Jedyne wspomnienie Flory Banks - Emily Barr
Ciekawy pomysł, narracja też daje radę. Jak dla mnie, trochę to takie jednostajnie prostoliniowe, jeśli chodzi o klimat, ale plus za tematykę:)
MOJA OCENA: 6/10
PROLOG
Maj
Jestem na szczycie wzgórza i wiem, że zrobiłam coś strasznego, choć nie mam pojęcia, co to było.
Jeszcze minutę albo godzinę temu wiedziałam, ale teraz wszelkie wspomnienia wyleciały mi z pamięci. Nie miałam czasu ich zapisać, więc przepadły. Wiem, że muszę się ukrywać, ale nie wiem przed czym.
Znalazłam się na górskiej grani w jakimś oszałamiająco pięknym, lodowato zimnym miejscu. Gdzieś w dole wije się wstążka rzeki. Widzę też dwie wyciągnięte na brzeg łódki. Po drugiej stronie nie ma nic, tylko góry ciągną się po horyzont.
Niebo jest głęboko niebieskie, słońce oślepia blaskiem. Ziemię okrywa cienka warstwa śniegu, ale mnie jest gorąco w grubym, futrzanym płaszczu. Tak tu jasno i czysto, biało od śniegu. To miejsce nie może istnieć naprawdę. Oto znalazłam kryjówkę we własnej głowie.
Oglądam się za siebie. Obok łódek na brzegu dostrzegam niewielką chatę: byłam w środku, ale wyszłam i wspięłam się na ten szczyt. Uciekałam przed tym, co zostało wewnątrz – cokolwiek to jest. Chyba nie powinnam być tu sama, bo czuję, że grozi mi niebezpieczeństwo.
Wolę ucieczkę w dzicz niż spotkanie oko w oko z tym, co zostało w chacie.
Nie ma tu drzew, więc muszę przejść na drugą stronę grani, żeby się ukryć. Gdy tylko tam się znajdę, będę sama pośród gór, skał i śniegu. Stoję na szczycie i wyciągam z kieszeni płaszcza dwa gładkie kamienie – nie wiem dlaczego, ale mam przekonanie, że to ważne. Kamienie są czarne, idealnie mieszczą się w dłoni. Ciskam je przed siebie najmocniej i najdalej, jak potrafię. Najpierw jeden, a potem drugi. Oba giną między obsypanymi śniegiem skałami. Czuję zadowolenie.
Niedługo zniknę. Znajdę kryjówkę i nie wyjdę, dopóki nie przypomnę sobie, co takiego zrobiłam. Nie obchodzi mnie, jak długo to będzie trwało. Prawdopodobnie zostanę w tym zimnym miejscu do końca życia.
CZĘŚĆ 1
ROZDZIAŁ 1
Muzyka gra za głośno, w pokoju jest zbyt tłoczno, a liczba ludzi w całym domu to jakiś koszmar. Moje ciało wibruje od basów. Schowałam się w kącie tylko na chwilę: biorę głęboki oddech i zaczynam przepychać się między obcymi. Patrzę na rękę. IMPREZA – mówi gruby, czarny napis.
– Tyle widzę sama – prycham pod nosem.
Powietrze jest gęste od zapachu potu, alkoholu i perfum. Czuję, że muszę wyjść, i to natychmiast. Potrzebuję zaczerpnąć powietrza. Mam ochotę oprzeć się o barierkę i patrzeć w morze. Wiem, że ten dom stoi na nabrzeżu.
– Cześć, Flora – wita się jakiś chłopak.
Jest szczupły, wysoki i ogolony na łyso. Nie poznaję go.
– Cześć – odpowiadam, udając niewzruszoną.
Ma na sobie dżinsy, podobnie jak wszyscy faceci i większość dziewczyn dookoła. Natomiast ja, nie wiedzieć czemu, włożyłam połyskliwą, przylegającą białą sukienkę i żółte buty, które wcale mi się nie podobają, a do tego są na mnie za duże. Pewnie wyobrażałam sobie, że to odpowiedni strój na imprezę: cóż, myliłam się.
Zerkam na dłoń. Mam siedemnaście lat – czytam i przyglądam się sobie raz jeszcze. Może i wyglądam jak nastolatka, ale czuję się młodsza.
Kiedy byłam mała, uwielbiałam szykować się na przyjęcia. Z namaszczeniem wkładałam strojną sukienkę, zupełnie jak dzisiaj. Wszyscy przytulali mnie mocno i mówili, że wyglądam jak księżniczka. Wyrosłam z tego. Gdybym tylko miała długopis, napisałabym sobie na ręce: „Jestem starsza, niż mi się wydaje”. Powinnam pożegnać się z błyszczącymi sukienkami i zacząć nosić dżinsy.
– Napijesz się czegoś?
Chłopak wskazuje na stolik zastawiony plastikowymi kubkami i jakimiś butelkami. Spoglądam na nadgarstek: Nie pij alkoholu. Wszyscy chętnie częstują się zawartością butelek. Cokolwiek by to było, możliwe, że ma procenty.
– Chętnie – odpowiadam, ciekawa, co się wydarzy.
Z kolejnego napisu na ręce dowiaduję się, że: Drake wyjeżdża. To chłopak P. Zatem to impreza pożegnalna. P to Paige. A więc wyjeżdża chłopak Paige. Zostanie sama. Współczuję jej.
– Nalej mi, proszę, trochę tego czerwonego – dodaję.
Zwilżam palec śliną i tak długo pocieram napis: Nie pij alkoholu, aż staje się nieczytelny.
Wysoki chłopak podaje mi plastikowy kubek po brzegi wypełniony winem. Krzywię się przy pierwszym łyku, ale z tym imprezowym atrybutem w dłoni czuję się trochę bardziej na miejscu. Jestem gotowa wyruszyć na poszukiwanie mojej przyjaciółki.
Mam siedemnaście lat. Jestem na imprezie. Drake wyjeżdża. Drake to chłopak Paige.
Jakaś kobieta łapie mnie za ramię. Odwracam się. Ma jasne, niemal białe, lekko postrzępione włosy. Musi być starsza niż pozostali, bo na jej twarzy widzę zmarszczki. Rozpoznaję w niej mamę Paige. Nie przepada za mną, choć nie mam pojęcia dlaczego.
– Flora! Jesteś! – mówi głośno, próbując przekrzyczeć muzykę.
– Dotarłaś i masz się dobrze.
Jej usta się uśmiechają, ale oczy patrzą obojętnie. Odwzajemniam sztuczny uśmiech.
– Zgadza się – odpowiadam, przytakując energicznie.
– W takim razie mogę uspokoić twoją mamę. Wysłała już do mnie w tej sprawie trzy wiadomości.
– W porządku – zgadzam się.
– Razem z Dave’em zaraz wychodzimy. Poradzisz sobie? Wiem, że jest ci trudno bez niańki.
O, tak – mama Paige potrafi być niemiła.
– Proszę się nie martwić – odpowiadam krótko.
Kobieta przygląda mi się przez chwilę, po czym odwraca się i wychodzi. To była mama Paige, a to jest jej dom.
Gdy muzyka milknie, oddycham z ulgą. Była dla mnie za głośna, zbyt krzykliwa. Cisza trwa jednak krótko – z głośników zaczyna lecieć coś innego. Dookoła mnie wszyscy skaczą i tańczą w sposób, którego nawet nie próbuję naśladować. Najwyraźniej podoba im się ten rytmiczny kawałek.
– Puśćcie jeszcze raz Pixies! – ktoś ryczy mi– Puśćcie jeszcze raz Pixies! – ktoś ryczy mi prosto do ucha.
Wzdrygam się odruchowo, a czerwone wino wylewa się prosto na moją białą sukienkę. Wygląda jak krew. Jakaś dziewczyna, cofając się, staje mi na stopie. Ma krótkie włosy i duże kolczyki. Jaskrawoczerwona, rozmazana szminka na jej wargach sprawia, że usta wyglądają jak otwarta rana.
– Sorry – rzuca i wraca do przerwanej rozmowy.
Nie chcę tu być. Muszę wyjść. Inaczej wyobrażałam sobie przyjęcie pożegnalne. Spodziewałam się eleganckich sukienek, kilku zabaw i tortu na finał. Nie wiem, gdzie jest Paige, i nawet nie mam z kim pogadać.
Ruszam w kierunku drzwi, ku zapachowi morza i dźwiękom nie muzyki. Ruszam do domu. Nagle słychać brzęk szkła, a zaraz po nim uciszające się nawzajem syknięcia. Rozmowy milkną. Zatrzymuję się i obracam się w tę samą stronę co wszyscy.
Ktoś stoi na krześle. To Drake. Chłopak Paige, która jest moją najlepszą przyjaciółką. Tego jestem pewna na mur-beton. Poznałyśmy się, kiedy miałyśmy po cztery lata i zaczęłyśmy chodzić do przedszkola. Obie nosiłyśmy włosy zaplecione w warkoczyki i obie byłyśmy zdenerwowane. Pamiętam nasze podwórkowe zabawy. Pamiętam nasze pierwsze czytanki: ja nauczyłam się czytać jako pierwsza i czytałam Paige. Kiedy byłyśmy starsze, pomagałam jej z zadaniami domowymi, a ona pisała dla nas krótkie przedstawienia i wyszukiwała najlepsze drzewa do wspinaczki. Pamiętam też nasz ostatni rok w podstawówce i radość na myśl o tym, że do kolejnej szkoły też pójdziemy razem.
Znam Paige bardzo dobrze, a jednak kiedy patrzę na nią, zaskakuje mnie, że jest już dorosła. To znaczy, że Drake to jej prawdziwy partner. Taki na poważnie. Ciemne włosy i okulary w czarnych oprawkach. Chłopak ma na sobie dżinsy, tak jak wszyscy. Nie wygląda znajomo.
Drake rozgląda się po tłumie. Na mój widok uśmiecha się na chwilę i odwraca wzrok. Czyli znamy się, mimo że ja go nie rozpoznaję. Obok jego krzesła stoi jakaś blondynka i wpatruje się w niego. Stoi za blisko. Chyba gdzieś ją już widziałam. Nie powinna patrzeć na niego w ten sposób, skoro to chłopak Paige.
– Cześć wszystkim. Dzięki, że wpadliście – mówi Drake. – Nie spodziewałem się przyjęcia pożegnalnego tego kalibru. Jestem tu przecież ledwie od pięciu minut. No, może od pięciu miesięcy, jeśli mam być dokładny. U cioci Kate i wujka Jona było naprawdę super. Lepiej nie mogłem trafić. Nie spodziewałem się też, że poznam tylu nowych przyjaciół. Wyobrażałem sobie, że Kornwalia to jedna z dzielnic Londynu, że będę jeździł piętrowymi autobusami, jadł to wasze paskudne brytyjskie jedzenie i stanę się fanem piłki nożnej. W rzeczywistości bawiłem się genialnie. Mam nadzieję, że będziemy w kontakcie. Macie wszyscy otwarte zaproszenie na Svalbard – najwspanialsze krajobrazy świata czekają. Od zawsze marzyłem, żeby tam pojechać, i uważam, że spotkało mnie ogromne szczęście. Co nie
znaczy, że w Kornwalii nie było fantastycznie.
– Marzę tylko o tym, żeby znowu wysłuchiwać, jaka to wspaniała jest Arktyka – ktoś komentuje cicho za moimi plecami. I odpowiada mu zduszony śmiech.
W dłoni mam telefon. Robię zdjęcie Drake’owi, żeby zapamiętać, po co tu jestem. Svalbard to dziwne słowo. Nie mam pojęcia, co to takiego, ale jeśli dobrze rozumiem, to dla Drake’a pojęcia, co to takiego, ale jeśli dobrze rozumiem, to dla Drake’a ważne.
Dopijam wino – wciąż smakuje ohydnie – i rozglądam się za butelką. Jest mi trochę niedobrze.
– Oczywiście nie mogę przemilczeć faktu, że podczas pobytu tutaj miałem ogromne szczęście poznać piękną Paige – ciągnie chłopak, czerwieniąc się odrobinę.
– Nie wiem, jakim cudem oni byli ze sobą. Ta dziewczyna to kompletnie nie jego liga – mamrocze ktoś stojący za mną, a wtóruje mu kilka mruknięć. – To dzięki niej poznałem wielu z was. Będę tęsknił. Dzięki za wszystko. Spodziewajcie się mnóstwa zaśnieżonych zdjęć na Facebooku. To chyba tyle. Chociaż nie, jeszcze jedno! Chciałbym podziękować Paige oraz Yvonne i Dave’owi za to, że udostępnili nam dzisiaj swój dom. Myślałem, że skończy się na zwykłym wyjściu do pubu. Pijcie, bawcie się i postarajcie się niczego nie rozwalić.
Ludzie klaszczą przez chwilę, a chłopak niezgrabnie zsuwa się z krzesła, ale oklaski są raczej symboliczne – większość gości ma ręce zajęte drinkami.
Próbuję zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Drake wyjeżdża i to gdzieś, gdzie jest dużo śniegu. Jest z tego powodu podekscytowany. Przez ostatnie pięć miesięcy mieszkał w Penzance u cioci Kate i wujka Jona. Paige urządziła dla niego tę imprezę.
Widzę ją w rogu pokoju, stoi w towarzystwie kilku osób. Patrzy na mnie i pytająco unosi brwi, jakby chciała się upewnić, czy wszystko w porządku. Skinieniem głowy zapewniam ją, że nie ma się o co martwić.
Paige jest absolutnie piękna: długie czarne włosy, gęste i delikatnie kręcone, okalają jej twarz o śmietankowej cerze. Kiedy się uśmiecha, w policzkach ma dołeczki. Wygląda jak laleczka z porcelany. Włożyła dziś obcisłą, intensywnie niebieską, krótką sukienkę, a do niej grube rajstopy i znoszone botki. Nerwowo obciągam białą kieckę i staram się nie myśleć o swoich okropnych butach. Mam ochotę sprawdzić, jak wyglądam, ale nie widzę w pobliżu żadnego lustra. Na wewnętrznej stronie ramienia dostrzegam napis: Jutro. Kino z Paige. Pociesz ją.
Napełniam plastikowy kubek kolejną porcją czerwonego wina i chyłkiem wymykam się bocznymi drzwiami – jakby ktoś miał się przejąć moim wyjściem. Chłodne powietrze uderza mnie w twarz, a morze wypełnia moje uszy i płuca. Zamykam oczy na kilka sekund. Jak dobrze.