Bardzo dobra narracja, choć z tych trudniejszych i bardzo dobrze opowiedziana historia.
Króciutkie, ale treściwe, pełne emocji.
Polecam.
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
PRZYGOTOWANIA
Magda wchodzi do gabinetu bez pukania. Joseph, lekko pochylony, z rękami założonymi do tyłu,
spaceruje tam i z powrotem między kominkiem a szezlongiem. Nie zatrzymuje się na widok żony.
Magda przecina pokój, siada przy biurku, kładzie przed sobą papier, pióro i kałamarz, po czym zabiera
się do pisania. Na koniec wyjmuje z górnej szuflady kilka banknotów i rozdziela je między trzy
koperty, które następnie pieczętuje. Listy są już w środku. Joseph nie przestaje spacerować. Oboje
wiedzą, co robić; może polegać na żonie.
Ta opuszcza pokój z listami w ręku. Na pierwszy ogień idzie kucharka; Magda wręcza jej kopertę.
– Bardzo wysoko cenimy sobie twoje usługi, ale nie jesteś nam już potrzebna.
– Madam, proszę nie działać zbyt pochopnie – prosi kucharka, robiąc dwa kroki w jej stronę. – Na
pewno są jakieś inne sposoby...
Surowa chlebodawczyni, jaką była przez te wszystkie lata, wobec Berty zawsze postępowała
sprawiedliwie. Kiedy tak długo żyło się pod jednym dachem i widziało, jak wspólne marzenia
rozpadają się na kawałki, z pewnością przydałaby się odrobina współczucia. Magda jednak patrzy na
nią pustym wzrokiem.
– Weź się w garść, Berto. Masz opuścić ten dom w ciągu pół godziny.
Z ogrodnikiem i szoferem Josepha jest łatwiej, nie tak emocjonalnie. Oni także otrzymują koperty,
w których znajdą więcej niż dosyć: powinno wystarczyć co najmniej na kilka miesięcy. To uczciwa
rekompensata, niech im wyjdzie na zdrowie.
Po wypełnieniu zadania Magda siada przy dużym stole w kuchni i wypala papierosa. Następnie
pociąga za dzwonek wiszący przy drzwiach – to sygnał dla dzieci, że mają zejść. I oto już biegną po
schodach, z Helmutem na czele. Dziewięcioletni chłopiec, tak szczupły, drobny i anemiczny, że
wygląda zaledwie na lat siedem, przebrany jest za Indianina, a konkretnie wodza indiańskiego, sądząc
po imponującym pióropuszu z bażancich piór ufarbowanych na czerwono, zielono i niebiesko. Na
krótkich spodniach ma specjalną przepaskę, w ręku trzyma tomahawk. To Karl, szofer Josepha, zrobił
mu ten strój. Helmutowi depczą po piętach trzy młodsze siostrzyczki: Holde, Hedda i Heide. Dwie
pierwsze siadają po obu stronach brata na ławie, czteroletnia Heide pakuje mu się na kolana. Siedzą
bardzo spokojnie, obserwując w milczeniu matkę. Zwykle w ciągu dnia widują głównie Bertę,
zwłaszcza w kuchni; matka – jeśli w ogóle – pojawia się tylko przy obiedzie. Wkrótce przez drzwi
wsuwa się jedenastoletnia Hilde; ona także zajmuje miejsce na ławie. Magda uśmiecha się do swoich
pięciu skarbów, ale czeka jeszcze na najstarszą. Zastanawia się, czy Helga nie zeszła już czasem na
dół i czy nie stoi w korytarzu, za drzwiami.
– Helga! Heeelga! – woła raz po raz. Bez odpowiedzi. – Możesz wejść i usiąść razem z nami –
dodaje, ale odpowiada jej cisza.
Holde chichocze.
Helmut szczypie ją w ramię.
– Cicho!
– Wiesz, gdzie jest Helga? – pyta Magda najmłodszą.
Heide kręci głową, zaciskając usta.
– No dobrze. – Magda podnosi głos. – Helga i tak na pewno nas usłyszy.
Czuje na plecach wzrok córki, więc szybko się obraca, ale dobiega ją tylko tykanie kuchennego
zegara.
– Wyruszamy w długą podróż – mówi, patrząc znowu na dzieci.
Pięć par oczu wpatruje się nieruchomo w jej usta. Żadnych okrzyków radości, nikt się nie cieszy.
Zamiast tego cała piątka obrzuca matkę sceptycznymi spojrzeniami.
– Tata też jedzie? – pyta po chwili Helmut.
Magda przytakuje.
– Tak, to rodzinny wyjazd.
– Do domu wujka Adolfa w górach, jak zawsze? – chce wiedzieć Holde. Lubi wujka Adolfa, tego
naburmuszonego starszego pana z dużego domu, gdzie w kuchni zawsze można dostać ciasteczka.
– Może będziemy przejeżdżać koło domu wujka Adolfa, ale tym razem wybieramy się o wiele
dalej.
– A dokąd? – Helmut nie spuszcza z matki nieco podejrzliwego wzroku.
– To będzie przygoda. – Magda wyraźnie nie wie, jak im to najlepiej wytłumaczyć. – Jedziemy
w nieznane, jak ci biali osadnicy, którzy wyruszyli na Dziki Zachód.
– Ale ja nie jestem białym osadnikiem – przerywa matce oburzony Helmut – tylko wodzem
czerwonoskórych, a to są moje squaw! I skoro ty jesteś białym osadnikiem, to nas pozabijasz.
– Indianie nie umierają, udają się tylko do Krainy Wiecznych Łowów – zapewnia Magda syna.
Odpowiedź zdaje się go satysfakcjonować.
– Mamy spakować dużo rzeczy? Będą tam konie? Będziemy na nich jeździć? – ożywia się nagle
Heide.
– Niczego nie musicie pakować. Niewiele możemy zabrać. Każde z was weźmie tylko jedną
zabawkę. Dziś wieczorem porządnie się wykąpiecie i włożycie czyste koszule. Trzeba się dobrze
wyspać i dlatego dostaniecie do łóżek po kubku ciepłego mleka z miodem.
– Och! – Zachwycona Heide klaszcze w ręce. – Zupełnie jakbyśmy byli chorzy!
– Tak, masz rację. A jutro pojedziemy do Berlina. Zatrzymamy się na kilka dni w bunkrze wujka
Adolfa, po czym ruszymy dalej.
– A Rosjanie? – Helmut podnosi swój tomahawk, mocno ściskając go w garści. – Myślałem, że
jesteśmy otoczeni.
– Rosjanie? – Magda uśmiecha się, wzruszając ramionami. – Nasze wojska już ich odepchnęły.
– To dlatego tata jest w domu? Bo wygraliśmy wojnę?
– Tak, kochanie, bo wygraliśmy wojnę.
– To nieprawda.
W drzwiach stoi Helga. Nikt nie słyszał, jak wchodzi, ani nie zauważył, że słucha.
– Przegraliśmy wojnę! – krzyczy. – A wujek Adolf nie żyje.
Magda zerka z ukosa na córkę, ale zanim zdąży jej odpowiedzieć, rozlega się głos Josepha:
– Wygraliśmy wojnę, pobiliśmy wroga, a Führer żyje i ma się dobrze.
Sylwetkę Josepha widać w półcieniu, za plecami Helgi. Robi jeszcze krok i opierając ręce na
ramionach córki, obraca ją twarzą do siebie. Potem podnosi dłoń, jakby chciał wymierzyć jej policzek.
Dziewczynka się cofa, unika wzroku ojca.
– Żebym więcej nie słyszał z twoich ust takich kłamstw! Czy to jasne? – Głos mu drży, podobnie
jak zawieszona w powietrzu dłoń.
Helga nie podnosi wzroku, ale kątem oka widzi uniesioną rękę. Ojciec nigdy dotąd jej nie uderzył,
nigdy nawet się nie zamierzył.
– Co chcesz z nami zrobić? – pyta szeptem.
– Jedziemy na spotkanie z przygodą! – krzyczy Heide.
– No właśnie. Słuchaj młodszej siostry. – Joseph opuszcza rękę, ale zaraz podnosi ją znowu, aby
łagodnie pogładzić córkę po policzku. Potem odwraca się i wolno idzie po schodach na górę (...)
***
Poznajcie kobietę, która choć chciała pozostać nietknięta, miała siedmioro dzieci. Poznajcie kobietę rozpuszczoną i zepsutą przez swoją matkę, która uznała, że szkoła jej niczego nie nauczy i ma pracować w fabryce. Poznajcie kobietę, której najstarsza córka pisze, że nie obchodzi jej, co mówi matka. Matka nie zawsze ma rację. Wszystkie trzy kobiety to jedna osoba. Magda Goebbels. Kobieta, która bardziej niż ktokolwiek uosabia nazistowską żonę.
Autorka w posłowiu wyjaśnia, że w książce opisała własną wizję wydarzeń, a starała się skupić przede wszystkim na głębi psychologicznej postaci. Stworzyła obraz trójpokoleniowej destrukcyjnej miłości pomiędzy matką i córką. Matka Magdy marząc o lepszym życiu dla dziewczyny, nie potrafiła jej dać ciepła i miłości. Z kolei najstarsza dwunastoletnia córka tytułowej bohaterki, Helga, opisuje w swoim pamiętniku jak wygląda rzeczywistość z perspektywy bunkra, w którym przyszło jej spędzić ostatnie dni życia i widząc otaczającą rzeczywistość przeczuwa nadchodzące niebezpieczeństwo, choć matka woli utrzymywać ją w fikcji, karmiąc historiami o potędze Führera.
W tej odważnej powieści biograficznej o Magdzie, żonie Josepha Goebbelsa, ministra propagandy
w rządzie Adolfa Hitlera, Meike Ziervogel próbuje wyjaśnić, jaka kobieta jest w stanie zamordować własne dzieci. Nie jest to próba wytłumaczenia tego czynu, bo jego bezwzględność nie znajduje usprawiedliwienia. Autorka nie odmawia człowieczeństwa swojej bohaterce, pokazuje natomiast drogę, która doprowadziła ją do tego dramatu, jej zwichrowaną psychikę, okaleczone relacje z matką i dziećmi, fanatyzm w stosunku do III Rzeszy i Hitlera, a w końcu skrajność sytuacji, z której nie potrafiła znaleźć innego wyjścia.
ZGARNIJ EBOOKA Z