"A DZIŚ ŻEM SE CZYTŁA/LUKŁA..."

CZYTAJ ZA DARMO!

Statystyki

SZUKAŁKA

Ona to wie Lorena Franco

"Spokojnie piłam kawę z mlekiem, obserwowałam normalny rytm pracowitego dnia i tak jak moja sąsiadka Andrea, wymyślałam nowe życie gościom tego małego, przytulnego lokalu. Nikt z nich nie wyglądał na zatroskanego; może dotknęła ich śmierć kogoś bliskiego i umieli się z tym pogodzić. Może choroba, wypadek samochodowy, starość... Ale nie morderstwo. Nie spotkali potwora, człowieka, który nosi w sobie diabła."

Ja wiem, dlaczego takie niskie oceny - za początek, który trwa prawie do połowy książki... No, może lekko przesadziłam:)

Ta opowieść jest dla mnie zaskoczeniem i przykładem na to, że czasami warto poświęcić sporo czasu, aby przebrnąć przez nudne, żmudne i powielone pomysły literackie, ze znanymi szablonami postaci literackich - wydawałoby się, oczywistych i przewidywalnych - żeby potem przeżyć czytelnicze zaskoczenie, potęgowane wzrostem adrenaliny i stwierdzeniem: O co tu q... chodzi?!

Polecam naprawdę - warto się przebić przez ten straszny początek, bo potem robi się jazda bez trzymanki. Jedna, monotonna opowieść głównej, nieszczęśliwej bohaterki przeradza się w kalejdoskop zaskakujących i szokujących opowieści bohaterów, których (wydawałoby się nam) znamy już dobrze...

Okazuje się jednak inaczej. Zupełnie inaczej. Dla mnie - mega zaskoczenie.


REWELACYJNA - ocena byłaby wyższa, gdyby nie ten, moim zdaniem, zniechęcający falstart.
Z pewnością długo o niej nie zapomnę, cały czas tkwi mi między uszami...


MOJA OCENA: 8/10


PRZECZYTAJ FRAGMENT!


RATUJ SIĘ TY, JA JUŻ NIE ŻYJĘ


Potwór jest blisko, czuję go.
W mózgu odgłosy łomotania i histerycznego śmiechu droczą się ze mną, chcą mnie doprowadzić do szaleństwa.
Oczy mam przewiązane opaską, nie mogę jej rozwiązać zdrętwiałymi palcami.
Małe, ciasne pomieszczenie przyprawia o klaustrofobię, ledwo mogę oddychać.
Podłoga i ściany są zimne i wilgotne, mam dreszcze; usiłuję wstać, ale nie mogę powstrzymać drżenia nóg.
Próbowałam krzyczeć, na próżno: struny głosowe jakby nie istniały.
Nie po raz pierwszy czuję, że moje ciało do mnie nie należy, ale pierwszy raz tak bardzo się boję.
Powinnam była uwolnić się od chorobliwej fascynacji ciemną stroną ludzkiej natury i uciec, zanim odkryłam list, znacznie wcześniej.
Teraz nie mam już jak uciec.
Chciałabym znowu nie pamiętać. Obracam się powoli, próbuję chronić się własnym ciałem.
Czy już nie żyję? Czy to jest śmierć?
„Chciałabyś nie żyć”, mówi mi głos, ten sam głos, który umilkł dawno temu. Zawsze krzywdzący, zawsze rzeczowy, zawsze sarkastyczny.
Jeśli przesunę rękę tylko o milimetr, znowu dotknę dłoni, zimnej i oślizgłej, jakby była w stanie rozkładu. Nie wiem, kto leży obok mnie, kto towarzyszy mi w tym koszmarze, ale jeśli to człowiek, to jest już martwy. Dlatego z każdego kąta tej zamkniętej przestrzeni, której nie widzę, wydobywa się odór śmierci.
To zrobił Potwór… kto wie kiedy? I jestem pewna, że jeszcze chwila, i zabije mnie.
Z całych sił pragnę w jakiś sposób opanować strach.
Chcę, żeby zniknął ten łomot, i ten śmiech.
Muszę stąd wyjść, zanim Potwór wróci.
W końcu udaje mi się stanąć na nogi i zdesperowana, dotykając wilgotnych ścian, posuwam się powoli, szukając wyjścia, chcąc być jak najdalej od tej ręki.
Usiłuję w jakiś sposób skoordynować ruchy ociężałych drżących nóg, wysłać im sygnał, że są mi potrzebne, tu i teraz, bo muszę dokądś uciec, znaleźć ocalenie.
Ale nigdy nic się nie dzieje tak, jak zaplanuję. Nigdy.
Klucz obraca się w zamku. Już wszedł, już tu jest. Czuję, że mnie obserwuje; jego śmiech rozbrzmiewa jak echo z tamtego świata.
– Dlaczego, Andreo? Dlaczego? – pyta z udawaną życzliwością.
Ten głos… Ten głos…
Czuję silne uderzenie w głowę ostrym przedmiotem i padam na podłogę.
Łomotanie w mózgu i śmiech znikają.
Jestem pewna, że za chwilę przestanę oddychać.
– Boli mnie… – mówię do niego resztką sił, szeptem, na próżno oczekując odrobiny współczucia.
Potwór nie odpowiada. W ciszy pochyla się nade mną, czuję jego oddech. Jest w nim całe zło wypełniające jego duszę, zło, którego nie umiałam zobaczyć. Zdejmuje opaskę z moich oczu, żebym mogła go zobaczyć ostatni raz.
I w tych ostatnich chwilach życia zadaję sobie pytanie, czy rzeczywiście znamy bliskich nam ludzi.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Zamykanie oczu niczego nie zmieni.
Nic nie zniknie tylko dlatego, że nie widzisz, co się wydarza.
A nawet będzie jeszcze gorzej, kiedy je znowu otworzysz.
Tylko tchórz zamyka oczy.
Zamykanie oczu i zasłanianie uszu nie sprawi, że czas się zatrzyma.
HARUKI MURAKAMI
Kafka nad morzem
Przeł. Anna Zielińska-Elliot

ANDREA

Poniedziałek, 8 czerwca 2015 roku
ROCZNICA
Dzisiaj jest moja rocznica. To nie są moje urodziny ani dzień ślubu, nic w tym rodzaju. Dzisiaj mijają dwa lata od czasu, kiedy opuściłam więzienie, jakim stało się nasze mieszkanie na wąskiej uliczce Santa Anna w Barcelonie, po to tylko, aby wejść do innej klatki, która miała być moim zbawieniem. Lecz się nim nie stała; udało mi się tylko jeszcze bardziej od wszystkiego oddalić.
Wiem, że Nico, mój mąż, nadal obwinia mnie, że tak bardzo chciałam mieć to duszne mieszkanie, które, choć wyremontowaliśmy je według naszego gustu, okazało się najgorszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjęliśmy. Może nawet nienawidzi mnie za to, że przez długie lata musiał żyć w miejscu, w którym wszyscy sąsiedzi się od nas odwrócili. Poza tym nigdy nie wpadały do niego promienie słońca i przez cały dzień musieliśmy mieć zapalone światło w salonie, co było nie do zniesienia. I jeszcze ten brud, pijacy o trzeciej nad ranem wrzeszczący na ulicy, turyści…
Uparłam się, żeby mieszkać w tamtej okolicy, gdyż symbolizowała scenerię najpiękniejszej – moim zdaniem – powieści na świecie, Cienia wiatru, Carlosa Ruiza Zafona. Tam, na tej samej ulicy, na rogu Portal de l’Àngel, mieszkał jej bohater, Daniel Sempere, a ja wyobrażałam sobie, że mogłabym przeniknąć zapisane karty, znaleźć się w latach czterdziestych i trafić na tę chwilę, kiedy Daniel pochłaniał fikcyjną opowieść Juliana Caraxa z taką samą żarliwością jak ja, ilekroć pogrążałam się w lekturze tej książki.
Zastanawiałam się, czy Daniel Sempere też się tak czuł na tej ulicy, ale po chwili zaczynałam się z siebie śmiać, ponieważ dochodziłam do wniosku, że z pewnością popadam w obłęd. Sempere nie istniał; nie istniało jego mieszkanie, choć lubiłam sobie wyobrażać, że Zafón mógł przecież znaleźć inspirację w moim. Jedno było pewne: Sempere nie musiał znosić narzekań mojego męża, który nigdy nie rozumiał, jakie znaczenie miała dla mnie ta książka, a zwłaszcza ten egzemplarz, który przepadł pomiędzy masą pudeł, kiedy wyprowadzaliśmy się z mieszkania. Ciągle mam nadzieję, że go znajdę; jest mi tak potrzebny, mimo że każdy rozdział mam wryty głęboko w pamięć.
…i wędrowaliśmy ulicami Barcelony, uwięzionej pod szarym niebem i zamglonym słońcem1.
Ileż to razy marzyła mi się chwila, kiedy trzymając Nica za rękę, prowadzę go na Cmentarz Zaginionych Książek i każę mu przysiąc, że zatrzyma to w sekrecie. Głupio się teraz czasem czuję, bo już wtedy nie umiałam odróżnić kłamstwa od prawdy, fikcji od rzeczywistości…
Nie wiem, kiedy zaczęłam mieszać alkohol z pigułkami nasennymi, w którym momencie zaczęło się moje zejście do piekieł. Prawdę mówiąc, wiem, ale wolę nie pamiętać, bo to za bardzo boli. Czasem pamiętam, tylko czasem… i wtedy sobie powtarzam: Życie jest zbyt piękne, żeby je zmarnować. A potem wracam do rzeczywistości i zapominam o tej zasadzie, która dawniej, wiele lat temu, była dla mnie ściśle przestrzeganym nakazem.
Nico zarabiał na tyle dużo, aby zapewnić nam dwojgu umiarkowany komfort, więc ja zabrałam się za pisanie powieści kryminalnej i w rezultacie całymi dniami tkwiłam w domu, nie stworzywszy nawet jednej linijki tekstu wartego mojego wysiłku. Poza tym, stopniowo oddalaliśmy się od przyjaciół; dotąd nie wiem, dlaczego tak się stało, a jedyną osobą, z którą się spotykałam, była nasza sąsiadka, Clara. Dzięki jej częstym wizytom przestałam patrzeć na siebie jak na nieudacznika; zobaczyłam kogoś, kto ma marzenia i cele i kto pewnego dnia – nawet jeśli nie nadejdzie on prędko – zabłyśnie własnym światłem i nie będzie zależeć ani od męża, ani od nikogo.
Trzy lata starsza ode mnie Clara była niezwykła. Mieszkała sama, mając do towarzystwa dwa koty. Nieprawdopodobnie atrakcyjna, wysoka i szczupła, z pięknymi blond włosami, należała do osób, którym zawsze zazdrościłam, które samym pojawieniem się w jakimś miejscu rozświetlają je promiennym uśmiechem.
Czasem jest mi jej bardzo brak. A czasem o niej zapominam.
Ostatnimi osobami, które widziały Clarę żywą, byliśmy Nico i ja. Często we trójkę wychodziliśmy na kolację do pobliskiej restauracji La Lluna. Jej jasno oświetlona sala przenosiła nas w lata dwudzieste; uwielbialiśmy ich kremową zupę z dyni i zajadaliśmy się gotowanym na parze łososiem z ravioli w sosie z brokułów. Ale tamtego wieczoru Clara zaprosiła nas do siebie i jedliśmy pizzę. Potem Nico i ja poszliśmy spać, a ona została ze swoimi kotami.
Następnego dnia obudziły nas syreny wozów policyjnych zaparkowanych przed domem. Chociaż obecność policji w tej dzielnicy, z powodu kradzieży i bijatyk, nie była rzadkością, od początku miałam złe przeczucia i przypomniała mi się chwila, kiedy żegnałam się z Clarą poprzedniego wieczoru: spojrzała mi uważnie w oczy, posłała mi półuśmiech, który wydał mi się najsmutniejszy, jaki kiedykolwiek widziałam, i być może chciała powiedzieć coś innego niż zwykłe „Dobranoc”, ale jedynie dotknęła mojego ramienia w czułym geście pożegnania.
Gdy wyszliśmy na klatkę schodową, złe przeczucie się potwierdziło: dostęp do mieszkania mojej przyjaciółki został zamknięty, a jeden z policjantów trzymał oba koty, które na mój widok miauczały żałośnie, prosząc o pomoc.
– To oni, oni ją widzieli ostatni! – krzyknął, pokazując nas palcem, pan Gregorio, który mieszkał naprzeciwko Clary i znał absolutnie każdy krok młodej i atrakcyjnej sąsiadki.
– Co… co się stało? – zapytał Nico, równie zdezorientowany jak ja.
– Niczego nie możemy jeszcze potwierdzić, ale wygląda na to, że wasza sąsiadka zmarła z przedawkowania heroiny i w efekcie zatrzymania serca.
– Co takiego?! – zawołałam przerażona i jeszcze na pół senna. – To niemożliwe, Clara jest… No, nie, cholera. Clara była najzdrowszą osobą na świecie – powiedziałam, piorunowana pełnym dezaprobaty wzrokiem pana Gregoria, tak jakbym ja miała coś wspólnego z tą sprawą.
Stało się to o świcie w poniedziałek, piętnastego kwietnia. Od tej pory minęło niewiele ponad dwa lata i ta tragedia naznaczyła moje życie na zawsze.
Policja przesłuchała wszystkich mieszkańców, Nica i mnie znacznie dokładniej, bo rzeczywiście byliśmy ostatnimi osobami, które widziały Clarę żywą, ale w żadnym momencie nie byliśmy o nic podejrzewani. W chwili jej śmierci spaliśmy spokojnie i chociaż nie mogliśmy tego udowodnić, głęboki smutek świadczył o naszej niewinności.
Nico, prawnik i członek renomowanego zespołu adwokackiego, popytał wśród kolegów i w ten sposób niebawem dowiedzieliśmy się, że po autopsji i praktycznie nieistniejącym śledztwie stwierdzono, że śmierć była przypadkowa. Zdaniem policji, nikt nie był w nią zamieszany, ja jednak w to nie wierzyłam.
Nie, w żadnym wypadku. Mogli się sami mylić, mogli wprowadzać w błąd innych, lecz ja zawsze byłam przekonana, że ktoś wszedł w nocy do mieszkania Clary i zabił ją w sposób okrutny i jednocześnie dobrze obmyślony, nie popełniając przy tym żadnego błędu. Dla policji najwygodniej było uznać Clarę za narkomankę.
Pamiętam, że na pogrzebie płakałam jak nigdy i Nico musiał mnie odwieźć do domu; nie mogłam nawet pojechać z kościoła na cmentarz. I od tego czasu w samotności płaczę, kiedy o niej myślę (...)


***

Thriller hiszpańskiej autorki w niczym nieustępujący "Dziewczynie z pociągu". 


CZY RZECZYWIŚCIE WIECIE, KIM SĄ BLISCY WAM LUDZIE?

„Tutaj nigdy nic się nie dzieje”, powiedziała kiedyś María i dodała: „Ale gdyby coś się zdarzyło, ty byś o tym wiedziała i jeśli komuś wpadłoby do głowy popełnić tu morderstwo, na pewno nie uniknąłby kary…” fragment książki.

Spokojne osiedle pod Barceloną.
Ignorowana przez męża, uzależniona od alkoholu i środków uspokajających Andrea spędza całe dnie na obserwowaniu przez okno życia sąsiadów.
A zwłaszcza idealnego małżeństwa mieszkającego po drugiej stronie ulicy. Beznadziejną rutynę przerywa zniknięcie sąsiadki z naprzeciwka. Alkohol i tabletki to nie najlepsze połączenie. Andrea nie może mieć pewności, czy to, co widzi i słyszy, rzeczywiście się dzieje, czy rodzi się w jej zamroczonym umyśle. A może to wytwór fantazji niespełnionej pisarki?
Mimo to chce odkryć prawdę. Nawet wtedy, gdy sama zaczyna się czuć coraz bardziej zagrożona. Zwłaszcza wtedy.







Autor: Sabina Bauman - klik zdjęcie
Copyright © 2014 Mniej niż 0 - Mini Recenzje , Blogger