"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Alazza Cezary Czyżewski

Mocna siódemeczka za to "demoniczne przymierze" :)

Po pierwsze: wydanie książki NARESZCIE jest bardzo dobre - pachnący BIAŁY papier (nie szary, toaletowy, na jakim "jadą" teraz prawie wszystkie wydawnictwa w Polsce...), czcionka wyraźna, szeroka przestrzeń do czytania - technicznie 9/10.


Co do treści (postaram się nie spojlerować) - początkowo zapowiada się na dość mroczny horror, ale potem (muszę przyznać, ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu) zamienia się w dość lekką, ale zabawną momentami komiksówkę w stylu Akt Dresdena czy też serii o Bobbym Dollarze Tada Williamsa :)


Więc jeśli ktoś lubi lekkie, demoniczne klimaty, szybką akcję, obrazową narrację na wysokim poziomie (bez łopatologii) - polecam! Idealna lektura na zimowo/jesienne popołudnia! 


MOJA OCENA: 7/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


I


Październikowe słońce przebijało się przez chmury, powoli sunące na wschód. Silny wiatr wiał nad miastem od rana, potęgując jesienny chłód. Ulicą Dworcową jechał dostawczy mercedes, rozchlapując wodę, zbierającą się w kałużach przy krawężniku.
Ubrany w ciemnozieloną, długą kurtkę mężczyzna odsunął się w samą porę, by uniknąć ochlapania. Brudna woda chlusnęła na chodnik tuż przed nim. Zdegustowany pokręcił głową i sięgnął ku mosiężnej klamce w drzwiach do cukierni. Wszedł do środka.
Lokalne radio nadawało popołudniowe wiadomości, przy ladzie stała kolejka klientów, obsługiwanych przez uczennicę z przyklejonym do twarzy zawodowym uśmiechem sprzedawcy. Mężczyzna przeszedł w głąb lokalu i odnalazł stolik.
— Spóźniłeś się — tleniona blondynka chwyciła wargami słomkę wystającą z jagodowego koktajlu.
— Trzy minuty, nie przesadzaj — mężczyzna zdjął kurtkę i powiesił na wieszaku. Dosiadł się do kobiety. — Przepraszam, jeśli cię uraziłem.
— Niespecjalnie. Napijesz się czegoś?
— Zależy, ile czasu tutaj spędzimy. Przyznam, że jestem trochę zaskoczony tym nagłym zaproszeniem. Wyrwałaś mnie z zajęć ze studentami, musiałem jechać przez całe miasto. To coś ważnego?
— A ja nie jestem dla ciebie ważna? — kobieta spojrzała na niego spod długich, malowanych rzęs.
— No… jesteś. To chyba oczywiste…
— Nie jestem taka pewna. Ostatnio spotykamy się coraz rzadziej, w kinie byliśmy ponad miesiąc temu, na wspólnej kolacji w lipcu. Mówiłeś wtedy, że kupujesz nowe mieszkanie, że będę mogła się wprowadzić i co?
— Baśka, tłumaczyłem ci, że plany mi się zmieniły — mężczyzna gestem podziękował kelnerce, która już nachylała się nad nim. Dziewczyna skinęła głową i podeszła do innego stolika. — Nie dostałem tego kredytu, o który się ubiegałem, chata przepadła, bo deweloper nie spuścił ceny. Sprzedał komu innemu.
— Tadek, nie chodzi tylko o mieszkanie — blondynka odstawiła koktail. — Kiedy cię poznałam, opowiadałeś czarujące historie, zabierałeś mnie na romantyczne spacery, wydawałeś się… inny. A gdy dostałeś te pracę na uniwersytecie, zapomniałeś o mnie zupełnie.
— Niezupełnie, nie przesadzaj, proszę. Po prostu praca mnie wciąga, robię to co zawsze chciałem robić, do tego doszły zajęcia ze studentami. Jeśli czujesz się zaniedbana, mogę to naprawić…
— Nie chcę, żebyś na siłę się ze mną spotykał — Barbara wzruszyła ramionami. — Widzę, że masz własny świat, ja do niego nie pasuję.
— Nie rozumiem…
— Postanowiłam zakończyć tę znajomość. Ona nie ma… perspektyw.
Tadeusz zaniemówił, zaskoczony. Wreszcie zebrał myśli.
— Czekaj, zaraz. Tak po prostu?
— A czego się spodziewałeś? Że będę płakała, robiła sceny? Zwisam ci, więc lepiej, żebym poszukała sobie kogoś, komu na serio będzie na mnie zależało.
— Moment, Basiu — Tadeusz zawsze zwracał się do niej w ten sposób, gdy chciał powiedzieć coś ważnego. — Nie rób mi tego, przecież to nie tak, że specjalnie nie chciałem się z tobą spotykać…
— Nie mam żalu — przerwała mu kobieta, sięgając do torebki po pieniądze. — Myślałam nad tym długo i podjęłam decyzję. I proszę, nie staraj się tego zmieniać na siłę. Ty masz swoje życie, ja mam swoje. Miło było. Cześć.
Położyła dwie piątki na stoliku i wstała, sięgając po czarny płaszcz. Tadeusz siedział wpatrując się w pustą szklankę po koktajlu, z której smętnie wystawała zakrzywiona, różowa słomka.
Nie wrócił już na uczelnię. Zadzwonił do sekretariatu i przekazał wiadomość, że odwołuje pozostałe zajęcia. Dotarł na swoje osiedle, zrobił małe zakupy w markecie, przede wszystkim kupując zgrzewkę ”Żubra”. W domu wziął szybki prysznic. Potem podgrzał resztę bigosu i pochłonął go. Naczynia zostawił w zlewie, przeszedł do pokoju, włączył muzykę i nakładając słuchawki, usiadł w swoim ulubionym fotelu, sięgając po pierwszą puszkę piwa. Spoglądając przez okno na kończący się dzień, wrócił pamięcią do dzisiejszej rozmowy z Barbarą.
Poznali się na zabawie sylwestrowej, pod koniec zeszłego roku. To, co na początku wyglądało na przygodę na jedną noc, z czasem zaczęło przybierać poważniejszy kształt. Tadeusz bronił się przed własnymi uczuciami, tłumacząc sobie i dziewczynie, że to tylko zwykła znajomość plus seks. Ona zresztą mówiła to samo, ale spotykali się coraz częściej i na dłużej. Aż wreszcie przyszedł maj. Siedzieli w restauracji ma Wyspie Młyńskiej. Powiedział jej, że stara się o kredyt na większe mieszkanie, że prawdopodobnie dostanie stałe stanowisko na uczelni i że jeśli zechce, jesienią mogliby zamieszkać razem. Barbara wydawała się zachwycona, jakby wcześniejsze deklaracje o „zwykłej znajomości” straciły znaczenie. Wszystko wydawało się iść po myśli Tadeusza.
A potem przyszedł sierpniowy spadek na giełdach, gospodarka światowa zachwiała się. Któregoś dnia Tadeusz dostał telefon z banku, że jego podanie o kredyt mieszkaniowy „z powodu niepewnej sytuacji rynkowej” zostało rozpatrzone odmownie. Mimo że wcześniej spełniał wszystkie kryteria i uśmiechnięty koleś za biurkiem w dziale obsługi klienta zapewniał, że nie ma najmniejszego problemu i że decyzja o kredycie „to tylko kwestia czasu”. Tadeusz musiał pożegnać się z planami zakupu apartamentu na nowym osiedlu na obrzeżach Bydgoszczy.
Baśka przyjęła to wszystko z lekkim zaskoczeniem i zawodem. Pocieszał ją, że to kwestia kilku miesięcy i że po nowym roku znów wystąpi o kredyt.
Zadzwonił telefon. Tadeusz spojrzał na wyświetlacz i odłożył komórkę na stolik. Kumpel z policji pewnie chciał wyciągnąć go na piwo. Ale w domu czekało jeszcze jedenaście „Żubrów”, a Tadek miał wyjątkową ochotę spędzić ten wieczór sam.
Przypomniał sobie, że właśnie w sierpniu, po ich rozmowie na temat mieszkania, Baśka po raz pierwszy nie odezwała się przez tydzień. Zrzucił to wtedy na karb sezonu urlopowego, a i sam wyjechał wtedy na kilka dni do rodziny do Wrocławia. Gdy spotkali się ponownie, kobieta wydawała się nieco nieobecna, jakby między nimi pojawiła się niewidzialna bariera.
Nagle, otwierając drugie piwo, Tadek uświadomił sobie, że to niekoniecznie musiała być jego wina. Właśnie wtedy, gdy przekonał samego siebie, że z tej znajomości może wyjść coś poważniejszego, Barbara zmieniła front. Wiosną z fascynacją słuchała jego opowieści o badaniach naukowych w instytucie fizyki, o astronomii i modelu standardowym. Kiedy we wrześniu zadzwonił do niej z radosną nowiną, że dziekan przedłużył mu kontrakt na uczelni, nie miała nawet czasu na spotkanie przy lampce wina. Wymówiła się wtedy wizytą u rodziców.
Telefon zadzwonił po raz drugi. Tym razem Piotr dzwonił ze służbowej komórki.
— No? Czego chcesz?
— Witam kolegę fizyka — głos komisarza był nieco zachrypnięty. — Jak tam życie?
— Dodupnie — Tadeusz pociągnął łyk piwa.
— Niedobrze. Studenci ci dali w kość?
— Gorzej. Ale nie chce mi się opowiadać przez telefon. I nie jestem w nastroju na wyjście na browar, jeśli o to ci chodzi.
— Uuu… niedobrze. Ja w sumie w sprawie zawodowej. Można do ciebie wpaść? Przyniosę coś do picia.
Tadeusz zawahał się przez moment. To nie był taki głupi pomysł.
— Czekam — rzucił w słuchawkę i rozłączył się. Potem wstał i ruszył do kuchni. Trzeba było znaleźć przynajmniej dwa czyste kufle.
Piotr Kownacki był potężnym facetem tuż przed trzydziestką. Trenował karate, wspinał się, żeglował i skakał na spadochronie. Pracował w wydziale dochodzeniowym Komendy Wojewódzkiej, zajmował się przede wszystkim trudnymi morderstwami. Często korzystał z pomocy specjalistycznych laboratoriów i właśnie w jednym z nich poznał Tadeusza. Fizyk brał udział w kalibracji kilku najnowszych urządzeń do badania próbek za pomocą spektroskopii. Obaj niemal natychmiast przypadli sobie do gustu, mimo że dzieliło ich niemal wszystko. Piotr był typem wysportowanego amatora zdrowego trybu życia, lubił szybkie samochody i imprezy towarzyskie. Pragmatyczny, konkretny, traktujący naukowców z odrobiną lekceważenia, lubił określać ich po prostu „jajogłowymi”. Tadeusz, choć nie był ułomkiem, ze sportów uznawał tylko jazdę na rowerze i piesze wycieczki. Pracę w instytucie fizyki uważał za interesującą, dużo czytał i mimo że miał doktorat z nauk ścisłych, amatorsko interesował się historią, filozofią i religioznawstwem. Nad huczne spotkania towarzyskie zdecydowanie przedkładał samotne wypady poza miasto lub co najwyżej kameralne spotkania w knajpach. W jakiś sposób jednak znaleźli nić porozumienia, które zmieniło się w męską przyjaźń. Często i obficie podlewaną piwem.
Komisarz zapukał do drzwi pół godziny później. Z uśmiechem uniósł czteropak „Heinekena” i przekroczył próg małego mieszkania Tadeusza.
— Wystarczy chyba, co?
— Wystarczy — fizyk skinął głową, wpuszczając kumpla do przedpokoju. — Jakby co, mam jeszcze spory zapas.
— Bosko — Piotr był już w kuchni, wkładając piwo do lodówki. — Niech się nieco schłodzi. No opowiadaj, co tam cię dzisiaj trafiło?
— Kobieta.
— Ta malowana blondyna? — obaj przeszli do pokoju, gdzie Tadeusz gestem dłoni zaprosił kolegę na wersalkę. Sam zajął miejsce w fotelu.
— No a która? — podał Piotrowi puszkę.
Złote piwo syczało kusząco, gdy policjant nalewał je do kufla.
— Widziałem ją wczoraj wieczorem na starówce, wsiadała do czarnej beemwicy jakiegoś dzianego kolesia. Nie chciało mi się wierzyć. Aż zatrzymałem buca pod pretekstem kontroli papierów. Ale to była ona. A koleś dokumenty miał w porządku.
— No to wszystko jasne — Tadeusz z kwaśną miną uniósł swój kufel. — Dzisiaj zaprosiła mnie do kafejki, tylko po to, żeby powiedzieć, że ma mnie dość.
— Wiesz, stary… — Piotr spojrzał w zapadający za oknem zmrok. — Nie chciałem ci tego mówić wcześniej, ale ona od początku wyglądała mi na taką, co leci przede wszystkim na kasę. Ten kolo w beemce to jakiś przygłup był straszny, ale miał najnowszy model bryki. Czaisz…
— Czaję. A wydawała się niegłupia i sympatyczna, kumasz? Po studiach i w ogóle… Ale może to i lepiej? Tylko wiesz… tam gdzieś w środku coś tak…
— Pusto? Wiem, wiem — Piotr pokiwał głową. — Nie musisz mówić.
Obaj siedzieli długą chwilę w milczeniu, opróżniając powoli kufle. Dopiero gdy Tadeusz sięgnął po kolejne dwie puszki, policjant odezwał się:
— Jest sprawa. Myślę, że możesz nam pomóc. A przy tym dorobisz trochę na zleceniu.
— Co? Firma?
Komisarz przytaknął.
— Ponad tydzień temu na Glinkach znaleziono zwłoki. Miejscy przekazali je nam do identyfikacji, bo mamy odpowiednie laboratorium. Sam je ustawiałeś. Zrobiliśmy wizję lokalną, wywiad środowiskowy, ale utknęliśmy. Tyle że udało nam się zidentyfikować ciało, ale poza jednym, dziwnym tropem, nie mamy nic.
— Rozumiem, że opcja samobójstwa została z jakichś powodów wykluczona? — zapytał Tadeusz, sięgając po pilota. Włączył muzykę.
— Wiesz, słyszałem o samurajach, którzy potrafili rozpruć sobie brzuch podczas harakiri i jeszcze wypowiedzieć haiku, zanim padli, ale nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie wyrwać sobie wszystkie wnętrzności, rozwlec je po podłodze i na koniec oderwać głowę i położyć na środku pentagramu.
— Pentagramu?
— Czy jak to się tam nazywa.
— No, kręgi bywają różne…
— Tak, wiem — Piotr machnął ręką w stronę półki z książkami. — Ty też w tym siedzisz.
— Tylko teoretycznie — Tadeusz skrzywił się z niesmakiem. — Nie bawię się w rysowanie kręgów i przyzywanie demonów.
— Tak czy siak, masz o tym jakieś pojęcie. I dlatego dzisiaj rozmawiałem ze starym. Bonkiewicz zgodził się, żebyś po podpisaniu papierów dołączył do grupy dochodzeniowej.
— I sądzisz, że mogę się wam przydać?
Policjant z poważną miną pochylił się nad stolikiem.
— Tadek, powiem ci wprost. Siedzimy w dupie i nie wiemy, jak wyjść. Jeśli nic z tą sprawą nie zrobimy, przyjadą ważniaki z CBŚ. Taka procedura. A komendant powiedział, że to sprawa honoru, żeby swoje sprawy załatwiać na swoim podwórku. Poza tym, jak CBŚ, to zlecą się tu telewizory ze wszystkich stacji, będą węszyć i robić te swoje dziennikarskie dochodzenia. Wiesz, jaki się burdel zrobi?
— No wyobrażam sobie — fizyk wstał i ruszył do kuchni. Po chwili wrócił z dwiema zimnymi puszkami „Heinekena”. — To gdzie i kiedy mam podpisać te papiery?
— Jutro wpadnij przed trzecią do komendy. Załatwimy wszystko. I od razu zabiorę cię na miejsce.
Dopili poprzednie piwo i nalali sobie następną kolejkę. Za oknem zapadł już zmrok. Tadeusz sączył złoty napój, myślami krążąc wokół opowieści przyjaciela. Pracował już dla policji, ale tym razem miał wziąć udział w śledztwie. Spodobała mu się ta perspektywa. Wspomnienie przykrej rozmowy w kawiarni powoli bladło i zaczynało się rozpływać (...)


***
Tadeusz Siekierski, fizyk, zostaje wciągnięty przez swojego kolegę policjanta w sprawę z pozoru czysto kryminalną — zabójstwo mężczyzny na jednym z bydgoskich osiedli. Historia zaczyna się komplikować, gdy okazuje się, iż sprawca niekoniecznie jest człowiekiem. Trzeźwo myślący Siekierski przekonuje się, że otaczający go świat to nie tylko dająca się potwierdzić naukowo fizyka.

Opowieść pełna tajemnic, sił potężniejszych niż ludzkość i magii, czającej się w zaułkach Bydgoszczy.

Cykl: Alazza (tom 1)





Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger