Prawdziwie, do szaleństwa. Dzienniki Alan Rickman
"Był życzliwy, ale też trudny. Niebezpieczny i komiczny. Seksowny i androginiczny. Męski, choć w osobliwy sposób. Pełen temperamentu, ale i ospały. Wybredny i prosty."
Zazwyczaj sięgam po biografię tych osób, które pamiętam z dawnych lat albo które po prostu lubiłam platonicznie. Sentyment.
W przypadku Alana Rickmana - mojego alter ego, jeśli chodzi o postać Snape'a - zawsze fascynowała mnie jego osobowość. Pamiętam, że na początku myślałam sobie: "Matulu, jaki on brzydki i ponury..." Potem już tylko myślałam, że jest ponury.
I chciałam sobie troszkę przynajmniej przez szparkę pooglądać jego życie.
I poodglądałam...
Miał swój świat, wewnętrznie hermetycznie pozamykany na zewnętrz, pomimo całkiem aktywnego życia i bycia - często wbrew sobie.
Miał jedyną kobietę przez całe życie, co było cudowne i miał specyficzne podejście do życia, co już nie było takie cudowne: jego "wrodzony optymizm" był jak szara peleryna- niewidka - prawie zawsze widział "ciemną stronę mocy":
"Jadę na Manhattan wzdłuż rzeki Hudson. Jest ciepło i słonecznie - można by powiedzieć, że to środek wiosny. Ale cieszę się, że włożyłem czapkę i szalik..."😁
Zdystansowany inteligentny obserwator.
"...uczucie zniechęcenia - po co to wszystko? Wszędzie dostrzegam napięcie: wśród znajomych i w polityce. Co się dzieje? Może to się zmieni, ale w tym momencie dręczy mnie przeczucie, ze w życiu piękne są tylko ulotne chwile, bo cała reszta wymaga siły fizycznej i dojrzałości."
Ciężka lektura, początkowo bardzo chaotyczna, jakby sam autor dopiero przyzwyczajał się do myśli prowadzenia pamiętnika.
"Wracam do zapisków w tym dzienniku - mam wrażenie, że patrzę na wykres wycieńczonego umysłu."
I chciałabym napisać, że była to opytmistyczna lektura, ale niestety jego Dzienniki zieją bezemocjonalnością (jest takie słowo), w sumie pozorną chyba, ale rzucającą się w umysł. Nawet sobie pomyślałam, że najlepiej znali go jego najbliżsi oczywiście, ale w tych swoich zapisakach, które są przecież formą pamiętnika, był całkiem sobą i ta jego osobowość była chwilami naprawdę przytłaczająca, miałam wrażenie, że jego samego też.
Co zapamiętałam? Moje wnioski?
Zmęczenie. Niewyspanie. Malkontenctwo. Obserwacje i szare bystre wnioski. Dystans do społeczeństwa, które go drażniło: "Konferencja prasowa - przyszło dwudziestu paru dziennikarzy. Najmądrzejszy z nich siedzi w milczeniu i robi notatki, a reszta idiotów zasypuje nas pytaniami."
Może to wszystko przez pewną dozę perfekcjonizmu, ale nie odniosłam wrażenia po skończonej lekturze, że Alan był optymistą i kochał życie.
"Jestem wykończony codzienną uprzejmością."
Taaa... właśnie takie miałam wrażenie 😜
Lekturka jak długa ponura dłùuuuga mżawka w Anglii...z lekkimi przebłyskami słoneczka😎
Chociaż uczciwie przyznam, że im głębiej w las, to było zdecydowanie lepiej? Może to ja się przyzwyczaiłam do jego stylu i podejścia i coraz częściej śmiałam się z jego suchych, ale trafnych, niechcący zabawnych i błyskotliwych spostrzeżeń:
"... poznałem Sharon Stone - to niezwykle atrakcyjna kobieta, ma ten błysk w oku, a do tego jest inteligentna i zabawna.
Nic dziwnego, że nie ma faceta."
😂💨
Nie wiem, komu polecam, ale z pewnością należy uzbroić się w cierpliwość i małymi kroczkami poznawać czarno-biały świat Alana R.
MOJA OCENA: 6/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***