Jak wysoko zajdziemy w ciemnościach Nagamatsu Sequoia
"... cały ten obszar stał się wielką pralką, w której nowe miesza się z pradawnym."
Czekałam, bardzo czekałam.
I się doczekałam.
Przeczytałam wczoraj, ale serio?
Nie chciało mi się pisać o tej powieści. Nie lubię pisać o rozczarowaniach.
Bo jak dla mnie to było rozczarowanie.
Przerażajaca wizja przekazana może i w niestandardowy sposób, ale w moim odczuciu?
Kompletnie niekompatybilny z esencją.
Narracja zupełnie do mnie nie przemówiła i emocje opadały ze strony na stronę.
Dosyć hardcorowe pomysły rozwoju wirusa i pomysł na samego wirusa zostały przekazane w formie dziwacznych, niby zwykłych, chaotycznych opowieści różnych bohaterów, które może takie miały być aby podkręcić efekt?
U mnie niczego nie podkręciły, a wręcz zakręciły.
Zachwyciłam się tematyką. I to był jedyny zachwyt.
"...zaraza arktyczna przekształca ludzki organizm, hoduje tkanki wątroby w mózgu i tkanki serca w jelitach."
Podsunięte tu rozwiązania, odpowiedzi i alternatywy nie do końca polubiłam i zrozumiałam, a całość w swej "inności" traciła na atrakcyjności, zamiast zyskiwać i męczyła, a ciekawość szybko przerodziła się w irytację.
U mnie.
Zdecydowanie bardziej wolę jednak tradycyjne opowieści o końcu świata, jak u Kinga, McCammona i Cronina przykładowo.
Nie lubię takich rozczarowań, więc teraz w ramach detoksu biorę się za pewniaka...
Ocena za emocje (niska), a także za samą koncepcję i pomysł (wyższa).
Przekaz i wykonanie mnie pobiło, nie znoszę się męczyć przy czytaniu.
Można zajrzeć z ciekawości, nie odradzam. Niech sobie każdy wyrobi własne zdanie... Bo o to chodzi w czytaniu.
MOJA OCENA: 5/10
PRZECZYTAJ FRAGMENT!
***