"Dlaczego tak lubisz się bać? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym?"
No właśnie.
Dla fanów grozy to prawie egzystencjalne pytanie...
Czy ktokolwiek z Was zna na nie odpowiedź?
Czy ta powieść da Nam odpowiedź?
To nie jest jej zadanie.
Jej zadaniem jest siać Strach. Podskórny. Nieoczywisty. Porażający. Paraliżujący.
Kolejny horror "ałtora" Urbanowicza. I kolejny lepszy - szczerze pisząc - najlepszy do tej pory. Połknięty przeze mnie. I pochłonięty. W jeden wieczór. Bez słodzenia i cukrzenia. Bez hiperboli. Z narastającym poczuciem zagrożenia. Osaczenia. Paranoi. I irracjonalnego lęku.
Serio serio.
Fabuła?
Nietypowa. Dwubiegunowa: teraz i wcześniej - taką uwielbiam.
Początek opowieści to tylko przedsmak nieoczywistości.
Po pierwszym rozdziale myślałam, że wylądowałam w Derry, ale potem okazuje się, że moja czytelnicza mroczna ścieżka skręca gwałtownie do Salem, a właściwie do miejsca gorszego od Salem - do Wioski Jodoziory...
Wioski nawiedzonej. Wioski niebezpiecznej. Wioski otoczonej upiorną i tajemniczą jasnozieloną poświatą, rodem wziętą z powieści Stukostrachy Kinga.
Wioski, w której królują klimaty Twin Peaks, gdzie rządzą siły nieczyste... W której mieszkańcy zamieniają się w popiół... W której panuje strach, choroby, śmierć i egzystencjalna otchłań...
W której pewien policjant... upssssssss...
BEZ SPOJLERÓW.
Wioski, gdzie pragmatyzm i zdrowy rozsądek nie mają wstępu, a wręcz dostają histerycznej czkawki. Ze strachu. I obłędu.
Klimat?
Iście mistrzowski /czytaj: kingowski/, ale nie tylko. Znajdziemy tam też trochę Grzesznika i sporo Gałęzistego, ale w straszniejszym wydaniu...
Jeszcze straszniejszym? - zapytacie.
TAK.
Zagadka?
Jest.
Mroczna. Niebezpieczna. Nieoczywista. Mrożąca krew w żyłach.
I kiedy będzie Wam się wydawało, że już WSZYSTKO wiecie, jedno zdanie rozszarpie Waszą pewność na strzępy, przy akompaniamencie demonicznego chichotu...
Czy znajdziesz w sobie na tyle odwagi, by o północy wyszeptać do lustra 5 x: "Candyman"?
Jeśli tak - ta powieść jest dla Ciebie!
Jeśli nie... ODPUŚĆ!
Albo nie - zawsze musi być ten pierwszy raz na spotkanie z Prawdziwą Grozą!
RASOWY ZASKÓRNIAK!
ELEMENTARZ FANÓW GROZY!
Jestem pewna, że będzie to jedna z najlepszych powieści grozy w tym roku i to nie nie tylko w kategorii: "polskie."
Perfekcja:
- narracji, ze sporą dawką dobrego humoru /dla rozładowania napięcia/,
- tworzenia nastroju,
- prowadzenia historii,
- gawędziarstwa i snucia opowieści,
- tworzenia postaci,
- jednozdaniowych TWISTÓW!
NIE BYŁO JESZCZE TAKIEJ POWIEŚCI NA POLSKIM RYNKU!
Ale będzie - i to wkrótce!
Emotka: zachwycona!
MOJA OCENA: 9/10
Dlaczego nie 10/10?
Bo u mnie tylko Stephen King tak ma:)
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
PROLOG
Według dostępnych źródeł, na polskich ziemiach odbyło się łącznie 867 procesów o czary. Wyrok śmierci padł zaledwie w 309 z nich. Oskarżono 1174 kobiety i 142 mężczyzn.
(źródło statystyk: Małgorzata Pilaszek, „Procesy o czary w Polsce w wiekach XV-XVIII”)
* * *
23:06: Dlaczego tak lubisz się bać? Zastanawiałeś się kiedyś nad tym?
Paweł wyprostował się na krześle. Monika, jego koleżanka z liceum, zabiła mu tym pytaniem niemałego ćwieka. Krótko rozważył odpowiedź i powtórnie położył ręce na klawiaturze.
23:07: Szczerze mówiąc – nie.
23:08: A widzisz! A jak by się nad tym dłużej zastanowić, nie ma to żadnego sensu.
23:09: Co masz na myśli?
23:10: Zobacz – przecież strach sam w sobie jest złym uczuciem. Negatywnym – z zasady. Jak można go lubić? Czy to przypadkiem nie podchodzi już pod masochizm?
23:12: Spotkałem się kiedyś z sentencją, że: „Jeżeli się czegoś boisz, rób to jak najczęściej.” Może o to chodzi?
23:13: Autorowi zapewne chodziło o takie rzeczy jak strach przed wystąpieniami
publicznymi, lęk wysokości albo inne dziwne fobie. No bo tak się je w końcu leczy. Oswaja się pacjenta ze źródłem lęku. Powoli, do celu.
23:15: Nie wiem. Może masz rację. :)
23:16: Czyli sentencja niegłupia, ale tylko wtedy, jeżeli mówimy w niej o czymś
pożytecznym.
23:17: Przepraszam bardzo, ale człowiek musi się też od czasu do czasu zabawić! Poczuć adrenalinkę! Więc też jest z tego pożytek! :)
23:18: Skoro tak twierdzisz… Tak w ogóle, to zastanawia mnie co na Twoi rodzice?
23:19: Hmm… No powiem ci, działo się. Mama nawet powiedziała mi kiedyś, że albo przestanę oglądać te okropieństwa, albo zacznie walić moją głową o
klawiatuDKH0qufbyqoapldjmpu9dh
23:21: Ha ha! :D Wariat!
23:21: Wiesz, że to jedno z najpiękniejszych słów, jakie facet może usłyszeć od kobiety? ;)
23:22: Przykro mi, podrywaczu-gawędziarzu, ale tym razem używam go zgodnie z prawdziwym znaczeniem. Jesteś pewien, że chcesz tam jechać? Nadal uważam, że to zły pomysł.
23:23: Oczywiście. Kiedy jak nie teraz? Jestem sam w domu, nie ma w pobliżu nikogo, kto mógłby mi to wybić z głowy. Podobna okazja może się prędko nie zdarzyć. Mama na dyżurze w szpitalu, a tata pojechał do Białego* na tak zwane „ciężkie szkolenie”.
23:24: Czemu „ciężkie”?
23:25: Zazwyczaj ciężkie o poranku. :P
23:25: No tak. Ma to sens! :D
23:26: A widzisz! Jednak potrafię gadać z sensem.
23:27: Gadałbyś z sensem, gdybyś, mając wolną chatę, zapraszał mnie teraz na imprezę. Kto normalny łazi nocami po nawiedzonych domach?
23:28: Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich. :)
23:29: Co Cię tak dziś natchnęło na rzucanie poetyckimi sentencjami?
23:30: Nic, po prostu, zanim zaczęliśmy pisać odwiedziłem demoty! :D
23:31: Wiesz co? Już byś się nie przyznawał… ;)
23:32: Jadę tam.
Pisząc to, Paweł uderzał w klawisze nieco mocniej i bardziej zdecydowanie niż zazwyczaj.
23:32: A rób sobie, co chcesz!
23:33: Twoja odpowiedź jest jednocześnie zła i dobra.
23:34: ?
23:34: Liczyłem na coś w stylu: „Och, jaki Ty jesteś odważny! Jadę z tobą! Nie zostawię Cię samego!”
23:35: Chyba sobie żartujesz…
23:36: OK. To przynajmniej będę zdawał Ci relację SMS-ami. :)
23:37: Odpuść sobie fatygi. I tak nie będę ich czytać!
* * *
Opuścił dom nieco po północy i wyprowadził rower przez furtkę. Zgodnie z obietnicą, napisał pierwszego SMS-a do Moniki:
Wyjeżdżam… Jest ciemno i strasznie...
Zajął miejsce na siodełku i zaczął naciskać pedały. Czekała go kilkukilometrowa podróż, która, jak podejrzewał, miała mu zająć około pół godziny. Przemierzając śpiącą Hańczę, osiedle domów jednorodzinnych na południu Suwałk nie spotkał absolutnie nikogo, nawet jednego samochodu i pośród nocnej ciszy rozlegał się jedynie rytmiczny skrzyp jego roweru. Wysoka jak na polski biegun zimna temperatura zapewniła bezśnieżny styczeń, ale nocami nie należała do przyjemnych.
Paweł przezornie ubrał się adekwatnie do niej, ale chłodne, atakujące mu twarz powietrze w połączeniu z rosnącym ciepłem pracującego fizycznie ciała poskutkowały nieprzyjemną wilgocią potu, który wkrótce wniknął w całe jego odzienie. Wzdrygnął się, gdy zimno dotarło także pod ubranie.
W pewnym momencie zatrzymał się i wyciągnął telefon. Monika nie odpisała. Zastanawiał się, czy w ogóle odczytała jego SMS-a, czy po prostu poszła spać. Postanowił, że zapyta ją o to w następnej rozmowie i może, gdyby się okazało, że przez całą noc nie wypatrywała z maślanymi oczkami od niego wieści, spuentuje to jakimś udawanym, żartobliwym oburzeniem.
Minąwszy dom, w którym mieszkał Szyszka – jego dobry druh z podwórka – przypomniał sobie niedawną alkoholową nasiadówę, która się tam odbyła. Nie bez powodu wspomnienie to wróciło w takich, a nie innych okolicznościach. To właśnie wtedy Szycha opowiedział mu miejską legendę o dalszym znajomym, który ponoć upodobał sobie dziwne hobby. W pewnym sensie miało wiele wspólnego z tym, co Paweł zamierzał zaraz zrobić, ale był to bardziej skrajny przypadek.
Mianowicie – gościu chodził nocami po cmentarzach i… niszczył krzyże. Ot tak, po prostu. Brzmiało to tym dziwniej, że podobno na co dzień zachowywał się zupełnie normalnie, ot jak każdy nastolatek w jego wieku, zaś napady tej niekontrolowanej nienawiści do najważniejszego chrześcijańskiego symbolu zdarzały mu się jedynie od czasu do czasu. Paweł, który tematykę grozy i idącą za nią wiedzę miał w małym palcu, w przeciwieństwie do reszty towarzystwa nie wyśmiał opowieści kumpla i od razu wysnuł hipotezę, że chłopaka mogło opętać coś złego. On też nie został potraktowany zbyt poważnie, ale nie poddał się, wytoczył najcięższe działa i zastosował uniwersalną, gotową odpowiedź:
– Nie wierzysz w takie rzeczy? W takim razie mam propozycję – podpisz świadomie cyrograf. Tu i teraz, własną krwią. Zadeklaruj się w nim, że oddajesz się we władanie diabłu. Na zawsze i bez możliwości odwołania. Co ci szkodzi? W końcu, według ciebie, nie ma się czego bać!
Dziwnym trafem nikt nie poszedł na taki układ i już wkrótce temat umarł śmiercią naturalną.
Paweł zaś cieszył się w duchu, że stało się to jeszcze na tym etapie imprezy, kiedy ludziska mieli we krwi mniej alkoholu niż… krwi.
„Ja nie dam rady?! To potrzymaj mi piwo!”
On wierzył w takie rzeczy, bo wierzył w Boga i do tej pory nosił na piersi krzyżyk z pierwszej komunii. Fakt, lubił horrory. Nie przeszkadzało mu to jednak się ich bać. Kiedy zdajesz sobie sprawę, że źródło twojego lęku nie stanowi jedynie elementu popkultury, a prawdę, strach rośnie w siłę. Karmi się faktem, że zjawiska nadprzyrodzone rzeczywiście objawiają się gdzieś na
świecie i ktoś zdołał je nawet udokumentować. Nie da się ich racjonalnie wytłumaczyć, przynajmniej na razie, więc rodzą pytania bez odpowiedzi. To, co niedostępne, nieznane, niezbadane z reguły przyciąga. Ludzki mózg chce badać, poznawać, dowiadywać się, a kiedy mu się nie udaje, podwaja działania. To automatyzm, instynkt, zwykła ciekawość wpisana w naturę człowieka.
A czerpanie przyjemności ze strachu? Czy to rzeczywiście masochizm? Niekoniecznie. To tak jak ze słabością kobiet do niegrzecznych chłopców. Choć z góry wiedzą, że niczym dobrym się to nie skończy, mają przynajmniej gwarancję emocji. Te, jakie by nie były, uzależniają. I to właśnie z ich powodu Paweł tak bardzo wkręcił się w tematykę grozy. Tak powinien był odpowiedzieć na niedawne pytanie Moniki. Jak to jest, że najlepsze odpowiedzi na trudne pytania przychodzą do głowy dopiero po jakimś czasie?
Przez pewien czas w jego głowie naprawdę poważnie kiełkował pomysł, by Szyszka zapoznał go z tym nawiedzonym kolegą. Z samej ciekawości. Zapomniał o tym, jak tylko dowiedział się o nawiedzonym domu w Płocicznie – małej miejscowości na południe od Suwałk, w samym sercu potężnej Puszczy Augustowskiej.
Spory, piętrowy budynek na obrzeżach wsi stał pusty od wielu lat. Głuchy, opuszczony, obdrapany z farby i zamknięty na wszystkie sposoby. Lista rzekomo objawiających się tam zjawisk wydłużała się z każdym dniem. Cienie, głosy, twarze w oknach, poruszające się drzwi i kiwające się na ścianach obrazy, stuki, migające światła i odgłosy zbitych talerzy. Wreszcie – dziwny niepokój dotykający każdego, kto wystarczająco się zbliżył. Niekiedy pojawiały się też pogłoski o lewitujących meblach, a nawet ukazujących się zjawach. Jakby tego było mało, niektórzy twierdzili, że przybytek działał niekorzystnie również na otaczającą go roślinność, która w pewnym momencie zaczęła chorować i obumierać. Niezależnie czy te country legends polegały na prawdzie, Paweł nakręcił się na to miejsce jak na nie wiadomo co.
Co najciekawsze, z domem nie wiązała się żadna ponura historia, która mogłaby te dziwne zjawiska jakkolwiek tłumaczyć. Nie zdarzyła się tam ani jedna tragiczna śmierć, nie wybudowano go ani na żadnym starym cmentarzu, ani w miejscu krwawej zbrodni, przynajmniej według powszechnie dostępnej wiedzy. W fundamenty nie wmurowano kości, nie wymieszano betonu z prochami ludzkich zwłok, nie wywoływano duchów, nie odprawiano żadnych innych ezoterycznych rytuałów. Ot, nagle zaczęło się tam coś dziać i nikt nie wiedział dlaczego, nawet osoby, które podobnie jak Paweł, postanowiły zbadać temat nieco dokładniej.
Niektórzy twierdzili, że wiązało się to ze zmianą właściciela. Teoria brzmiała jednak na nieco naciąganą, ponieważ niewyjaśnione aktywności nie pojawiły się wraz z momentem, kiedy ten nabył dom, a znacznie później, już wtedy, kiedy nikt tam nie mieszkał. Najbardziej interesowało Pawła, czy jakikolwiek postronny spędził tam noc i co z tego wynikło. Relacje były sprzeczne. Jedni twierdzili, że próbowali i nie wydarzyło się nic niepokojącego. Inni natomiast, zapewne mieszkańcy Płociczna, relacjonowali, że widzieli badaczy amatorów uciekających stamtąd z krzykiem, tak szybko, że aż się za nimi kurzyło.
Słowo przeciwko słowu. Więc teraz przyszła pora na czyny.
Z tego co Paweł się dowiedział, właściciel mieszkał poza Płocicznem i praktycznie nie interesował się domem. Bał się czegoś? Nie miało to znaczenia. Grunt, że pozwalało spędzić tam noc bez pytania nikogo o zdanie.
***
Wjechawszy do Puszczy Augustowskiej, Paweł zatrzymał się na poboczu krajowej ósemki i napisał kolejnego SMS-a do Moniki:
Właśnie wjechałem do lasu… Wieje mi prosto w twarz i strasznie spowalnia… Zupełnie jakby coś z zewnątrz chciało odwieść mnie od tego pomysłu... Po drodze nikogo nie spotkałem… Nie widzę żadnych świateł, o tej porze nawet tiry nie jeżdżą zbyt gęsto. Rower mi trochę skrzypi, ale może to i dobrze, bo nie słyszę szelestów wokół...
Nie odpisała.
* * *
Choć podróż nie zajęła mu zbyt długo, odczuł ją w nogach, na cieknącym od wiatru nosie i mokrym od potu czole. Zwolnił. W Płocicznie również nie spotkał żywej duszy i do celu dotarł dokładnie pięćdziesiąt minut po północy. Uprzednio się rozejrzawszy, wstrzymał oddech i otworzył bramkę na podwórko. Zawiasy zaskrzypiały złowieszczo i stanowczo za głośno. Paweł przeklął cicho, jeszcze raz powiódł wzrokiem na wszystkie strony i czym prędzej wprowadził rower na posesję. Od razu ukrył go pod drewnianym płotem, by z ulicy nie było go widać.
Wreszcie uniósł głowę i spojrzał na niszczejący, piętrowy dom przed nim. Otaczało go zaniedbane, zarośnięte gęstą, oklapłą, łąkową trawą podwórko, z gdzieniegdzie wybijającymi się ponad chaszcze samotnymi choinkami, tujami i innymi krzewami. Okoliczna roślinność rzeczywiście zdawała się umierać, co tylko potęgowało niepokój tego doprawionego ciemnością obrazka. Nie łagodziły jej nawet pobliskie światła ulicznych latarni, jakby czerń wyznaczyła sobie nieprzekraczalne granice swojego terytorium.
„Ciemno wszędzie. Głucho wszędzie. Co to będzie? Co to będzie?” – Paweł czuł coraz większą ekscytację. Zrobił kilka kroków naprzód, ale zaraz przypomniał sobie o czymś i się zatrzymał. Zamierzał dodać kolejny wpis w swojej relacji tekstowej na żywo, którą śledziła w porywach jedna czytelniczka. Podkochiwał się w Monice, zależało mu, by jej zaimponować, więc należało odpowiednio podkoloryzować opowieść. Coś w stylu, że dotarł pod dom, który na żywo wygląda jeszcze bardziej przerażająco niż na zdjęciach, do tego wydawało mu się, że w jednym z okien zobaczył zamazaną, bladą twarz.
Wyciągnął telefon i odblokował ekran.
Zdębiał.
Smartfon zaczął się dziwnie zachowywać. Zupełnie zwariował. Ekran na przemian to rozbłyskał, to gasnął, kompletnie nie reagował na dotyk, obraz na nim stał się jedną wielką iluminacją kolorów. Słowem – o korzystaniu z jakiejkolwiek funkcji urządzenia nie mogło być teraz mowy. Nie pomagał nawet restart.
Paweł przeklął. Czyli o kolejnych SMS-ach i selfie na tle domu mógł zapomnieć. Nie wspominając o próbach udokumentowania działalności nadnaturalnych istot. Spróbował po raz ostatni przywrócić telefon do życia, ale poddał się i schował go do kieszeni.
Formalnie upewnił się, że drzwi frontowe są zamknięte na klucz. Na szczęście jedno z okien było wybite, więc ruszył ku niemu raźnym krokiem. Można się było z łatwością do niego dostać z tarasu. Paweł wpatrywał się jak zahipnotyzowany w ten czarny, powiększający się z każdym jego krokiem prostokąt przed sobą, który wyróżniał się kolorem nawet w ciemności.
Wejście. Portal. Wrota. Brama do innego świata, wyraźnej granicy między tym, co duchowe, a tym, co rzeczywiste.
Paweł nie oglądał się już na boki. Postępował automatycznie, posuwał się naprzód, jakby przez coś sterowany, jakby w transie, jakby wciągany przez abstrakcyjną czarną dziurę.
Kiedy później wspominał tę noc, nie pamiętał jak ostatecznie znalazł się wewnątrz domu. Czy wspiął się na parapet, czy podstawił sobie pod okno jakąś skrzynkę? Czy może nagle samoistnie uniósł się w powietrzu i najzwyczajniej w świecie tam wleciał?
* * *
Rozejrzał się po pokoju. Znajdował się w czymś w rodzaju salonu. Wyciągnął latarkę i poświecił nią na wszystkie strony. Serce waliło mu jak młotem, bowiem przesiąknięty tanimi jump scare’ami z amerykańskich horrorów spodziewał się, że lada moment w świetle pojawi się coś, co zrobi wielkie „Bu!”. Polskie duchy jednak chyba nie zamierzały stosować wybrakowanych technik straszenia i póki co nic takiego się nie stało.
Póki co.
Póki co – salon jak salon, bez żadnych odstępstw od normy, chyba że za takie uznać fakt, że dom w żadnym wypadku nie wyglądał na opuszczony. Przynajmniej w tym pokoju. Jeżeli Paweł spodziewał się zobaczyć gołe, obdrapane ściany, odpadający tynk, gdzieniegdzie pęknięcia w suficie, jakieś pozostałości po libacjach pijaczków bądź okolicznej młodzieży, względnie –kompletnie puste półki i pokryte kapami meble, zawiódł się. Salon wyglądał jak w typowym zamieszkanym domu – na podłodze świeże, drewniane panele, pokrywający je pokaźny dywan, na nim spory prostokątny, stół ze świeżym, czystym obrusem. Kanapy i fotele. Na regałach książki, w przeszklonych szafkach talerzyki, filiżanki i inne porcelanowe naczynia, przy oknach kwiaty w
dużych donicach, a pod ścianą stojący na półce telewizor. Może nie najnowszy model, ale na pewno wart niechodzące piechotą kilkaset złotych.
„Dziwne – nie boją się, że ktoś im to ukradnie? Przecież każdy może tutaj wejść…” –pomyślał Paweł. „A może po prostu poprzedni mieszkańcy uciekli stąd tak szybko, że wszystko porzucili? Może nawet okoliczni złodzieje i wandale boją się tutaj wchodzić?” – ciągnął analizę, świecąc wokół latarką. Wiedział jednak, że to raczej mało prawdopodobna wersja zdarzeń. W domu panował zbyt duży porządek. Stanowczo zbyt duży. Było w nim wręcz aseptycznie czysto. Podszedł
do jednej z półek i dotknął jej czubkiem palca. Spodziewał się, że zostanie na nim choćby odrobina kurzu, ale po raz kolejny się zdziwił.
„Duchy – pedanci. Tego jeszcze nie grali!” – pomyślał.
Podłoga skrzypiała pod jego ostrożnymi krokami. Nasłuchiwał w napięciu choćby jednego fałszywego dźwięku. Opuściwszy duży pokój, znalazł się w ciasnym, przez to wydającym się dłuższym niż w rzeczywistości korytarzu biegnącym przez całą długość domu. Po obu jego stronach znajdowały się wejścia do pozostałych pomieszczeń – kuchni, łazienki, dodatkowego pokoju i sieni w mniej więcej połowie łącznika. Obszedł każde z nich. Co zwracało uwagę – identycznie jak salon, każde z nich wypełniały typowe dla nich meble i sprzęt. I to dość drogie. W całości dawało to obraz typowego, wiejskiego domu należącego do zamożnego człowieka. Pedantycznego zamożnego człowieka. Nie tylko salon lśnił czystością.
„Właściciel zleca komuś sprzątanie? A może sam co jakiś czas tu przyjeżdża? Po co aż tak?”
Co prawda nawiedzony dom przynajmniej pod jednym względem niczym nie różni się od zwykłego i również prezentuje się lepiej gdy jest wysprzątany, ale akurat ten nie był na sprzedaż, zresztą – wystarczająco złe pierwsze wrażenie robił od zewnątrz.
Właśnie…
Nawiedzony dom.
Zaabsorbowany wycieczką po parterze, Paweł niemal zupełnie zapomniał po co tu przyszedł. Po części dlatego, że do tej pory absolutnie nic dziwnego się nie zdarzyło. Niemniej, nie mógł pozbyć się wrażenia, że coś tu nie gra i nie chodziło tu ani o umeblowanie, ani o przesadny porządek. Na razie jednak nie potrafił powiedzieć, co to było.
Dotarłszy do schodów znajdujących się w środku korytarza, udał się na górę.
* * *
Niechybnie zbliżał się moment, w którym Paweł miał brutalnie przyjąć do wiadomości, że zaczyna się niecierpliwić, a początkowa fascynacja domem zamienia się w jedno, wielkie bolesne rozczarowanie.
Dom jak dom. Opuszczony.
I sprzątnięty na parterze.
Piętro wydawało się wizualnie większe od parteru i składało się z obszernego korytarza, z którego można było dostać się do pozostałych pięciu pomieszczeń – czterech pokojów i czegoś, co zapewne w przyszłości miałoby pełnić rolę łazienki. Trudno było jednak cokolwiek rozstrzygać, ponieważ wygląd kondygnacji bardzo kontrastował z parterem i o wiele bardziej przystawał do tego, co można było zobaczyć na zewnątrz. Była obskurna, pusta, obdrapana, zawilgocona, fragmentami wręcz zagrzybiona. Brakowało tam jakichkolwiek mebli, Paweł zastał jedynie puste pokoje, drzwi do nich, gdzieniegdzie wystające rury, kable i kupki gruzu. Dosłownie, jakby normalne życie odbywało się tutaj wyłącznie na parterze. Czyżby z jakiegoś powodu bano się wchodzić na górę?
Obszedłszy piętro, zgasił latarkę i usiadł pod ścianą w jednym z pokoi. Czekał. Nasłuchiwał. Wytężał wzrok. I nic. Od czasu do czasu powtórnie włączał latarkę i celował nią w różne obiekty – od wystających z sufitu kabli, przez małą stertę gruzu na środku podłogi, po opróżnioną butelkę po piwie, która stała zaraz przy drzwiach. Na cokolwiek, co mogłoby go zaskoczyć nieokreślonym
ruchem, chybotaniem, choćby drżeniem.
Nic z tego.
– No… Pojawisz się wreszcie czy nie? – mruknął. Przeczytał kiedyś, że prowokowanie duchów i demonów bywa naprawdę skuteczne i zarazem niebezpieczne, ale w tym momencie jego desperacja, by otrzymać swój upragniony paranormalny show sprawiła, że kompletnie nie myślał o potencjalnych zagrożeniach. Niemniej, nawet to nie odniosło żadnego rezultatu.
Dom jak dom… Opuszczony.
Sprzątnięty na parterze.
I nudny jak flaki z olejem.
Paweł spojrzał na zegarek. Pierwsza dwadzieścia. Postanowił, że poczeka do magicznej trzeciej piętnaście zwanej godziną demonów. Jeżeli wtedy nic się nie wydarzy, to już chyba nigdy (...)
***
Dwie epoki...
Dwie historie...
Jedna wioska...
Jedna czarownica...
Jedna klątwa...
Możesz wszystko. Nawet oszukać śmierć.
W pewnej wiosce, w chatce ukrytej w krzaczkach
Mieszkała kiedyś stara dziwaczka
Choć mówili, że jej moc od Boga się brała
Wiedźma ta więcej zabierała niż dawała
Po wielu latach, gdy zło powróciło
Dzielny policjant stawia czoło diabelskim siłom
I jest zagadka - czarownica wróciła?
Przeżyła i tylko gdzieś się ukryła?
W historii tej znajdziesz tajemnic bez liku
Rozwiążesz zagadkę,
WSZELKIE INFORMACJE, AKTUALNOŚCI I DATA PREMIERY
NA STRONIE "AŁTORA"
/kliknij zdjęcie/