Ściana sekretów - Tana French
Czytamy całą serię - PO KOLEI!
MOJA OCENA: 8/10
Jest taka piosenka, którą bez przerwy nadają w radiu, ale Holly ciągle wyłapuje tylko jej pojedyncze urywki. Czy pamiętasz, och, pamiętasz, kiedy byliśmy…, śpiewa z przejęciem czysty głos dziewczyny; lekki i szybki rytm każe ci się unieść na palcach i przyspiesza ci tętno, by za nim nadążyło, a po chwili milknie. Holly ciągle wypytuje resztę dziewczyn: „Co to jest?”, zawsze jednak słyszy za mało, żeby wyjaśnić, o jaki utwór jej chodzi. Piosenka brzmi gdzieś w tle, kiedy rozmawiają o czymś ważnym albo muszą biec do autobusu; zanim zapanuje spokój, śpiew znika, zostaje tylko cisza albo łomot Rihanny czy Nicki Minaj.
Tym razem piosenka dobiega z samochodu, kabrioletu, w którym opuszczono dach, by złowić cały słoneczny blask nagłej eksplozji lata, po której jutro może nie być śladu. Sączy się przez żywopłot na plac zabaw w parku, gdzie jedzą topniejące lody, trzymając je z dala od szkolnych zakupów. Holly – siedząca na huśtawce, z odchyloną głową i przymrużonymi oczami, oglądająca przez rzęsy słoneczne wahadło na niebie – prostuje się i nasłuchuje.
– To ta piosenka – mówi. – Co to…
Ale w tym momencie Julia upuszcza gałkę lodów na jej włosy, zrywa się z karuzeli z okrzykiem: „Kurwa!”, bierze od Bekki chusteczkę i pożycza od Seleny butelkę wody, żeby zmyć jej z włosów lepką maź, cały czas zrzędząc (przede wszystkim po to, by Becca się rumieniła, mówi szelmowskie spojrzenie skierowane do Holly), że wygląda, jakbywłaśnie obciągnęła komuś, kto słabo celuje – a tymczasem samochód odjeżdża.
Holly kończy lody i zawisa na łańcuchach huśtawki głową w dół, prawie muskając włosami ziemię i oglądając świat do góry nogami i pod kątem. Julia na wznak wyciąga się na karuzeli, którą powoli obraca, odpychając się stopami; karuzela skrzypi miarowo i kojąco. Obok Julii leży na brzuchu Selena, leniwie grzebie w torbie z zakupami i pozwalaJules kręcić się w kółko. Becca, przepleciona przez drabinki, liże lody koniuszkiem języka, sprawdzając, na jak długo wystarczą. Zza żywopłotu docierają uliczne hałasy i okrzyki chłopaków, które w słońcu i z oddali brzmią łagodniej.– Zostało dwanaście dni – mówi Becca i patrzy, czy reszta się z tego cieszy.Julia unosi w toaście rożek z lodami; Selena trąca go zeszytem do matematyki.
Holly cały czas pamięta o stojącej obok ramy huśtawki dużej papierowej torbie, która sprawia jej przyjemność, nawet gdy o niej nie myśli. Ma ochotę zanurzyć w niej twarz i ręce, opuszkami palców i nosem poczuć tę lśniącą nowość: błyszczący segregator z równiutkimi rogami, komplet ołówków tak ostrych, że można się nimi ukłuć do krwi,zestaw przyborów geometrycznych, w których wszystkie kreseczki podziałek są wyraźne i nietknięte. I inne rzeczy na ten rok: przewiązane wstążkami puszyste żółte ręczniki; zamknięta w gładkiej folii poszewka na kołdrę w szerokie żółte i białe pasy.
Pip-pip-pip-piij, odzywa się głośno jakiś ptaszek. Powietrze jest rozgrzane do białości i wypala wszystko do samego środka. Selena, która unosi głowę, jest tylko burzą włosów i rozchylonymi w uśmiechu ustami.– Torby z siatki! – woła nagle Julia w stronę rozpalonego nieba.– Hm? – zwraca się Selena do rozłożonego w dłoni wachlarza pędzelków.– Na liście wyposażenia. „Dwie torby z siatki do pralni”. Gdzie takie coś się kupuje? I co się z tym robi? Chyba nigdy nawet nie widziałam torby z siatki.– Trzymasz w tym swoje rzeczy do prania – wyjaśnia Becca. Ona i Selena mieszkają w internacie od początku, odkąd skończyły dwanaście lat. – Żeby nie trafiły do ciebie obrzydliwe cudze majtki.– Mama kupiła mi taką torbę w zeszłym tygodniu – mówi Holly, siadając na huśtawce. – Mogę ją zapytać gdzie. – Przy tych słowach czuje zapach prania unoszący się z suszarki w domu, widzi, jak składają razem z mamą prześcieradło, a w tle huczy Vivaldi.
Nie wiadomo, dlaczego przez krótką i straszną chwilę myśl o internacie gniecie ją w środku jak próżnia, która wsysa klatkę piersiową. Holly chce zawołać mamę i tatę, rzucić się im w ramiona i błagać, żeby pozwolili jej na zawsze zostać w domu.– Hol – mówi łagodnie Selena i uśmiecha się, mijając ją na karuzeli. –Będzie super.– No – odpowiada Holly. Becca przygląda się jej, zaciskając palce na szczeblu drabinki, i natychmiast jeży się z niepokoju. – Wiem.
Chwila mija. Zostawia po sobie wyczuwalny ślad, jak drobiny piasku we wciąganym do płuc powietrzu: jeszcze jest czas zmienić zdanie, byle szybko, zanim będzie za późno, uciekać, uciekać do domu i schować głęboko głowę. Pip-pip-piij, odzywa się kpiąco niewidzialny ptaszek.– Zaklepuję łóżko pod oknem – mówi Selena.– M-m… nie – sprzeciwia się Julia. – Nie możesz zaklepać, bo ja i Hol nawet nie wiemy, jak wyglądają pokoje. Trzeba zaczekać, aż będziemy w internacie.Selena śmieje się z niej, a karuzela obraca się wolno w nierównym cieniu rzucanym przez liście.– Przecież wiadomo, jak wygląda okno. Zaklepujesz czy nie?– Zdecyduję się, jak już tam wejdziemy. Masz coś do tego?Becca wciąż przygląda się Holly spod ściągniętych brwi, w roztargnieniu skubiąc rożek z lodami.– Zamawiam łóżko najdalej od Julii – oświadcza Holly. Uczennice trzeciej klasy dostają czteroosobowe pokoje: będą mieszkać razem w czwórkę. – Chrapie jak tonący bawół.– Odwal się, wcale nie. Śpię cichutko jak księżniczka elfów.– Czasem tak – zgadza się Becca i czerwieni się, zaskoczona własną śmiałością. – Kiedy ostatni raz u ciebie nocowałam, czułam, jak cały pokój wibruje.Julia pokazuje jej środkowy palec, a Selena parska śmiechem. Holly uśmiecha się do niej i już się nie może doczekać następnej niedzieli.Pip-pip-piij, mówi jeszcze raz ptaszek, mniej wyraźnie i bardziej sennie. A potem milknie.