Zaspać na Sąd Ostateczny - Tad Williams
Polecam Całą serię!!!
MOJA OCENA: 9/10
Nigdy przedtem nie byłem na rozprawie w Niebie.
Nie zdarzają się zresztą często.
Ale zaraz, o mądry aniele, powiecie. Jakże to w Niebie mogą się odbywać procesy sądowe?
Dobre pytanie. No bo skoro już ktoś raz się dostał do Krainy Wiecznej Szczęśliwości, to chyba ma załatwione, nie? Gościu przeszedł weryfikację i zaliczyli go do Sprawiedliwych, bo inaczej by się tam nie dostał, prawda? Potem zaś już tylko chwali się Pana – jak więc można podpaść pod niebieskie paragrafy?
No cóż… po pierwsze, jest cały ten gips z wolną wolą. Ludzie i anioły muszą móc popełniać błędy, w przeciwnym razie wszechświat byłby mechanizmem, w którym wszystko jest z góry ustalone i doskonałe. Życie w Niebie najczęściej tak właśnie wygląda: trzoda pogodnych świetlistych stworzeń bytuje w absolutnej harmonii, w bzyczącym szczęściem ulu, z jednym wspólnym celem. Wszyscy jednak wiemy, że w przyrodzie – choćby dany ekosystem działał idealnie – zawsze się znajdzie parę durnych ptaków lecących na północ, gdy cała reszta ucieka przed zimą na południe, czy jakiś rąbnięty łosoś surfujący w dół rzecznych bystrzyn z okrzykiem „Patrzcie, jak zasuwam!”, który co rusz obija się o rozsądniejszych ziomków mozolnie płynących na tarło pod prąd. I nie ma znaczenia, że tacy odmieńcy zamarzają i spadają z nieba gdzieś w tundrę lub zdychają bezpotomnie – liczy się wolna wola. Najwyraźniej zaś my, anioły, jesteśmy tak samo zdolne do kiepskiego panowania nad impulsami jak wszyscy inni. No i stąd się biorą niebieskie sądy i procesy, a mnie właśnie po raz pierwszy czekał udział w takiej imprezie.
Udział to może źle powiedziane. I niezupełnie pierwszy raz; zdarzało mi się już wiedzieć o podobnych sprawach. W raju tak już jest, że wie się o pewnych ważnych wydarzeniach, a nawet można śledzić je uważnie, niekoniecznie w nich uczestnicząc. Trudno to wyjaśnić, jak wiele innych niebiańskich niewytłumaczalnych rzeczy. Powiedzmy, że siedzicie w zatłoczonym barze i trwa mecz ligowy z udziałem lokalnej drużyny: nie trzeba wlepiać gał w telewizor, żeby wiedzieć, co się akurat dzieje na boisku, nie? Dociera to do was na kilkanaście sposobów. No więc ja na zbliżonej zasadzie miałem okazję obserwować parę takich procesów.
Ten jednak miał się zdecydowanie różnić od poprzednich, dlatego załatwiłem sobie doskonałe miejsce: w samym środku pierwszego rzędu. Podsądnego (biedny skrzydlaty skurczybyk…) czekała konfrontacja z najwyższym majestatem niebieskiego prawa i całe Lśniące Miasto pulsowało niecierpliwym oczekiwaniem. Pałac Sprawiedliwości jaśniał od wewnętrznego światła niezliczonych zastępów anielskich; wszystkim zależało, by widzieć to osobiście i z bliska. Zdawało mi się nawet, że nieopodal kręci się mój szef, archanioł Temuel (ksywka „Muł”).
Tłumy Zbawionych, choć w zasadzie pozbawione substancji, przepychały się i potrącały wzajem w ogromnej połyskliwej masie (tego też nie podejmuję się wytłumaczyć). Pojawienie się szacownego trybunału wzbudziło rosnący szmer ekscytacji. Rządek promiennych archanielskich sylwetek reprezentował to, co wielkie i dobre – w paru wypadkach nawet największe i najlepsze – co nasza Trzecia Sfera ma do zaoferowania. Rozpoznałem wszystkie od razu.– Zebraliśmy się tu pod okiem Najwyższego, aby sprawiedliwości stało się zadość. – Te słowa wypłynęły z kolumny brylantowego światła, której na imię Terencja. Pozostała czwórka sędziów: Karael, Razjel, Anaita i Chamuel, zasiadła w płomiennym milczeniu wokół niej, ustawiona pod sznurek niczym świece na menorze w piąty dzień Chanuki. – Bóg was wszystkich kocha – dodała i obróciła uwagę na mnie. – Aniele adwokacie Doloriel, jesteś oskarżony o spiskowanie przeciwko Niebu tudzież o inne zbrodnie, w tym gniew, pychę, zazdrość oraz chciwość, wszystkie w najokropniejszej postaci. Jeżeli zostaniesz uznany za winnego, będziesz usunięty z Nieba i wrzucony w Czeluść Piekielną, gdzie spędzisz wieczność w męce i rozpaczy. Czy masz jakieś pytania, nim zaczniemy przewód sądowy?
Tak, tak. Z tego właśnie powodu przysługiwało mi tak dobre miejsce w prześwietnej sali. Macie jakieś pytania? Ja też, i to najpewniej takie same, poczynając od „Jak się tu znalazłem?” aż po „Jak się z tego, kurka wodna, wykaraskać?”. Jednakże z przyczyn, które będę wyjaśniał po drodze, nie sądziłem, aby ich zadawanie przyniosło mi cokolwiek dobrego.
– Wysoki Sądzie, zadecydowaliście już, co ze mną zrobicie – powiedziałem z nadzieją, że zabrzmiało to znacznie bardziej hardo i chłodno, niż się w tej chwili czułem. – Darujmy więc sobie te wstępy, bo i tak wiadomo, że najlepsza zabawa będzie przy ogłaszaniu werdyktu.Ale zaraz, powiecie, może by tak od początku, Bobby Dolar. Jakimże cudem trafiłeś na niebiańską ławę oskarżonych? Jak taka przykrość mogła spotkać jednego z umiłowanych, szanowanych aniołów Pańskich?
Ha, ha. Jasne. Nie żałujcie sobie, kopnijcie leżącego jeszcze raz. Co tam los jego nieśmiertelnej duszy, skoro można mieć z tego trochę beki?Naprawdę chcecie wiedzieć, jak się znalazłem w tej sytuacji? Wszystko się chyba zaczęło od snu, który mnie nawiedził pewnej nocy.