam się, przerażam, lubię siebie, nienawidzę.
Nazywam się Alice Salmon (...)
***
Elektryzujący thriller dla fanów "Zaginionej dziewczyny" i "Dziewczyny z pociągu".
Zwykła dziewczyna, dwadzieścia pięć lat. Trochę zbyt wrażliwa, może nawet ze skłonnościami do autodestrukcji. Otoczona przyjaciółmi i zawsze w kręgu zainteresowania mężczyzn. Pewnie dlatego po każdej imprezie wracała późno do domu.
Po ostatniej nie wróciła. Jej ciało wyłowiono z rzeki.
Uczelniany profesor Jeremy Cooke układa strzępki życia Alice Salmon w szokującą historię miłości, obsesji i oszczerstw.
Studentka. Dziennikarka. Córka.
Kim jeszcze była? Czas pokaże. Prawda jest zawsze pod powierzchnią.