"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Czarna Madonna - Remigiusz Mróz

"Nie chcę, ale muszę" - takie miałam podejście do tej książki ze względu na tematykę, która zarówno mnie fascynuje, jak i przeraża.
I jak było w tym przypadku?
Właśnie tak - strach i fascynacja. PIEKIELNIE dobrze napisany horror, błyskawicznie samo się czyta!!!
To moja pierwsza książka pana Mroza, nie miałam więc uprzedzeń - startowałam z czystą kartą:) I cieszę się bardzo, że to przeczytałam, za jednym zamachem!

Mój znajomy Sebastian, na blogu Okiem na Horror napisał, że to nie jest horror, tylko thriller (patrz TU). 
Z TYM JEDNYM SIĘ NIE ZGADZAM, SEBASTIANIE - co do reszty Twojego świetnego postu(latu) - podpisuję się całą mną!:) 
Czarną Madonnę czytałam jako pełnokrwisty horror o opętaniu przez demona (y), a chwilami czytało się ją trochę jak urban fantasy... oj, raczej urban grozę, czyli lekko i z poczuciem humoru:)

Dodam jeszcze, że nienawidzę, serio - N I E N A W I D Z Ę pseudo opinii osób, które nie miały książki w ręku, a płuczą ją ze ściekami... Serio? Aż takie talenta jasnowidztwa w niektórych z nas drzemią?
Moim zdaniem nigdy nie należy skreślać autora, jakiegokolwiek, po przeczytaniu lub obejrzeniu JEDNEGO tylko dzieła. Miałam parę takich przypadków, gdzie książka akurat była masakrycznie denna, a druga wbiła mnie w fotel (albo w wannę XD).

Dlatego - panie Remigiuszu, nie wiem, jak tam z pana poprzednimi opowieściami (po które nie sięgnę tylko i wyłącznie ze względu na to, że to nie moja tematyka), ale jeśli zamierza pan przerzucić się na grozę - jestem z panem na bank:) Strasznie mi się czytało te fragmenty, opisujące ujawnianie się demona, a w trakcie jednego takiego właśnie wyłączył mi się czytnik - ot, tak sobie... i nie, nie rozładował się - po prostu SIEM WZIĄŁ I WYŁĄCZYŁ (czytałam w ciemnej łazience, tylko czytnik rzucał poświatę lekką).... 

Okeeeeey...

Rewelacyjny horror, przypominający mi podskórnie świetny film Rytuał!
POLECAM rekami i nogami!

P.S. Okładka przepiękna!

MOJA OCENA: 8/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
Położyłem się w łóżku z myślą, że nie pośpię długo. Najwyżej się zdrzemnę, na kilkugodzinny sen nawet nie liczyłem. Przypuszczałem zresztą, że poleżę chwilę i senność zniknie. Myśli w zmęczonym umyśle miały idealne warunki, by błądzić. Moje z pewnością z tego skorzystają.Zanim się zorientowałem, powieki stały się ciężkie. Odpłynąłem w nicość z błogim poczuciem.Nie wiem, jak długo spałem. Ani czy spałem w ogóle.
Wiem jedynie, że obudził mnie nieznany głos. Głos, który wypowiadał słowa w obcym języku.
Był chrapliwy, głęboki i stłumiony, jakby dochodził zza grubej bariery.W rzeczywistości dobywał się jednak z moich ust.
Czułem ślinę spływającą z kącików i nie miałem wątpliwości, że jest czarna. Wylewała się ze mnie jak woda z kipiącego garnka. Była spieniona, robiło jej się coraz więcej, przez co słowa stawały się coraz bardziej zniekształcone.Nie mogłem się ruszyć, byłem jak przykuty do łóżka. Odór, który unosił się w sypialni, zdawał się nie do wytrzymania. Nie wiedziałem, czy mam otwarte oczy, przed sobą miałem jedynie nieprzenikniony mrok.Czułem, że moje usta się poruszają, krtań drga. Kolejne słowa wypływały zupełnie niezależnie ode mnie, tak jak czarna ślina.Potrzebowałem chwili, by je zrozumieć. A zaraz potem pożałowałem, że mi się udało.Et vidi de mari bestiam ascendentemObcy głos dźwięczał ponuro w ciemnej, pustej sypialni. Był złowrogi, mroczny i dudnił w nim niepokojący, nienaturalny podźwięk. Usta same układały się do łacińskich słów.Słów, które znałem zbyt dobrze.Habentem capita septem, et cornua decem…Wiedziałem, które fragmenty Pisma Świętego recytuję. Natychmiast zrozumiałem też dlaczego.
Nagle poczułem, jak coś ściska mnie w klatce piersiowej. Serce zabiło mi jak młotem, przejmujący ból rozszedł się gdzieś pod mostkiem, a potem nagle zamarłem. Usłyszałem cichy syk, który dobywał się z mojego gardła.
Odniosłem wrażenie, że po kilkudziesięciu szybkich, mocnych uderzeniach moje serce się zatrzymało. Sycząc, jakby ktoś przypalał mnie żywcem, poczułem skurcze mięśni na nogach i rękach.Udało mi się unieść głowę na tyle, by zobaczyć, jak skręcają mi się kończyny. Przywodziły na myśl kurczący się, topiony w wysokiej temperaturze plastik. Po chwili znów znieruchomiałem, nie mogłem już poruszyć głową.
Syk przerodził się w kolejne słowa.
Tym razem wypowiadał je nie jeden obcy głos, ale kilka. Nakładały się na siebie, drgały nieprzyjemnym tembrem i było w nich coś szalonego.Coś demonicznego.Et super cornua eius decem diademata… – rozległo się. – Et super capita eius nomina blasphemiæ!
Skurcz pojawił się także w mięśniach twarzy. Czułem, że usta układają mi się w szeroki, upiorny uśmiech, jakby ktoś rozciągał mi na bok kąciki. Głowa zaczęła się obracać, a kark strzelił.Targnęło mną coś nieokreślonego, coś wypływającego jednocześnie z mojej duszy, z jej najmroczniejszych zakamarków, ale także z zupełnie innego miejsca. Odległego. Miejsca, które powinno być niedostępne.Zwymiotowałem na łóżko.Potem szarpnęło moją głową w drugą stronę. Przetoczyłem się kawałek i upadłem na podłogę. Poczułem, że odzyskuję kontrolę nad ciałem. Uczucie było przejściowe, ale wystarczyło, bym zrozumiał, że muszę walczyć.
Przypomniałem sobie o medalionie, który mam na szyi. Powinien mnie bronić, powinien zapewnić mi osłonę przed siłami nieczystymi. Charcząc i plując czarną mazią, starałem się uspokoić chociaż na tyle, by zacząć odmawiać „Zdrowaś Maryjo”.
Naraz przemknęło mi przez głowę, że to bezcelowe. Spojrzałem dziś w oczy Czarnej Madonny, nie dostrzegłem w nich gotowości pomocy. Przeciwnie.
Odzyskałem władzę w rękach i natychmiast chwyciłem za pościel, chcąc się podnieść. Pokryta czarnymi wymiocinami kołdra zsunęła się, a ja znów padłem na podłogę. Wydałem z siebie krzyk, głośny i przeraźliwy, aż zdarłem sobie gardło.Potem poczułem, że robi mi się mokro. Spojrzałem w dół i zobaczyłem plamę rozlewającą się na spodniach od piżamy. Poczułem, że puszczają mi zwieracze, a moje ciało jakby przedśmiertnie wiotczeje.
Sił miałem coraz mniej, ale coś we mnie narastało. Obcy głos. Nie, nie jeden, znów kilka lub kilkanaście. Wszystkie należały do kogoś innego, nie były echem jednego człowieka. Właściwie nie miały nic wspólnego z człowiekiem. Z niczym, co ludzkie.Et vidi de mari bestiam ascendentem! – ryknąłem wielogłosem.Potem nagle znieruchomiałem. Poczułem, że kręgosłup wygina mi się w łuk. Zatrząsłem się, obleciało mnie poczucie przejmującego chłodu. Miałem wrażenie, że przenika każdy cal mojego ciała, wgryza się we mnie i sprawia, że zamarzam od środka.Zrozumiałem, że tracę przytomność. Zanim to się stało, moje usta znów się poruszyły.Bestiam ascendentem… – powtórzyły głosy. – Bestiam ascendentem…
                                              ***Kinga potrząsała mną gorączkowo, krzycząc, żebym się ocknął. Otworzyłem oczy i łapczywie omiotłem wzrokiem pokój, nie mogąc uwierzyć, że jeszcze żyję. Był już ranek, promienie słońca wpadały przez niczym nieprzesłonięte okno.Nabrałem głęboko tchu, nie rozumiejąc, co się stało. W ustach czułem odrażający smak, nieprzypominający niczego, z czym dotychczas miałbym do czynienia.– Berg!– Spokojnie…– Jezus Maria… – jęknęła. – Co tu się stało?Sięgnąłem do medalika. Spodziewałem się, że cały czas był na miejscu, tyle że po mojej wizycie na Jasnej Górze z jakiegoś powodu stał się bezużyteczny. Nie mogłem go jednak znaleźć. Nie miałem go na szyi.– Gdzie medalion? – spytałem.Kinga patrzyła na mnie, ale jakby mnie nie widziała. Nie dotarło do niej też moje pytanie, czemu chyba nie powinienem się dziwić, bo zadałem je chrapliwym szeptem. Miałem wrażenie, jakbym wrócił prosto z meczu ulubionej drużyny, podczas którego dziewięćdziesiąt minut upłynęło mi na wznoszeniu okrzyków.Spróbowałem się podnieść, ale każdy mięsień w moim ciele zaprotestował. Znów wystąpiły skurcze, teraz jednak znacznie lżejsze. Kinga wciąż zadawała mi kolejne pytania, ale nie miałem zamiaru udzielać odpowiedzi, których i tak nie usłyszy.Rozejrzałem się. Sypialnia wyglądała tragicznie, jakby mieszkał tutaj najgorszy element społeczny. Na podłodze rozlała się kałuża moczu i rozwolnionego kału, całe łóżko pokrywała czarna bryja. Smród unoszący się wokół zdawał się sprawiać, że powietrze zgęstniało.Było mi niedobrze, Kindze zapewne też.Kiedy skończyła zasypywać mnie pytaniami, nie czekając właściwie na wyjaśnienia, pomogła mi się podnieść. Zaprowadziła mnie do łazienki, upierając się, że wezwie karetkę.– I? – zapytałem. – Co to da?– Coś zrobią, jakoś ci pomogą, może podadzą…– Na to nie ma lekarstwa – przerwałem jej. – Przynajmniej nie takiego, które stworzył człowiek.Pochyliłem się nad umywalką i przez moment zastanawiałem. Nie wiedziałem nawet, od czego zacząć. Od przepłukania ust? Umycia zębów? Opłukania twarzy? Prysznica? Nic, co bym zrobił, nie oczyściłoby mnie z tego, co do mnie przylgnęło.– Dasz mi chwilę? – zapytałem.Popatrzyła na mnie, jakby fakt, że spuści mnie z oka na kilka minut, mógł sprawić, że już mnie nigdy nie zobaczy.– Berg…– Spokojnie – powtórzyłem. – Nic się nie dzieje.Nagle jej wzrok zupełnie się zmienił. W oczach pojawiła się bezbrzeżna, wyraźna złość.
– Nic… – zaczęła, rozkładając bezradnie ręce. – Nic się nie dzieje?!
(...)
***
Boeing 747 irlandzkich linii lotniczych miał wylądować w Tel Awiwie o trzeciej w nocy. Nigdy nie dotarł na miejsce, a kontakt z maszyną utracono gdzieś nad Morzem Śródziemnym. Na pokładzie znajdowało się 520 osób, w tym narzeczona Filipa, która miała odbyć pielgrzymkę do Bazyliki Grobu Świętego.

Przez pierwsze godziny Filip wierzy, że samolot się odnajdzie. Nic nie wskazuje na zamach, straż przybrzeżna nie odnajduje wraku, a co jakiś czas do kontroli lotów dociera sygnał z transpondera.

Co stało się z boeingiem? Jaki związek ma jego zniknięcie z podobnymi zdarzeniami?

I jakie znaczenie ma obraz Matki Bożej, nazywany Czarną Madonną?

Pierwsze odpowiedzi każą Filipowi sądzić, że niewiedza naprawdę jest błogosławieństwem.




ZGARNIJ EBOKA W 



Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger