Priscilla. Elvis i ja Sandra Harmon, Priscilla Beaulieu Presley
"Był częścią mojego życia przez osiemnaście lat. Kiedy się poznaliśmy, kiałam zaledwie czternaście lat. Pierwsze sześć miesięcy, które z nim spędziłam, było przepełnionych ciepłem i uczuciem. W zauroczeniu nie dostrzegałam żadnych jego wad i słabości. Miał stać się miłością mojego życia [...] Z biegiem lat został moim ojcem, mężem, niemal bogiem."
A jakoś tak o poranku, po obejrzeniu rolki na Insta z ostatniego występu Elvisa, naszła mnie refleksja, że jednak to był Człowiek Epoka.
I zachciało mi się o nim poczytać tak naprawdę.
Z racji tego, że nie trafiłam na polskie biografie warte uwagi, znalazłam sobie wspomnienia jego pięknej żony.
I se kupiłam.
I se czytłam.
I co?
I nie każdy potrafi spisywać wspomnienia z duszą na dłoni.
Ta lektura bedzie kojarzyla mi się z jednym słowem.
Irytacja.
Jednakże.
"Nie krytykuj tego, czego nie rozumiesz, synu, nigdy nie byłeś w skórze tego człowieka."
W porównaniu z przerewelacyjnie spisaną relacją Mayte, żoną Prince'a:"The most beautiful. Moje życie z Prince'em", która jest u mnie nr 1, tu całość wypada bardzo niedojrzale, słabo i sprzecznie. Miałam wrażenie, jakby ciągle pisała niedojrzała rozgorączkowana nastolatka, tylko suche fakty i relacje, okraszone wiecznym oczekiwaniem... Jesli chodzi o uczucia i głębię, nie znalazłam tam tego za wiele.
W przekazie.
Tak, oczywiście są ciepłe słowa i zapewnienia o miłości życia, ale całość jakoś o tym nie świadczy i przedstawia Elvisa w nie najlepszym świetle wampira energetycznego, niestabilnego emocjonalnie rozkapryszonego, rozchwianego i chwilami niebezpiecznego dzieciaka. Choć słowa temu przeczą, ale fakty nie.
Priscilla. Dziecko, piękna zabawka odstawiana w kąt i przywoływana w razie potrzeby na pstrykniecie palcem, na które czekała w bezdechu...
Naiwność młodości...
Dziewczynka, zafascynowana, zapatrzona marionetka, dojrzewała wraz z upadkiem króla...
Najbardziej jednak żal mi samego Elvisa, który także nie zdążył dojrzeć i był ofiarą własnego sukcesu i wszystkich "życzliwych" wokół. A przede wszystkim lekomanii. Która chyba w rezultacie go zabiła.
Tu słusznie zauważyła autorka:
"... nigdy nie poradził sobie z władzą i pieniędzmi towarzyszącymi jego sławie. W pewnym sensie stał się ofiarą ludzi, którzy zaspokajali wszystkie jego potrzeby. Padł też ofiarą swojego wizerunku [...] Nigdy nie miał szansy być człowiekiem, dorosnąć do roli dojrzałego dorosłego, doświadczyć świata poza swoim sztucznym kokonem."
AMEN.
MOJA OCENA: 5/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***