"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Pierwsza noc pod gołym niebem Agata Mańczyk

"- Wiesz, im dłużej z tobą rozmawiam, tym lepiej rozumiem twoich rodziców. Jak się ma w domu takie dziecko, pozostaje tylko milczeć w nadziei, że nic nie sprowokuje go do namolnego wybebeszania tematu, aż do pozbawienia jakiejkolwiek treści!"

Typowa młodzieżowa przygodówka o gigancie, młodzieńczym buncie, przyjaźni i rodzącym się uczuciu, o którym żadne z zainteresowanych jeszcze nie wie:) Bardzo dobre dialogi - jest ich mnóstwo, jak mnóstwo jest akcji, wydarzeń i działań :)

Polecam, ale chyba raczej młodzieży;)


MOJA OCENA: 6/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


Ostatnia łachudra w tweedowych spodniach

Dziewczyna miała kasztanowe włosy spięte na karku. Całkiem nieźle komponowały się z zieloną kurtką. Prawie tak dobrze jak jej granatowe oczy i cienki sznurek agatów na szyi. Bazyl pokiwał z zadowoleniem głową. Ma dziewczyna wyczucie koloru. Nie można się przyczepić. Bawełniana zielona koszula zapięta prawie pod samą szyję i dżinsowa spódnica tuż za kolano, lekkie, bardzo drogie sandały i najnowszy model komórki, która bezgłośnie podskakiwała na stoliku obok kubka z kawą, próbując zwrócić na siebie uwagę. Trzeba uważać. Panienka nie była taka naiwna, na jaką wyglądała. W ostateczności skroi telefon i pojedzie na Hel jak panisko – w pierwszej klasie. Dobrze przynajmniej, że nie nosiła okularów. Z okularnicą byłoby trudniej. Jak taka spojrzy na człowieka zza tych swoich szkieł, to aż ciarki przechodzą po kręgosłupie. Jak tu zbajerować dziewczynę o podwójnie nieufnym spojrzeniu? Oczywiście znalazłby sposób i na taką, ale musiałaby być naprawdę ładna i mieć niebieskie oczy. Takie błękitne spojrzenie działało na niego błyskawicznie. Ta ruda też była niezła, ale nie miał teraz czasu na głupoty. Potrzebował kasy. Pociąg odjeżdżał dokładnie za cztery godziny i piętnaście minut. No, do roboty, zanim panienka dopije mrożoną kawę i zwinie się, nie obrzucając go nawet jednym przypadkowym spojrzeniem. Już on się postara, żeby go zauważyła. To będzie krótka, burzliwa i pełna korzyści znajomość.
Co za dziwak. Stoi pod ścianą i wydaje mu się, że jest bardzo sprytny, bo obserwuje ją zza gazety, którą trzyma do góry nogami. Czerwone włosy, żółte spodnie, zielony podkoszulek i niebieskie tenisówki. Jeśli to miał być kamuflaż, nie wróży mu długiej kariery szpiegowskiej. Spojrzała zniecierpliwiona na zegarek. Pociąg do Krakowa odjeżdża dopiero za cztery godziny. Komórka znowu nerwowo podskoczyła na stoliku. Niech dzwonią. Teraz już trochę za późno na rozmowę.
– Wolne – stwierdził bez zdziwienia i zanim zdążyła zaprotestować, usiadł na krześle.
Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy tak naprawdę są pomarańczowo-niebiesko-czerwone. Właściwie powinna obrzucić go zdumionym spojrzeniem, prychnąć pogardliwie i odejść z dumnie uniesioną głową. Mama byłaby z niej wtedy zadowolona. Na szczęście mama nie ma już nic do powiedzenia. Spojrzała na niego i nagle się uśmiechnęła.
– Widzę, że trochę się nudzisz – zaczął zaskoczony. Spodziewał się oburzonej miny, dąsów i natychmiastowej ewakuacji, która ułatwiłaby mu bezszelestne umieszczenie jej komórki w głębokiej, bezpiecznej kieszeni spodni. Uśmiechała się, jakby to mogło komuś przynieść coś dobrego.
– Bywało gorzej – powiedziała i pociągnęła ze słomki zimną kawę. Tak, to była prawdziwa młoda hrabianka. Tylko one trzymają słomkę w ustach w taki sposób, jakby do końca nie wierzyły, że tam naprawdę jest. Uśmiechała się do niego z plastikową rurką między zębami, nie zdając sobie sprawy, jak uroczo wygląda. Bazyl dobrze znał takie dziewczyny. To znaczy, może nie osobiście, ale widział je wiele razy w modnych kawiarniach. Taka nawet się nie przejmie, że człowiekowi strzaska serce, byleby przy tym nie złamać sobie paznokcia.
No, ale w końcu jedyne, co go interesuje, to jej komórka i może jeszcze ten śliczny, czerwony portfel z cielęcej skóry. Biedactwo, trzyma otwarty plecak na sąsiednim krześle. To takie nierozsądne i ujmujące zarazem. Cóż, świat jest pełen złych ludzi, moja mała. Ciesz się, że nie trafiłaś gorzej.
– Dokąd jedziesz? – spytała przyjaźnie.
Niedobrze, powinna być choć trochę spłoszona, to by mu ułatwiło robotę.
– Nie masz zbyt dużo bagażu. – Sprytnie uniknął odpowiedzi. Oparł się niedbale o wolne krzesło. Jeszcze pięć centymetrów i smakowicie wypchany portfel zmieni właściciela.
– Uciekłam z domu – powiedziała spokojnie.
Bazyl wyprostował się nagle i spojrzał na nią uważnie. Dziewczyna go nabiera albo jest podstawionym tajniakiem z wydziału do spraw nieletnich. Zaraz wpadnie kilku policjantów, a za godzinę będzie jadł kolację ze swoją obrażoną na cały świat matką i jej problemami.
– Zgrywasz się. – Nie jest taki głupi, nie da się nabrać takiej laluni. Wyciągnął paczkę papierosów. – Zapalę – stwierdził bez zbędnego skrępowania.
– Czy ty nigdy nie zadajesz pytań? – Zamrugała oczami, żeby nie pokazać, jak bardzo ją śmieszy ten dziwny chłopak.
– A ty nie palisz. – Uśmiechnął się, szukając zapalniczki.
– Dym mi przeszkadza.
No i ptaszek trafił do klatki, jeszcze sam zamknął za sobą kłódkę. Cwana gapa, co? Wystrojona pannica z grubą kasą próbuje szpanować. Wyjął papierosa z ust i wsunął go za ucho, jak to zawsze robił James Dean. No, to teraz sobie pogadamy, moja mała.
– Masz pewnie jakieś imię – stwierdził, odchylając się na metalowym krześle.
– Nie słyszałam, żebyś ty się przedstawił.
– Może dlatego, że tego nie zrobiłem. – Roześmiał się głośno i oparł się łokciami o stół, celując w nią długim, kościstym palcem wskazującym. – Siedzisz tu w tej markowej koszuli zapiętej na ostatni guzik. Grymasisz na dym papierosów. Trzymasz portfel wypchany kasą w otwartym plecaku w odległości czterdziestu centymetrów. Beztrosko popijasz mrożoną kawę i upierasz się, że uciekłaś z domu. – Popatrzył na nią z wyrzutem, jakby nie doceniła jego inteligencji. – Zaraz! – Czujnie podniósł głowę i przymknął lekko powieki. – To lawenda! Twoje włosy nadal pachną szamponem! – Spojrzał na nią z politowaniem. – Moja babcia zawsze powtarzała: „Nie ufaj rolnikom z czystymi paznokciami”. – Uśmiechnął się od ucha do ucha i nie tracąc czasu na zbędne pytania, pociągnął wielki łyk kawowego napoju z jej szklanki.
Mama dostałaby palpitacji serca, gdyby ją teraz zobaczyła. Jej grzeczna córeczka w dworcowym barze w towarzystwie jakiegoś obdartusa, który w najlepszym razie jest drobnym złodziejaszkiem, a w najgorszym handlarzem żywym towarem. Ojciec pogroziłby jej tym swoim długim palcem z sygnetem.
– Moja córka musi zawsze pamiętać, że jest wielką damą – powiedziała pod nosem, śmiejąc się głośno, a on spojrzał na nią uważnie i nagle zrozumiał, że mają ze sobą więcej wspólnego, niż mu się wydawało.
– A ty? Dlaczego uciekłeś? – spytała, kiedy w końcu się uspokoiła.
– Długa historia. – Wzruszył ramionami. Zamknął jej plecak, ostatecznie rezygnując z podróży w pierwszej klasie. – Zawsze trzymaj kasę w zasięgu ręki, a komórkę w kieszeni i rozepnij wreszcie ten przeklęty kołnierzyk! Ryzykuję reputację, siedząc z taką lalunią przy jednym stoliku.
– Inka. – Wyciągnęła nagle drobną, delikatną dłoń.
– Bazyl. – Kiwnął niechętnie głową i możliwie szybko uporał się z rytuałem powitania. Mlasnął zniesmaczony własną nieudolnością. Niezły z niego zawodowiec. Teraz będzie tu siedział i słuchał zwierzeń rozpieszczonej panienki, jakby nie miał dość własnych problemów.
– Moja babcia zawsze powtarzała, że z każdej sytuacji są dwa wyjścia, nie licząc okien i komina. – Zaśmiał się ponuro i spojrzał prosto w granatowe, poważne oczy.
– Nie bardzo rozumiem. – Zmarszczyła czoło, próbując doszukać się w tym sensu.
Westchnął zrezygnowany. Dobra. Ostatecznie nie miał zbyt napiętego planu dnia. Równie dobrze może posiedzieć z ładną dziewczyną w kawiarni i opowiedzieć kilka zgrabnych historyjek, jeśli tylko postawi mu kawę i kanapkę z serem.
– Wszystko zaczęło się tego dnia, kiedy zdechł pies sąsiadów.
– A co on ma z tym wspólnego? – spytała, wypijając kolejny łyk świeżej kawy ze spienionym mlekiem.
Zastanowił się przez chwilę.
– To była wyjątkowo parszywa kupa futra. Sam wiele razy miałem ochotę zamknąć mu tę wściekłą jadaczkę, ale kiedy dowiedziałem się, że jakiś nieuważny kierowca mnie wyręczył, zrobiło mi się… nieswojo.
Dziewczyna spojrzała na niego zaskoczona i dałby sobie uciąć prawą rękę, że nieźle się teraz ubawiła jego kosztem. Najchętniej zwinąłby majdan i poszedł przespać się na peron, ale zapach kawy w kubku utrudniał jasne myślenie, poza tym babcia zawsze powtarzała, że jak się już raz pociągnie za nitkę, trzeba spruć sweter do końca. Wolno wypił duży łyk gęstej kawy. Oblizał białe wąsy i pozwolił dziewczynie jeszcze chwilę pośmiać się z niego w duchu. To, być może, jedyny wesoły moment tej historii.
– Miałaś kiedyś złe przeczucie? – spytał, patrząc jej badawczo w oczy. Zanim zdążyła odpowiedzieć, uśmiechnął się z grymasem eksperta. – No widzisz. – Wzruszył bezradnie ramionami. – Ja w tamtej chwili poczułem to samo co ty, kiedy złamie ci się nagle paznokieć albo pójdzie oczko w rajstopach przy wsiadaniu do beemki największego przystojniaka w szkole. Złe przeczucie zaczyna powoli drążyć ci w mózgu dziurę, aż w końcu przewierci się na wylot i wtedy już wiesz, że nic dobrego nie spotka cię tego dnia (...)

***
Bazyl i Inka przypadkowo spotykają się w dworcowej kawiarni. Obydwoje mieli ostatnio sporo problemów, od których postanowili uciec. Niefortunne zdarzenie sprawia, że wyruszają razem w podróż.

Na pierwszy rzut oka dzieli ich przepaść. On — zbuntowany dziwak z ufarbowanymi na czerwono włosami, ona — przykładna uczennica z dobrego domu. Oboje uparci, przekonani o własnych racjach i… niebywale utalentowani w pakowaniu się w coraz to nowe kłopoty. Po prostu mieszanka wybuchowa!
„Pierwsza noc pod gołym niebem” to pełna humoru powieść drogi. Pościgi, podróże stopem, gangsterzy, nagłe zwroty akcji, a do tego tajemniczy skarb, no i miłość… Ta książka trzyma w napięciu i nie pozwala się nudzić!







Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger