Czyjaś córka David Bell
Ale dzwonek znowu się odezwał. Dwa razy. Natarczywie, jak gdyby komuś bardzo zależało, by zwrócić ich uwagę."
Takim napięciem zaczyna się się ta historia.
Czy to napięcie utrzymuje się do samego końca?
Nie.
Thriller z potencjałem, który wypalił się tak szybko, jak pół zapałki.
Minusy?
Są.
I to wiele.
Plusy?
Są.
Największym jest tempo akcji, które i tak jest spowolnione przez dłużyzny i nudnawe, ciągnące się jak flaki z olejem retrospekcje głównych bohaterów. Jednakże, pomimo tego, jest ciekawość na tyle duża, aby dobrnąć do końca i przekonać się, o co tu biega.
A o co biega?
Skrócik.
Michael i jego żona, Angela, spędzają spokojną noc w domu, kiedy jego była żona, Eryka, pojawia się nagle i zdesperowana błaga o pomoc: zaginęła jej 9-letnia córka - Felicity.
Na pytanie Michaela, co on ma z tym wspólnego, Eryka oznajmia mu, że to jest jego córka.
Po przyjrzeniu się zdjęciu dziewczynki ma wrażenie, że rzeczywiście przypomina ona jego siostrę, która zmarła, kiedy byli dziećmi. Nie wiedząc, czy była żona mówi prawdę, mimo wszystko postanawia pomóc.
Dlaczego jego była żona nigdy nie powiedziała mu, że jest w ciąży, nawet po rozwodzie?
Dlaczego milczała o istnieniu dziewczynki?
Co się stało w dniu zaginięcia dziecka?
Wychodząc ze swoją byłą żoną, w celu znalezienia (być może swojej) córki, nie spodziewa się, że to nie będzie takie proste...
Zakończenie /dla mnie/ mega spalone, zupełnie nie warte tego całego napięcia, jakie jest lekko odczuwalne, podczas lektury. Powody, jakie zdeterminowały tą całą sytuację, są naprawdę śmieszne /dla mnie./
Wielu osobom będzie się podobać ta historia, tym bardziej, że narracja daje radę i jest parę dobrych momentów. Ja nie jestem zachwycona, ale czytałam dużo gorsze powieści.
MOJA OCENA: 5/10