Głodny świat Marcin Rusnak
"Zastanawiał się, czy jest na świecie miejsce, gdzie słońce nigdy nie świeci, gdzie światło dociera tylko po odbiciu się od różnych innych rzeczy. Gdyby istniało, wiedziałby, że właśnie tam trafił."
To jest chyba jedna z najbardziej spieprzonych powieści, jakie czytałam... I to nie dlatego że jest zła.
Jest bardzo dobra, tylko PO CO ten miszmasz z mieszanymi opowieściami???
W pewnym momencie myślałam nawet, że to jest jakaś antologia...
Początek zarąbiasty!
Klimacik jak ze świata Kinga - bardzo kojarzyło mi się to z Historią Lisey i Buick 8.
Było MEGA!
Magiczna stara maszyna do pisania, która tworzy alternatywne rzeczywistości lub opisuje to, co niedostępne jest w naszym świecie. Lodowy kwiat, który okazuje się portalem do innego świata.
Głodnego Świata.
"Większość nazywa to miejsce z Nexusem, Węzłem, Światem Pośród Światów."
Pierwsza opowieść hipnotyzująca, ociekająca klimatem grozy, mrocznej tajemnicy i strachu.
A potem?
Bez sensu /dla mnie/ przeskakujemy nagle w opowieść kolejną o samurajach, co jest kubłem zimnej wody na głowę, bo jeszcze człek żyje emocjami opowieści pierwszej. To tak, jakby z filmu grozy wyskoczyła nagle pani Hajkido i zaczęła machać mieczem...
Porażka zabieg.
I choć długo potem wsiąka się w tą opowieść, bo generalnie narracja jest tu rasowa i trzyma klimat KAŻDEJ historii, to jednak rozproszenie jest bardzo duże, co nie sprzyja przyjemności odbioru...
I potem, kiedy już człek ponownie przyzwyczaja się do czegoś innego, dostaje opowieść trzecią, która znowu wybija przyjemność z torów.
A potem dostaje kolejną...
I choć wszystko pod koniec łączy się w całość, to jednak uważam, że to strzał w kolano, bo osobno te historie byłyby na bardzo wysokim poziomie.
Osobno.
A wtedy ocena byłaby dużo wyższa.
Okładka czadzik.
MOJA OCENA: 7/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***
W Świecie Między Światami niemożliwe nie istnieje. Tak jak dla kogoś, kto pragnie odzyskać zaginione dziecko.